niedziela, 15 stycznia 2017

3. Późny wieczór dnia 735

-Dobra, uspokój się i oddychaj. Oddychanie naprawdę pomaga, Kai -zapewnił blondyna Luhan, który w czasie załamania nerwowego kolegi, zajął się teoretycznie jego dzieckiem. Trzymał go na rękach i kołysał, co właściwie sprawiało mu niezwykłą radość, jako, że lubił dzieci, a z Sehunem na pewno ich mieć nie mogli.
-Jak mam się uspokoić?! -krzyknął Kai gwałtownie wstając i nie rozumiejąc absurdu sytuacji. -Jakaś baba napisała pierwsze lepsze imię i nazwisko, jakie jej pewnie przyszło do głowy i spierdoliła zostawiając mi bachora! No błagam, mój penis nie wepchnąłby się do żadnej baby, skoro mam boga seksu w domu!
-Ja ci naprawdę wierzę... -Luhan chciał gestem dłoni go uspokoić, ale niemowlak mu to uniemożliwiał. Zdecydowanie wolałby, aby Sehun już wrócił do domu, bo tylko on potrafił jakoś wpływać na swojego przyjaciela, ale w chwili obecnej wyszedł do sklepu, aby kupić zastępczy pokarm dla malucha, skoro matka nie mogła go nakarmić.
-Ale D.O mi nie wierzy... -Kai położył się na całej długości kanapy, niczym u psychologa i spojrzał błagalnie na chińczyka. -Co ja mam zrobić?
-Emmm... -zaczął Lu, ale Kai poderwał się ponownie go zaskakując i wciągnął szybko kilka razy powietrze. -Czuję kebsa, a ty?
-Emmm...-Luhan ponownie chciał się odezwać, ale przeszkodziło mu otwarcie się drzwi i kroki na korytarzu. Do pomieszczenia wszedł Sehun niosąc jedzenie dla dziecka, oraz trzy duże kebaby, na które Kai od razu się rzucił i zaczął jeść pierwszego. Ani Lu, ani Sehun nie mieli pojęcia, czy łzy widoczne na policzkach przyjaciela są w tym momencie spowodowane smutkiem, czy tym, że sos był naprawdę ostry. Przynajmniej się na chwilę zamknął, Sehun jednak się przydaje.
-Życie mnie nie lubi -Chlipiał Kim wgryzając się w bułkę i płacząc jeszcze bardziej. -Czemu ktoś tak zajebisty jak ja, musi mieć takie problemy?
A nie, jednak znowu gada.
-Jesteś pewny, że na jakiejś imprezie, ty nie-
-Nie. Doskonale wiesz -przerwał Sehunowi Kai, odkładając pusty papier po jedzeniu. -To na pewno nie moje dziecko.
Sehun przyjrzał się małemu człowieczkowi, którego z radością na kanapie na przeciwko karmił Luhan. Widać było, że Lu naprawdę lubił dzieci, a Sehun doskonale zdawał sobie sprawę, że nigdy nie będzie mógł mu zapewnić tego szczęścia z posiadania potomka.
-Nie jest do ciebie podobne. Za ładne. -Zaśmiał się lekko, chcąc rozweselić swojego przyjaciela.
Kai prychnął, ale również się lekko zaśmiał i odwrócił tak, aby móc zobaczyć dziecko, bo faktycznie nawet nie zwracał na nie wcześniej uwagi.
-Ma nos jak ziemniak, no nie? -skomentował wygląd niemowlaka po dobrej minucie.
-A, to może jednak ma coś z ciebie.
-Wal się.
Zdecydowali, że póki co Kai spać będzie na kanapie w salonie, a dziecko w sypialni domowników, jako, że Luhan wyraził chęć na zajęcie się maluchem, którego imienia nie znali. Xi i tak w czasie wakacji miał wolne, bo pracował jako nauczyciel wychowania fizycznego w liceum, więc miał czas, aby się dzieckiem zajmować, ku wdzięczności Jongina. Zresztą miał wolne jak i Sehun, tyle, że temu drugiemu nie spieszyło się do niańczenia.
Jako, że było już bardzo późno, Kai nawet nie starał się dzwonić do Kyungsoo, aby cokolwiek wyjaśnić, bo w sumie... no i tak jest wkurzony i by nie odebrał, a po co mu psuć telefon, który pewnie by wyrzucił gdzieś na chodnik po kilkunastu połączeniach?
W nocy nie mógł spać, a to było jak najbardziej do niego niepodobne. On mógłby spać zawsze i wszędzie, serio. Doskonale o tym wiedzieli nauczyciele już w liceum, gdy często przysypiał na ostatnich lekcjach i Sehun musiał go budzić. A Kyungsoo później za to karcić...
Mimo, że minęło już tyle lat i wszyscy w jakiś sposób się zmienili, tak naprawdę wciąż byli dokładnie tacy sami.
Koło 2 w nocy, gdy stwierdził, że i tak nie zaśnie, wstał, poszedł do kuchni i otworzył lodówkę. Wyciągnął z niej słoik dżemu i zaczął go jeść łyżką. Potem nie wiedzieć czemu wszedł do sypialni, gdzie spali jego przyjaciele, którzy teraz leżeli w swoich objęciach i... a nie, chwila. Sehun chrapał, a Luhan trącił go łokciem, aby się zamknął, na co ten wtulił twarz w poduszkę odwracając się w drugą stronę. Kai zdusił w sobie chichot i na palcach podszedł do małego posłanka, które uszykował dla malca Luhan. Usiadł przy nim i znudzonym wzrokiem popatrzył na śpiącego.
-I jak ja mam się dowiedzieć, kto jest twoją starą, co? -powiedział bezgłośnie, aby nikogo nie zbudzić. Przyjrzał się uważnie twarzy chłopca i stwierdził, że faktycznie nie jest do niego podobny. Zmarszczył brwi i nachylił się jeszcze bardziej. To blizna? Nie, raczej znamię, które znajdowało się na zewnętrznej stronie prawej dłoni. Wyglądało trochę jak taka plama od farby, wiecie, taka jak spadnie kropla i rozprzestrzeni się trochę na środku kartki. Taka paćka.
Kai zaśmiał się, bo wyglądała śmiesznie na tak małej łapce.
-Czemu nie śpisz? -Usłyszał za sobą cichy głos Lu.
-A tak jakoś... głodny byłem.
-Widzę... -odparł Luhan siadając obok niego i wskazując na słoik dżemu, który Kai trzymał w dłoni. - ale dżem to nie najlepszy dodatek do dzieci.
-No przecież nie chcę go zjeść -odpowiedział Kai wzdychając.
-Nie wiem, to rozwiązało by twój problem, po tobie mógłbym się spodziewać wszystkiego.
Kai prychnął i naburmuszony chwycił swój słoik kierując się w stronę drzwi.
-Pomyśl nad imieniem, Kai. Nawet jeśli nie jest twoje... powinno mieć jakieś imię już teraz -Chińczyk zapatrzył się na chłopczyka z lekkim uśmiechem. -Tylko nie obciachowe, ok? Nie niszcz mu życia.
Jongin przystanął i stwierdził, że ogółem Xi ma rację, ale... walić to. Trzeba się dziecka pozbyć i przekonać D.O, że to nie jego.
-Jutro go tu nie będzie -Kai powiedział to tuż przed wyjściem, biorąc do ust truskawkową żelatynę. Chwilę po tym położył się na kanapie i w końcu zasnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz