Obudził się rano wraz z dźwiękiem irytującej melodii, która niegdyś należała do bardziej lubianych przez niego piosenek. Ustawienie tego utworu jako budzik nie było najlepszym pomysłem, bo teraz wręcz go nie znosił. Wcześniej liczył na to, że słuchanie z samego rana lubianej piosenki będzie przyjemniejsze od tradycyjnego dzwonka. Tu się pomylił.
Otworzył leniwie oczy i sięgnął po telefon leżący na blacie szafki nocnej. Wyłączył alarm, ale telefon nadal spoczywał w jego dłoniach. Patrzył na niego chwilę i po kilkunasto sekundowym wahaniu wszedł ponownie na czat. Przeczytał wczorajszą rozmowę, a właściwie monolog po raz kolejny.
Zablokował urządzenie i zwlekł się z ciepłego łóżka. Słyszał, jak na dole krzątają się jego rodzice i młodsza siostra. Ubrał się niespiesznie, ówcześnie prasując dokładnie kant swoich spodni. Zarzucił na jedno ramię plecak i zszedł na dół.
— Dyo, śniadanie ci stygnie — powiedziała jego mama czułym głosem, jak zawsze całując go w policzek, jakby nadal był dzieckiem. Nie miał jej jednak tego za złe, była bardzo dobrą matką, którą bardzo kochał.
— Wyglądasz jak sajgonka — zaśmiała się dziewczynka, która jedła płatki przy stole.
Mocne słowa jak na szczerbatą sześciolatkę, prychnął w myślach Kyungsoo, któremu nawet nie chciało się otworzyć z rana ust, by powiedzieć coś konstruktywnego, czego ten mały gnój i tak by nie zrozumiał. W myślach od dłuższego czasu opracowywał plan, jakby się młodej pozbyć z domu i życia. Zabójstwo było zbyt prymitywne, jak na inteligentnego człowieka, jakim był. Nie miał jednak jak na razie ani siły, ani czasu, ani chęci, aby chociażby myśleć o czymś tak błahym jak własna siostra.
Szkodnik, a nie siostra.
Wręcz taka mała, obślizgła meduza, którą najchętniej wrzuciłoby się do toalety i spuściło wodę, aby patrzeć, jak ta sobie wiruje i w końcu zatyka się gdzieś w kanalizacji.
Ooo, to jest bardzo dobry plan.
Rozmyślałby nad tym dłużej, ale z własnych myśli wyrwał go głos rodzicielki.
— Spóźnisz się zaraz, lepiej idź już skarbie i nie bij się tak, jak ostatnim razem! Bo wyglądasz jakbyś tylko ty oberwał! — Pogłaskała go po głowie, po chwili zajmując się czymś innym.
Jedzenie, które w tej chwili miał w ustach Dyo, nie chciało mu przejść przez gardło, więc po prostu je wypluł, tracąc cały apetyt. Wstał od stołu, chwytając za plecak i wyszedł z domu, kulturalnie, jak przystało na idealnego syna, wcześniej się żegnając.
Szedł powoli i spokojnie, nie miał po co się spieszyć. Każda minuta, której nie musiał spędzać w znienawidzonym przez siebie budynku, była na wagę szczerego złota. Tak jak zawsze, idąc do szkoły, rozglądał się po okolicy i parku, przez który codziennie przechodził. Ostatnio jednak nie miał na to kompletnie ochoty. Wszystko tak okropnie go irytowało. Uśmiechnięte dzieci, dorośli, ptaki, zielone drzewa... miał ochotę zniszczyć to wszystko, a zarazem wiedział, jak bardzo słabym jest człowiekiem i nie dałby rady tego zrobić. Nie umiał się nawet postawić. Choć właściwie to nie tak, że nie umiał. Robił to, nawet często, co przynosiło okropne skutki, co widać chociażby po tym, jak teraz wygląda. Jest cały pobity, choć tym razem to nawet nie była jego wina.
Kai...
Kim jest ten chłopak i czego od niego chce? Może i wcześniej Kyungsoo był szkolnym popychadłem, ale teraz stał się po prostu workiem treningowym. Przez niego.
Usiadł przygnębiony na ławce, pochylając się lekko do przodu. Złączył dłonie i zacisnął palce, ponieważ te okropnie się trzęsły i pociły z nerwów, że przed nim na pewno kolejny ciężki dzień. Miał ochotę się rozpłakać, ale z całych sił ze sobą walczył.
Pokręcił kilka razy szybko głową, odetchnął kilka razy i wstał, kierując się ponownie w stronę liceum. Im bardziej się zbliżał, tym jego nogi stawały się coraz bardziej miękkie, a ciało coraz bardziej drżało.
Wziął głęboki oddech, zanim przekroczył próg wielkich i ciężkich drzwi. W środku jak zawsze na kilka minut przed dzwonkiem panował istny chaos. Ludzie przepychali się, taranowali, albo stali pod ścianami w małych, ale i większych grupkach. Śmiali się. Kyungsoo chcąc pozostać niezauważonym, szybko przeszedł na drugi koniec budynku i niemalże wbiegł do klasy, od razu zajmując swoje miejsce. Nikt nie przejął się jego obecnością, dzięki czemu odetchnął i w spokoju rozpakował swoje książki.
— Ej, gruby! — Usłyszał krzyk, przez który zacisnął oczy i zaprzestał oddychać.
Cholera, co jak co, ale nie był gruby, do jasnej cholery. Niech się pierdolą, ich kiedyś też spuści w kiblu jak tego małego szczyla, z którym mieszka.
Naprawdę miał ochotę w tej chwili wstać i odpyskować, ale zrezygnował, po usłyszeniu niezrozumiałego dla siebie zdania przez jakąś dziewczynę z klasy, z którą w sumie nigdy wcześniej nie gadał. Zwróciła się ona do idioty, który wcześniej krzyknął.
— Ej, słyszałeś, co mówił Kris... ludzie mają przestać... — Reszta jej słów pozostała dla Kyungsoo zagadką przez dźwięk dzwonka.
Kyungsoo zmarszczył brwi, patrząc na dziewczynę, ale ta tylko wzruszyła ramionami i usiadła na swoim miejscu.
Przez całą lekcję nie mógł się skupić, myśląc o słowach jego rówieśniczki, ale i tak nie sądził, że będzie ona chciała mu to wyjaśnić. W końcu kto by gadał z grubym frajerem?
Nie no, mógł znieść wszystko ale nie to, że jest gruby. To, że miał lekko pulchniejszą twarz, nic nie znaczyło. Był przecież idealny, tylko nikt tego nie dostrzegał.
Poza jedną, jedyną osobą.
Gdy rozbrzmiał dzwonek, Kyungsoo normalnie zostałby w swojej ławce i czekał do następnej lekcji, ale po raz kolejny zaciekawiły go słowa tej samej dziewczyny.
— Nie widziałaś go, bo się spóźniaś! — mówiła do swojej koleżanki, która do najpiękniejszych nie należała. — Jest taki przystojny! Dlaczego pozwala sobie na to... może dyrekcja mu kazała przez to ostatnie pobicie? Dziwne metody kary, ale może być zabawnie.
— O czym mówisz? — Dyo nie wytrzymał i z ciekawości podszedł do nastolatki, która od razu zamknęła usta.
Po chwili prychnąła, patrząc na kolegę z klasy.
— Znajdź Kim Namjoona, to zobaczysz. — I odwróciła się do swojej psiapsiuły, zaczynając temat kulek morświnowych do kąpieli, albo czegoś podobnego. Dyo nie zbyt się na tym znał.
Kyungsoo zesztywniał na dźwięk tego imienia. Dlaczego miałby z własnej woli szukać swojego największego prześladowcy? Nie jest samobójcą.
— Dobra, może trochę jednak jestem... — mruknął do siebie, idąc po zatłoczonym korytarzu, uważnie szukając swojego wroga numer jeden.
Zobaczył go na pierwszym piętrze, gdy szedł w stronę sal matematycznych.
Tylko, że szedł z całą swoją ekipą, a za nim podążał... czy to był Kai?
Tylko, że szedł z całą swoją ekipą, a za nim podążał... czy to był Kai?
Dyo patrzył na to oniemiały. Grupka przeszła niedaleko niego, nawet nie zwracając na niego uwagi.
Na mózg im padło, czy po prostu wszyscy spadli ze schodów i zapomnieli kim Kyungsoo jest?
Najdłużej przypatrywał się blondynowi o ciemniejszej karnacji, który czując jego wzrok na sobie, spojrzał w jego kierunku. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Kai uśmiechnął się promiennie i pomachał mu obiema rękoma. Następnie odszedł ze spokojem za grupką, którą niedawno wgniótł w ziemię tu, na tym korytarzu.
Najdłużej przypatrywał się blondynowi o ciemniejszej karnacji, który czując jego wzrok na sobie, spojrzał w jego kierunku. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Kai uśmiechnął się promiennie i pomachał mu obiema rękoma. Następnie odszedł ze spokojem za grupką, którą niedawno wgniótł w ziemię tu, na tym korytarzu.
Kyungsoo stał niczym idiota z szeroko otwartymi oczami, zadając sobie w myślach jedno zasadnicze pytanie.
Co.tu.się.odkurwiło?
Co.tu.się.odkurwiło?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz