-Dlaczego drzesz się o
jedne bokserki, co jest głupie, skoro masz ich kilkanaście par w
szufladzie? -zapytał D.O wymijając go i zapinając do końca swoją
śnieżnobiałą koszulę.
-To moje ulubione, przynoszą mi szczęście -Spojrzał na niego błagalnie. -Wiesz, że to ważny dzień...
-Wiem, wiem...
-Pocałował go przelotnie w usta i rozejrzał się dokładnie po dużym,
jasnym pomieszczeniu. Z triumfalnym uśmiechem dostrzegł kawałek różowego
materiału wystający spod ogromnego, pięknego łóżka małżeńskiego. Kai
naciskał, że akurat na tym meblu nie warto oszczędzać pieniędzy, jako,
że kochał spać... i kochać się ze swoją sówką. -Serio nie widziałeś ich?
Co za jaskrawy kolor... nie wiem, dlaczego ci je w ogóle kupiłem...
-Ja się cieszę, wszystko
od ciebie jest super -Uśmiechnął się słodko biorąc swoją własność w
dłoń. -Hmm..znoszone... No cóż, nie umrę od tego.
-Fuuu, Kai, jesteś
obrzydliwy -Kyungsoo skrzywił się i wywrócił oczami, ale był już
przyzwyczajony do wielu wad, jakie posiada Jongin.
-Denerwuję się, zrozum mnie, one na pewno mi pomogą.
-Gacie nie pomogą ci w
rozmowie kwalifikacyjnej w żaden sposób, Jongin -D.O po raz kolejny
westchnął, ale zaśmiał się na głupie przesądy jasnowłosego dotyczące
jego bielizny. -Zwłaszcza, że nie pomogły ci przy poprzednich siedmiu...
-Po prostu... miały
słabszy dzień -burknął ten pod nosem, zakładając na siebie strój
uprasowany przez D.O poprzedniego wieczora.
-To ty masz wiecznie
słabszy dzień -Brunet pomasował sobie skronie, ale po chwili uśmiechnął
się ciepło, chcąc dodać Kimowi choć trochę otuchy. Pocałował go w
policzek i otworzył drzwi wejściowe. -Powodzenia, Kai. Napisz do mnie
po, czy się udało.
-Pa, kochanie... -Jongin
rzucił się na łóżko i westchnął bardzo głośno. Zacisnął pięści i
elastycznym ruchem podniósł się jednak do siadu. Czas się wziąć w garść.
Ubrał się do końca,
zjadł chleb z dżemem i ogarnął swoją cudowną twarz do perfekcji w
lustrze. W trakcie mycia zębów zorientował się, że musi ponownie się
przefarbować, bo zaczynają mu się pojawiać już ciemne odrosty, których
naprawdę nie lubił. Gdy skończył daną czynność, uśmiechnął się głupio do
lustra, podziwiając swoje odbicie i stwierdzając bardzo skromnie, że
Kyungi ma świetny gust i nie dziwne, że na niego leci. Sam by na siebie
poleciał, gdyby nie to, że Kyungsoo był dla niego bardziej idealny niż
on sam. To interesujące, że jego uczucia względem tej niskiej, ale
momentami groźnej sówki nie zmieniły się od sześciu lat, a już dwóch i
dokładnie pięć dni po ślubie.
Wszedł jeszcze na chwilę do kuchni i spojrzał na kalendarz, gdzie czerwonym markerem przekreślił wczorajszy dzień.
-735 -Powiedział
zamyślony. Na myśli miał jedynie to, że 735 dni temu wziął sobie
Kyungsoo za męża. Dlaczego to liczy? Tego nie wie nikt. Zawsze lubił
wszystko liczyć, podobnie było z zapamiętywaniem w czasie liceum, ile
dni wcześniej spotkał Kyungsoo po raz pierwszy.
Wziął kilka głębokich wdechów, uśmiechnął się pewny siebie, wyszeptał 'hwaiting' i wyszedł energicznym krokiem z mieszkania.
👬👬👬
-Jak to? Dlaczego?
-zapytał rozkładając ręce w geście bezradności. Nie wiedział sam, czy
był w tym momencie bardziej zdziwiony, zły, czy może smutny.
-Przykro nam, nie ma pan
potrzebnych kwalifikacji na to stanowisko. Właściwie to już znaleźliśmy
kogoś odpowiedniego dziś rano -odparł spokojnie mężczyzna o grubej
tuszy i znudzonym spojrzeniu. Oddał Kimowi jego papiery, które ten podał
mu zaledwie dwie minuty temu.
-Naprawdę znam się na tym fachu! -Jongin starał się wybronić nie tracąc nadziei.
-W CV jak wół widnieje, że brak panu doświadczenia w tej kwestii. Przykro nam.
-Facet, błagam daj mi
szansę. Wiesz, co ja mam w domu? Utrzymuje mnie mój facet, który w
dodatku jest kobietą w naszym związku! Wiesz, jakie to upokorzenie dla
mojej męskiej dumy? Błagam, dajcie mi szansę! Naprawdę się nie
zawiedziecie! -Wstał i oparł się na blacie biurka, patrząc na niego
błagalnie. To co mówił to totalna prawda. Nie czuł się dobrze z tym, że
kiedy wyznał Kyungsoo po raz pierwszy miłość, obiecał mu rozpieszczać go
jak tylko się da, ale to teraz D.O ich utrzymywał, od kiedy Kai stracił
pracę przeszło pół roku temu, gdy firma zajmująca się sprzętem
sportowym z dnia na dzień zbankrutowała. Dlaczego więc Jongin nie mógł
znaleźć pracy mimo doświadczenia po 4 latach pracy tam? Przez brak
papierka o ukończeniu studiów, bo zaczął pracować od razu po liceum, aby
jak najszybciej wyprowadzić się z rodzinnego domu, gdzie nie
akceptowano jego związku. Wszystko układało się świetnie, praca,
mieszkanie z D.O, ślub. Czy mogło być lepiej? Oczywiście, że nie.
-Przepraszam, ale
naprawdę nie interesuje to nas. Dziękujemy za poświęcony czas i życzymy
miłego dnia -Mężczyzna gestem wyprosił blondyna z pokoju, na co ten
tylko pokazał mu środkowy palec. Chciał efektownie wyjść, ale niestety
potknął się o próg i wywrócił. Usłyszał chichot i od razu się podniósł
zatrzaskując za sobą drzwi. Dupek.
Usiadł zrezygnowany na schodach prowadzących do biurowca i schował twarz w dłoniach.
-Jestem żałosny
-szepnął, a gołąb, który stał na przeciwko niego wyglądał, jakby pokiwał
głową potwierdzając jego słowa. -Nawet ty tak sądzisz -Gołąb ponownie
skinął główką, wydał z siebie niezidentyfikowany dźwięk i odleciał.
Kai nie wiedząc, co
mógłby zrobić, poszedł zjeść kebaba ZA PIENIĄDZE KYUNGSOO, a następnie
popił go dużą colą, którą kupił za pieniądze... zgadnijcie kogo? To, jak
źle się z tym czuł, można by było określić w skali od tragicznie do
tragicznie +1. Siedział pół dnia na dobrze znanej sobie ławeczce w
parku, aby następnie piechotą ruszyć do mieszkania, które znajdowało się
w tej samej dzielnicy, co zarówno rodzinny dom Kyungsoo, jak i Kaia
oraz ich dawna szkoła. Za bardzo obydwaj lubili tę okolicę, aby się z
niej wyprowadzać.
Szedł tak melancholijnie
wgapiając się w drzewa i ekran telefonu szukając pokemonów i krzyknął
radośnie, gdy złapał silnego Bellsprouta. Zanim się obejrzał, doszedł do
zadbanego bloku, który otoczony był drzewami wiśni i innymi owocowymi
drzewami, których Kai nie kojarzył i w sumie nawet go nie interesowały.
Z ociąganiem wyciągnął klucze z breloczkiem w kształcie sówki, który kiedyś podarował mu D.O tak po prostu, bez okazji.
Otworzył drzwi i wszedł
do chłodnego wnętrza klatki schodowej. Wszedł na drugie piętro mimo
tego, że w tym sześciopiętrowym budynku była winda. Kai po prostu
twierdził, że trochę ruchu to nic złego i po prostu będzie szybciej, niż
jakby miał czekać na windę.
-Hej! -Gdy otworzył
drzwi do mieszkania, na szyję od razu rzucił mu się Kyungsoo. W jego
głosie wyczuć można było nieskrywany entuzjazm. -Jak poszło?
-Ten...no... -Jongin odwrócił wzrok, gdy już oderwali się od siebie.
-Znowu? -Kyung spojrzał
na niego smutno, ale po chwili i tak na jego twarzy zagościł lekki
uśmiech. -Spokojnie, w końcu coś znajdziesz. Nie musisz się spieszyć,
pieniędze to już nie problem, dostałem awans!
Może być jeszcze gorzej,
gdy jesteś aktualnie totalnym nieudacznikiem, a twój mąż, na którego
teoretycznie ty powinieneś zarabiać, bo jesteś facetem w tym związku,
właśnie dostaje awans i jest już zupełnie inną ligą niż ty?
-Ooo... cieszę się,
jestem dumny, D.O... -powiedział cicho Kai nie mogąc zebrać się na
szeroki uśmiech. Spojrzał smutno na zdziwionego szatyna i pogłaskał go
po głowie, wymijając go i kierując się w stronę sypialni. -Naprawdę
bardzo się cieszę...
-Kai...? -wydukał niższy
zdziwiony zachowaniem ukochanego. To... nie był jego Kai. Normalnie
zacząłby się drzeć i go przytulać, a potem zaproponowałby 'seks dla
uczczenia tego pięknego dnia'. On proponuje seks właściwie na każdą
okazję. Kyungsoo patrzył smutno na drzwi, za którymi zamknął się Kai.
Najgorsze było to, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, dlaczego Kai
się zachowuje tak, a nie inaczej. Ile można wkładać na siebie maskę?
D.O wiedział, że męska duma, a dokładniej męskie ego Kaia po prostu ma
kryzys, tylko co on mógł z tym zrobić? Kai sam musi znaleźć pracę. Mógł
jedynie... poprawić mu trochę humor.
Uśmiechnął się lekko i
wszedł przez drzwi do sypialni, gdzie zobaczył blondyna siedzącego na
łóżku z przygnębionym wyrazem twarzy.
-Kai...? -Uśmiechnął się perwersyjnie D.O i usiadł okrakiem na kolanach swojego życiowego wybranka.
-Przepraszam, serio się cieszę i w ogóle, ale... mam kiepski dzień... chyba nie mógł być już gorszy...
Niższy pokręcił głową i
palcem uniósł jego głowę wyżej tak, aby mógł zetknąć ich usta w dłuższym
pocałunku, mającym na celu pocieszyć blondyna. Ten stopniowo
zapominając o beznadziejnym dniu, ochoczo zaczął oddawać pocałunki, ale w
przyjemności jakiej się oddali, przeszkodził im dźwięk dzwonka do
drzwi. Zdziwieni odwrócili głowy w tamtą stronę, bo zdecydowanie nie
spodziewali się dziś gości.
-Jeśli to Sehun, to ja
go zabiję -warknął Jongin wstając z łóżka po tym, jak ówcześnie Kyungsoo
zszedł z jego kolan. Szybkim krokiem skierował się w stronę drzwi i
rozchylił je agresywnie na całą szerokość. Już chciał nawrzucać
przyjacielowi, że jest tępym chujem, ale przed nim wcale nie stał Sehun,
lecz kobieta w formalnym ubraniu z małym, może dwumiesięcznym dzieckiem
na rękach.
-Pan Kim Jongin? -zapytała, a jej rozmówca powoli pokiwał głową. W międzyczasie za jego plecami stanął nie mniej zdziwiony D.O.
-W czym mogę pomóc?
-Oto pana dziecko, panie
Kim. Matka uciekła ze szpitala nie podając danych, ale wpisała pana
jako ojca -Podała mu dziecko, które ten odruchowo chwycił, nie
rozumiejąc, co się wokół niego dzieje.
-Że kurwa co? -wydukał, ale kobieta, jakby danie komuś dziecka to było nic wielkiego, po prostu odeszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz