niedziela, 15 stycznia 2017

9. Horror i najromantyczniejsze frytki na świecie

Baekhyun
Stałem przy wejściu do galerii handlowej, w której umówiłem się z Chanyeolem. Nie zdziwiłem się, gdy spóźniał się już kilka minut, ponieważ jak sądzę, mógł się zgubić, bo nie do końca jeszcze radził sobie z komunikacją w tym mieście. Zresztą, z tego co pamiętam, jego zdolności topograficzne nigdy nie należały do tych najlepszych.
Zaproponowałem mu wspólne wyjście, ponieważ chciałem mimo wszystko spróbować wydusić z niego, co sprawiło, że aż zaczął płakać gdzieś poza domem, gdzie ludzie starają się jak najbardziej trzymać swoje uczucia na wodzy. Martwiłem się bardzo, co mogło się stać i czy mogę mu jakoś pomóc. Za bardzo go lubię, aby sobie odpuścić i nie starać się poznać chociażby przyczyny jego smutku, zwłaszcza, że w jego osobie było coś tak ciepłego, że automatycznie jego uśmiech mnie do niego przyciągał i miałem ochotę, aby tylko ten grymas szczęścia gościł na jego twarzy.
— Przepraszam za spóźnienie. Niezbyt jeszcze ogarniam to miasto, trochę się zgubiłem... — Czy mówiłem już kiedyś, jak bardzo potrafię go przewidzieć? Czasami mam wrażenie, że znam go jak własną kieszeń, a zarazem tak naprawdę nie wiem o tym chłopaku nic.
— Coś często mnie przepraszasz. A przynajmniej odnoszę takie wrażenie... — zaśmiałem się, aby złagodzić jego zdenerwowanie. Czułem, że ma wyrzuty sumienia z powodu spóźnienia, ale miałem nadzieję, że poza firmą nie patrzy na mnie jak na szefa i nie pomyśli, że stwierdzę, że jest niepunktualny i nieodpowiedzialny. — Zero stresu, naprawdę. Umówiliśmy się jak kumple, a spóźnienia się zdarzają. Sam nie jestem ideałem, wiesz?
— Jesteś — powiedział, a ja zobaczyłem po chwili na jego twarzy, że ma ochotę dać sobie po głowie, za to, co palnął. Ja jednak uśmiechnąłem się i poczułem, jak moje policzki przybierają lekko intensywniejszych barw z powodu tego krótkiego, ale niesamowicie szczerego komplementu.
— Dziękuję — Wyszczerzyłem się szeroko, a Chanyeol odwzajemnił mój wyraz twarzy. — To co? Idziemy?
Pokiwał entuzjastycznie głową, zapominając o wcześniejszej sytuacji. Zaczął natychmiast prowadzić monolog na temat tego, jakie miał dzisiaj wykłady i jak bardzo wkurza go jeden z jego wykładowców. Mówił mi też, że na ich piętro w akademiku wrócili znajomi ich kumpli i oni też okazali się bardzo w porządku. W międzyczasie poczęstowałem go jednym z moich dużych zapasów lizaków wiśniowych, a sam po nim wsunąłem sobie słodycz do ust. Ktokolwiek wam kiedyś mówił, że słodycze szczęścia nie dają, jest chudym kłamcą bez przyjaciół, bo nie da się mieć przyjaciół, mówiąc takie rzeczy. Jestem tolerancyjny, ale... No błagam no.
— Jakie lubisz filmy? — zapytałem, oglądając repertuar, stojąc już w hollu kina, które znajdowało się na najwyższym piętrze przestronnej i bardzo nowoczesnej galerii handlowej.
— W sumie lubię akcję, komedię... ale ostatnio wyszedł zaje... fajny horror, na który czekałem. Obecność 2, słyszałeś może o tym?
Horror? Czy moje jelita właśnie wykręciły się w bardzo ładny napis, a dokładniej to w słowo 'nie'? Nie lubiłem horrorów, bałem się duchów i innych rzeczy paranormalnych, zwłaszcza, że mieszkałem sam i wiedziałem, że nawet gdybym się bał, nie mógłbym wskoczyć komuś do łóżka, aby ten mógł mi powiedzieć, że to był tylko film, a zmory nie istnieją. Spojrzałem na Yeola z nietęgą miną, stwierdzając, że faktycznie się nie zmienił, bo już kiedyś miał skłonności do oglądania horrorów bez mojej zgody i wpakowywał mi się wtedy do łóżka, o czym chyba już wcześniej wspominałem.
— Bardzo... chcesz na to iść? — zapytałem, ale patrząc po jego świecących się oczach, znałem już odpowiedź.
— Tak, ale jeśli ty nie, to możemy iść na coś in—
— Nie, Obecność 2 brzmi super. — Uśmiechnąłem się jak najbardziej szczerze, powstrzymując siłą woli skręcanie się moich wnętrzności. Nie wierzę, że się zgodziłem, ale wyglądał na tak szczęśliwego... a mogłem odmówić i iść na cokolwiek, myślę, że by zrozumiał. Tak, zrozumiałby, ale jego oczy nie świeciłyby się tak pięknie jak teraz i nie byłbym szczęśliwy, że mogę to oglądać.
Oh, chwilka. Co ja gadam? Czy moje myśli nie brzmią ostatnio jakoś tak bardzo... gejowsko? No ale to nie moja wina, że Yeollie jest taki uroczy i jeszcze dziś założył taką słodką koszulkę w twarze mopsów. Też bym taką chciał, ale zamiast tego miałem na sobie kaszmirowy sweterek, zza którego wystawała koszula w kratę.
Kupiłem bilety, a Chanyeol zaprotestował, że przecież może zapłacić za siebie. Zignorowałem jego słowa, bo i tak nie miałem co robić z pieniędzmi na co dzień, jedynie co jakiś czas nadmiar wpłacałem na różne akcje charytatywne, czy inne zbiórki.
Chanyeol poszedł kupić popcorn dla siebie, bo ja stwierdziłem, że nie mam ochoty i czekałem na niego gdzieś z boku. Wrócił do mnie z największą colą i pudełkiem kukurydzy jakie było i domyśliłem się, że zrobił to dlatego, abym jednak i ja mógł je jeść podczas filmu. No cóż, w sumie nie miałem nic przeciwko, kochany jest.
Weszliśmy do sali i zajęliśmy swoje miejsca, najlepsze po środku. Po półgodzinnym reklamowym seansie w końcu mogliśmy zobaczyć czołówkę, przez którą już miałem ochotę stamtąd uciec. Dzielnie jednak zacisnąłem dłonie w pięści i po prostu lekko zmrużyłem oczy, aby w razie co móc je szybciej zamknąć.
— Wszystko ok? — Usłyszałem cichy głos po mojej lewej stronie, a moje oczy napotkały te Chana. Patrzył na mnie zmartwiony. — Boisz się horrorów?
— Nie do końca, ale... O CHOLERA! — krzyknąłem głośno, gdy zobaczyłem na ekranie twarz jakiejś upiornej zakonnicy. Schowałem głowę za jego rękawem, tak aby nie widzieć ekranu. — Może... troszkę...
Myślałem, że Yeol zacznie chichotać, albo się po prostu ze mnie nabijać, jednak ten z lekkim wahaniem objął mnie ramieniem i lekko przyciągnął. Nie wiedzieć czemu przyniosło mi to ulgę, więc siedziałem tak przez cały film, co chwilę chowając twarz w jego bluzie, którą mi dał, abym mógł się nią po prostu zakrywać. Obejmował mnie też cały czas, a ja w najgorszych momentach mocno ściskałem go za rękę. Ani razu na to nie marudził.
Gdy wyszliśmy z sali, ja czułem się niższy o dobre pięć centymetrów, a Chanyeol natomiast z zachwytem opowiadał o scenach, które mu się podobały. Większość z nich to te, w których prawie że strachu wchodziłem mu na kolana, aby w ten sposób pozbyć się uczucia, że coś zaraz mnie opęta lub porwie.
— Wszystko ok, Baekhyun? — zapytał mnie z troską, a ja niemrawo pokiwałem głową. Przeraziła mnie myśl, że będę musiał spędzić dziś samotnie noc w dużym, pustym mieszkaniu.
— Czy... to naprawdę było na faktach autentycznych...? — zapytałem cicho, idąc jak najbliżej chłopaka, bo mimo że byliśmy w jasnej galerii pełnej ludzi, to i tak czułem niepokój. Za przeszklonym oknem widać było królujące ciemne niebo. Był już bardzo późny wieczór.
— Teoretycznie tak. Czytałem kiedyś o tym przypadku, jednak wiadomo, że dużo scen pewnie wymyślono. Wiesz, dodali różne efekty i te sprawy... nie ma się czego bać, hyung. — Zignorowałem to, że znowu nazwał mnie hyungiem, ale nie zbyt wierzyłem jego słowom. Jeśli taki przypadek faktycznie istniał... naprawdę bałem się zostawać dziś sam. — Przecież mogę cię w razie co obronić, pfff. Poza tym, ten ziomek z laską był mega kiczowaty. Wiesz, ten stary.
Uśmiechnąłem się lekko na jego słowa i skierowałem się w stronę fast court, bo mimo dużego popcornu, mój brzuch domagał się czegoś słodkiego, a z tego co pamiętam, w domu już nic nie miałem. Wszedłem do jakiejś cukierni i wybrałem torcik bezowy, aby następnie pod prośbą Chanyeola skierować się do fast fooda. Zamówiliśmy frytki, a Chan jeszcze trzy hamburgery i usiedliśmy przy stoliku niedaleko szyby, z dala od całkiem licznych ludzi, mimo dość późnej godziny.
— Właśnie, miałem cię zapytać o to jeszcze w pracy, ale wypadło mi z głowy... — odezwałem się, a Chanyeol spojrzał na mnie zaciekawiony. — Muszę przygotować projekt współpracy z firmą Shanne. Całkiem przyjaźni ludzie, poznałem wczoraj również ich córkę i jak myślę, to ona przejmie interes. Są skłonni z nami współpracować, jeśli będą zadowoleni z naszej propozycji. Tiffany wzięła na ten tydzień urlop, a ja potrzebuję kogoś, kto mógłby poświęcić na to sporo czasu. Wchodzą w to też nadgodziny, bo musimy to skończyć na wtorek. Przyszły oczywiście.
— Mało czasu... — Zauważył, nie przejmując się tym, że mówi z pełną buzią, ale szczerze niezbyt mi to przeszkadzało. Dlaczego nie wkurza mnie nic, co on robi? — W skrócie będę musiał spędzić z tobą cały tydzień?
— Musiał... nie zbyt miło to zabrzmiało... — zaśmiałem się pod nosem i zacząłem się bawić frytkami. — Teoretycznie to nie przymuszam cię...
— Nie! Nie o to mi chodziło! Bardzo chętnie! Serio! — Wyszczerzył się, a ja zrobiłem to samo.
— Nie wiesz, jak się cieszę, że ze mną pracujesz — powiedziałem to, o czym myślałem już od dłuższego czasu. — Teraz w pracy czuję się jakoś... inaczej... lepiej.
— Dziękuję... dziękuję hyung... — Zobaczyłem, jak się speszył, a jego policzki zaczerwieniły się lekko. — Ja też się bardzo cieszę... bardzo. W ogóle to... fajne frytki.
Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, o co chodzi i spojrzałem na dół, aby móc zobaczyć jedzenie, którym się bawiłem już od dłuższego czasu.
— Hmmm... dziwne. — Patrzyłem na kilka frytek wbitych w siebie tak, że układały się w kształt serduszek. Zacząłem je po prostu rozrywać i jeść, a Chanyeol przyglądał się moim poczynaniam z rozbawieniem.
— Chyba serio jesteś zakochany, hyung... — powiedział nagle smutnym głosem, a ja po raz kolejny zastanawiałem się, dlaczego o tym wspomina. Odłożył swoje jedzenie i zapatrzył się na swoje dłonie.
— Chanyeol, mówiłem ci, że nie mam nikogo, dlaczego się uparłeś, że jest inaczej? — Uniósł na mnie wzrok w zaskoczeniu.
— Cała firma twierdzi co innego — powiedział nieco obrażonym tonem, a ja spojrzałem na niego jak na idiotę.
— Słucham?
— Przez Tiffany cała firma gada o tym, że kogoś masz.
— Tiffany... — warknąłem pod nosem, patrząc gdzieś w bok i stłumiłem w sobie miliony przekleństw, których mógłbym teraz użyć. Zacisnąłem pięści. — Powiedziałem to, aby w końcu dała sobie ze mną spokój. Nie mam nikogo, rozumiesz?
Pokiwał powoli głową, a ja zobaczyłem, jak usilnie powstrzymuje uśmiech. Dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, aby to nie była prawda? Wiele zachowań Chanyeola pozostaje dla mnie tajemnicą, a przynajmniej starałem się nie dopuszczać do siebie myśli, że tak naprawdę mógłbym spokojnie domyślić się, o co właściwie chodzi, zwłaszcza, że niepokoiło mnie też moje zachowanie, a zwłaszcza to, że chciałem, aby Chanyeol na pewno wiedział, że jestem wolny. Gdy wspominał o tym, że mam kogoś, mój żołądek dziwnie się ścisnął, a ja sam teraz nie umiałem tego uzasadnić.
— Skoro to już sobie wyjaśniliśmy, teraz ty mi zdradź, co się stało, że płakałeś.
— To naprawdę nic, hyung — powiedział, uśmiechając się delikatnie. — Trochę bałem się studiów i nie wyspałem się. Po prostu gorszy dzień.
— Wiesz, że ci nie wierzę? — zapytałem, kręcąc głową. — Potrafię zobaczyć, kiedy kłamiesz.
— W takim razie... — Zawahał się, ale postanowił po chwili kontynuować. — Pamiętasz, co mi obiecałeś, przed swoim wyjazdem?
— 9 lat temu? — Zastanowiłem się, ale nie zbyt pamiętałem ostatnie dni, które spędziłem w Seulu, bo wszystko działo się bardzo szybko. — Szczerze... niezbyt.
— Więc po prostu jak sobie przypomnisz, daj mi znać. Myślę, że się domyślisz, o co chodzi. No... po prostu mam nadzieję.
— Błagam, nie mów do mnie zagadkami. — Pokręciłem głową i ziewnąłem dyskretnie, czując zmęczenie. — Bądź facetem, Yeollie. Mów wprost.
— Może wracajmy już? Jesteś zmęczony — Zaproponował, kończąc temat i nie czekając na nic, wstał.
— Chętnie — odpowiedziałem i również się podniosłem, wciąż zastanawiając się nad jego słowami.
Odnieśliśmy tacki na swoje miejsce i skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Dopiero gdy stanęliśmy na zewnątrz i mieliśmy rozejść się w swoje strony, przypomniałem sobie o filmie, który oglądaliśmy i od razu przeszły mnie dreszcze. Spojrzałem na Chanyeola z lekkim wahaniem.
— Nie chciałbyś może... nocować dziś u mnie? — zapytałem cicho, przez co miałem wrażenie, że nawet tego nie usłyszał. Ścisnąłem mocniej torbę z ciastem i zapatrzyłem się w czubki swoich butów.
— Chętnie! — Uśmiechnął się szeroko, a ja uniosłem szybko głowę.
— Naprawdę?! Dziękuję!
— Przyznaj, to dlatego, że się boisz, no nie? — zapytał rozbawiony, a ja udałem oburzenie.
— Pfff, nieee. Po prostu... nie chciałem, żebyś wracał późno sam... i w ogóle... jeszcze cię zgwałcą, czy coś... Nie chcę żeby rozdziewiczył cię jakiś przypadkowy facet na ulicy. Tak, powiedziałem rozdziewiczył.
Zaśmiał się, pokręcił głową i nie skomentował moich słów, za co byłem mu wdzięczny. Ruszyłem w stronę samochodu, a Chanyeol gdy tylko go zobaczył, z zachwytem zaczął oglądać go ze wszystkich stron i kręcić głową z uznaniem, czym bardzo mi schlebiał.
— Taki to i ja chętnie bym kupił — stwierdził, zapinając pas, gdy znaleźliśmy się już w środku.
— Czemu tego nie zrobisz? — zapytałem, wiedząc, że pieniądze nie są tu problemem. — Rodzice się nie zgadzają?
— Po co mam kupować, skoro ty możesz mnie wozić swoim? — Uśmiechnął się, zerkając na mnie. — Jeśli miałbym taki sam, twój nie byłby dla mnie tak fajny. Zresztą, muszę w końcu pójść zrobić prawko.
Zaśmiałem się i pokręciłem głową, nie komentując jego słów. Dojechaliśmy pod mój wieżowiec po kilku minutach, podczas których Chanyeol opowiadał mi, jak ostatnio starał się coś ugotować. Oczywiście z mizernym skutkiem.
Zaparkowałem pojazd i windą wjechaliśmy na odpowiednie piętro. Gdy otworzyłem drzwi, Chanyeol od razu uważnie zaczął lustrować moje lokum, przez co stwierdziłem, że wypadałoby tu częściej jednak sprzątać.
— Pięknie tu. — Zachwycił się, stając przy moim ulubionym oknie. Zapatrzył się na ciemne morze. — Mógłbym tu mieszkać...
Stanąłem obok niego, nie włączając ówcześnie światła. Staliśmy w ciemności, a nasze ramiona stykały się. Poczułem w powietrzu dziwną atmosferę, której nie potrafiłem określić żadnym uczuciem, poza czymś tajemniczym i bardzo romantycznym. Uniosłem lekko głowę, aby móc spojrzeć na wpatrzonego w niesamowity widok Chana, a ten jakby wyczuwając, co robię, przekręcił głowę w moją stronę. Przez dłuższy czas patrzyliśmy sobie w oczy. Chanyeol uśmiechał się lekko, jednak ja nie mogłem tego zrobić, prowadząc wewnętrzną walkę z moimi myślami. Uczucie, które mnie dopadło, było naprawdę dziwne. Czułem w powietrzu coś enigmatycznego, niemalże namacalnego, ale to coś było tak ulotne, że nie mógłbym tego dotknąć.
Ciszę w apartamencie nie przerywał żaden dźwięk. Miałem wrażenie, że nawet obydwaj przestaliśmy oddychać.
Nie mogłem wytrzymać przez jego spojrzenie, było spokojne, poważne. Jakby patrzył na coś dla siebie ważnego. Jednak patrzył tylko mnie, który poza bogactwem nie miał w sobie niczego godnego uwagi.
— Chanyeol... pochyl się trochę. — Usłyszałem zdanie, które wydobyło się z moich ust, zanim zdążyłem zareagować i się opanować.
Zobaczyłem błysk w jego spokojnych oczach, kiedy to zrobił i powoli zmniejszał naszą różnicę we wzroście. Dotknąłem delikatnie jego policzka, przez co lekko zmrużył oczy i przysunął się do mnie jeszcze bliżej.
— Przepraszam — powiedziałem, zanim złączyłem nasze usta w samolubnym pocałunku, nie licząc się z tym, że ten młody chłopak nie koniecznie mógł chcieć w tej chwili tego samego co ja. Nie odsunął się jednak i od razu odwzajemnił pieszczotę, chwytając moją twarz w swoje dłonie, chcąc, byśmy znaleźli się jeszcze bliżej siebie. Jego wargi były większe od moich, ciepłe i wilgotne, a smakowały czymś, czego nie mogłem nazwać ale było nadwyraz przyjemne. Ta chwila mogłaby trwać naprawdę długo, a jego namiętne pocałunki mogłyby przylgnąć do moich ust na zawsze, jednak w końcu czuliśmy, że brakuje nam oddechu. Odsunąłem się lekko i przeniosłem swój wzrok na swoje buty, nie wiedząc, jak się zachować. Właśnie całowałem się z chłopakiem, który nie dość, że był moim byłym wychowankiem, to jeszcze aktualnie moim pracownikiem. I był młodszy o pieprzone jedenaście lat.
Byłem wściekły za uczucie, które obudził we mnie tą swoją szczerością, radością i chęcią do życia, wśród tego całego zakłamania w świecie biznesu, w którym żyłem.
Nawet nie wiem, kiedy straciłem dla tego bachora głowę. I czy w ogóle to już zrobiłem.
Nie było w moich uczuciach żadnego przełomowego momentu. Zdałem sobie właśnie w tej chwili sprawę, stojąc przy tym pieprzonym oknie, że w moim sercu stawał się coraz ważniejszą dla mnie osobą z każdym dniem, każdym słowem, uśmiechem, czy gestem. Co za beznadzieja. Zmienił mnie. Zmienił mnie w tak krótkim czasie.
— Ja... pokój gościnny jest na końcu korytarza — powiedziałem szybko i zanim zdążył zareagować, szybko udałem się do mojej sypialni, gdzie zamknąłem się i nie zmrużyłem oczu do rana.
Chanyeol przyszedł pod moje drzwi tylko raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz