niedziela, 15 stycznia 2017

4. Jestem pewien, że coś jest nie tak

Stał bosymi stopami na chłodnych płytkach balkonu. Widok był zdecydowanie niesamowity. Widać było stąd panoramę świetlistego Seulu, zapełnione ulice i gwar piątkowego miasta. Słońce już dawno zniknęło za horyzontem. Gwiazd jak zawsze nie było widać, minusy wielkiego miasta. Stojąc tak zamarzył, aby niedługo wyjechać gdzieś gdzie mógłby je oglądać. Zawsze chciał to zrobić w objęciach ukochanej osoby. Wiedział jednak, że nigdy nie będzie mógł spełnić tego banalnego, ale tak pięknego dla niego marzenia. Spuścił wzrok i nieobecnym wyrazem twarzy przypatrywał się Kaiowi, który z zawzięciem uczył swoją sówkę grać w piłkę na ich podwórku. Teren w kilku miejscach oświetlały duże lampy dające nastrojowe, żółte światło.
-Kyungsoo przecież to naprawdę proste! - Kai machał do niskiego bruneta rękoma. - Zamach i kop!
Dyo zgodnie z jego instrukcjami kopnął z całej siły. Białowłosy obserwujący wszystko z wysokości, wybuchnął śmiechem, gdy piłka uderzyła prosto w czoło ciemnoskórego blondyna, co doprowadziło do jego upadku.
-Kai! - Niższy od razu do niego podbiegł. Uklęknął przy nim i podniósł jego głowę w dwóch rękach. - Tak bardzo przepraszam! - W kącikach jego oczu już zbierały się łzy, gdy wyższy przez dłuższy czas nie odpowiadał. - Kai, otwórz oczy, błagam! Kai, proszę no...! - Zaczął czule dotykać go po twarzy w przerażeniu i całować po policzkach, aby w końcu przejść na pełne usta.
Białowłosy stojący na wysokości nie zareagował, prychając pod nosem na naiwność młodszego od niego chłopaka.
-Gdybyś ty zawsze tak mnie całował...- mruknął Kai z uśmiechem otwierając jedno oko.
Kyungsoo siedział chwilę w szoku po czym zmarszczył brwi i zaczął na ślepo okładać chłopaka.
-Ty pieprzony dupku! Znowu to zrobiłeś! Nienawidzę cię! Zgiń w końcu! - Nie wiedział nawet w co uderza, gdyż robił to z zamkniętymi oczami. Kai cały czas się śmiał mimo otrzymywanych ciosów, które tak na marginesie wcale delikatne nie były. Na koniec tylko wziął w swoje objęcia sówkę i posadził go na swoje długie nogi. Pocałował go w czoło i ogrzał swoim ciałem, ponieważ zaczynało się robić chłodno.
-Wracamy do domu? Przeziębisz się. - zapytał, nadal czując jego ciężar na kolanach. Był to jednak jeden z tych przyjemnych ciężarów, które mógłby dźwigać choćby i całe życie.
Ten nie odrywając czoła od jego torsu, pokiwał twierdząco głową.
Kai z trudem wstał i wziął bruneta na ręce.
-Lubisz być moją panną młodą? - zapytał, widząc, że najwyraźniej starszy nie zamierza zejść na trawę.
-Pieprz się, Kim. Masz mnie zanieść.
-Nie śmiem zwątpić. - odpowiedział szczerząc się, co było dla niego bardzo typowe.
Chanyeol patrzył, jak wchodzą przez drzwi znajdujące się piętro niżej. Sam zadrżał z zimna, więc wrócił do swojego pokoju. Czuł się tu niesamowicie obco od kilku miesięcy. Pomieszczenie było w jasnych kolorach, dominowała tu biel i błękit. Jednoosobowe łóżka wykonane były z jasnego drewna. Stały po przeciwnych stronach. Na jednym leżało kilka brudnych ubrań i gitara, drugie było idealnie zaścielone. Nikt na nim nawet nie sypia.
Szybko przebrał się w pierwszą lepszą, cieplejszą koszulę czując, że nawet tu jest mu chłodno. Spojrzał jeszcze raz na puste łóżko, po czym odwrócił od niego wzrok i wyszedł na korytarz. Z dołu słyszał śmiechy i włączony telewizor. Zszedł po drewnianych schodach i wszedł do przestronnego salonu.
-Chan, Dyo powiedział, że się buntuje i nie robi kolacji. - powiedział Kai szukając w starszym oparcia.
-Nie dziwi mnie to tak w sumie. - odezwał się Chen leżący na kanapie z nogami na oparciu. -Jedynie żałuję, że nie nagrałem, jak obrywasz.
-Nie mam co robić, mogę ja w sumie coś ugotować. - Chanyeol wzruszył ramionami opierając się o framugę drzwi.
-Kochamy cię - powiedział Xiumin ze świecącymi oczami na myśl o jedzeniu. - Ale... zrób coś jadalnego.
-Gdzie reszta? - zapytał jeszcze na odchodne.
-W kuchni. - mruknął Dyo, odsuwając się cały czas od Kaia, który dziwnym trafem co chwila znajdował się coraz bliżej niego.
Chanyeol ruszył w stronę stosunkowo małej kuchni. Jak na 12... 9 osób mogli zrobić tak małą kuchnię? To dla nich wszystkich najważniejsze pomieszczenie w całym dormie!
Już miał wejść i sprawdzić zawartość lodówki, gdy usłyszał szloch i ciche głosy. Wiedział, że nie powinien podsłuchiwać, tylko najzwyczajniej w świecie tam wejść, ale mimo to przystanął przed wejściem i nasłuchiwał. Źle się z tym czuł, tu nie mieli przed sobą sekretów, jednak coś nie pozwoliło mu tam wejść.
-Luhan, spokojnie, możemy to przecież zgłosić na policję. Nie nakręcaj się na razie... - Usłyszał wyraźnie głos Suho.
-Nie nakręcaj się?! Słyszysz siebie? Nie ma go kilka miesięcy! Jego sąsiadka mi to powiedziała! Coś dawno mogło mu się stać, a my nawet o tym nie wiemy!
-Nie krzycz. On może usłyszeć...- Suho ponowił próbę uspokojenia go.
-Niech kurna słyszy! Sehun, nie stój cicho, doskonale wiesz, że coś jest nie tak! Nikt nie rozpływa się w powietrzu!
-Uważam tak jak Lu. - powiedział swoim poważnym głosem jego chłopak.
Chanyeol znowu usłyszał stłumiony płacz.
-Nie płacz, Lu. - Sehun powiedział już ciszej i Chanyeol był pewny, że właśnie w tej chwili go objął, a starszy go odepchnął, jak zawsze gdy jest zdenerwowany.
-Suho, masz coś z tym zrobić rozumiesz?! - krzyknął tak, że słychać było go pewnie nawet w salonie. - Coś jest nie tak, a ten dupek nawet się nie zainteresuje, bo we wszystko uwierzył! Jak można uwierzyć w coś takiego?! Zwłaszcza ty Suho! Jesteś liderem, a odwróciłeś się od Baeka tak samo jak każdy! Nie mogę uwierzyć, że zrobiłeś to i ty i Chan. Wiesz jak go to musiało boleć? - Jego głos już nie był już tak ostry. Był po prostu smutny. - Nie potrafię ci już ufać Suho. Nie po tym jak zobaczyłem, że ode mnie też byś się odwrócił w razie takiej sytuacji. Nie wiem dlaczego nadal jestem w stanie mówić z wami kłamstwo „we are one".
-Luhan, co ty w ogóle mówisz...?
-Tylko prawdę. Jeśli się tym nie zajmiesz, ja to zrobię. Jeśli cokolwiek mu się stało, nie wybaczymy ci.- Z ust chińczyka wydobył się szept. - Chodź, Sehun.
Chanyeol usłyszał po chwili odsuwane krzesło, a drzwi się otworzyły, ukazując jego postać.
Luhan zobaczywszy go, prychnął zirytowany i wyminął go 'przypadkiem' trącając barkiem. Sehun wyszedł tuż po nim nawet nie zerkając na kolegę z zespołu.
Chanyeol starał się ułożyć w głowie całą rozmowę, jednak nie mógł się skupić po zobaczeniu skulonego Suho siedzącego samotnie przy wielkim stole. Patrzył na swoje trzęsące się, złączone dłonie leżące na blacie.
-Suho, wszystko w porządku? - zapytał lidera swoim głębokim głosem.
-Nic nie jest, Chanyeol. Nie mogę na siebie patrzeć w lustrze. Zastanawiam się, czy też. -Spojrzał na niego poważnie zza zaszklonych oczu.
Chanyeol nie odpowiedział. Wyszedł ówcześnie trzaskając drzwiami i wszedł do salonu, w którym mieściły się schody prowadzące na piętro.
-Co z tą kolacją, Chan? - zapytał wesoło Chen, ale nie doczekał się odpowiedzi.
Zdziwieni członkowie patrzyli na to, jak wściekły wchodzi na górę. Zastanowiło ich dlaczego chwilę wcześniej tę samą trasę przeszedł zapłakany Luhan z Sehunem. Doskonale słyszeli jego podniesiony głos, co było dość zaskakujące, bo zazwyczaj kłóci się on tylko z Sehunem. Chanyeol bez komentarza nawet na nich nie patrząc, wściekły wszedł na piętro i zatrzaskując drzwi rzucił się na łóżko. Dlaczego nawet oni nie dadzą mu zapomnieć o tym, jak został potraktowany jak zabawka przez jego pierwszą i jedyną miłość? Przez Baekhyuna, którego nie widział już ponad 7 miesięcy i wbrew sercu, umysłowi i ciału nie mógł wyrzucić go ze swojego życia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz