Nie miał pojęcia, gdzie
poszedł Baekhyun, ale mimo jego nawoływań, ten nie odpowiadał i ani razu
nie znalazł się w zasięgu jego wzroku. Zaczął się niesamowicie martwić
po 5 minutach, a po 20 był już jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Jego
krzyki stały się coraz bardziej zdesperowane, a bieg coraz szybszy.
Deszcz lał niezmiennie z dużą siłą, mimo osłaniających go drzew. To
bardzo utrudniało widok. Co jakiś czas wracał w stronę samochodu, aby
sprawdzić, czy Baek przypadkiem tam nie poszedł, jednak za każdym razem
czekało go rozczarowanie.
Dalej nie rozumiał, co
się właściwie stało te kilkanaście, a wręcz kilkadziesiąt minut temu,
ale był na siebie najbardziej wściekły za to, że zamiast od razu pójść
za starszym, on stał jak jakiś idiota i gapił się na ten przeklęty most.
Zachował się jak kretyn i pozwolił oddalić się Baekhyunowi, który
kierowany wściekłością poszedł w pierwszą, lepszą stronę, byleby znaleźć
się jak najdalej od niego.
-Baekhyun! Proszę,
odezwij się! - Błagał go na cały głos, chodząc po lesie szybkim krokiem.
Był cały przemoczony i było mu okropnie zimno. Baekowi na pewno też,
więc nie przejmował się swoim stanem, tylko starał się znaleźć go jak
najszybciej. Stało się to po dobrej godzinie i znalazł go dobre 20 minut
drogi od samochodu.
-Co się stało?! - krzyknął, podbiegając do leżącego w kałuży chłopaka.
Ten nie odpowiedział mu,
co zaniepokoiło Chanyeola. Szybko znalazł się obok niego, zahaczając
nogą w międzyczasie o jakieś kłujące rośliny.
Baekhyun był
nieprzytomny, a jego skóra była bardzo gorąca. Jego odporność od pobytu w
szpitalu pewnie była osłabiona, więc najprawdopodobniej zemdlał z
powodu natychmiastowej, gorącej temperatury. Chanyeol zastanawiał się,
ile tak leżał w zimnej kałuży, ale jakiekolwiek przemyślenia zostawił na
później. Drżącymi dłońmi chwycił jego drobne ciało, z zaskoczeniem
stwierdzając, że jest jeszcze lżejsze, niż myślał. Jak najszybciej
skierował się w stronę samochodu. Gdy otworzył jakimś cudem drzwi,
położył bezwładne ciało na tylnych siedzeniach. Stał chwilę i oddychał
szybko, starając się uspokoić po wszystkim, co miało i ma miejsce.
Po chwili zorientował
się, że Baekhyun dalej leży w mokrych ubraniach, więc z trudem rozebrał
go do bokserek i ułożył jego ciało w taki sposób, że jego ciepła bluza,
którą ówcześnie w samochodzie zostawił chłopak, przykrywała go właściwie
całego, tym samym ogrzewając ciało. Sam zdjął swoją, równie mokrą co
reszta z jego ubioru i usiadł za kierownicą. Odpalił silnik i włączył
ogrzewanie, mając nadzieję, że w pojeździe już zaraz będzie ciepło.
Zanim ruszył w drogę, dotknął jeszcze raz czoła chłopaka, stwierdzając,
że jest chyba jeszcze bardziej gorące niż wcześniej.
-Cholera... - mruknął
pod nosem, starając się opanować przerażenie, jakie nim w tej chwili
władało. Jak zawsze musi coś spieprzyć i doprowadzić do szkody
Baekhyuna.
Droga powrotna dłużyła
mu się niemiłosiernie, mimo, że łamał chyba wszystkie przepisy, jakie
się dało. Jego złość sięgnęła zenitu, gdy wjechał do Seulu i stanął w
korku. Ciągnął się bardzo długo, a jedyne, co miał ochotę zrobić Chan,
to wysiąść w cholerę i wrócić te kilka kilometrów na piechotę. Mógłby
sobie postawić pomnik za cierpliwość, która gdzieś tam w nim tkwiła i
pozwoliła wrócić mu pod bramę dormu bez szczególnego uszczerbku na jego
psychice.
Chwycił Baekhyuna
owiniętego w bluzę w swoje dłonie i skierował się w stronę drzwi. Na
szczęście z powodu takiej pogody na ulicy nie było właściwie wcale
ludzi, a zwłaszcza w ich okolicy, więc nie miał żadnych świadków, którzy
mogliby go zobaczyć.
Łokciem otworzył drzwi i
następnie zamknął je za sobą mocnym kopnięciem. Wbiegł do salonu i nie
zwracając na nikogo uwagi, położył Baekhyuna na wolnym miejscu na jednej
z kanap.
-Co się stało? - zapytał ktoś, jednak Chan nawet nie zwrócił uwagi, do kogo należały te słowa.
-Dajcie jakiś koc i
cokolwiek na gorączkę, przeziębienie, szybko! - krzyknął, sam biegnąc po
koc na górę. Wrócił po kilkunastu sekundach, niemalże spadając ze
schodów.
Okrył dokładnie
Baekhyuna i spojrzał na Luhana, który już robił choremu zimny okład. Dyo
wyłonił się po chwili z kuchni, trzymając leki na przeziębienie,
których Baekhyun jak na razie nie mógł przyjąć, skoro był nieprzytomny.
-Co się stało? - zapytał Luhan, wkładając ręcznik do zimnej wody. Nie odwracał oczu od swojej czynności.
Chanyeol usiadł przy nogach Baekhyuna i schował twarz w dłoniach.
Pomieszczenie wypełnili jego wszyscy współlokatorzy, którzy z niepokojem wpatrywali się to w niego, to w leżącego szatyna.
-Dajmy mu na razie się
uspokoić. - Zaproponował spokojnie Dyo, kładąc dłoń na ramieniu
białowłosego. Był jak zawsze opanowany i uśmiechnął się delikatnie. -
Rozbierz się z tych mokrych rzeczy i umyj. Poza tym, krwawi ci noga i
brudzi czystą podłogę, którą JA myłem. - pokreślił - Jak się ogarniesz,
wróć tu, my się zajmiemy Baekiem, prawda? - zapytał reszty przyjaciół.
Ci zgodnie potwierdzili skinieniem głowy i cichym pomrukiem.
Chan przez chwilę nie ruszał się z miejsca, ale w końcu Chen i Xiumin zgrabnie wepchnęli go na schody i kazali ogarnąć dupę.
Posłusznie wszedł na
górę i jak najszybciej chwycił pierwsze, które zauważył na podłodze
ubrania, po czym zaszył się w łazience. W planach miał rozgrzać się
szybko pod gorącą wodą i jak najszybciej wrócić na dół, jednak gdy
poczuł na sobie mokre krople, objęło go niesamowite odprężenie, a
zszargane nerwy zaczęły się goić.
W chwili, gdy biegał po
lesie, przemknęła mu przez głowę myśl, że może już nie zobaczyć tego
małego chłopaka. Bał się, że ten znowu zniknie i nic nie będzie mógł z
tym zrobić. Znowu zaginie bez śladu i ponownie coś mu się stanie. Strach
był tak ogromny, że dopiero teraz poczuł, jak bardzo mu ciążył przez te
kilka godzin. Teraz na szczęście wiedział, że chory jest w dobrych
rękach, a przede wszystkim, że jest tu z nim. Usiadł pod prysznicem i
zapatrzył się na jasne kafelki, jakimi była pokryta ściana. Był
zmęczony, a jednak wiedział, że nie zmruży oka, dopóki Baekhyun nie
wyjaśni mu, o co chodzi, a przede wszystkim nie wybaczy mu, że zabrał go
na ten cholerny most. Zanim się zorientował, usłyszał pukanie do drzwi.
-Tak? - zapytał dość głośno, ponieważ szum wody był dość głośny.
-Wszystko ok? Siedzisz tu już godzinę. - Usłyszał głos maknae.
-Już wychodzę! -
odkrzyknął zdezorientowany tym, że minęło już tyle czasu. Był ciekawy,
czy jego skarb już się obudził, więc ledwo co się wytarł i pospiesznie
ubrał. Wilgotnych włosów nawet nie przeczesał. Wrzucił mokre ubrania
szybko do prania i od razu zszedł na dół. Były już dość późne godziny,
więc w salonie dało się wyczuć rozleniwienie.
Baekhyun niezmiennie
leżał na jednej z kanap z ręcznikiem na głowie. Jego twarz była
zarumieniona i dalej widać było, że ciężko oddycha.
-Jak z nim? - zapytał Chanyeol, siadając ponownie na miejscu obok niego.
-Temperatura trochę
spadła. - powiedział Suho, trzymając w dłoni termometr, którym
najprawdopodobniej przed chwilą mierzył temperaturę. Uśmiechnął się do
białowłosego. - Będzie dobrze. Musi się wyspać i leżeć, to wystarczy.
-Powinienem go zanieść na górę do łóżka-
-Niech już zostanie tu. -
Przerwał mu Luhan. -I tak nikt przez najbliższe dni do nas nie
przyjdzie, menager również ma dni wolne. A przenosząc go, obudzisz go, a
powinien spać, ile tylko się da. Poza tym, tu zawsze będzie miał ktoś
na niego oko.
-Skoro tak mówisz... - mruknął Chanyeol, patrząc na śpiącego. Nawet w tej chwili był dla niego niesamowicie piękny.
-Powiesz w końcu, co się stało? -zapytał Suho, opierając się o jedną ze ścian.
Chanyeol westchnął i
zapatrzył na dłoń Baekhyuna, którą chwycił i delikatnie pogładził,
splatając ich palce wskazujące. Chwilę zastanawiał się jak wszystko, co
miało miejsce, ubrać odpowiednio w słowa. Sam do końca nie wiedział, co
tak dokładnie miało tam miejsce, zwłaszcza w chwili, gdy biegał przez
las. Był na tyle pogrążony w przerażeniu, że sam niezbyt pamiętał te
chwile. Nie wiedział nawet, kiedy rozciął sobie nogę o jakieś ostre
rośliny, przez co na jego łydce widniały czerwone strupy.
-Zabrałem Baekhyuna do
miejsca, gdzie wyznałem mu kiedyś miłość. - Odezwał się w końcu cicho, a
reszta nasłuchiwała z zaciekawieniem. - Myślałem, że coś sobie przez to
przypomni... ostatnio pamiętał już drobne szczegóły... - Lekko załamał
mu się głos, ale po kolejnym wdechu uspokoił się i kontynuował. -
Myślałem... chciałem dobrze. Gdy zabrałem go tam, on nagle zaczął
płakać, zapytał dlaczego go tu zabrałem, czy lubię się nad nim znęcać...
powiedział, że mam go zostawić w spokoju...
-Chan oddychaj. - Upomniał go Kai, którego Kyungsoo lekko dźgnął w brzuch, aby dał mu kontynuować.
-Potem ja tam zostałem, a
on odszedł i padał deszcz i chyba się zgubił i...i szukałem go długo.
Znalazłem go nieprzytomnego po... nie wiem może godzinie? - Mówił coraz
ciszej. - I przywiozłem go tu...
-Dlaczego tak zareagował
na ten most? - Zastanowił się Sehun, marszcząc brwi. - A może... -
Zerknął na Luhana pytająco, dalej mając ten sam, poważny wyraz twarzy.
Luhan z początku
spojrzał na niego zdziwiony, podobnie jak reszta zespołu, ale od razu
przybrał podobny wyraz twarzy do jego. Przekręcił głowę lekko w lewą
stronę, tak, aby spojrzeć na Chanyeola, który patrzył na niego, nie
rozumiejąc, o co może chodzić.
-Chan... jak wygląda ten most?
-No taki kamienny...
-Wysoko jest nad rzeką? Rzeka jest głęboka?
-Dość wysoko... raczej nie, ale dość porywista.
-Gdy rozmawiałem kiedyś z
Baekhyunem, chyba jakoś po tym, jak przeprowadził się tu. Powiedział
mi, że jedyne co pamięta, to most. Czy to nie jest zatem ten most, z
którego mógł skoczyć? Czyli zabrałeś go do miejsca, gdzie...
Chanyeol zamarł.
Baekhyun jako miejsce śmierci wybrał sobie właśnie ten las? Ten most?
Poczuł jak pod jego powiekami zbierają się łzy. Zakrył usta dłonią.
-Jestem beznadziejny. - powiedział - Zabrałem go do miejsca, gdzie prawie stracił życie.
-Przestań. - powiedział dość głośno Suho. - Nie mogłeś tego wiedzieć.
-Jestem beznadziejny,
chciałem dobrze...kocham go. - Kręcił głową, nie przestając głaskać
wierzchu delikatnej dłoni Baeka swoim palcem. W tym samym momencie
poczuł, jak jego dotyk zostaje odwzajemniony, a długie, ciepłe palce
delikatnie muskają jego skórę.
Baekhyun powoli otworzył oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz