niedziela, 15 stycznia 2017

21. Dzień 215

—  Nie wierzę, że się zgodziliśmy —  powiedział przez zęby Chanyeol, który i tak był już członkiem drużyny koszykarskiej. Zdecydowanie nie chciało mu się uprawiać kolejnego sportu.
—  Oj, Channie, może być zabawnie! —  Klepnął go w ramię jego chłopak, mimo że jego sportowy talent był... no nie było go po prostu. Jedyny sport, jaki uprawiał Baekhyun to szybki marsz do spożywczego na rogu jego ulicy i z powrotem.
—  Wyjaśnisz nam, dlaczego nie mogłeś zapisać się tu sam? —  Chanyeol patrzył niezbyt przychylnym wzrokiem na swojego, aktualnie najmniej lubianego przyjaciela.
—  Jesteśmy przyjaciółmi, powinniście mnie wspierać —  odparł niewzruszony Sehun, zakładając koszulkę, mimo że w środku trząsł się niemal jak galareta. Przygładził ze sztucznym, pewnym siebie uśmiechem włosy i rozejrzał się. Trening już się przed chwilą zaczął, więc w szatni byli tylko w piątkę.
—  Kai, zrób z nim coś w końcu. — Chanyeol postanowił szukać wsparcia u kogokolwiek, jednak został przez blondyna totalnie zignorowany.
—  Dyo, kotku, możesz przebierać się wolniej. —  Kai siedział na ławce niczym zahipnotyzowany i patrzył na obróconego do niego gołymi plecami Kyungsoo. Ten odwrócił się zdziwiony i gdy zobaczył na sobie napalony wzrok, od razu się zakrył, a swoim plecakiem cisnął Jonginowi w twarz.
—  Oszalałeś?! Odwróć się zboczeńcu! —  krzyknął, a Kai spuścił smutny wzrok, czym Dyo zbytnio się nie przejął.
—  Uważam po prostu, że jesteś niezwykle seksowny. Powinieneś czuć się skomplementowany.
—  Ni cholera nie czuję, więc z łaski swojej wytrzyj tę ślinę z ust —  parsknął Soo i wyszedł z szatni. Rozbawiony Baekhyun pognał za nim, ciągnąc za sobą Chanyeola.
—  Tsundere —  prychnął lekko pod nosem Kai i oparł czoło, na którym zaczął pojawiać się siniak od uderzenia. W plecaku chyba było coś twardego.
—  Idziemy? —  zapytał Kai, na co czarnowłosy już nie tak odważnie przytaknął.
—  Boisz się, że jeleń cię zje? Hun, bez przesady.
Młodszy przewrócił oczami i skierował się w stronę wejścia do hali. Gdy wkroczył do środka, od razu poczuł skierowane na siebie spojrzenia i zobaczył grupkę osób, zebranych w okręgu, którzy to właśnie wpatrywali się i w niego, i w Kaia. Podeszli tam spokojnym krokiem, a Sehun zawiedziony stwierdził, że Luhan spuścił wzrok i wyglądał na niezbyt szczęśliwego. Czyżby Dyo nie miał racji i się Luhanowi nie podoba?
—  Doszła do nas aż piątka nowych zawodników. Powitajcie ich ciepło —  odezwał się starszy mężczyzna, który jednak wydawał się być w bardzo dobrej kondycji.
Przedstawili się po kolei i bez zbędnych przyjemności wszyscy przystąpili do rozgrzewki.
—  Channie...
—  Tak?
—  Channie... powiedz naszym dzieciom, że... że je kocham...
—  Zrobiłeś tylko jedno okrążenie. —  Chanyeol przystanął i patrzył z politowaniem na Baeka, czołgającego się po podłodze. Oddychał nierówno, a jego czoło zroszone już było potem. — Niemożliwe, aby mieć tak słabą kondycję jak ty.
—  Nie mogę już... —  Położył się na podłodze, a w jego oczach zalśniły łzy. —  Nie każ mi więcej...
Chanyeol ukucnął przy nim i pokręcił zrezygnowany głową. Niemożliwe, żeby być aż taką kluchą, a zarazem nie być grubym.
—  Wieczorami nie marudzisz na jakikolwiek wysiłek. —  Uśmiechnął się zadziornie, a Kai przebiegający obok parsknął śmiechem.
—  To zupełnie co innego. — Uniósł ręce w górę, aby przewiesić je wyższemu przez szyję. —  Rezygnuję z siatkówki, zanieś mnie na trybuny.
—  A mówiłeś, że będzie fajnie. —  Uniósł go bardzo łatwo i zrobił to, o co go poprosił. Podszedł do trenera i zgłosił rezygnację Byuna, co najwidoczniej nie zdziwiło mężczyznę ani trochę. Tego typu ludzie najczęściej od razu potrafili stwierdzić, kto się nadaje do danego sportu, a kto nie.
Żarcik, to był po prostu wuefista Baekhyuna i zdawał sobie sprawę, że przepuszcza tego co rok z oceną dopuszczającą na koniec, bo jest mu szkoda chłopaka, że miałby nie zaliczyć całego roku przez zajęcia sportowe.
Chan odbębnił swoje kółka, zrobił tak jak inni typowe ćwiczenia rozciągające i dołączył do reszty, która dobierała się w dwójki na ćwiczenia.
Sehun zaczął się rozglądać za osobą do pary, ale wtedy usłyszał syk Kyungsoo, aby ten był z Luhanem. Oh spojrzał na jelonka i zobaczył, jak zmierza w kierunku jakiegoś chłopaka, którego nawet nie kojarzył. Dyo widząc to, wbrew głośnym protestom Kaia, podszedł tylko do upatrzonego przez Xi chłopaka i poprosił go wcześniej przed nim. Wysłał Kaiowi wywyższający wzrok, nie zapominając o sytuacji z szatni. Niech pobędzie trochę zazdrosny, dobrze mu to zrobi. Usłyszał tylko jakieś obelgi typu 'sowa tsundere', 'kaszalocik' i 'w nocy mnie popamięta'. 
Luhan wyglądał na zawiedzionego obrotem spraw, ale zaczął szukać wzrokiem kogoś innego do ćwiczeń. Niestety z przerażeniem zobaczył, że jedyną osobą stojącą sama, jest Oh Sehun. Nieśmiało przeszedł na drugi koniec sali, gdzie jeszcze było miejsce i skinął lekko głową, aby Sehun stanął naprzeciwko niego. Nie odezwał się ani razu i starał się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego ze swoim partnerem, a oczy często chował pod blond grzywką, jakby bez oczu doskonale wiedział, gdzie znajduje się piłka. Nie spodziewał się jednak jednego, oczywiście poza tym, że Sehun w ogóle postanowi tu dołączyć - że wbrew swojemu idealnemu wyglądowi i mocnemu charakterowi Sehun... chyba naprawdę nie wiedział, jak gra się w siatkówkę i wyglądało to conajmniej śmiesznie. Luhan siłą woli powstrzymywał się od śmiechu, a Sehun aby nie spłonąć ze wstydu. Nie sądził, że ta gra jest taka trudna. Zazwyczaj wszystkim wystarczało to, że świetnie gra w nożną.
—  Kai, uważaj! —  To było ostatnie, co Hun usłyszał, zanim nie dostał czymś okrągłym i twardym w głowę. Upadł na podłogę i poczuł dodatkowy ból z tyłu czaszki, gdy jego potylica spotkała się z podłogą. Skupiał się na bólu, dopóki nie usłyszał jednego z najpiękniejszych dźwięków w swoim życiu. Był to delikatny śmiech tuż przy jego twarzy, a potem nad sobą zobaczył pięknego, jasnowłosego anioła, który dotknął jego policzka i zadał mu jedno pytanie, które po raz pierwszy nie było zabarwione zwyczajową nutką strachu, a jedynie rozbawieniem.
—  Sehun, wszystko z tobą ok?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz