niedziela, 15 stycznia 2017

11. Co się dzieje z Kaiem po dniu 200

Pierwsze, co planował zrobić, to iść ponownie do szkoły Dyo i zrobić tam po prostu w końcu totalny porządek. Nie był jednak głupi. Jeśli siła nie zadziałała raz, nie podziała na oprawców Kyungsoo i drugi.
Jongin właściwe nigdy nie rozumiał ludzi z depresją, i w sumie niezbyt często zastanawiał się, jak to jest widzieć świat w ciemnych kolorach, a wręcz nie widzieć go wcale. 
Tak jakby teraz wcale nie potykał się o własne nogi, gdy szedł chociażby się odlać. Nie wywalił się też w przeciągu trzech dni od rozmowy dobre siedem razy ze schodów. Tak... wcale.
Musiał przyznać przed samym sobą, że nie było z nim dobrze. Czuł się pusty. Dokładnie tak, jak ludzie, których nigdy nie rozumiał.
Nastolatek chodził solidnie zdenerwowany. W sumie był wściekły nie na tych idiotów, którzy ponownie pobili Dyo, ale przede wszystkim na siebie, że nie przewidział czegoś takiego. Zazwyczaj zwykłe pobicie wystarczało, dlaczego w tym wypadku nie mogło?
Jego telefon bombardowany był przez ciągłe wiadomości Sehuna na przemian z Baekiem i Chanyeolem. Pytali, co się z nim dzieje, i jak poszło z Dyo. Pukali nawet nieraz do jego drzwi, ale ten siedział zamknięty w pokoju, otoczony swoimi brudnymi ciuchami i brakiem sensu życia. Zastanawiał się, co powinien zrobić, ale o dziwo po raz pierwszy w życiu miał w głowie tak wielką pustkę i nie miał na nic siły. Tak, ten Kai zaczynał mieć na wszystko wyjebane. Czy to źle, że chciał Kyungsoo tylko pomóc? A on go teraz nienawidzi i traktuje jak najgorsze zło. Starał się nawet do niego pisać, z marnym jednak rezultatem.
Po czwartym dniu siedzenia w pokoju, matka wyrzuciła go, ładnie mówiąc, do sklepu po chleb. Chcąc nie chcąc, musiał się zgodzić. Z tą kobietą naprawdę nie warto przeginać. Nie, to nie po ojcu Kai ma taką krzepę w dłoniach.
Gdy kupił już, co miał kupić, usiadł na ławce w tym parku. Chwycił kawałek bułki, którą jadł od jakiegoś czasu i tępym wzrokiem zaczął rzucać ją gołębiom zebranym dookoła, przez co wyglądał jak te wszystkie babcie o poranku.
— Ej, murzyn. — Usłyszał przy sobie dobrze znany głos. — Miło to nas tak unikać?
— Odwal się — odpowiedział krótko, nawet nie zerkając na Baekhyuna, który usiadł obok niego po turecku.
— To, że ci nie wyszło z Kyungsoo, nie znaczy, że masz nas zlewać, ty tępa pało — warknął starszy i kopnął blondyna w łydkę. — I możesz nie rzucać tego chleba tym ptakom w głowę?!
— Obrońca gołębi się znalazł — odparł niewzruszony Kai, gdy po raz kolejny trafił prosto w główkę kolejnego ptaka. Ten wyjątkowo go wkurzał, więc nazwał go Kiss, albo Kris. Jakkolwiek. — Skąd wiesz, że mi nie wyszło?
— Bo nie przyleciałeś z rakietą w dupie, że gadałeś z Kyungsoo cztery dni temu, jak planowałeś. A no i nas unikasz, a twoja matka pewnie ma dość twojego siedzenia w domu, więc kazała ci pójść do sklepu, mylę się?
Kai nie odpowiedział, tylko pochylił się trochę do przodu i zapatrzył na swoje szare, brudne dresy. Pociągnął nosem, przez co Baek spojrzał na niego szczerze zaskoczony.
— Ja jebię... czy ty płaczesz? — zapytał, unosząc brwi i pochylając się, by zerknąć na zaszklone oczy przyjaciela. — O cholerka... ty naprawdę płaczesz... — Baekhyun automatycznie zaszlochał. — Nie chciałem cię obrażać, serio... wiem, że ci ciężko!
Rzucił się mu na szyję, ale Kai odepchnął go gestem ręki, przy okazji przecierając swoje oczy.
— Ja pierdolę, nie klej się do mnie, nie jestem kluchą jak Chanyeol.
Baekhyun pokiwał szybką głową, od razu zaprzestając płaczu i przybierając swoją normalną minę oraz lekceważący ton.
— Sorry, nie wiedziałem co zrobić, pierwszy raz widzę jak ryczysz. — Wzruszył ramionami i zaczął jeść bułkę z parówką, którą cały czas trzymał w dłoni.
Kai przewrócił oczami.
— Ciągle żresz, powiem Chanyeolowi. Pobiegałbyś czasem.
— On kocha moje ciało, ma co przytulać. — Baek uśmiechnął się z pełną buzią i z pewnością wypisaną na twarzy.
— Wmawiaj sobie, dupa ci rośnie — warknął Kai, będąc wciąż zirytowanym swoją sytuacją i tą rozmową.
Tym razem Baekhyun parsknął na jego słowa i zamilkł, nie chcąc tego nawet komentować.
— Baekhyun... co ja mam zrobić? Nie ruchałem od 205 dni...
— Ty imbecylu. — Baekhyun walnął się w czoło. — To jest serio twoje jedyne zmartwienie?! My się o ciebie martwimy, a ty...
Kai nie odpowiedział.
— Ej, w sumie... serio powstrzymujesz się już od tylu dni? TY?! — Baek patrzył na niego jak na... nie Kim Jongina aka wiecznie napalonego samca alfa. — Ej, naucz Chanyeola. Serio, zapłacę, czy coś. On nie wytrzyma dwóch tygodni. Nie wie, jaki to ból być uke? Pajac jeden.
— Lubisz to — skwitował krótko Jongin.
— Nie.
— Jasne.
— Może trochę — Odwrócił wzrok. — Nieważne. Nie gadamy teraz o mnie. Kai, masz wrócić do szkoły i ogarnąć swoje zjebane życie.
— Muszę to naprawić, czaisz? Jak mam to do kurwy nędzy zrobić, ty głupia klucho?!
— Pomożemy ci, debilu. Masz przyjaciół, nie unikaj nas. Chyba od czegoś jesteśmy, tak? Wymyślimy coś, nie wiem co, ale lepiej wyjdzie razem, niż jakbyś wpadł na ten swój kolejny złoty plan.
Jongin westchnął głośno i pokręcił głową, tym samym kapitulując. Może i ma zjebane życie, ale przyjaciół faktycznie złotych.
— Dobra, ale macie wymyślić coś zajebistego. — Wstał z ławki, zostawiając wciąż jedzącego Baekhyuna. — Będę już jutro. —Pomachał ręką od niechcenia, odchodząc powoli w kierunku swojego domu.
— Jeśli nie przyjdziesz, wykastrujemy cię i nie zaruchasz więcej niż 205 dni, a przede wszystkim nie prześpisz się z  Kyungsoo.
Byun nie doczekał się odpowiedzi. Nie zraziło go to ani trochę, bo w spokoju dokończył drugą bułkę.
👬❤👬
Kolejnego dnia usiedli we czwórkę na stołówce i zaczęli burzę mózgów.
Bardzo cichą burzę mózgów tak właściwie, bo przy ich stoliku panowała bardzo dotkliwa cisza. Patrzyli na siebie, przegryzali wargi i bełtali pałeczkami w jedzeniu. Jedynie Kai ze skupioną miną jadł rękoma swoje frytki literki. Tak, w liceum podają frytki literki i owszem, Kai je uwielbia. To, że jedząc je ze swoją kamienną twarzą wygląda dość zabawnie, to już zupełnie inna sprawa.
— Więc... — zaczął Sehun.
— Więc... — powiedział, patrzący na niego Baekhyun.
— Więc... — mruknął zrezygnowany Chan.
— Więc może w końcu coś powiecie? — warknął zirytowany Kai. — Mieliście mi pomóc.
— Staramy się, ale wszystkie moje pomysły sprowadzają się do wpierdolu... — mruknął najniższy z nich.
— Baek, słownictwo. — Upomniał go jego chłopak, uderzając go w tył głowy. Takie słowa nie pasowały mu do jego małego słodziaka, więc karcił go przy każdej okazji, mając nadzieję, że to coś zmieni.
— Wiem! — wykrzyknął po dłuższej chwili Sehun, olśniony pomysłem i z radości aż gwałtowanie wstał, przez co jego krzesło znacznie się przesunęło i upadło. Usłyszał pisk, wiedząc, że ktoś na to krzesło wpadł.
— Ślepy je...?! — krzyknął, odwracając się, ale momentalnie ucichł, widząc wpatrzone w siebie duże, jelenie oczy. Blondynek szybko podniósł się z podłogi, postawił krzesło i wydukał piskliwe przeprosiny, odbiegając, zanim Sehun zdążył chociażby się poruszyć.
Sehun opadł załamany na krzesło i schował twarz w dłoniach.
— Znowu to zrobiłem... — mówił, bujając się w przód i w tył. — Boi się mnie jeszcze bardziej... boi się mnie... boi się mnie... — mówił to jak mantrę.
— Channie, przyjaźnimy się z przegrywami... — Baekhyun patrzył na dwójkę załamanych przyjaciół, kładąc głowę na ramieniu wyższego. — Obydwaj zakochani w bojących się ich kujonkach. To takie słodko-przykre, nie sądzisz?
— Przynajmniej Sehun ma niby jakiś pomysł. — Uniósł brew, patrząc na załamanego ciemnowłosego. — Ale na razie chyba się nie dowiemy jaki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz