niedziela, 15 stycznia 2017

23. Dzień 217

Dyo Kyungsoo siedział spokojnie w parku, w którym umówił się przez kakao talk z pewnym nieśmiałym blondynem, o czym w sumie nie wspomniał swojemu chłopakowi, który, mimo że nie miał powodów do zazdrości... i tak by je znalazł. Czasami zastanawiał się, co tak naprawdę lubi, a wręcz kocha w tym idiocie, jednak zawsze rezygnował ze swoich przemyśleń, bo nie lubił szukać u ludzi wad. No może wyjątkiem jest jego siostra, ale na tę małą larwę nie było sposobu. Żarcik, jedynie kanalizacja.
—  Dzięki... że zgodziłeś się spotkać. —  Usłyszał naprzeciwko siebie głos, więc od razu uśmiechnął się i spojrzał w górę. Luhan wykrzywił usta w wyrazie sympatii i przysiadł się.
—  Nie musisz dziękować, nie miałem na dziś planów. A przynajmniej nie miałem nic zaplanowanego —  dodał, ponieważ zazwyczaj gdy nic nie robił, znikąd pojawiał się Kai i planował im dzień. —  O czym chciałeś pogadać?
—  Emm... nie lubię pisać przez internet, więc... wolałem się spotkać... —  zaczął, bawiąc się palcami. —  Myślałem, o tym co mi powiedziałeś ostatnio... wiesz, o Sehunie i... no.
Kyungsoo marszczył brwi ze zniecierpliwienia aż trzęsący się chłopak wydusi, o co dokładnie mu chodzi.
—  Chcesz coś o nim wiedzieć, czy coś? —  zapytał, domyślając się, o co może chodzić.
—  Powiedzmy, bo... chciałem zagadać, albo... no nie wiem. —  Zakrył oczy dłońmi, a na jego policzkach zawitały purpurowe barwy.
Kyungsoo parsknął śmiechem. Czyżby to Lu miał zrobić pierwszy krok? Sehun w myślach Dyo stał się jeszcze większą ofiarą, niż sądził. W końcu ten wysoki przystojniak nie mógł podejść do tej blondwłosej galaretki, tylko ona musiała to robić i pokazać, że jest odważniejsza od Huna?
—  Szczerze to chętnie bym ci pomógł, ale... —   Zaciął się i podrapał zakłopotany po głowie. —  Przeniosłem się tu w tamtym tygodniu... i tyle też znam Sehuna. Jest najlepszym przyjacielem Kaia, ale nie zdążyłem go jakoś szczególnie poznać. Wiem, że lubi cukier i bubble tea, ale do tego się ogranicza moja cała wiedza o nim. Nie da się poznać kogoś dobrze w tydzień. No może Baekhyuna, on jest strasznie otwarty.
Luhan patrzył na niego z coraz bardziej smutnym wyrazem twarzy, a Dyo zrobiło się go po prostu szkoda.
—  Ale Kai zna go bardzo dobrze. Myślę, że znają się jak łyse konie, albo jakoś tak. Mogę po niego zadzwonić.
—  Nie chcę mu zajmować czasu i—
—  Oj przestań, przyjdzie tu od razu, jak zadzwonię, lub napiszę. —  Puścił do niego oczko i zrobił to, co powiedział.
Kyungi jest online
Kyungi: Kai pilnie wzywany
Kai_to_ja jest online
Kai_to_ja: hej skarbie *^* ♡
Kyungi: Przyjdź najszybciej, jak możesz do naszego parku
Kai_to_ja: ok, jestem niedaleko z Hunem na bubble ♡ będziemy za 10 minut *-*
Kyungi: Mógłbyś... przyjść sam? :) bez Sehuna? :)
Kai_to_ja: czy to to o czym myślę?! *_*
Kyungsoo przegryzł wargę, wiedząc, że robi swojemu chłopakowi nadzieję na coś więcej, ale stwierdził, że są rzeczy ważne i ważniejsze.
Kyungi: może :) Pospiesz się.
Kai_to_ja: jasne!!!
Kyungi jest offline
Kai_to_ja jest offline
W sumie to nie kłamał, prawda?
—  Zaraz będzie. —  Czekali może z 5 minut maksymalnie, a do ich ławki dobiegł zdyszany Kim, który od razu pochylił się do przodu i oparł dłonie o kolana. W jednej dłoni trzymał opakowanie do połowy zapełnione herbatą z żelkami.
—  A ten co tu robi? —  wydyszał, patrząc na Luhana, który spuścił wzrok.
—  Może grzeczniej? —  skarcił go niższy. —  Luhan potrzebuje się dowiedzieć czegoś o twoim bff.
—  Hmm? Po co? —  Jego oddech uspokoił się, dzięki czemu mógł już sączyć powoli swój napój z jaskraworóżowej słomki.
—  Chciałbym... zagadać, czy coś. —  Lu mówił bardzo cicho, co wyraźnie wkurzało chłopaka, ale starał się przed Dyo grać wyrozumiałość.
—  No... ok. —  Przysiadł na gorącej ziemi naprzeciwko nich. —  Co chcesz wiedzieć?
Rozmawiali tak dość długi czas, bo wbrew pozorom z Luhanem naprawdę dobrze się gadało i nawet Kaiowi nie zajęło długo, aby się do niego przekonać. Z każdą chwilą Lu żartował coraz częściej, a jego głos stawał się coraz głośniejszy. Najwidoczniej tylko gdy poruszany był temat Sehuna, ten stawał się taką kluską. Przez większość czasu i tak nawet nie gadali o ciemnowłosym, tylko przeszli na luźniejsze tematy.
—  Serio? Nawet ja na takiej nie byłem. —  Śmiał się Kai, po tym jak Xi opowiedział im o osiemnastce swojej kuzynki, w której przez pewne okoliczności uczestniczyły też dwa oddziały straży pożarnej.
—  Jest już późno. —  Chińczyk w końcu wstał i przeciągnął się z uśmiechem. —  Dzięki za pomoc... chciałbym, aby coś z tego wyszło, ale i tak pewnie w końcu stchórzę.
—  Przestań, wszystko będzie dobrze. —  zapewnił go Dyo a jego chłopak przytaknął.
—  Hun jest już w takim stanie, że wziąłby cię na środku korytarza. —  Kim wyszczerzył swoje białe zęby.
Luhan zarumienił się i szybko pożegnał, zostawiając ich samym sobie.
—  Spoko ziom. W sumie byłoby fajnie, gdyby był z naszym Romeo — skomentował to spotkanie Jongin.
—  Widzisz? Nie zniechęcaj się do kogoś już na samym początku. Każdemu należy dać szansę! — Dyo pogłaskał go po policzku, patrząc na niego z wdzięcznością. —  To dobry chłopak, należy mu się szczęście.
—  Nie zapomnij jednak, że coś mi obiecałeś. —  Kai nie byłby sobą, gdyby zapomniał o ich dzisiejszej rozmowie na kakao talku.
—  Nie wiem, o co ci chodzi... —  Kyu zaśmiał się i faktycznie udał, że nie ma pojęcia, o czym ten mówi.
—  Oj Dyo, Dyo... nie wolno tak kłamać. —  Kai wspiął się lekko w górę, ponieważ wciąż siedział na ziemi tak, aby sięgnąć ust swojego tsundere. Kyungsoo wiedział, że Kai i tak by dostał to, czego chciał, więc nawet nie protestował, gdy ich usta się zetknęły. Zresztą, po co miałby okłamywać samego siebie - sam tego chciał, więc od razu otworzył swoje usta, aby pogłębić pocałunek, gdy poczuł język Kaia na swojej dolnej wardze. Ich języki ocierały się o siebie walcząc o dominację, ale Dyo wiedział, że z góry jest skazany na porażkę w tej małej bitwie. Obydwaj czuli przyjemne ciepło, gdy ich ramiona objęły siebie nawzajem i nie zwracali nawet uwagi na nielicznych przechodniów dookoła.
Gdy w końcu poczuli się zmęczeni wykonywaniem tej czynności, jak i brakiem powierza, po prostu wstali i udali się gdzieś przed siebie, trzymając się za ręce. W sumie nawet nie wiedzieli gdzie, nie potrzebowali tej wiedzy do szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz