niedziela, 15 stycznia 2017

8. Dobry koniec dnia 198

— A ty to kto? — Wysoki chłopak o twarzy podobnej do konia uniósł wysoko głowę z pogardą, patrząc na zbliżającego się w szybkim tempie Jongina.
— Aktualnie? — Uśmiechnął się kącikiem ust, mrużąc wściekle oczy. — Twój największy koszmar, chuju.
Pierwszy cios był najmocniejszy. Przeciwnik nawet się nie spodziewał, że ktokolwiek ośmieli się go uderzyć, zwłaszcza po obrażeniu szkolnego popychadła. Patrząc po zdziwionych spojrzeniach ludzi zebranych dookoła, i oni byli zaskoczeni obrotem spraw. Nikt jednak nie odważył się nawet zatrzymać Kima, widząc wściekłość wymalowaną na jego twarzy. Byli zbyt tchórzliwi, by pomóc. Mogli jedynie patrzeć.
Kai uśmiechał się z satysfakcją, zadając kolejne ciosy, licząv od twarzy, klatki piersiowej, aż do podbrzusza. Następnie kopnął chłopaka tak, że ten upadł i chyba dopiero wtedy jego kumple ocknęli się z szoku i rzucili w kierunku swojego przyjaciela, aby mu pomóc. Dokładniej to było ich trzech, całkiem wysokich i dobrze zbudowanych. Czy oni naprawdę myśleli, że Kai tego nie przewidział? Błagam, co to byli za amatorzy. Jongin tylko czekał na ten moment i wykonał kilka sprawnych, nagłych ruchów, aby i oni znaleźli się na szkolnej, jakże czystej podłodze. Ich lider wyglądał najgorzej. Z wargi, łuku brwiowego oraz zakrzywionego już nosa ściekała obficie krew, brudząc mu jeden z tych, jak to powiedział ten głupi koleś, który dał mu ubranie, 'lepszych mundurków'. Cóż, jeśli stać go na taki ubiór, pralnia to chyba nie problem?
Kai nachylił się nad ciemnowłosym, a ich czoła niemalże się stykały. Z jego oczu dalej nie wyparował gniew, a uśmiech był wypełniony czystą wściekłością z powodu obrażania jego ukochanego.
— Jeszcze jeden, jebany raz go obrazisz, tkniesz, czy chociażby spojrzysz w jego kierunku, a wpierdolę ci tak, że twoje flaki będą cudownie zdobić każdą ścianę tej zasyfiałej szkoły. Rozumiesz? Będzie można z nich kurna karniaki na ścianach malować. Obiecuję ci to. — Uniósł go lekko za kołnierz i spojrzał na niego zwężonymi źrenicami. Jego przeciwnik nie odzywał się. Widać było jedynie po jego przerażonym spojrzeniu, że ten chyba zrozumiał jasny komunikat Kima.
Kai w duchu starał się nie zaśmiać z wystraszonej miny tego idioty, ale nawet dla tak cudownego aktora, jak on, było to dość trudne.
Mimo długiego oczekiwania przez Jongina, wysoki chłopak w dalszym ciągu mu nie odpowiedział, więc Kai uderzył go z łokcia jeszcze raz w nos, przez co ten zaskomlał żałośnie. Ponownie uniósł go na wysokość swojej twarzy.
— Zapytałem, czy rozumiesz. — warknął blondyn, ściskając jego szyję.
— T...tak — odpowiedział  ranny, nie patrząc mu jednak w oczy.
Kai, będąc w pełni usatysfakcjonowanym, wstał i uśmiechnął się zwycięsko.
— Chyba ja czegoś nie rozumiem. —Jongin usłyszał tuż przed sobą basowy głos, przez który odruchowo na jego skórze pojawiła się gęsia skórka.
Zdziwiony spojrzał w tym kierunku i zobaczył otyłego mężczyznę, patrzącego na niego nieprzychylnym wzrokiem.
— A ty jesteś...? — zapytał niezbyt przejęty Jongin, unosząc brwi. Chwilowe zdziwienie już mu przeszło, więc z jego twarzy nie emanowała właściwie żadna emocja. Dalej był głodny.
Jeśli cisza mogłaby osiągnąć skalę ujemną, to właśnie taka najprawdopodobniej zapanowała właśnie w tym momencie w całej szkole.
— Żartujesz sobie, chłopcze? — zapytał siwowłosy, starszy pan, niemalże warcząc. Ręce zacisnął w pięści, a jego cała twarz przybrała odcień dojrzałego pomidora. Chyba nie był przyzwyczajony do takiego braku szacunku ze strony uczniów.
Kai zaczął rozglądać się na boki, szukając odpowiedzi, aż w końcu usłyszał gdzieś za sobą damski szept.
— To dyrektor.
Kai natychmiastowo spojrzał na grubego faceta, którego powieka niebezpiecznie drgała.
— No i fajnie. — mruknął, wywracając oczami. Raczej niezbyt przejęło go wysokie stanowisko faceta, stojącego przed nim. — Co chcesz?
Dyrektor uniósł brwi, zdziwiony zuchwalstwem blond chłopaka stojącego przed nim.
— Słucham?
— Pytam się, co chcesz. Chcesz mnie ukarać, że pomogłem komuś w potrzebie? Że ty tego nie zrobiłeś przez tyle czasu?
— O czym ty mówisz? Z której jesteś klasy? Dzwonię po twoich rodziców. — powiedział stanowczo. Następnie zwrócił się do tłumu, wskazując na grupkę, leżącą na ziemi. — Zabierzcie ich do pielęgniarki.
Na początku nikt nie zareagował, ale w końcu z wahaniem podeszło do nich kilka osób i pomogło poszkodowanym wstać. Gdy zniknęli z pola widzenia, dyrektor kontynuował rozmowę.
— Do mnie. Do gabinetu, w tej chwili. — Już odwrócił się, aby odejść, ale zatrzymała go odpowiedź Kaia.
— Nie —  Rozbawiony Kai wzruszył ramionami. Nie będzie się słuchał kogoś, kto mimo starszego wieku, nie ma prawa być dla niego autorytetem.
— Czy ty, gówniarzu, nie za dużo sobie pozwalasz?! — krzyknął wysoki facet, odwracając się, nie wytrzymując już irytacji spowodowanej takim zuchwalstwem. — Do mnie, albo rodzice przyjadą już tylko po twoje rzeczy, wywalę cię!
— To by było raczej trudne, bo nie uczę się w tej szkole. — Kai uśmiechnął się perliście, a zmieszana mina głowy tej szkoły, była dla niego niczym słodka ambrozja.
Starszy zmierzył wzrokiem jego mundurek, wyraźnie domagając się wyjaśnienia. To jednak nie padło, bo Kai wyminął go, aby udać się do wyjścia ze szkoły. Odwrócił się jeszcze na pięcie i spojrzał na Kyungsoo, który od dawna nie odezwał się nawet słowem. Zobaczył, że jego śliczne, duże oczy przysłaniają łzy, które zaczęły również skapywać mu po policzkach. Patrzył na Kaia, nie wiedząc, jak powinien zareagować. Obcy chłopak go tak po prostu... ochronił. Jego, Kyungsoo. Nic nie wartego dla innych śmiecia Kyungsoo.
Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł wydobyć nawet głosu ze ściśniętego z emocji gardła. Kai uśmiechnął się lekko i posłał mu oczko, pilnując, by przypadkiem nie dostać palpitacji na widok jego rumianych policzków, spowodowanych jego osobą. Dyo właśnie płacze z jego powodu i to raczej nie są łzy smutku. Może być piękniej?
— Koleś, pilnuj może tego, co się dzieje w twojej szkole, co? — warknął jeszcze raz w stronę pana i władcy tej budy. — Albo obserwuj czasem kamery, zamiast żreć ciastka.
Dumny ze swojego krótkiego, aczkolwiek treściwego wystąpienia skierował się do wyjścia i odetchnął świeżym powietrzem, unosząc ręce do góry w geście zwycięstwa. Teraz już na pewno Kyungsoo uważa go za bohatera i go skrycie kocha! Kai był też zaskoczony, że pomoc komukolwiek sprawi mu kiedykolwiek aż taką przyjemność i satysfakcję. To nawet miłe uczucie.
Resztę dnia Jongin przeleżał w pobliskim parku pod drzewem, ale wrócił pod ten zapyziały budynek raz jeszcze, aby spotkać się z tym... Kissem? Krisem? Dobra, i tak nie pamięta.
Ten przyszedł punktualnie, więc szybko przebrali się w swoje ciuchy. Gdy Kris wyciągnął rękę po zapłatę za wymianę, Kai przybił mu piątkę w otwartą dłoń.
— Chuja dostaniesz. — Uśmiechnął się Jongin, patrząc na niego z pogardą. — Jeśli nigdy nie pomogłeś Kyungsoo, nie mam powodu, aby dawać ci cokolwiek, śmieciu.
Wyszedł z budynku pełny satysfakcji, stwierdzając, że to był naprawdę bardzo dobry dzień, który należy uhonorować oddzielną stroną w pamiętniczku i kubkiem dużej bubble tea. Tak, ta herbata zdecydowanie była jego drugą miłością i dziś była możliwa, skoro oszczędził na nielegalnym wypożyczeniu mundurka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz