niedziela, 15 stycznia 2017

3. Ciasto truskawkowe Baekhyuna jest najlepsze

Baekhyun

Przez dłuższy czas nie wiedziałem, co powiedzieć. Patrzyłem na wysokiego chłopaka, nie spuszczającego ze mnie wzroku z wyraźnym szczęściem, widocznym w jego lekko wyłupiastych oczach i szerokim uśmiechu na młodej twarzy.

— Wow Chanyeol... ty... urosłeś... trochę... wiesz? — Uniosłem brwi i wgapiałem się w niego, jakby zaczęła do mnie co najmniej mówić ryba z wnętrza sushi. — Trochę... bardzo urosłeś.

Zaśmiał się perliście na moje słowa, jednak ja w dalszym ciągu nie potrafiłem wyjść z szoku. Teraz nawet zrobiło mi się głupio, że przemknęło mi w pewnym momencie przez myśl, że mój były wychowanek jest nawet w moim typie i daję mu osiem punktów na dziesięć. Choć w sumie chyba nie było nic złego w ocenieniu jego wyglądu. To dość normalna czynność, gdy widzi się kogoś nowego.
Dobra, nie był kimś nowym, ale nie rozpoznałem go, tak?

— Dziękuję, hyung. Ty... niezbyt, tak szczerze. — Z jego twarzy nie schodził uśmiech, a za każdym razem, gdy unosił kąciki ust, jego uszy uroczo się trzęsły.

— Już na starcie jesteś niemiły. — Pokręciłem głową, a na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu, który zastąpiłem po chwili na całkowicie rozpromieniony śmiech. — Naprawdę, bardzo się zmieniłeś... ale co ty tu robisz, dzieciaku? Znaczy... Chanyeol.

Na jego twarzy zobaczyłem cień dziwnej emocji, której nie potrafiłem jednak sprecyzować, ale zanim zdążyłem się nad tym jakoś głębiej zastanowić, ciemnowłosy zabrał głos.

— Będę tu studiować, dostałem się na PNU. Super, no nie, hyung?

— Naprawdę? Niesamowite! Czyżbyś w końcu zaczął się uczyć? Skoro ja nie potrafiłem ciebie do tego zaciągnąć, naprawdę nie wiem, komu mogło się to udać... — Poklepałem go po ramieniu. 

— Uczyłem się, bo... w sumie nieważne. Jesteś teraz zajęty, hyung? — zapytał z nadzieją wypisaną na twarzy.

— Właściwie to wracałem do domu, więc niezbyt.

— Chcesz ze mną pójść na jakąś kawę i ciasto? — zapytał, a ja nawet gdybym chciał, nie mógłbym odmówić po tym, w jaki sposób na mnie spojrzał. Poza tym... ciasto! — Jeśli dobrze pamiętam, nie odmówisz ciasta z super fajnym i przystojnym towarzystwem.

— I skromnym — Uśmiechnąłem się kącikiem ust. — Choć faktycznie, miałem po drodze kupić kawę, więc... bardzo chętnie! — Zgodziłem się właściwie głównie dlatego, że sam naprawdę chciałem spędzić z nim trochę czasu, bo mimo wielu lat, podczas których nie mieliśmy okazji się zobaczyć, dalej pozostawał bardzo ważną osobą w moim życiu.

— Super! — krzyknął — Poczekaj na mnie chwilkę! — Odbiegł kawałek dalej, na co spojrzałem dość zdezorientowany. Podbiegł do jakiegoś chłopaka o ładnych kościach policzkowych i trochę ciemniejszej karnacji niż u większości Azjatów. Stał on po drugiej stronie ulicy przy dużych torbach sportowych, wypchanych po brzegi, opierając się o wysoki murek. Przez chwilę rozmawiali, a kolega Chana przytakiwał co chwila, słuchając jego monologu, aby w końcu spojrzeć na mnie. Nawet z takiej odległości mogłem zauważyć, jak bystre ma spojrzenie. Pokiwał w moją stronę głową, witając się kulturalnie. Odwzajemniłem jego gest.

Chanyeol chwilę po tym wrócił do mnie, zostawiając chłopaka, który jak sądziłem, właśnie dzwonił po jakiś transport.

— Możemy iść! — powiedział, nadal szczerząc się jak głupi. To nawet było słodkie, że tak się cieszył na mój widok. Wiadomo w końcu jednak, że nie zawsze spotyka się po drugiej stronie kraju swojego byłego opiekuna, którego jak sądzę, nawet lubił. A wręcz uwielbiał, z tego, co widać po jego wyrazie twarzy. W końcu jak można mnie nie lubić?
Jestem bardzo skromnym człowiekiem.

— Tu jest naprawdę dobra kawa. — Wskazałem na kawiarnię, mieszczącą się w niewielkim budynku, pokrytym beżową farbą. — I ciasta zresztą też.

— Super, bo jestem trochę zmęczony chodzeniem z torbami, więc serio bym już usiadł.

Weszliśmy do środka i od razu przywitał nas zapach świeżo zmielonej kawy, a do uszu doszedł dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami. Za ladą stał właściciel - Xiumin, który jednak był zarówno swoim własnym pracownikiem.
Byłem tu stałym klientem, więc przywitałem go skinieniem głowy i uśmiechem, co ten odwzajemnił. Podszedłem do niego i zapytałem o apteczkę, aby szybko przemyć sobie dłonie wodą utlenioną. Minseok oczywiście mi ją dał, aby następnie pomóc mi zabandażować dłonie, aby do ran, spowodowanych upadkiem,  nie dostał się żaden brud.

Gdy skończyliśmy, skinąłem na Chanyeola, który wiernie stał cały czas przy nas, i usiadłem przy moim ulubionym stoliku w głębi niewielkiego lokalu, wypełnionego uroczymi, klimatycznymi lampami, zwisającymi tuż nad czarnymi, okrągłymi stolikami. Podłogi tu były dębowe, lśniące, a ściany pokrywała bordowa cegła. Ciepła pomieszczeniu dawały rośliny wiszące na jednym z rogów sufitu, oraz te stojące w donicach na podłodze, wraz z artykułami i zdjęciami wywieszonymi na ścianach w antyramach. W pomieszczeniu wyjątkowo było mało klientów, bo naliczyliśmy się ich tylko czterech, ale mogło być to spowodowane dniem tygodnia, bo najwięcej klientów było tu moim zdaniem między czwartkiem a niedzielą.

—  Fajne miejsce. Takie... — skomentował Chanyeol, gdy zajął miejsce naprzeciwko mnie na miękkim fotelu o drewnianych wykończeniach, ale bardzo miękkim, bordowym obiciu.

—  Klimatyczne?

—  Dokładnie. 

Od razu po tym, jak usiedliśmy, do naszego stolika podszedł Xiumin, ubrany w białą koszulę i czarny fartuch.

—  Co podać? — zapytał ze swoim charyzmatycznym uśmiechem.

—  Dla mnie to co zawsze... emmm... — zająknąłem się, przypominając sobie, że zazwyczaj biorę szarlotkę, tartę i tiramisu. To nie byłoby zbyt taktowne tak się obżerać, nie będąc tu samemu. — Albo... szarlotkę... i kawę. Zwykłą. A dla ciebie, Chan? Ja stawiam, muszę ci się jakoś odwdzięczyć — Uśmiechnąłem się, odwracając wzrok w jego stronę. Spojrzał na mnie zdziwiony. — Nie krępuj się, naprawdę.

—  Poproszę Americano i ciasto truskawkowe — powiedział po chwili wpatrywania się w małe menu. Jego uszy znowu się zabawnie zatrzęsły, gdy wypowiadał te słowa. Zdążyłem zauważyć, że ma też nawyk poprawiania swoich okularów, w których tak przy okazji wyglądał naprawdę dobrze. Przez chwilę tknęło mnie dziwne uczucie, które po chwili mógłbym spokojnie nazwać nostalgią.
Mógłbym też z łatwością i lekkim zażenowaniem stwierdzić, że naprawdę się wzruszyłem, siedząc naprzeciwko Chanyeola. Patrząc na chłopaka, który tak się zmienił, czułem się prawie jak ojciec, który zobaczył, jak jego duma wyrosła. Choć nawet teraz, mimo że siedział przede mną mężczyzna, a nie dziecko, nie potrafiłem powstrzymać uczucia troski, jakie cały czas czułem, patrząc na jego szczęśliwą twarz.
Pewnych nawyków nie można się nagle pozbyć.

—  Ten chłopak, z którym gadałeś to jakiś twój kolega? Jest stąd? — zapytałem po chwili, opierając łokcie na stole, aby oprzeć twarz na dłoniach. Nie chciałem, aby między nami dłużej panowała cisza, a Chanyeol najwyraźniej nie rozpoczynał żadnego tematu, widząc, że się zamyśliłem. Mimo że cieszyłem się ze spotkania Chana, to i tak byłem zmęczony po pracy, więc dłonią powstrzymałem ziewnięcie.

Chan zachichotał i schował fragment twarzy za rękawem zielonej bluzy. Zastanowiłem się, dlaczego tak zareagował. Powiedziałem coś śmiesznego?

—  Widzę, że nie tylko mnie nie poznajesz — powiedział, odsłaniając twarz. — To Kai.

Dobra, zatkało mnie.

—  To jest ten mały murzyn, z którym się ciągle tłukłeś? — Wytrzeszczyłem oczy. — Mam nadzieję, że już teraz tego nie robicie, bo nie tylko na stłuczeniach mogłoby się to skończyć...

—  Tylko, gdy któryś z nas przegra na konsoli, ale to i tak rzadko. Kai jest bardzo leniwy — odpowiedział.

Pokiwałem głową i jeszcze raz przyjrzałem się jego twarzy. Faktycznie było w nim coś z tego wiecznie pobudzonego dzieciaka. Po jego ruchach nawet można było stwierdzić, że jest wulkanem energii, mimo że jak twierdził - niby był zmęczony po podróży.

—  Co robiłeś, hyung, przez ten cały czas? — zapytał mnie, a w jego oczach ujrzałem szczerą ciekawość, co bardzo mi schlebiało.

— Głównie pracowałem, a no i oczywiście byłem w wojsku. Zarządzam teraz firmą i właściwie nie mam życia towarzyskiego. Właśnie streściłem ci moje dziewięć lat życia, szybko, co? — Rozłożyłem ręce i wydąłem wargi, marszcząc prawą brew. — Poza tym, błagam, skończ z tym hyungiem, nie musisz się tak do mnie zwracać, Yeollie. — Sam nie wiem, co było powodem tego, że to powiedziałem. W naszym kraju zwracanie się do starszych z szacunkiem było oczywiste, ale gdy mówił to on, naprawdę czułem się dziwnie. Być może to dlatego, że nadużywał tego słowa w dzieciństwie i gdy to mówi, mam wrażenie, że mówi to do mnie dziesięcioletni chłopczyk, a nie dziewiętnastoletni facet.

—  Nie mogę... — Spuścił wzrok. — Przecież jesteś moim hyungiem... — Zaczął się zabawnie bawić swoimi palcami.

—  Oj przestań, wystarczy Baekhyun. Nie masz już kilku lat, chłopie. — Poklepałem go po głowie, aby potem się skarcić w myślach, bo tym gestem właśnie zaprzeczyłem sam sobie, bo takich rzeczy nie robi się dorosłym ludziom. Zaśmiałem się zażenowany. — Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać.

Miałem wrażenie, że poliki Chanyeola nabrały intensywniejszych, różowych kolorów, jednak zwaliłem to od razu na zmianę oświetlenia na zewnątrz, ponieważ już zaczynało się ściemniać.

—  No... ok, ale w takim razie nie mów do mnie Yeollie, jakbym był dzieckiem. Jestem już dorosły... Prawie dorosły, no nie, Baekhyun? — Uniósł na mnie swoje ciemne oczy, w których odbijało się światło żółtej lampki.

— Jak sobie życzysz, Panie Duży. — Przechyliłem głowę w prawą stronę. Jakim cudem od dobrych kilkunastu minut z twarzy nie może mi zejść uśmiech?

Xiumin podszedł do naszego stolika i podał nam nasze zamówienie. Widziałem, jak Chanowi rozbłysły oczy na widok dużego kawałka ciasta, w którym nie pożałowano czerwonych owoców. 

—  Dziękuję! — Błyskawicznie chwycił za widelczyk, aby rozpocząć konsumpcję. Zamiast zacząć jeść swoją porcję, wgapiałem się na jedzącego... kolegę? Sam nie wiem, jak mógłbym go na razie nazywać. Kontynuując, patrzyłem na niego przez parę sekund, ponieważ tyle właśnie mu wystarczyło, aby zjeść cały deser. Gdy już to zrobił, spojrzał na mnie i lekko się zmieszał. W kąciku jego ust zobaczyłem parę okruszków, przez co miałem ochotę wziąć serwetkę i wyczyścić mu usta, bo wyglądał zabawnie.

—  Przepraszam, pewnie źle to wyglądało, albo coś... — Zaczął tłumaczyć swoje łakomstwo, na co ja mentalnie wybuchnąłem śmiechem. Palcem wskazałem też na kącik ust, a Chan wyczuł aluzję.

— Przecież nic się nie stało. — Uspokoiłem go gestem dłoni. — Widzę, że wciąż tak samo kochasz truskawki.

—  Tak, a ty nie jesz? — zapytał. 
—  Jem, spokojnie. — Zacząłem wciskać w siebie swoją porcję, a dokładniej to przepyszną szarlotkę z lodami, karmelową polewą i robioną bitą śmietaną tu, na miejscu, przez Xiumina.

—  Smakowało ci? — zapytałem, wkładając kolejny kawałek słodyczy do ust.

—  No spoko było, ale twoje ciasta truskawkowe i tak są najlepsze! — Uśmiechnął się, uroczo mrużąc oczy.

Pokiwałem głową, skromnie stwierdzając, iż faktycznie tak jest.

— Upieczesz jeszcze kiedyś dla mnie takie ciasto? — zapytał nagle.

Spojrzałem na niego znad talerzyka. Teraz, jak tak o tym wspomniał, faktycznie miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś uda nam się spotkać, skoro mieszkał teraz w Pusan.

— Trochę wyszedłem z wprawy, ale... pewnie.

W międzyczasie, kiedy jadłem, Chanyeolowi właściwie nie zamykała się buzia i opowiadał mi o tym, co działo się u niego ciekawego przez ten cały czas. Jak złamał kiedyś rękę, spadając ze schodów, jak zdechła mu jego fretka i urządził jej pogrzeb, jak Jongin został zalany cementem, ponieważ przegrał zakład, oraz jaki kolor mają aktualnie jego ściany w pokoju. Nie wiem, co ten chłopak miał takiego w sobie, ale słuchało się go naprawdę z zainteresowaniem i chciałbym, aby mówił tak jeszcze długo.
Mógłbym nawet stwierdzić, że uwielbiam jego głęboki głos. Był bardzo przyjemny dla ucha i z zawstydzeniem w duchu przyznałem, że seksowniejszej barwy dawno nie słyszałem.
Ale to nic nie znaczy, doceniam po prostu ludzi z ładną intonacją. 

— Mogę już zabrać naczynia? — Po dłuższym czasie podszedł do nas właściciel kawiarni.

Potwierdziliśmy skinieniem głów, zaprzestając tym samym rozmowy, która ciągnęła się nieprzerwanie od dawna.

— A, i za pół godziny zamykamy, ale nie musicie się specjalnie spieszyć. — Odszedł za ladę.

Tuż po tym usłyszeliśmy dźwięk dzwoneczka, wiszącego na drzwiach. Zauważyłem wchodzącego do kawiarni Chena, którego zdążyłem już kiedyś poznać. Był miłym, dwudziestotrzyletnim mężczyzną o szerokim uśmiechu i wesołych oczach. Jego twarz od początku kojarzyła mi się dinozaurem, ewentualnie jaszczurką. Jego i Xiumina dzieliło sześć lat, a jednak trwali, z tego co wiem, od trzech lat w szczęśliwym związku.
Gdy zobaczył Xiumina, stojącego za ladą, nie zwrócił uwagi na to, że nie są w pomieszczeniu sami i od razu mocno objął starszego na przywitanie. Uśmiechnąłem się na to lekko, widząc, że nie przeszkadza im okazywanie sobie publicznie uczuć, zwłaszcza, że minęło już kilka lat, odkąd są razem.
Podziwiałem ich, że trwają w tym, mimo wielu krzywych spojrzeń, które pewnie musieli znosić na codzień.

Chanyeol również przypatrywał się całej sytuacji, jednak po chwili poczułem jego wzrok na sobie. 

—  Nie masz nic do homo? — zapytał, lustrując mnie uważnie wzrokiem. Zaplótł swoje dłonie, leżące cały czas na stoliku. — Wiesz, jaka jest Korea. Niecodzienne zobaczysz tu facetów, którzy nie robią fanserwisu na scenie, tylko po prostu trzymających się za ręce na ulicy. — Wskazał głową na Minseoka i Jongdae głową.

—  Huh? Nie, związek jak każdy inny. Przynajmniej dla mnie. — Uniosłem brwi, patrząc na jego poważny wyraz twarzy. — A ty, Chan...? Patrzysz na mnie tak, że... masz z tym jakiś problem?

— Ja? Nie! Ja popieram! Bardzo! — Uniósł głos, na co podniosłem palec wskazujący do ust, aby lekko go uciszyć. — Znaczy...!

— Spokojnie, po prostu bardzo poważnie brzmiałeś. — Zdałem sobie sprawę, że Chanyeol jest specyficznym chłopakiem.
Trochę dziecinnym i nadpobudliwym. W dodatku z tego, co zdążyłem się zorientować, nie zbyt dba o to, aby jego język był zbytnio poprawny. Ale w sumie się nie dziwię. Jest młody, więc mówi jak młodzież.

Poklepałem go po głowie, przez co znowu skarciłem się w myślach, jednak Chanyeol nie wydawał się zły z powodu mojego gestu, a wręcz przeciwnie. To pewnie mylne wrażenie, ale widziałem wręcz zawód na jego twarzy, gdy odsunąłem dłoń.

—  A czy ty, hyung... znaczy Baekhyun! — Poprawił się błyskawicznie. — Czy ty kogoś masz...? — W jego oczach zobaczyłem niemałe zdenerwowanie, którego w żaden sposób nie umiałem wyjaśnić. Zdecydowałem się jednak odpowiedzieć, ponieważ nie widziałem powodu ukrywania przed nim czegokolwiek.

—  Jestem singlem — odpowiedziałem i ze zmarszczonymi brwiami patrzyłem, jak całe ciało młodszego rozluźnia się z powodu mojej odpowiedzi, a na jego usta wkrada się nikły uśmieszek, który starał się ukryć, niestety nieudolnie. Mam wrażenie, że w przeciągu tych lat, zrobił się jednak trochę dziwny. Bardzo dziwny. Nie rozumiem go. — A ty, Chan, masz jakąś dziewczynę? — zagadnąłem go, opierając policzek na dłoni.

—  Jestem gejem — odpowiedział wprost, patrząc mi prosto w oczy.

Wow, bezpośredni jest.

—  Czyli rozumiem, że zakładamy dwuosobowy klub singli? — zaśmiałem się, rozumiejąc, że i Yeol raczej nie jest w związku. 

—  To nie zbyt chwytliwa nazwa — Pokręcił głową. — Choć nie... w sumie DKS nie brzmi źle.

Wstałem, rozciągając się lekko, widząc, że Xiumin powoli zaczyna ogarniać kawiarnię, aby ją zamknąć.

—  Powinniśmy już iść — Spojrzałem na Chanyeola, który ruszył w moje ślady, zaczynając zakładać swoją jasnożółtą kurtkę. Co jak co, ale wysokiego chłopaka, wyglądającego jak żółty teletubiś, na ulicy na pewno nie przeoczysz i nie zgubisz.

Pożegnaliśmy się z właścicielami i wspólnie wyszliśmy przed lokal. Wyciągnąłem z teczki wizytówkę i podałem ją wyższemu z uśmiechem.

—  Dzwoń śmiało, jakbyś chciał się spotkać, albo gdybyś po prostu czegoś potrzebował.

—  Jasne! — Uśmiechnął się i zanim zdążyłem zareagować, objął mnie mocno, niemal łamiąc mi żebra. Byłem zaskoczony, ale mimo to odwzajemniłem gest, nie czując, aby to było coś złego.

—  Do zobaczenia, Baekhyun! — krzyknął na odchodne, idąc, jak sądzę, w stronę akademika, bo jak mi dziś powiedział, dopiero przyleciał i nawet jeszcze tam nie był i się nie rozpakował.

Patrzyłem chwilę, jak odchodzi, uśmiechając się delikatnie do siebie. Powoli ruszyłem w stronę swojego dużego i pustego jak na jedną osobę, apartamentu, aby znów spędzić wieczór samotnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz