Nie poszedł dziś do szkoły, ponieważ tak jak sobie obiecał, zamierzał zrobić porządek z tymi, którzy gnębią jego przyszłego męża. W sumie jakby się zastanowić to 'porządek' było zbyt łagodnym określeniem. On planował ich wszystkich zniszczyć, wyrwać genitalia i pewnie zrobić jeszcze kilka ciekawych rzeczy, których jeszcze nie zdążył wymyślić.
Już od dłuższego czasu szedł kilka metrów za chłopakiem, który jak zawsze z zaciekawieniem rozglądał się wokoło, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół drzew i ludzi przechodzących obok niego. Był piękny, jak te wszystkie drzewa wokół niego.
Po kilku minutach zawziętego wpatrywania się przez blondyna w jego plecy, Kyungsoo jakby to poczuł i spojrzał za siebie. Kai jednak szybko obrócił się, tak, aby to wyglądało całkowicie normalnie, jakby właśnie szedł w przeciwnym kierunku. Kyungsoo chyba nie zwrócił uwagi na to, że przecież nawet nie mijał tak ubranego chłopaka, ale to nie było dla niego bardzo istotne. Wzruszył lekko ramionami i ponownie ruszył wolnym krokiem przed siebie.
Jongin przeczekał długie sekundy i ponownie zaczął iść za drobnym chłopakiem. W międzyczasie włączył nagrywanie w telefonie, aby móc sobie wieczorem przed snem popatrzeć na tył ukochanego.
Po kilku minutach, Dyo wszedł w końcu do budynku szkoły, a Kai zatrzymał się, miziając swoją brodę.
Zastanawiał się właśnie, jak w ogóle zamierza odkryć, przez kogo jego sówka jest gnębiona, skoro nie jest tu uczniem i teoretycznie nawet nie powinien znajdować się w budynku. Zwłaszcza, że z tego, co powiedział mu Baek, który był tu już kilka razy, przy wejściu zawsze siedzi staruszek, który bacznie pilnuje porządku na głównym hallu.
Tymczasem Jongin nie miał na sobie nawet mundurka w kolorach tej szkoły, a wręcz przeciwnie, bo ubrany był w swój granatowy, który nie wróżył mu tu zbytniej anonimowości. Mógł zabrać ze sobą ubrania na zmianę, ale o tym nie pomyślał, a rodzice pytaliby się na pewno po co mu to. W skrócie nie miał planu, bo wczoraj gdy wrócił, po prostu rzucił się na łóżko i w takiej pozycji spał do rana. To nie było zbyt rozsądne, ale znał się już kopę lat i wiedział, że jego plany nigdy nie wypalają, dlatego już od dłuższego czasu zawsze wolał pójść na żywioł i obserwować, co z tego wyniknie. Jeszcze przecież żyje, więc chyba nie może być najgorzej.
Tymczasem Jongin nie miał na sobie nawet mundurka w kolorach tej szkoły, a wręcz przeciwnie, bo ubrany był w swój granatowy, który nie wróżył mu tu zbytniej anonimowości. Mógł zabrać ze sobą ubrania na zmianę, ale o tym nie pomyślał, a rodzice pytaliby się na pewno po co mu to. W skrócie nie miał planu, bo wczoraj gdy wrócił, po prostu rzucił się na łóżko i w takiej pozycji spał do rana. To nie było zbyt rozsądne, ale znał się już kopę lat i wiedział, że jego plany nigdy nie wypalają, dlatego już od dłuższego czasu zawsze wolał pójść na żywioł i obserwować, co z tego wyniknie. Jeszcze przecież żyje, więc chyba nie może być najgorzej.
Stał więc sobie właśnie już od jakiegoś czasu przed głównym wejściem i mimo wpadających na niego co chwila osób, nie przesunął się ani o centymetr w bok. Był uparty, owszem. Jeśli chce tu stać, to będzie stać.
— Przesuń się — warknął w końcu jeden chłopak i trącił niższego blondyna dość mocno barkiem.
Kai nadal miał to w głębokim poważaniu, ale zmarszczył brwi i zaczepił go, nie skupiając się zbytnio na jego twarzy, która nie wyglądała na zbytnio sympatyczną.
— Chcesz zarobić? — zapytał z uśmiechem Kim, chwytając go za ramię. Wiedział, że w tej szkole są raczej nastolatkowie mający kasy jak lodu, jednak co szkodziło zapytać?
— Hę? — Wysoki chłopak spojrzał na niego zaciekawiony, jednak w jego oczach widać było lekką kpinę.
— Pożyczysz mi na dziś swój mundurek. Dam ci za to 30000 won.
— 30000? — Ku zdziwieniu Kima, był wyraźnie zainteresowany propozycją. Ten widząc jego pytający wzrok, od razu postanowił to wyjaśnić. — Rodzice ostatnio się wkurwili i zablokowali mi kartę. Złotą kartę — podkreślił. — Trochę kaski się przyda, tyle że... wtedy nie będę mógł pójść do szkoły. Nie mam drugiego mundurka w szatni.
— To nie pójdziesz — odpowiedział niewzruszony Kai, wzruszając ramionami. — Wagary se zrób. To tylko jeden dzień. Zaszalej, miej coś z życia.
Chłopak patrzył jeszcze chwilę krzywo na granatowy mundurek blondyna, który pochodził z wrogiej jemu szkoły, ale w końcu pokiwał lekko głową, zgadzając się na propozycję.
— Zgoda. Ale oddasz mi go dziś o 18. Masz tu przyjść — Spojrzał na niego mimo wszystko dość podejrzliwie. — W ogóle to Kris jestem.
— I tak nie zapamiętam — Kai wywrócił oczami, ignorując wyciągniętą w jego stronę rękę, którą Kris zirytowany po chwili schował w kieszeni.
— Nieważne. Ma być w nienaruszonym stanie. To drogi materiał.
— Jasne — Jongin udał, że naprawdę go to wszystko obchodzi i wszedł przed wyższym do środka. Kris od razu poszedł za nim, rozglądając się wokoło, jakby co najmniej włamywali się do bazy wojskowej.
Wbiegli czym prędzej do najbliższej toalety, gdzie od razu się przebrali bez zbędnych rozmów. Kai nie wybrał właśnie tego postawnego ucznia przypadkiem, bo na oko wcześniej ocenił, że nosi podobny, jak nie ten sam rozmiar ubrań co on, przez co obce mundurki leżały na nich wręcz idealnie.
Wbiegli czym prędzej do najbliższej toalety, gdzie od razu się przebrali bez zbędnych rozmów. Kai nie wybrał właśnie tego postawnego ucznia przypadkiem, bo na oko wcześniej ocenił, że nosi podobny, jak nie ten sam rozmiar ubrań co on, przez co obce mundurki leżały na nich wręcz idealnie.
— Chujowe te ciuchy macie. — stwierdził blondyn, prostując ręce. Przejrzał się jeszcze w lustrze, krzywiąc usta na kilkanaście różnych sposobów. — Niewygodne i wyglądają jak garnitur. Kyungsoo nigdy w takim nie widziałem.
— Bo u nas są mundurki 'lepsze' i 'gorsze'. Ten jest z najwyższej półki oczywiście i stać mnie na niego w przeciwieństwie do niektórych — prychnął — Pamiętaj, o 18 chcę moje rzeczy i zapłatę.
— Taaa — Kai wychylił się zza drzwi, do których przed chwilą podszedł i zobaczył pusty korytarz. Lekcje już się zaczęły, a on nawet nie usłyszał dzwonka. — A właśnie, znasz może Dyo Kyungsoo?
— Która klasa? — zapytał, zakładając rękę na rękę.
— Nie wiem. Duże oczy, brązowe włosy, wygląda trochę jak sowa.
Chłopak parsknął śmiechem, i przeczesał blond włosy dłonią.
— Czemu go szukasz?
— Czemu się śmiejesz?
— Pierwszy zapytałem. — Kris stanął naprzeciwko niego z tym swoim pewnym wyrazem twarzy.
— Mam do niego sprawę.
— Nie możesz na niego zaczekać po szkole?
— To skomplikowane, czemu się śmiałeś? — Spojrzał na niego ostro. Nikt kurna nie będzie się śmiał po usłyszeniu boskiego imienia, jakim było Dyo Kyungsoo.
— Największy kujon w budzie. Zabawne są z nim akcje. — Wyższy uśmiechnął się kącikiem ust, opierając swoje ciało o chłodną, jasną ścianę.
— Akcje? — zapytał Kai, zakładając ręce na piersi.
— Sam wiesz — odpowiedział Kris, wymijając go. — Jeśli go znasz, wiesz, że łatwo daje sobą pomiatać. — Wyszedł, pozostawiając Jongina, który usilnie starał się nie uzewnętrznić tego, jak właśnie się w nim gotowało.
Zacisnął pięści, ale uspokoił oddech. Z tej rozmowy wynikało, że ten... jak mu tam... Kiss? Kris? Nieważne, nie brał bezpośredniego udziału w gnębieniu Dyo, więc jak na razie postanowił zostawić go w spokoju.
Otoczony ciszą wyszedł na korytarz i odszukał wzrokiem sekretariat, który znajdował się po przeciwnej stronie dość ciemnego korytarza.
Wszedł do małego pokoju bez wahania, ponieważ i tak nie chodził do tej placówki. Cokolwiek nie zrobi, co ma do stracenia?
— Przepraszam, szukam Dyo Kyungsoo. Potrzebuje go profesor... — Zaciął się, patrząc na duże ślepia starszej sekretarki siedzącej za biurkiem. W jednej dłoni trzymała kubek z parującą cieczą, a po zapachu unoszącym się w pokoju, od razu stwierdzić można było, że na pewno jest to kawa.
Jongin ignorując spostrzeżenie, zdecydował się na najbardziej bezpieczną opcję, czyli nazwisko tak popularne, jak czarny kolor włosów u Azjatów. — Kim... Nie wie, w jakiej klasie ten uczeń ma lekcje, więc przysłał mnie tu.
Jongin ignorując spostrzeżenie, zdecydował się na najbardziej bezpieczną opcję, czyli nazwisko tak popularne, jak czarny kolor włosów u Azjatów. — Kim... Nie wie, w jakiej klasie ten uczeń ma lekcje, więc przysłał mnie tu.
— Rozumiem. Poczekaj chwilę, kochany. — Starsza pani uśmiechnęła się miło. Wow, panie w sekretariacie w szkole potrafią być miłe?!
— Ma teraz lekcje w sali 3-2.
— Dziękuję! — Nastolatek uśmiechnął się uprzejmie. Jeśli ktokolwiek okazał mu sympatię, choć nie musiał, nie widział powodu, a wręcz czuł, że powinien zrobić to samo.
Nawet jemu czasami zdarzało się zabłysnąć pełną kulturą, jednak ten ktoś musiał faktycznie na to zasłużyć. Co jak co, ale Kai był człowiekiem z zasadami.
Gdy wyszedł, usiadł pod salą, która znajdowała się stosunkowo niedaleko pokoju, z którego wyszedł. Postanowił teraz po prostu spokojnie poczekać do przerwy, aby zobaczyć swojego ukochanego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz