niedziela, 15 stycznia 2017

2. Poranek dnia 196

Obudził się dziś wcześniej niż zwykle, a było to spowodowane tylko i wyłącznie wybraniem sobie przez grubego kota idealnego legowiska, znajdującego się na jego nosie, oczach i ustach. Zirytowany zwalił sierściucha ze swojej przystojnej, nawet o poranku, twarzy, co ten skomentował sykiem i zadrapaniem swojego właściciela w łydkę.
— Ty pieprzony...! — Nastolatek zerwał się momentalnie do siadu, od razu przytomniejąc.
— Jongin, co ty powiedziałeś? — zapytała wysoka, szczupła kobieta po czterdziestce, wchodząc do pokoju z wielką łyżką w dłoni. Wyglądała jak typowa zezłoszczona matka z mangi, a jej ostry wzrok karcił syna. Założyła ręce na piersi, czekając na jakąkolwiek sensowną odpowiedź swojej jedynej pociechy.
— Ty zakurzony. — Blondyn odezwał się bez żadnego zająknięcia, lustrując wrednego czarnucha, który właśnie postanowił położyć się na miękkim, błękitnym dywanie tuż przy nogach właściciela. Uniósł wzrok na wejście do pokoju, w którym w dalszym ciągu stała jego rodzicielka, z niezbyt przekonaną miną. Kai uśmiechnął się do niej, unosząc  kąciki ust jak najwyżej umiał. — Stwierdziłem, bardzo trafnie zresztą, że moglibyśmy go w końcu wykąpać, mamo. Cuchnie gorzej niż wnętrze mojej szafy.
Kobietę najwyraźniej zaciekawiła odpowiedź syna, więc podeszła do zwierzaka i podniosła go, na co ten oczywiście zareagował machając łapami z ostrymi pazurkami. Niezrażona tym zachowaniem, do którego była przyzwyczajona, podobnie jak reszta domowników, uniosła go na wysokość twarzy i powąchała jego kark. Skrzywiła się lekko i pokiwała głową, odkładając go na jasne panele.
— Masz rację. A teraz wstawaj, śniadanie czeka, leniu. A, jeśli jest jak mówisz, masz dziś ogarnąć ten burdel w szafie. — Wyszła, nie czekając na odpowiedź, głośno schodząc po starych, drewnianych schodach.
Kai westchnął i wypchnął niechcianego zwierzaka za drzwi, natychmiastowo je zatrzaskując. 
Spojrzał na zegarek i zauważając, która już jest godzina, szybko założył na siebie mundurek szkolny, składający się z granatowej marynarki i spodni w dokładnie tym samym kolorze. Chwycił jakieś skarpetki, które już od dłuższego czasu leżały na podłodze i powąchał je. Dało się przeżyć, a więc nie umrze, jeśli założy je jeszcze ten jeden raz. Luźno zawiązał czarny krawat i chwycił ciemny plecak, który wyglądał dokładnie tak, jakby znalazł go na śmietniku dwadzieścia lat temu. Kai jednak wychodził z założenia, że póki nie ma w nim dziury, jeszcze trochę mu posłuży. To nie jego wina, że rzucał nim, kopał i kładł na ziemi w mokre dni, gdy nie chciało mu się go dźwigać, czekając na autobus. To wina jego rodziców, że go tak wychowali. Tak samo to ich wina, że nie chcą mu od czasu do czasu zabrać brudnych skarpetek z pokoju, aby je uprać.
A tak na poważnie, to miał wrażenie, że chyba wyrósł na dość niewdzięcznego syna. No cóż, prawie nikt na świecie nie był idealny, a już zwłaszcza nie on był tym wyjątkiem od zasady. Osobiście jednak sam znał osobę, która nim była.
Zbiegł szybko po schodach i krzyknął coś w rodzaju 'miłego dnia, drodzy rodzice', co najchętniej zamieniłby po prostu na 'elo, wybijam do budy'. Wybiegł z domu i popędził szybko, jak tylko mógł przez wąskie uliczki między blokami, aby następnie znaleźć się w bardziej zatłoczonej okolicy. Patrzył cały czas na zegarek, przez co co chwila na kogoś wpadał i klął pod nosem na wszystko dookoła.
— Sorry, no ruszcie te dupy, albo zapiszcie się na siłkę, to będą chociaż mniejsze! — krzyczał do zaskoczonych ludzi, którzy odchodzili szybko na bok, nie chcąc spotkać się z jonginowym łokciem. O poranku nie umiał być zbyt miłym człowiekiem dla kogokolwiek.
Gdy w końcu dobiegł do oblanego porannym słońcem parku, odetchnął z ulgą, zaciągając się zapachem kwitnących kwiatów wiśni, wypełniających całą okolicę. Naprawdę lubił wiosnę.
7:45 - zaraz powinien tu być.
Schował się za najbliższym, najgrubszym drzewem i ukucnął, przybierając tę samą pozycję, co zawsze. Z uwagą obserwował ścieżkę przed sobą, odruchowo szukając telefonu w kieszeni marynarki. Jak na złość nie mógł jej znaleźć przez dłuższą chwilę, przez co przestraszony bał się, że może dziś w końcu nastąpił ten dzień, w którym pożegnał się z nim już ostatecznie. Przeżył naprawdę wiele.
Ach, no i przeżyje jeszcze dużo, bo jak się okazało, był na dnie plecaka.
Jeszcze musiał trochę pocierpieć ze swoim właścicielem, który nie raz naraził go na totalne zniszczenie.
Po chwili przez główną ścieżkę przeszedł dość niski chłopak, który pchał stary rower. Nastolatek nie wyróżniał się specjalnie wśród innych, ot zwykły chłopak o ciemnych włosach, ściętych dość krótko i dużych, lśniących oczach. Wpatrywał się we wszystko dookoła z wielkim uśmiechem. Nie spieszyło mu się zbytnio i wolał spokojnie maszerować, zamiast pędzić na swoim dwukołowcu. Najwyraźniej cieszył się pierwszymi promieniami majowego słońca.
Tak samo, jak cieszył się z pierwszych płatków śniegu w grudniu, a dokładniej 13 grudnia. Uśmiechał się identycznie, jak do żółknących liści 17 października, a miał na sobie ten sam mundurek, jak wtedy, gdy 11 września potknął się o gałąź, leżącą na chodniku. A dokładnie tydzień temu, 26 kwietnia, pogłaskał psa rasy labrador i rozmawiał ze starszą panią, spóźniając się tym samym na swoje lekcje.
Jongin wiedział dosłownie wszystko, miał te daty w głowie. A dokładnie to 196 dat. Właśnie tyle szkolnych dni temu go zobaczył po raz pierwszy. Swój ideał, choć ideały teoretycznie nie istnieją.
Jednak mimo tego, że podglądał chłopaka dzień w dzień, ukrywając się za drzewem, nie czyniło go to prześladowcą, czy stalkerem. On był tylko szczerze zakochany.
Szkoda, że na policji mogłoby to nie przejść.
Uśmiechnął się pod nosem i wyjął telefon, robiąc jak co dzień zdjęcie zarówno twarzy chłopaka jak i jego pośladków. Był nastolatkiem, to przecież normalne, że lubił się patrzeć na czyjeś pośladki, prawda? Tak bardzo chciałby dotknąć idealnego chłopca... Móc się do niego odezwać. Jednak póki co niestety mimo swojego silnego i odważnego charakteru, w tym wypadku brakowało mu odwagi tak po prostu do niego nagle podejść i zagadać. Plan z udawaniem chłopaka, wbrew wszelkiej logice, wydał mu się bardziej trafny.
Nie oceniajcie go, hormony potrafią zmienić logiczne postrzeganie świata u przeciętnego nastolatka. A zwłaszcza Jongina, który poczuł coś tak silnego pierwszy raz.
Wytarł rękawem ślinę, która zaczęła wbrew niemu wyciekać z kącika ust na widok ukochanego, który aktualnie był daleko poza jego zasięgiem.
Wszedł szybko na czat.
Kai_to_ja jest online
Kai_to_ja: hej kyungie! ^^
Obserwował chłopaka, który przechodził już całkiem niedaleko niego, słuchając muzyki na białych słuchawkach. Zatrzymał się na moment, aby wyciągnąć telefon. Stał chwilę i stukał w klawiaturkę swojego smartfona, a blondyn ukryty za drzewem wstrzymał oddech w zniecierpliwieniu.
Kyungie jest online
Kyungie: Hej.
Kai widząc to, omal nie pisnął ze szczęścia. Było to jego mentalne zwycięstwo. Przez chwilę miał nawet wrażenie, że jego bokserki zrobiły się za ciasne, ale wziął po prostu kilka głębszych wdechów, aby się uspokoić. W końcu. W końcu w jakikolwiek sposób ruszył na przód! Czyli to faktycznie on! Będzie musiał kupić Baekhyunowi nutellę, czy cokolwiek innego w podzięce za pomoc w dowiedzeniu się, jak chociażby jego ukochany ma na imię i z jakiej szkoły jest. Choć w sumie to sam nie wiedział, czy kupowanie Baekhyunowi nutelli to dobry pomysł. Zawsze wtedy musi słuchać, jak Chanyeol go opierdala, że będzie gruby. Jego oczko w głowie wtedy pewnie zacznie na niego smutno patrzeć i zapyta słabym głosem, świetnie imitującym płacz, czy gruby nie będzie mu się podobać. Chanyeol przerażony płaczem Baeka zacznie go przepraszać i bla, bla, bla... Wyrzyga się kiedyś tą ich idealną miłością i pantoflarstwem Parka.
Choć w sumie to im zazdrościł. Trochę... troszeczkę... bardzo. Chciałby móc karmić Kyungsoo nutellą.
To przynajmniej byłoby słodkie w przeciwieństwie do głupiego Baeka i jeszcze glupszego Chanyeola. Dlaczego oni mogą być szczęśliwi, a biedny Jongin nie?
Czy on był kiedykolwiek w życiu złym człowiekiem?
Głupie pytanie.
Kai_to_ja: życzę ci miłego dnia! :33
Kyungi: Wzajemnie
Kai_to_ja: szkoła i te sprawy... napiszę do ciebie później, to się lepiej poznamy :))
Kyungie: Ok
Kai_to_ja: kc bardzo ^^
Kyungie jest offline
Kai_to_ja jest offline
Nie dostał odpowiedzi, ale to nie zraziło go ani trochę. Patrzył, jak chłopak bez negatywnych emocji odkłada telefon do kieszeni i ze spokojem pokonuje ostatni odcinek parku, aby w końcu zniknąć swojemu stalkerowi z oczu. Czyli na pewno nie przeszkadza mu to, że piszą! Lekko się uśmiechał, gdy odpisywał! Kim Jongin, ty wielki wygrywie!
Szykuj się Dyo, bo niedługo poznasz swój przystojny, idealnie idealny dla ciebie ideał!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz