niedziela, 15 stycznia 2017

7. Popołudnie dnia 736

-Jonginnie! -Uśmiechnął się uradowany Baekhyun, od razu wciągając przyjaciela do swojego kolorowego mieszkania. -Soku? Herbaty? Kawy? Upiekłem ciastka! Skąd wiedziałeś, że jestem w domu? Normalnie pracuję i-
-Za dużo gadasz -przerwał mu Kai siadając na kuchennym krześle. -Nie pomyślałem o tym, że może cię nie być.
-Bezrobotni zapominają, że inni pracują, tak? -skwitował nalewając pocącemu się blondynowi zimnego soku. Podał go mu i uśmiechnął się przeczesując swoje ciemne włosy. -Wziąłem wolne na ten tydzień, więc masz szczęście... D.O u mnie był w nocy, dupku.
-Wiem, Sehun mi powiedział -westchnął Kim. -Co z nim?
-Jest przez ciebie zrozpaczony, idioto. Tyle, że jestem pewien, że nic nie zrobiłeś, mylę się?
-Nie.
-Wiem, bo jestem nieomylny, heh. Więc mu to powiedziałem, jesteś zbyt w niego wpatrzony, aby zrobić coś takiego z pierwszą lepszą larwą. Waginy... fu.
-No wiesz, ty byłeś gejem od zawsze, więc Chanyeol by ci uwierzył. Ze mną i Kyu to tak nie działa.
-Domyślam się, ale spoko. Zrobiłeś już testy?
-Dziś.
-No i po problemie. Pokażesz mu je i tyle. A co cię w ogóle sprowadza w moje najpiękniejsze progi? -Usiadł na blacie kuchennym i zaczął machać nogami, na których znajdowały się koronkowe skarpetki. Nie wnikajmy.
-Chciałbyś sfałszować moje CV tak, abym idealnie się nadawał na nauczyciela edukacji seksualnej?
-Chcesz być nauczycielem edukacji seksualnej? Serio? -Zastanowił się i ułożył usta w dzióbek. -Ale super! Kai! To może być idealna praca dla ciebie! Jestem dumny! -Wesoło zeskoczył z blatu i zaczął pućkać poliki Kima. Ten od razu odtrącił jego dłonie.
-Też tak myślę, to co, pomożesz mi?
-Jasne! -Rzucił mu się na szyję mimo protestów. -Kyungsoo będzie taki szczęśliwy, gdy się dowie, że w końcu masz pracę!
Usłyszeli kaszlnięcie i odwrócili się w tamtą stronę. Zobaczyli Chanyeola, który patrzył na nich zmęczonym wzrokiem.
-Channie! -Baekhyun od razu się na niego rzucił oplatając swoje nogi wokół jego pasa. -Co tak późno dziś? Tęskniłem!
-No widziałem... twoja miłość do ciągłego przytulania się do wszystkich troszkę mnie martwi.
-Jak można być zazdrosnym o Kaia? -Baekhyun uniósł zaskoczony brwi i spojrzał na blondyna, o którym mówił.
-Nie mów o mnie, jakbym był gównem!
-Sorki, Jonginnie -Wzruszył ramionami i w końcu zszedł z Parka. Pocałował go w krótko w usta. -Po prostu moja żabcia ma problemy z zazdrością.
-366 dni w roku.
-Kai, rok ma 365 dni.
-A, no być może. Mam problemy rodzinne, ok? Nie każ mi myśleć.
Usiedli razem przy stole, a Chanyeol dowiedział się właściwie o całej sytuacji, która odbyła się niedawno w domu małżeństwa Kim. Zdziwiony spojrzał na Jongina, ale zgodnie z Baekhyunem stwierdził, że faktycznie, też nie wierzył, aby Kai był do tego zdolny. Jongin uśmiechnął się. Ogólnie rzecz biorąc był szczęściarzem mając tyle zaufanych przyjaciół wokół siebie. Nie wiele ludzi spotykało na swojej drodze tylu świetnych ludzi, którzy od razu chcą ci pomóc, nie ważne co się stało. Kai wiedział, że ma szczęście i w takich chwilach żałował, że rzadko kiedy myślał o tym w ten sposób i często na nich marudził.
-Dobra, spadam. Dzięki za pomoc. Kiedy mógłbyś mi podesłać to CV?
-Do jutra się uwinę, wpisać ci wyższe pedagogiczne?
-Jak chcesz, byleby było ok. Dzięki, klucho.
Gdy wyszedł, skierował się w stronę swojego mieszkania. Nie miał pojęcia, czy Kyu jest w domu, czy nie, ale postanowił spróbować się z nim jakoś skontaktować, bo telefonu nie odbierał. W pewnym sensie nie dziwił mu się, ale jednak no halo, mógłby dać znak życia, że wszystko jest okay. Kai po prostu się martwił, to chyba normalne?
Wszedł do przyjemnie chłodnej klatki schodowej i westchnął z przyjemności. Dzisiejszy upał był naprawdę nie do zniesienia. Wszedł po schodach i stanął przed drzwiami że srebrną tabliczką z napisem 'Kim'. Nie był tu od wczoraj, a miał wrażenie jakby minął conajmniej miesiąc.
-D.O? To ja! -Zapukał i krzyknął, aby potem ugryźć się w język. Mógł nie krzyczeć, byłoby wtedy większe prawdopodobieństwo, że ten nie zignoruje pukania i wpuści gościa. -Wpuścisz mnie? Żabciu...? -mówił głośno tego typu rzeczy przez kolejne kilka minut, aż w końcu otworzyły się sąsiednie drzwi.
-Zamknąłbyś w końcu tego ryja, Kim -warknęła sąsiadka, czyli starsza pani o nieprzyjemnych, wyłupiastych oczach.
-Też miło panią widzieć -odpowiedział nawet na nią nie patrząc i stukał dalej w drzwi.
-Jeśli nie otwiera, to go nie ma, więc możesz iść -powiedziała przez zaciśnięte zęby.
-Jeśli nie pukałem do pani, również nie powinna pani otwierać drzwi, więc wal się kobieto -W końcu na nią spojrzał zirytowanym spojrzeniem.
Kobieta prychnąła i uśmiechnęła się wrednie.
-Wiedziałam, że takie pedały jak wy,  w końcu się rozstaną. Co, wywalił cię?
Kai zrobił krok ku niej, aby jakkolwiek odpowiedzieć na jej słowa, ale zdążyła zamknąć za sobą drzwi. No super, przyszła, wkurwiła, poszła. No dokładnie jak komornik. Przypadek?
Jongin usiadł na schodach i schylił głowę. Postanowił tu poczekać, ale miał wrażenie, że to trwa w nieskończoność. Teoretycznie mógłby pójść do Sehuna po swoje klucze, które tam zostawił, ale nie chciało mu się tu ponownie wracać. Oparł głowę o ścianę i nawet nie wiedział kiedy, ale przysnął. Obudził się, gdy było już ciemno i z zaskoczeniem zauważył, że przy jego nodze stoi kartonik z soczkiem pomarańczowym, który zawsze mu kupował D.O, gdy szedł do sklepu. Kupował go z przyzwyczajenia, bo Kai po prostu zawsze o niego prosił, a pił go po prostu od zawsze, naprawdę go lubił.
Westchnął i pokręcił głową. Wbił słomkę w kartonik i pociągnął kilka łyków z uznaniem. Popatrzył na drzwi wiedząc, że za nimi na pewno jest Kyu, ale postanowił go dziś nie nachodzić o tak późnej godzinie, bo nie dość, że zły, to na pewno jest zmęczony po pracy. A te połączenie u niego nie było zbyt idealnym do rozmowy i przeprosiny.
Wyszedł więc z budynku siorbiąc soczek i myśląc o życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz