-Dobra, uspokój się i
oddychaj. Oddychanie naprawdę pomaga, Kai -zapewnił blondyna Luhan,
który w czasie załamania nerwowego kolegi, zajął się teoretycznie jego
dzieckiem. Trzymał go na rękach i kołysał, co właściwie sprawiało mu
niezwykłą radość, jako, że lubił dzieci, a z Sehunem na pewno ich mieć
nie mogli.
-Jak mam się uspokoić?!
-krzyknął Kai gwałtownie wstając i nie rozumiejąc absurdu sytuacji.
-Jakaś baba napisała pierwsze lepsze imię i nazwisko, jakie jej pewnie
przyszło do głowy i spierdoliła zostawiając mi bachora! No błagam, mój
penis nie wepchnąłby się do żadnej baby, skoro mam boga seksu w domu!
-Ja ci naprawdę
wierzę... -Luhan chciał gestem dłoni go uspokoić, ale niemowlak mu to
uniemożliwiał. Zdecydowanie wolałby, aby Sehun już wrócił do domu, bo
tylko on potrafił jakoś wpływać na swojego przyjaciela, ale w chwili
obecnej wyszedł do sklepu, aby kupić zastępczy pokarm dla malucha, skoro
matka nie mogła go nakarmić.
-Ale D.O mi nie
wierzy... -Kai położył się na całej długości kanapy, niczym u psychologa
i spojrzał błagalnie na chińczyka. -Co ja mam zrobić?
-Emmm... -zaczął Lu, ale Kai poderwał się ponownie go zaskakując i wciągnął szybko kilka razy powietrze. -Czuję kebsa, a ty?
-Emmm...-Luhan ponownie
chciał się odezwać, ale przeszkodziło mu otwarcie się drzwi i kroki na
korytarzu. Do pomieszczenia wszedł Sehun niosąc jedzenie dla dziecka,
oraz trzy duże kebaby, na które Kai od razu się rzucił i zaczął jeść
pierwszego. Ani Lu, ani Sehun nie mieli pojęcia, czy łzy widoczne na
policzkach przyjaciela są w tym momencie spowodowane smutkiem, czy tym,
że sos był naprawdę ostry. Przynajmniej się na chwilę zamknął, Sehun
jednak się przydaje.
-Życie mnie nie lubi
-Chlipiał Kim wgryzając się w bułkę i płacząc jeszcze bardziej. -Czemu
ktoś tak zajebisty jak ja, musi mieć takie problemy?
A nie, jednak znowu gada.
-Jesteś pewny, że na jakiejś imprezie, ty nie-
-Nie. Doskonale wiesz -przerwał Sehunowi Kai, odkładając pusty papier po jedzeniu. -To na pewno nie moje dziecko.
Sehun przyjrzał się
małemu człowieczkowi, którego z radością na kanapie na przeciwko karmił
Luhan. Widać było, że Lu naprawdę lubił dzieci, a Sehun doskonale zdawał
sobie sprawę, że nigdy nie będzie mógł mu zapewnić tego szczęścia z
posiadania potomka.
-Nie jest do ciebie podobne. Za ładne. -Zaśmiał się lekko, chcąc rozweselić swojego przyjaciela.
Kai prychnął, ale
również się lekko zaśmiał i odwrócił tak, aby móc zobaczyć dziecko, bo
faktycznie nawet nie zwracał na nie wcześniej uwagi.
-Ma nos jak ziemniak, no nie? -skomentował wygląd niemowlaka po dobrej minucie.
-A, to może jednak ma coś z ciebie.
-Wal się.
Zdecydowali, że póki co
Kai spać będzie na kanapie w salonie, a dziecko w sypialni domowników,
jako, że Luhan wyraził chęć na zajęcie się maluchem, którego imienia nie
znali. Xi i tak w czasie wakacji miał wolne, bo pracował jako
nauczyciel wychowania fizycznego w liceum, więc miał czas, aby się
dzieckiem zajmować, ku wdzięczności Jongina. Zresztą miał wolne jak i
Sehun, tyle, że temu drugiemu nie spieszyło się do niańczenia.
Jako, że było już bardzo
późno, Kai nawet nie starał się dzwonić do Kyungsoo, aby cokolwiek
wyjaśnić, bo w sumie... no i tak jest wkurzony i by nie odebrał, a po co
mu psuć telefon, który pewnie by wyrzucił gdzieś na chodnik po
kilkunastu połączeniach?
W nocy nie mógł spać, a
to było jak najbardziej do niego niepodobne. On mógłby spać zawsze i
wszędzie, serio. Doskonale o tym wiedzieli nauczyciele już w liceum, gdy
często przysypiał na ostatnich lekcjach i Sehun musiał go budzić. A
Kyungsoo później za to karcić...
Mimo, że minęło już tyle lat i wszyscy w jakiś sposób się zmienili, tak naprawdę wciąż byli dokładnie tacy sami.
Koło 2 w nocy, gdy
stwierdził, że i tak nie zaśnie, wstał, poszedł do kuchni i otworzył
lodówkę. Wyciągnął z niej słoik dżemu i zaczął go jeść łyżką. Potem nie
wiedzieć czemu wszedł do sypialni, gdzie spali jego przyjaciele, którzy
teraz leżeli w swoich objęciach i... a nie, chwila. Sehun chrapał, a
Luhan trącił go łokciem, aby się zamknął, na co ten wtulił twarz w
poduszkę odwracając się w drugą stronę. Kai zdusił w sobie chichot i na
palcach podszedł do małego posłanka, które uszykował dla malca Luhan.
Usiadł przy nim i znudzonym wzrokiem popatrzył na śpiącego.
-I jak ja mam się
dowiedzieć, kto jest twoją starą, co? -powiedział bezgłośnie, aby nikogo
nie zbudzić. Przyjrzał się uważnie twarzy chłopca i stwierdził, że
faktycznie nie jest do niego podobny. Zmarszczył brwi i nachylił się
jeszcze bardziej. To blizna? Nie, raczej znamię, które znajdowało się na
zewnętrznej stronie prawej dłoni. Wyglądało trochę jak taka plama od
farby, wiecie, taka jak spadnie kropla i rozprzestrzeni się trochę na
środku kartki. Taka paćka.
Kai zaśmiał się, bo wyglądała śmiesznie na tak małej łapce.
-Czemu nie śpisz? -Usłyszał za sobą cichy głos Lu.
-A tak jakoś... głodny byłem.
-Widzę... -odparł Luhan
siadając obok niego i wskazując na słoik dżemu, który Kai trzymał w
dłoni. - ale dżem to nie najlepszy dodatek do dzieci.
-No przecież nie chcę go zjeść -odpowiedział Kai wzdychając.
-Nie wiem, to rozwiązało by twój problem, po tobie mógłbym się spodziewać wszystkiego.
Kai prychnął i naburmuszony chwycił swój słoik kierując się w stronę drzwi.
-Pomyśl nad imieniem,
Kai. Nawet jeśli nie jest twoje... powinno mieć jakieś imię już teraz
-Chińczyk zapatrzył się na chłopczyka z lekkim uśmiechem. -Tylko nie
obciachowe, ok? Nie niszcz mu życia.
Jongin przystanął i
stwierdził, że ogółem Xi ma rację, ale... walić to. Trzeba się dziecka
pozbyć i przekonać D.O, że to nie jego.
-Jutro go tu nie będzie
-Kai powiedział to tuż przed wyjściem, biorąc do ust truskawkową
żelatynę. Chwilę po tym położył się na kanapie i w końcu zasnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz