Stał bosymi stopami na
chłodnych płytkach balkonu. Widok był zdecydowanie niesamowity. Widać
było stąd panoramę świetlistego Seulu, zapełnione ulice i gwar
piątkowego miasta. Słońce już dawno zniknęło za horyzontem. Gwiazd jak
zawsze nie było widać, minusy wielkiego miasta. Stojąc tak zamarzył, aby
niedługo wyjechać gdzieś gdzie mógłby je oglądać. Zawsze chciał to
zrobić w objęciach ukochanej osoby. Wiedział jednak, że nigdy nie będzie
mógł spełnić tego banalnego, ale tak pięknego dla niego marzenia.
Spuścił wzrok i nieobecnym wyrazem twarzy przypatrywał się Kaiowi, który
z zawzięciem uczył swoją sówkę grać w piłkę na ich podwórku. Teren w
kilku miejscach oświetlały duże lampy dające nastrojowe, żółte światło.
-Kyungsoo przecież to naprawdę proste! - Kai machał do niskiego bruneta rękoma. - Zamach i kop!
Dyo zgodnie z jego
instrukcjami kopnął z całej siły. Białowłosy obserwujący wszystko z
wysokości, wybuchnął śmiechem, gdy piłka uderzyła prosto w czoło
ciemnoskórego blondyna, co doprowadziło do jego upadku.
-Kai! - Niższy od razu
do niego podbiegł. Uklęknął przy nim i podniósł jego głowę w dwóch
rękach. - Tak bardzo przepraszam! - W kącikach jego oczu już zbierały
się łzy, gdy wyższy przez dłuższy czas nie odpowiadał. - Kai, otwórz
oczy, błagam! Kai, proszę no...! - Zaczął czule dotykać go po twarzy w
przerażeniu i całować po policzkach, aby w końcu przejść na pełne usta.
Białowłosy stojący na wysokości nie zareagował, prychając pod nosem na naiwność młodszego od niego chłopaka.
-Gdybyś ty zawsze tak mnie całował...- mruknął Kai z uśmiechem otwierając jedno oko.
Kyungsoo siedział chwilę w szoku po czym zmarszczył brwi i zaczął na ślepo okładać chłopaka.
-Ty pieprzony dupku!
Znowu to zrobiłeś! Nienawidzę cię! Zgiń w końcu! - Nie wiedział nawet w
co uderza, gdyż robił to z zamkniętymi oczami. Kai cały czas się śmiał
mimo otrzymywanych ciosów, które tak na marginesie wcale delikatne nie
były. Na koniec tylko wziął w swoje objęcia sówkę i posadził go na swoje
długie nogi. Pocałował go w czoło i ogrzał swoim ciałem, ponieważ
zaczynało się robić chłodno.
-Wracamy do domu?
Przeziębisz się. - zapytał, nadal czując jego ciężar na kolanach. Był to
jednak jeden z tych przyjemnych ciężarów, które mógłby dźwigać choćby i
całe życie.
Ten nie odrywając czoła od jego torsu, pokiwał twierdząco głową.
Kai z trudem wstał i wziął bruneta na ręce.
-Lubisz być moją panną młodą? - zapytał, widząc, że najwyraźniej starszy nie zamierza zejść na trawę.
-Pieprz się, Kim. Masz mnie zanieść.
-Nie śmiem zwątpić. - odpowiedział szczerząc się, co było dla niego bardzo typowe.
Chanyeol patrzył, jak
wchodzą przez drzwi znajdujące się piętro niżej. Sam zadrżał z zimna,
więc wrócił do swojego pokoju. Czuł się tu niesamowicie obco od kilku
miesięcy. Pomieszczenie było w jasnych kolorach, dominowała tu biel i
błękit. Jednoosobowe łóżka wykonane były z jasnego drewna. Stały po
przeciwnych stronach. Na jednym leżało kilka brudnych ubrań i gitara,
drugie było idealnie zaścielone. Nikt na nim nawet nie sypia.
Szybko przebrał się w
pierwszą lepszą, cieplejszą koszulę czując, że nawet tu jest mu chłodno.
Spojrzał jeszcze raz na puste łóżko, po czym odwrócił od niego wzrok i
wyszedł na korytarz. Z dołu słyszał śmiechy i włączony telewizor. Zszedł
po drewnianych schodach i wszedł do przestronnego salonu.
-Chan, Dyo powiedział, że się buntuje i nie robi kolacji. - powiedział Kai szukając w starszym oparcia.
-Nie dziwi mnie to tak w
sumie. - odezwał się Chen leżący na kanapie z nogami na oparciu.
-Jedynie żałuję, że nie nagrałem, jak obrywasz.
-Nie mam co robić, mogę ja w sumie coś ugotować. - Chanyeol wzruszył ramionami opierając się o framugę drzwi.
-Kochamy cię - powiedział Xiumin ze świecącymi oczami na myśl o jedzeniu. - Ale... zrób coś jadalnego.
-Gdzie reszta? - zapytał jeszcze na odchodne.
-W kuchni. - mruknął Dyo, odsuwając się cały czas od Kaia, który dziwnym trafem co chwila znajdował się coraz bliżej niego.
Chanyeol ruszył w stronę
stosunkowo małej kuchni. Jak na 12... 9 osób mogli zrobić tak małą
kuchnię? To dla nich wszystkich najważniejsze pomieszczenie w całym
dormie!
Już miał wejść i
sprawdzić zawartość lodówki, gdy usłyszał szloch i ciche głosy.
Wiedział, że nie powinien podsłuchiwać, tylko najzwyczajniej w świecie
tam wejść, ale mimo to przystanął przed wejściem i nasłuchiwał. Źle się z
tym czuł, tu nie mieli przed sobą sekretów, jednak coś nie pozwoliło mu
tam wejść.
-Luhan, spokojnie, możemy to przecież zgłosić na policję. Nie nakręcaj się na razie... - Usłyszał wyraźnie głos Suho.
-Nie nakręcaj się?!
Słyszysz siebie? Nie ma go kilka miesięcy! Jego sąsiadka mi to
powiedziała! Coś dawno mogło mu się stać, a my nawet o tym nie wiemy!
-Nie krzycz. On może usłyszeć...- Suho ponowił próbę uspokojenia go.
-Niech kurna słyszy! Sehun, nie stój cicho, doskonale wiesz, że coś jest nie tak! Nikt nie rozpływa się w powietrzu!
-Uważam tak jak Lu. - powiedział swoim poważnym głosem jego chłopak.
Chanyeol znowu usłyszał stłumiony płacz.
-Nie płacz, Lu. - Sehun
powiedział już ciszej i Chanyeol był pewny, że właśnie w tej chwili go
objął, a starszy go odepchnął, jak zawsze gdy jest zdenerwowany.
-Suho, masz coś z tym
zrobić rozumiesz?! - krzyknął tak, że słychać było go pewnie nawet w
salonie. - Coś jest nie tak, a ten dupek nawet się nie zainteresuje, bo
we wszystko uwierzył! Jak można uwierzyć w coś takiego?! Zwłaszcza ty
Suho! Jesteś liderem, a odwróciłeś się od Baeka tak samo jak każdy! Nie
mogę uwierzyć, że zrobiłeś to i ty i Chan. Wiesz jak go to musiało
boleć? - Jego głos już nie był już tak ostry. Był po prostu smutny. -
Nie potrafię ci już ufać Suho. Nie po tym jak zobaczyłem, że ode mnie
też byś się odwrócił w razie takiej sytuacji. Nie wiem dlaczego nadal
jestem w stanie mówić z wami kłamstwo „we are one".
-Luhan, co ty w ogóle mówisz...?
-Tylko prawdę. Jeśli się
tym nie zajmiesz, ja to zrobię. Jeśli cokolwiek mu się stało, nie
wybaczymy ci.- Z ust chińczyka wydobył się szept. - Chodź, Sehun.
Chanyeol usłyszał po chwili odsuwane krzesło, a drzwi się otworzyły, ukazując jego postać.
Luhan zobaczywszy go,
prychnął zirytowany i wyminął go 'przypadkiem' trącając barkiem. Sehun
wyszedł tuż po nim nawet nie zerkając na kolegę z zespołu.
Chanyeol starał się
ułożyć w głowie całą rozmowę, jednak nie mógł się skupić po zobaczeniu
skulonego Suho siedzącego samotnie przy wielkim stole. Patrzył na swoje
trzęsące się, złączone dłonie leżące na blacie.
-Suho, wszystko w porządku? - zapytał lidera swoim głębokim głosem.
-Nic nie jest, Chanyeol.
Nie mogę na siebie patrzeć w lustrze. Zastanawiam się, czy też.
-Spojrzał na niego poważnie zza zaszklonych oczu.
Chanyeol nie
odpowiedział. Wyszedł ówcześnie trzaskając drzwiami i wszedł do salonu, w
którym mieściły się schody prowadzące na piętro.
-Co z tą kolacją, Chan? - zapytał wesoło Chen, ale nie doczekał się odpowiedzi.
Zdziwieni członkowie
patrzyli na to, jak wściekły wchodzi na górę. Zastanowiło ich dlaczego
chwilę wcześniej tę samą trasę przeszedł zapłakany Luhan z Sehunem.
Doskonale słyszeli jego podniesiony głos, co było dość zaskakujące, bo
zazwyczaj kłóci się on tylko z Sehunem. Chanyeol bez komentarza nawet na
nich nie patrząc, wściekły wszedł na piętro i zatrzaskując drzwi rzucił
się na łóżko. Dlaczego nawet oni nie dadzą mu zapomnieć o tym, jak
został potraktowany jak zabawka przez jego pierwszą i jedyną miłość?
Przez Baekhyuna, którego nie widział już ponad 7 miesięcy i wbrew sercu,
umysłowi i ciału nie mógł wyrzucić go ze swojego życia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz