niedziela, 15 stycznia 2017

25. Zabrałeś go do miejsca, gdzie...

Nie miał pojęcia, gdzie poszedł Baekhyun, ale mimo jego nawoływań, ten nie odpowiadał i ani razu nie znalazł się w zasięgu jego wzroku. Zaczął się niesamowicie martwić po 5 minutach, a po 20 był już jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Jego krzyki stały się coraz bardziej zdesperowane, a bieg coraz szybszy. Deszcz lał niezmiennie z dużą siłą, mimo osłaniających go drzew. To bardzo utrudniało widok. Co jakiś czas wracał w stronę samochodu, aby sprawdzić, czy Baek przypadkiem tam nie poszedł, jednak za każdym razem czekało go rozczarowanie.
Dalej nie rozumiał, co się właściwie stało te kilkanaście, a wręcz kilkadziesiąt minut temu, ale był na siebie najbardziej wściekły za to, że zamiast od razu pójść za starszym, on stał jak jakiś idiota i gapił się na ten przeklęty most. Zachował się jak kretyn i pozwolił oddalić się Baekhyunowi, który kierowany wściekłością poszedł w pierwszą, lepszą stronę, byleby znaleźć się jak najdalej od niego.
-Baekhyun! Proszę, odezwij się! - Błagał go na cały głos, chodząc po lesie szybkim krokiem. Był cały przemoczony i było mu okropnie zimno. Baekowi na pewno też, więc nie przejmował się swoim stanem, tylko starał się znaleźć go jak najszybciej. Stało się to po dobrej godzinie i znalazł go dobre 20 minut drogi od samochodu.
-Co się stało?! - krzyknął, podbiegając do leżącego w kałuży chłopaka.
Ten nie odpowiedział mu, co zaniepokoiło Chanyeola. Szybko znalazł się obok niego, zahaczając nogą w międzyczasie o jakieś kłujące rośliny.
Baekhyun był nieprzytomny, a jego skóra była bardzo gorąca. Jego odporność od pobytu w szpitalu pewnie była osłabiona, więc najprawdopodobniej zemdlał z powodu natychmiastowej, gorącej temperatury. Chanyeol zastanawiał się, ile tak leżał w zimnej kałuży, ale jakiekolwiek przemyślenia zostawił na później. Drżącymi dłońmi chwycił jego drobne ciało, z zaskoczeniem stwierdzając, że jest jeszcze lżejsze, niż myślał. Jak najszybciej skierował się w stronę samochodu. Gdy otworzył jakimś cudem drzwi, położył bezwładne ciało na tylnych siedzeniach. Stał chwilę i oddychał szybko, starając się uspokoić po wszystkim, co miało i ma miejsce.
Po chwili zorientował się, że Baekhyun dalej leży w mokrych ubraniach, więc z trudem rozebrał go do bokserek i ułożył jego ciało w taki sposób, że jego ciepła bluza, którą ówcześnie w samochodzie zostawił chłopak, przykrywała go właściwie całego, tym samym ogrzewając ciało. Sam zdjął swoją, równie mokrą co reszta z jego ubioru i usiadł za kierownicą. Odpalił silnik i włączył ogrzewanie, mając nadzieję, że w pojeździe już zaraz będzie ciepło. Zanim ruszył w drogę, dotknął jeszcze raz czoła chłopaka, stwierdzając, że jest chyba jeszcze bardziej gorące niż wcześniej.
-Cholera... - mruknął pod nosem, starając się opanować przerażenie, jakie nim w tej chwili władało. Jak zawsze musi coś spieprzyć i doprowadzić do szkody Baekhyuna.
Droga powrotna dłużyła mu się niemiłosiernie, mimo, że łamał chyba wszystkie przepisy, jakie się dało. Jego złość sięgnęła zenitu, gdy wjechał do Seulu i stanął w korku. Ciągnął się bardzo długo, a jedyne, co miał ochotę zrobić Chan, to wysiąść w cholerę i wrócić te kilka kilometrów na piechotę. Mógłby sobie postawić pomnik za cierpliwość, która gdzieś tam w nim tkwiła i pozwoliła wrócić mu pod bramę dormu bez szczególnego uszczerbku na jego psychice.
Chwycił Baekhyuna owiniętego w bluzę w swoje dłonie i skierował się w stronę drzwi. Na szczęście z powodu takiej pogody na ulicy nie było właściwie wcale ludzi, a zwłaszcza w ich okolicy, więc nie miał żadnych świadków, którzy mogliby go zobaczyć.
Łokciem otworzył drzwi i następnie zamknął je za sobą mocnym kopnięciem. Wbiegł do salonu i nie zwracając na nikogo uwagi, położył Baekhyuna na wolnym miejscu na jednej z kanap.
-Co się stało? - zapytał ktoś, jednak Chan nawet nie zwrócił uwagi, do kogo należały te słowa.
-Dajcie jakiś koc i cokolwiek na gorączkę, przeziębienie, szybko! - krzyknął, sam biegnąc po koc na górę. Wrócił po kilkunastu sekundach, niemalże spadając ze schodów.
Okrył dokładnie Baekhyuna i spojrzał na Luhana, który już robił choremu zimny okład. Dyo wyłonił się po chwili z kuchni, trzymając leki na przeziębienie, których Baekhyun jak na razie nie mógł przyjąć, skoro był nieprzytomny.
-Co się stało? - zapytał Luhan, wkładając ręcznik do zimnej wody. Nie odwracał oczu od swojej czynności.
Chanyeol usiadł przy nogach Baekhyuna i schował twarz w dłoniach.
Pomieszczenie wypełnili jego wszyscy współlokatorzy, którzy z niepokojem wpatrywali się to w niego, to w leżącego szatyna.
-Dajmy mu na razie się uspokoić. - Zaproponował spokojnie Dyo, kładąc dłoń na ramieniu białowłosego. Był jak zawsze opanowany i uśmiechnął się delikatnie. - Rozbierz się z tych mokrych rzeczy i umyj. Poza tym, krwawi ci noga i brudzi czystą podłogę, którą JA myłem. - pokreślił - Jak się ogarniesz, wróć tu, my się zajmiemy Baekiem, prawda? - zapytał reszty przyjaciół. Ci zgodnie potwierdzili skinieniem głowy i cichym pomrukiem.
Chan przez chwilę nie ruszał się z miejsca, ale w końcu Chen i Xiumin zgrabnie wepchnęli go na schody i kazali ogarnąć dupę.
Posłusznie wszedł na górę i jak najszybciej chwycił pierwsze, które zauważył na podłodze ubrania, po czym zaszył się w łazience. W planach miał rozgrzać się szybko pod gorącą wodą i jak najszybciej wrócić na dół, jednak gdy poczuł na sobie mokre krople, objęło go niesamowite odprężenie, a zszargane nerwy zaczęły się goić.
W chwili, gdy biegał po lesie, przemknęła mu przez głowę myśl, że może już nie zobaczyć tego małego chłopaka. Bał się, że ten znowu zniknie i nic nie będzie mógł z tym zrobić. Znowu zaginie bez śladu i ponownie coś mu się stanie. Strach był tak ogromny, że dopiero teraz poczuł, jak bardzo mu ciążył przez te kilka godzin. Teraz na szczęście wiedział, że chory jest w dobrych rękach, a przede wszystkim, że jest tu z nim. Usiadł pod prysznicem i zapatrzył się na jasne kafelki, jakimi była pokryta ściana. Był zmęczony, a jednak wiedział, że nie zmruży oka, dopóki Baekhyun nie wyjaśni mu, o co chodzi, a przede wszystkim nie wybaczy mu, że zabrał go na ten cholerny most. Zanim się zorientował, usłyszał pukanie do drzwi.
-Tak? - zapytał dość głośno, ponieważ szum wody był dość głośny.
-Wszystko ok? Siedzisz tu już godzinę. - Usłyszał głos maknae.
-Już wychodzę! - odkrzyknął zdezorientowany tym, że minęło już tyle czasu. Był ciekawy, czy jego skarb już się obudził, więc ledwo co się wytarł i pospiesznie ubrał. Wilgotnych włosów nawet nie przeczesał. Wrzucił mokre ubrania szybko do prania i od razu zszedł na dół. Były już dość późne godziny, więc w salonie dało się wyczuć rozleniwienie.
Baekhyun niezmiennie leżał na jednej z kanap z ręcznikiem na głowie. Jego twarz była zarumieniona i dalej widać było, że ciężko oddycha.
-Jak z nim? - zapytał Chanyeol, siadając ponownie na miejscu obok niego.
-Temperatura trochę spadła. - powiedział Suho, trzymając w dłoni termometr, którym najprawdopodobniej przed chwilą mierzył temperaturę. Uśmiechnął się do białowłosego. - Będzie dobrze. Musi się wyspać i leżeć, to wystarczy.
-Powinienem go zanieść na górę do łóżka-
-Niech już zostanie tu. - Przerwał mu Luhan. -I tak nikt przez najbliższe dni do nas nie przyjdzie, menager również ma dni wolne. A przenosząc go, obudzisz go, a powinien spać, ile tylko się da. Poza tym, tu zawsze będzie miał ktoś na niego oko.
-Skoro tak mówisz... - mruknął Chanyeol, patrząc na śpiącego. Nawet w tej chwili był dla niego niesamowicie piękny.
-Powiesz w końcu, co się stało? -zapytał Suho, opierając się o jedną ze ścian.
Chanyeol westchnął i zapatrzył na dłoń Baekhyuna, którą chwycił i delikatnie pogładził, splatając ich palce wskazujące. Chwilę zastanawiał się jak wszystko, co miało miejsce, ubrać odpowiednio w słowa. Sam do końca nie wiedział, co tak dokładnie miało tam miejsce, zwłaszcza w chwili, gdy biegał przez las. Był na tyle pogrążony w przerażeniu, że sam niezbyt pamiętał te chwile. Nie wiedział nawet, kiedy rozciął sobie nogę o jakieś ostre rośliny, przez co na jego łydce widniały czerwone strupy.
-Zabrałem Baekhyuna do miejsca, gdzie wyznałem mu kiedyś miłość. - Odezwał się w końcu cicho, a reszta nasłuchiwała z zaciekawieniem. - Myślałem, że coś sobie przez to przypomni... ostatnio pamiętał już drobne szczegóły... - Lekko załamał mu się głos, ale po kolejnym wdechu uspokoił się i kontynuował. - Myślałem... chciałem dobrze. Gdy zabrałem go tam, on nagle zaczął płakać, zapytał dlaczego go tu zabrałem, czy lubię się nad nim znęcać... powiedział, że mam go zostawić w spokoju...
-Chan oddychaj. - Upomniał go Kai, którego Kyungsoo lekko dźgnął w brzuch, aby dał mu kontynuować.
-Potem ja tam zostałem, a on odszedł i padał deszcz i chyba się zgubił i...i szukałem go długo. Znalazłem go nieprzytomnego po... nie wiem może godzinie? - Mówił coraz ciszej. - I przywiozłem go tu...
-Dlaczego tak zareagował na ten most? - Zastanowił się Sehun, marszcząc brwi. - A może... - Zerknął na Luhana pytająco, dalej mając ten sam, poważny wyraz twarzy.
Luhan z początku spojrzał na niego zdziwiony, podobnie jak reszta zespołu, ale od razu przybrał podobny wyraz twarzy do jego. Przekręcił głowę lekko w lewą stronę, tak, aby spojrzeć na Chanyeola, który patrzył na niego, nie rozumiejąc, o co może chodzić.
-Chan... jak wygląda ten most?
-No taki kamienny...
-Wysoko jest nad rzeką? Rzeka jest głęboka?
-Dość wysoko... raczej nie, ale dość porywista.
-Gdy rozmawiałem kiedyś z Baekhyunem, chyba jakoś po tym, jak przeprowadził się tu. Powiedział mi, że jedyne co pamięta, to most. Czy to nie jest zatem ten most, z którego mógł skoczyć? Czyli zabrałeś go do miejsca, gdzie...
Chanyeol zamarł. Baekhyun jako miejsce śmierci wybrał sobie właśnie ten las? Ten most? Poczuł jak pod jego powiekami zbierają się łzy. Zakrył usta dłonią.
-Jestem beznadziejny. - powiedział - Zabrałem go do miejsca, gdzie prawie stracił życie.
-Przestań. - powiedział dość głośno Suho. - Nie mogłeś tego wiedzieć.
-Jestem beznadziejny, chciałem dobrze...kocham go. - Kręcił głową, nie przestając głaskać wierzchu delikatnej dłoni Baeka swoim palcem. W tym samym momencie poczuł, jak jego dotyk zostaje odwzajemniony, a długie, ciepłe palce delikatnie muskają jego skórę.
Baekhyun powoli otworzył oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz