— Dziękujemy, kochani! Jesteście najlepsi! — Jonghyun krzyczał ile sił w płucach, jednak podobnie jak reszta jego przyjaciół z zespołu, naprawdę pragnął już odpoczynku po okazałym, wielkim i udanym koncercie. Dlatego właśnie ukrywając ulgę, powoli wycofywał się ze sceny, starając się przy tym nie wywalić. Kątem oka zauważył, że Minho z Taeminem zdążyli już zejść z podwyższenia, a tuż po nich za kulisami zniknął i lider. Jonghyun rozejrzał się zdezorientowany, ale uspokoił się, gdy zobaczył swoją zgubę na jednym z rozwidleń sceny.
Młodszy Kim stał odwrócony przodem do widowni i jak oczarowany, obserwował kłębiący się kilkudziesięciotysięczny tłum na dole. Dzięki telebimowi, który wisiał na środku hali, Jonghyun mógł zobaczyć twarz chłopaka o ciemnych włosach. Kibum uśmiechał się lekko. Jong zacisnął zęby na ten widok. Key zawsze wyglądał naprawdę pięknie, jednak teraz wyglądał jeszcze lepiej. Po prostu miał coś w tych swoich iskrzących oczach, co nie pozwalało innym odwracać od niego wzroku. W tej chwili wyglądał po prostu niesamowicie, będąc oświetlonym słabym blaskiem scenicznych lamp, które świeciły zza jego pleców, pozostawiając jego twarz w subtelnym cieniu.
Kibum po chwili, jak gdyby nigdy nic, odwrócił się na pięcie i pomachał do publiki jeszcze ostatni raz, zanim wyminął przyjaciela i udał się na backstage. Drugi Kim uczynił to samo, doganiając go.
— Nieźle było, prawda, Bummie? — zapytał z uśmiechem i starał się wykrzesać z siebie jak najwięcej entuzjazmu dla jego pięknej Divy.
— Myślę, że poszło nam świetnie. Oczywiście oprócz twojego fałszu w Dream Girl — Spojrzał na niego sugestywnie. — Zmęczony jestem... — westchnął jeszcze i potarł kark.
— To było niechcący — Jonghyun przewrócił oczami na tę drobną uszczypliwość.
W ciszy weszli do wspólnej garderoby, gdzie na kanapach leżeli pozostali członkowie SHINee. Onew wygodnie zajął największe legowisko, a Taemin przepychał się z raperem na mniejszej sofie. W rezultacie dopiero po dłuższej chwili zajęli najwygodniejszą pozycję, gdzie Taemin wygodnie leżał sobie na ciele Choi. Key uśmiechnął się na myśl, że specjalnie zostawili miejsce i dla niego i dla Jonghyuna na osobnym miejscu, gdzie obydwaj od razu się położyli.
— Jinki hyung... za ile ma przyjść menager? — zapytał po kilku minutach zaspany maknae. — Chcę do domu...
— Nie wiem... pół godziny? — odmruknął lider, przekręcając się na drugi bok, ignorując cały świat dookoła. W tym przyjaciół, którzy odpowiedzieli mu niezadowolonym pomrukiem.
Jonghyun westchnął na jego słowa i zagłębił twarz we włosach Kibuma, który leżał tuż obok niego i chyba nawet już przysnął, a przynajmniej tak to wyglądało. Jong wciągnął powietrze i oprócz potu, poczuł cudowny, truskawkowy szampon, jakiego używał młodszy. Uśmiechnął się przez to lekko, ale od razu przestał, gdy poczuł na sobie czyjś wzrok. Uniósł swoje spojrzenie znad twarzy śpiącego Kima i napotkał ciemne oczy Minho. Uśmiechał się on kącikiem ust, natomiast Taemin, w dalszym ciągu leżący na nim, uśmiechał się szeroko, aby po chwili ułożyć ręce w kształt serca. Jonghyun posłał im ostrzegawcze spojrzenie, na co obydwaj zaśmiali się jeszcze raz i w końcu dali sobie spokój, a Jonghyun mógł spokojnie wrócić do obserwowania twarzy śpiącego Kibuma.
Tak, zdecydowanie Taemin i Minho mieli rację. Jednak miał nadzieję, że to tylko niewinne żarty, nawiązujące do znanego paringu jego i Key, a nie prawdziwe insynuacje, co do jego uczuć.
— Chłopaki! Zbierajcie się! Wracamy!
***
***
— Zajmuję łazienkę! — wykrzyknął Taemin, wbiegając szybko do dormu. Po przechwyceniu swojego stroju do spania, od razu zrobił, jak poinformował.
— Skąd on bierze tę energię? — zapytał Kibum, wchodząc do kuchni, gdzie nalał sobie pełną szklankę zimnej wody. — Niesamowite.
— Nie wiem, mleko bananowe? — zapytał Jonghyun, na co Key posłał mu rozbawione spojrzenie. — Przeczytajmy kiedyś może skład...
Jinki już im niestety nie towarzyszył, bo zaległ na swoim łóżku od razu po przekroczeniu progu swojej sypialni. Chyba nie planował już stamtąd wychodzić.
— Dlaczego stałeś na końcu... sam na scenie? — Jonghyun nie mógł powstrzymać ciekawości i po chwili milczenia, zapytał ciemnowłosego o powód jego nietypowego zachowania. Nie wiedział czemu, ale Kibum wyglądał wtedy jak nie on, jakby był przez chwilę myślami zupełnie gdzie indziej.
Key spojrzał na niego zaskoczony i odłożył szklankę. Oparł się biodrem o blat i założył rękę na rękę.
— Przypomniał mi się nasz pierwszy koncert — powiedział z lekkim uśmiechem, patrząc gdzieś w przestrzeń. — Poczułem się bardzo... nostalgicznie. Nie masz tak czasem, Jjong? — W końcu przeniósł swoje spojrzenie na oczy, chciwie chłonące jego widok.
— Eee... może czasem — odpowiedział wymijająco miedzianowłosy. — Taemin wyszedł z łazienki, idź teraz ty. Ja pójdę po tobie.
— Oszczędzimy czas, jeśli pójdziemy się umyć razem. — zaproponował Kibum, kierując się w stronę łazienki. — Chętny?
— Ja... — zaciął się wokalista i starał się odgonić od siebie coraz to nowsze, niezbyt przyzwoite myśli. — Chciałem jeszcze coś zjeść, więc idź sam.
Key wzruszył ramionami i poszedł się ogarnąć po minionym dniu.
Jonghyun został sam na sam w kuchni, starając się oddychać w miarę równo, jednak nie było to proste, zważając na fakt, że w tej chwili mógłby być pod prysznicem z Kibumem. Mogłoby być coś piękniejszego? Jednak nie był w stanie sobie na to pozwolić, bo wiedział, że pod prysznicem, po zobaczeniu tego idealnego ciała, już po prostu nie mógłby się powstrzymać i zrujnowałby kilkuletni wysiłek, aby ukrywać, jak jego przyjaciel na niego wpływa, w ten szczególny sposób.
A to nie jest normalne, prawda? Znaczy, fanki byłyby wniebowzięte, ale co mu było po tym, skoro homoseksualizm w ich kraju i tak nie był tolerowany? O nie, on sobie nie pozwoli po pierwsze - na zniszczenie relacji z Kibumem i po drugie - na zniszczenie sobie życia publicznego. Jongkey był piękny tylko w teorii, w praktyce jednak był nienormalny, chory i potępiany.
— Nad czym tak myślisz, hyung? — zapytał Taemin wesołym głosem i przysiadł się do stołu. Z jego wilgotnych włosów skapywały krople, które moczyły i blat i posadzkę, ale młody zdawał się tym absolutnie nie przejmować. Uniósł brwi kilka razy do góry, uśmiechając się pewnie. — Myślisz o Kibumie?
— Co? Dzieciaku, o czym ty gadasz? — Jonghyun oderwał się od swoich myśli i zmarszczył brwi, ale poczuł, jak na jego policzki wstępuje nienaturalna purpura. — Nie powinieneś iść spać? Byłeś zmęczony.
— Wiesz, o czym mówię, hyung — Taemin nie dawał za wygraną i bujał się na boki, siedząc po turecku. — Minho też wie. I wiesz co? Nawet Jinki hyung!
— Jak to? — Jonghyun otworzył szeroko oczy i usiadł na krześle przy wesolutkim maknae, patrząc na niego czujnie.
— Czyli wiesz, o co mi chodzi!
— Minnie, mów konkretnie, nie mam dziś siły myśleć. — Jonghyun jednak patrzył na niego podejrzliwie i nie wyglądał już w ogóle na zmęczonego. Słowa czarnowłosego dość konkretnie przyprawiły go o szybsze bicie serca.
— Kibum hyung podoba ci się, prawda? W sumie, to nie tylko podoba... kochasz go? — Z twarzy maknae zniknął uśmiech i zastąpiło go zaciśnięcie warg i wyczekujące spojrzenie.
— Eee... — Jonghyun spojrzał gdzieś w bok, gdy zdał sobie sprawę, że chyba sam nie zna odpowiedzi na to pytanie. Kibum pociągał go i to bardzo. Od dawna zdawał sobie sprawę, że przy nim czuje się inaczej, niż przy innych członkach zespołu. Kochał, gdy ten się uśmiechał. Zawsze wtedy na jego uroczej, ale i seksownej twarzy pojawiały się słodkie dołeczki. Jego włosy zawsze pięknie pachniały, a dłonie były bardziej miękkie i delikatniejsze od tych kobiecych. Kochał, jak Key dla nich gotował, bo wszystko zawsze było przepyszne. Uwielbiał też rozmawiać z nim wieczorami, gdy leżeli w łóżkach w ich wspólnej sypialni. Może i Kim bardzo często zachowywał się jak diva, ale nawet takie zachowanie w jego przypadku Jonghyun uważał za wyjątkowo zabawne i słodkie.
— Czy to miłość...? — Jjong skierował swoje pytanie ni to do siebie, ni do Taemina.
— Jesteś dość nieogarnięty, hyung, jeśli po kilku latach ślinienia się na jego widok, nie jesteś pewien, czy go kochasz. — zaśmiał się chłopak, o twarzy niczym pyza. Poklepał zamyślonego jasnowłosego i ruszył w stronę sypialni, skąd wołał go chwilę wcześniej Minho. — Dobranoc!
— Branoc... — odmruknął Kim i spojrzał zrezygnowany na sufit. A więc wszyscy oprócz Key wiedzą, że ten nie jest mu obojętny. Czyli nie jest wcale taki incognito, jak sądził.
— Jonghyun rozmyśla... co się dzieje z tym światem? — Do jego uszu dotarł rozbawiony głos, należący do obiektu jego większości myśli.
— Śmieszne, śmieszne — Jjong w końcu wstał i poklepał młodszego po jego mokrych włosach. — Idź już spać, bo zbrzydniesz, albo coś.
— Ktoś tak piękny jak ja, nie może zbrzydnąć — prychnął Key, ale i tak udał się na zasłużony spoczynek. Do ich pokoju po 10 minutach dotarł Jonghyun, który zanim zgasił światło, przypatrywał się jeszcze śpiącej, bladej twarzy współlokatora. Westchnął zrezygnowany i w końcu zgasił światło, sądząc, że Key śpi.
***
***
— Chyba... nie bardzo rozumiem... — Onew, mimo swojego spokojnego charakteru, ledwo co panował nad głosem. — Dlaczego i... dlaczego?! Możecie nam to wyjaśnić?!
— Jesteście na rynku już wiele lat, czas na nowsze zespoły, nie sądzicie? — Wysoki mężczyzna o zimnym spojrzeniu i sieci drobnych zmarszczek spojrzał na niego, jakby wszystko było oczywiste i nie wymagało większych wyjaśnień.
— Mały trzepiecie na nas hajs?! Mało wygrywamy nagród?! Mało płyt sprzedajemy?! — Teraz już nie wytrzymał i Minho, który obejmował ramieniem drżącego z przejęcia Taemina. Jego twarz jednak pozostawała niemalże niewzruszona, choć jego oczy wskazywały na coś zupełnie innego. — Jesteśmy dla was kopalnią złota!
— Chcemy stworzyć dwa zupełnie nowe zespoły. Koncept mamy gotowy, niestety potrzeba na obydwa dużych środków. Oni będą prawdziwą kopalnią. To całe BTS, czy BigBang będą przy nich płotką. Mamy już świetnych trainee, którzy się nadają.
— A nasze umowy? — zapytał wściekły lider, uderzając dłońmi o blat dużego, dębowego biurka, jedynego ciemnego mebla w tym ogromnym pomieszczeniu pełnym szkła. — Chyba nas obowiązują jeszcze przez 2 lata?
— Zostaną zerwane. Oczywiście zapłacimy wam należytą płacę za zerwanie ich.
— Super — parsknął Jinki, zakładając rękę na rękę. — Fantastycznie, że mówicie nam to z dnia na dzień!
Prezes poprawił swoją marynarkę i westchnął zirytowany arogancją ze strony lidera zespołu. Jednak mógł zrozumieć jego gniew.
— Kończycie tę trasę za dwa tygodnie. Wtedy też ogłosimy wasz koniec i zerwiemy kontrakt. Nie będziemy ingerować, co zechcecie zrobić później. Oczywiście wcześniej podpiszecie zobowiązanie, że nie przyjedziecie do innej wytwórni całą piątką. Dlaczego tak patrzycie? To logiczne, konkurencja. Oczywiście, to też wam porządnie wynagrodzimy. To koniec rozmowy. Możecie się oddalić.
Jonghyun wyszedł pierwszy, i kopnął pierwszy śmietnik, który stanął mu na drodze.
— Jjong, przestań... wracajmy do domu... — szepnął Key cichym głosem w momencie, gdy złapał starszego za rękę. — Proszę, nie chcę tu być...
Miedzianowłosy przeklął cicho pod nosem, ale objął Kibuma, który najwyraźniej potrzebował jego wsparcia i poprowadził go w stronę wyjścia, gdzie z resztą wsiedli do samochodu i w grobowej ciszy dojechali do dormu. W takiej samej ciszy siedzieli już od kilku minut w salonie, patrząc na siebie i czekając, aż ktokolwiek postanowi coś powiedzieć. Nie stało się tak jednak i tylko Kibum schował twarz w dłoniach i zaszlochał. Siedzący obok Jonghyun od razu go objął, aby ten poczuł wsparcie. Key od razu wtulił się w jego koszulkę, która powoli zaczęła przesiąkać słoną cieczą, która jednak nie mogła oddać tego, jak czuli się wszyscy w tym pomieszczeniu.
Onew oparł łokcie o kolana i pochylił się, szarpiąc lekko swoje włosy. Wbił wzrok w podłogę, nie mogąc już patrzeć na płaczącego Kibuma i nawet Taemina, którego oczy były już lekko zaszklone, mimo, że ten naprawdę rzadko płacze. Minho objął najmłodszego jednym ramieniem i oparł ich głowy lekko o siebie.
— Chcę dalej tu z wami mieszkać. Dalej żyć z wami i śpiewać. — Zaszlochał Key po chwili. — Nie wierzę, że to ma się tak nagle skończyć. Teraz musimy znaleźć nową pracę i... i zacząć inaczej żyć.
Jonghyun przez cały czas głaskał go uspokajająco po głowie, mimo że ręce trzęsły mu się z wściekłości i miał ochotę wrócić do siedziby SM Entertainment, aby prezes zapłacił za to, że przez jego decyzję ukochana Diva wygląda jak jedna, wielka kulka nieszczęścia.
— Nie nastawiajmy się negatywnie. To, że nie będziemy razem w zespole, nie znaczy, że się już nie będziemy widywać. — Lider w końcu uniósł głowę i popatrzył z lekkim uśmiechem na przyjaciół, którzy byli dla niego jak rodzina. — Zadbam o to, żebyśmy się widzieli często jak... zwykli przyjaciele.
— To nie to samo — odpowiedział Kibum, pocierając czerwone od płaczu oczy. — Potraktowali nas jak zabawki, które idą na śmietnik, bo się znudziły!
— Key ma rację, Onew hyung... to po prostu niesprawiedliwe. — szepnął Taemin. — Zrobili po prostu... jakbyśmy nie mieli wartości.
— Pieniądze pieniędzmi, ale chyba należy nam się lepsze wyjaśnienie niż 'mamy lepszych od was'. — prychnął Minho, który do tej pory wbijał swój wściekły wzrok w ścianę. — A co z Shawolami?
— Wszyscy to wiemy i nic z tym nie zrobimy, rozumiecie? Trzeba się z tym pogodzić. — Odpowiedział Onew i wstał. — Lepiej wypocznijcie. Przed nami jeszcze trzy koncerty. Dajmy z siebie wszystko. Nie dla wytwórni, ale dla fanów.
***
***
— I już po wszystkim... tak? — Uśmiechnął się nostalgicznie Minho, siedząc wraz z resztą w garderobie po ostatnim koncercie. Wszystkim jeszcze szybko biły serca z emocji i widoku tysięcy smutnych spojrzeń, które należały do najwierniejszych fanów. Nigdy nie sądzili, że ich ostatni występ nastąpi tak szybko oraz, że wywoła u nich aż tak silne uczucia.
Chłopcy widzieli w wiadomościach, jaka była reakcja ludzi tuż po tym, jak dowiedzieli się o rozpadzie zespołu. Media szalały, Twitter wariował, a na Youtube przybywało filmów o ich karierze i poszczególnych osobach, a także tworzono piękne fanarty. SHINee było wzruszone aktywnością fanów, którzy chcieli ich, w ten sposób, pożegnać.
Chłopcy widzieli w wiadomościach, jaka była reakcja ludzi tuż po tym, jak dowiedzieli się o rozpadzie zespołu. Media szalały, Twitter wariował, a na Youtube przybywało filmów o ich karierze i poszczególnych osobach, a także tworzono piękne fanarty. SHINee było wzruszone aktywnością fanów, którzy chcieli ich, w ten sposób, pożegnać.
— Będzie mi tego brakować. — Powiedział cicho Taemin, ale po chwili uśmiechnął się szeroko. — Ale ja nie zamierzam jeszcze schodzić ze sceny. Prezes powiedział przecież, że nie wtrąca się w nasze życie publiczne, prawda? A wy? Co z wami?
— Ja także nie zamierzam zniknąć! — Jonghyun wstał i z większym zapałem niż kilka dni temu, postawił jedną nogę na krześle i uniósł rękę. — Korea nie zapomni mojego imienia!
— Jutro znowu będziesz marudzić na zakwasy. - Zaśmiał się Onew i zwalił nogę Jonghyuna z siedzenia, na którym od razu usiadł. — Ja na razie chyba odpocznę. Aktorstwo nie jest złe, może pójdę w tym kierunku?
Minho przytaknął i potwierdził, że i jego ciekawi taka opcja.
— Bummie, a ty? — Jonghyun spojrzał z szerokim uśmiechem na siedzącego w milczeniu Kibuma.
— Ja... ja chyba na razie sobie wszystko odpuszczę... — powiedział cicho, co zaniepokoiło Jonghyuna. Westchnął i usiadł obok niego. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to właśnie obiekt jego westchnień najgorzej znosi całą sytuację, w której się znaleźli. To bolało. Nie wiadomo tylko kogo bardziej, czy Kibuma, czy Jonghyuna, który musiał patrzeć na jego nieszczęście.
— Jak to... 'odpuścisz'? — wydukał zaskoczony Jjong.
— Planuję wyjechać do Londynu. Nie wiem, co będę tam robić, ale... tak, myślę, że wyjadę i wtedy zobaczę, jak wszystko sobie ułożę. — Uśmiechnął się lekko, nie chcąc jednak spojrzeć na resztę zespołu.
— Tak daleko...? — Taemin natychmiastowo zmarkotniał na myśl, że nie będzie mógł często widywać się z przyjacielem.
— Spokojnie, Minnie. — Kibum poklepał go po głowie. — Żyjemy w dobie Internetu. Jest coś takiego jak Skype, czy telefon. Poza tym nie wiem, na ile wyjadę. Zresztą, nawet jeśli na dłużej, to przecież będę przyjeżdżać.
— Niby tak, ale... to nie to samo. — Maknae nie wyglądał na pocieszonego. — Wszystko teraz będzie inne.
— Takie jest życie — skwitował wszystko Minho i uśmiechnął się do wszystkich swoim charyzmatycznym uśmiechem. — Myślmy pozytywnie. Rozpad zespołu to nie koniec świata, przecież nie umieramy.
— Widzisz Minnie? Bierz przykład z Minho. — Key wstał i wymusił na swojej twarzy uśmiech, ale Jonghyun doskonale zdawał sobie sprawę, że tym sposobem Kibum stara się oszukać również i siebie, choć w środku dalej jest kłębkiem nerwów.
Wokalista westchnął i spuścił wzrok, aby nie patrzeć na ten nieszczery wyraz twarzy ukochanego. To bolało, że autentycznie nie mógł nic zrobić, bo nie ma jak przywrócić zespołu do życia. Wstał i wyszedł z pomieszczenia, nie przysłuchując się już konwersacji przyjaciół. Ruszył długim korytarzem, który poprowadził go aż na wejście na scenę. Wychylił się zza jednego z filarów, aby melancholijnym wzrokiem obserwować wciąż wychodzące spokojnie fanki. Było ich już jednak niewiele i po chwili sala stała się całkowicie pusta. Wszedł wtedy na podwyższenie i doszedł do jego krańca. Usiadł na nim, nie patrząc na nic konkretnego. Oparł twarz na dłoni i westchnął cichutko. Po chwili poczuł ruch po swojej prawej stronie i spojrzał w tamtym kierunku znudzonym wzrokiem. Napotkał ciemne, piękne oczy, które zawsze wydawały mu się przepełnione jakąś tajemnicą, którą naprawdę chciałby rozgryźć.
— Wszystko ok? — Zapytał jego najlepszy przyjaciel, siadając miękko obok Jjonga. Zaczesał sobie za ucho jeden z przydługich kosmyków i pochylił pytająco głowę.
— To ciebie powinienem o to zapytać. — Odpowiedział mu spokojnie Jonghyun, nie odwracając od niego wzroku. — Nie chcę, abyś się w sobie zamykał i od nas oddalał z powodu tego, co się dzieje.
— Jjong... nie wiem, o czym ty mówisz. Ze mną naprawdę wszystko w porządku. Pogodziłem się z tym. — Odparł zaskoczony Kibum i roześmiał się, aby podkreślić swoje stanowisko.
— Bummie, dobrze cię znam. Proszę, nie kłam, chociaż przy mnie. — Starszy pokręcił głową i pstryknął Kibuma w czoło. — Dlaczego właśnie Londyn?
— Mam tam dobrych przyjaciół, którzy mnie przyjmą, przecież wiesz. Poza tym, dawno tam nie byłem, a lubię to miasto. Nie wiem... może założę tam własną firmę... dobra w sumie nie wiem, ale myślę o tym wszystkim raczej pozytywnie. Staram się i... chyba w końcu wszystko do mnie dociera. Nie musisz się martwić.
— Zawsze będę się o ciebie martwić — Jonghyun przysunął się do niego i objął jednym ramieniem. Spojrzał z powrotem na puste trybuny rozmarzonym wzrokiem. — Kiedyś na pewno jeszcze razem zaśpiewamy, obiecasz?
— Obiecuję — Kibum uśmiechnął się szeroko i zerknął na Jonghyuna, który również zwrócił swoją twarz w jego kierunku. Oparli o siebie swoje głowy i ponownie zapatrzyli się na widok przed nimi, splatając swoje ręce. Jak najlepsi przyjaciele.
***
***
— Czemu zabierasz mnie w mój ostatni wieczór właśnie w to miejsce? — zapytał Kibum, uśmiechając się pogodnie. Od czasu koncertu, który miał miejsce dwa tygodnie temu, zdążył już zorganizować cały swój wyjazd do europejskiego miasta. Jego rzeczy już czekały u jego przyjaciół, u których miał się na razie zatrzymać, dopóki nie znajdzie odpowiedniego dla siebie mieszkania, a uważał, że musi je znaleźć sam i sam obejrzeć, a nie patrzeć tylko na zdjęcia w Internecie. Był pewien, że gdy wejdzie do lokum, wtedy dopiero poczuje, czy to miejsce nada się na jego nowy dom, czy też nie. Pomieszczenia też przecież mają swój klimat.
— Myślałem, że to po prostu dobre miejsce, aby się przejść i pogadać. Raczej szybko na żywo tego nie zrobimy... — Niższy spojrzał na niego swoimi dużymi, aczkolwiek lekko zmrużonymi oczami. — Nie będzie ci tego wszystkiego brakować, Kibum? Naprawdę wyjazd to to, czego chcesz?
— Rozmawialiśmy już na ten temat, Jjong — westchnął Key, kopiąc pojedynczy kamyk, znajdujący się na alejce, którą szli. Weszli spokojnie po kilku kamiennych schodkach, które poprowadziły ich na ścieżkę, wiodącą pomiędzy powoli zakwitającymi drzewami wiśni. — Ładne dziś gwiazdy, prawda? They shine... wiesz, SHINee... heh... — Starał się zmienić temat, ale doskonale wiedział, że z Jonghyunem się to raczej nie uda. Przysiadł, więc na jednej z ławek, pod wyjątkowo rozłożystym drzewem, które częściowo maskowało ich obecność pod nim. Miejsce miało swój klimat. Czuli się odgrodzeni od reszty świata i nielicznych, w ten wieczór, przechodniów.
— Wiem, ale mimo to... zastanów się nad tym jeszcze. — Nalegał starszy Kim, mając ulotną nadzieję, że jego proszący ton może jeszcze cokolwiek zmienić. Czuł, jak jego serce nieprzyjemnie tłucze mu się w piersi na myśl, że ten ważny dla niego chłopak, żyjący w niewiedzy, że okręcił go sobie wokół palca, ma już jutro opuścić ich matczyny kraj i zamieszkać w odległym o tysiące kilometrów mieście. Fakt, że Jonghyun jeszcze planował ponownie zagościć w branży muzycznej, ponieważ to faktycznie to, czym chciałby się zajmować na co dzień i z tego żyć, nie ułatwiało mu rozstania. Jego grafik pewnie znowu będzie zaplanowany co do dnia, a sam Kibum też pewnie chciałby się czymś w nowym kraju zająć i nie stać w miejscu, więc nie będzie, co chwila latał do Korei w tę i z powrotem. Poza tym wbrew temu, co krzyczało serce starszego, nie chciał narzucać się przyjacielowi i być dla niego obciążeniem, przez swój smutek. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dla Kibuma byłoby dobre, gdyby Hyun chociaż na ten jedyny, ostatni wieczór włożył maskę wesołości i beztroski, ale nie mógł. Nie był na tyle silny, by udawać, że decyzja Bummiego nie rozrywa mu serca i nie spędza snu z powiek.
— Wszystko przemyślałem, Jonghyun — szepnął cicho Kibum, odwracając wzrok na delikatne, jasne kwiaty drzewa owocowego. Wysunął dłoń, a jeden z pojedynczych kwiatków, spadł prosto na nią. Ciemnowłosy uśmiechnął się i chwycił roślinkę w dwa palce, aby następnie z lekkim uśmiechem, włożyć go pomiędzy pasma włosów towarzysza. - Nie zmienię zdania. Chcę stąd wyjechać, bo... naprawdę potrzebuję odpoczynku. Nie będę spokojny tu, bo wszystko będzie kojarzyć mi się z SHINee... a nie chcę ciągle żyć z myślą, jak to byłoby świetnie, gdyby zespół dalej istniał, skoro to już nigdy się nie stanie. Proszę, postaraj się mnie zrozumieć. To nie tak, że chcę zostawić Jinkiego, Minho, Minniego i ciebie... kocham was.
— Wiem — odpowiedział Jonghyun i przełknął ślinę. — Ja... my też cię kochamy.
Kibum obdarzył go jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i przysunął się bliżej niego, aby móc objąć jego szyję swoimi ramionami. Jonghyun po chwili odwzajemnił mocny uścisk i wdychał przyjemny zapach, tak bardzo charakterystyczny dla Kibuma.
— Przecież wyjazd, to nie koniec naszej przyjaźni, prawda? — Uśmiechnął się Kibum, gdy już odsunęli się od siebie, a Jonghyun udał, że poprawia swoją bluzę, aby obiekt jego westchnień, w tym słabym świetle, na pewno nie dostrzegł tego, jak bardzo jego twarz stała się czerwona. W międzyczasie bawił się też nerwowo palcami, czując, że chyba nigdy nie będzie lepszej okazji, aby wyznać chłopakowi, co od dłuższego czasu kryje się w jego umyśle i tym, szybko bijącym sercu.
— Kibum... — szepnął i po prostu pochylił się delikatnie nad młodszym, aby po chwili lekkiego wahania, przykryć jego usta swoimi. Nie zrobił nic więcej i odsunął się niemalże od razu, starając się oddychać, co w tym momencie przez adrenalinę i stres, było wręcz niemożliwe. Cisza, która między nimi zapadła, była wręcz nie do zniesienia i kłuła inicjatora pocałunku w każdy zakamarek ciała, niemalże z taką siłą, jak chłodny wiatr, który właśnie się zerwał.
Key w tym czasie, gdy Jonghyun starał się złapać w końcu normalny oddech i wpatrywał się wyczekująco w chłopaka, dotknął opuszkiem palca swoich ust, jakby zastanawiając się, co właściwie się tu stało. Jego oczy patrzyły na Jonghyuna pytająco, jednak było w nich widać też dziwną niepewność, co powinien teraz zrobić.
— Nic nie powiesz? — zapytał Jonghyun po dobrej minucie wpatrywania się w najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widział. Kibum na jego pytanie zmieszany spuścił wzrok i zaczął kreślić niewidzialne wzorki na ławce.
— Co mam ci powiedzieć? — zapytał cicho, dalej nie patrząc na swojego rozmówcę. Coś nie pozwalało mu unieść wzroku, bojąc się tego, co może zobaczyć w oczach najlepszego przyjaciela. Nie miał pojęcia, jak się teraz zachować. Dlaczego Jonghyun to zrobił? Jest na tyle zdesperowany, by go zatrzymać, robiąc coś takiego? Tylko właśnie ze wszystkich rzeczy, jakie mógł zrobić, dlaczego wybrał właśnie takie rozwiązanie? Przecież obydwaj są mężczyznami i... są przyjaciółmi... Przyjaciele chyba nie całują się w usta od tak.
— Cokolwiek — odpowiedział Jonghyun twardym głosem, starając się brzmieć jak najbardziej poważnie. — Mam nadzieję, że pokazałem ci choć w małym stopniu, jak cholernie mi na tobie zależy i jak bardzo nie chcę, abyś mnie zostawiał.
Między nimi ponownie nastała cisza, gdy Kibum nie był w stanie, mimo usilnych starań, złożyć w głowie choć jednego zdania, które mogłoby zobrazować to, jak bardzo zmieszany jest w tej chwili przez czyn drugiego Kima. Milczał więc i nawet nie starał się spojrzeć na przyjaciela, bojąc się, że jakimkolwiek gestem, słowem, czy spojrzeniem może go zranić. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że to właśnie ta cisza, którą go obdarzył, była najgorszym bólem, jaki mógł mu zadać.
Jonghyun wstał i nachylił się nad Kibumem, całując go przelotnie w czubek głowy. Wyszedł z ich kryjówki, otoczonej pachnącymi kwiatami wiśni i zerknął jeszcze ostatni raz na siedzącego, skulonego Bummiego.
— Miłego lotu. Odezwij się czasem.
***
***
Rozejrzał się po niewielkim, wyposażonym już salonie, starając się przypatrzeć wszystkim szczegółom, które były tu widoczne na pierwszy rzut oka. Ściany były zabarwione ciepłym brązem, a meble wydawały się zadbane i wygodne. Kibum przeszedł też na taras, z którego widział ładny park, znajdujący się na rogu ulicy. Wciągnął głęboko zapach miasta, aby po chwili powrócić do mieszkania, gdzie czekał na niego mężczyzna ubrany w elegancki garnitur i ciasno zawiązany krawat. Na twarzy miał profesjonalny, sztuczny uśmiech, ale Kima nie zraziło to ani trochę.
— Biorę to mieszkanie.
Jak powiedział, tak też zrobił i w ciągu paru dni załatwił wszystkie potrzebne formalności, przeniósł tu swoje rzeczy i po tygodniu siedział już wygodnie na bujanym fotelu, pijąc pyszną, londyńską herbatę i czytając książkę. Dzwonił z samego rana do Minniego, aby powiadomić go o kupnie mieszkanka i przeprowadzce na swoje. Taemin, jak to on, od razu wydzwonił wszystkich, ogłaszając, że Kibum sobie radzi. Wbrew oczekiwaniom Kima, Jonghyun jednak nie zadzwonił ani razu, odkąd Key postawił swoje pierwsze kroki na obcej ziemi. Przez te dwa tygodnie młodszy zdążył się już stęsknić za przyjacielem, który w przeciwieństwie do reszty zespołu, nie obsypywał go wiadomościami dzień w dzień. Jonghyun milczał, a to naprawdę bolało.
Kibum odłożył książkę, zdając sobie sprawę, że już nawet nie śledzi liter wzrokiem, tylko myśli o sytuacji, która miała miejsce w jego ostatni wieczór pobytu w Korei. Wrócił myślą do pocałunku, delikatnego jak te kwiaty wiśni, znajdujące się wtedy dookoła nich.
Dlaczego Jonghyun to zrobił? Dlaczego zostawił go z takim mętlikiem w głowie, skoro miał w końcu odpocząć? I dlaczego nie odbiera tego cholernego telefonu i nawet nie raczy oddzwonić?
Dupek.
No po prostu dupek.
Kibum sięgnął po pilota, aby zająć swoje myśli czymś tak mało ważnym jak telewizja. Jak może być tyle kanałów i nic do oglądania? W końcu trafił na jakiś koreański program, upchany na tysięcznym kanale, gdzie właśnie zaczynały się wiadomości. Rozpad SHINee odszedł już w zapomnienie, a Kibum uśmiechnął się, widząc materiał poświęcony Taeminowi, który dogadując się z nową wytwórnią, już ogłosił wydanie japońskiego mini albumu na początku lata. Kibum był autentycznie dumny z tego chłopaka, który cały czas ciężko pracował, a do tego zawsze pozostawał tak pogodny. Tuż po Taeminie, przyszedł kolej na materiał o Jonghyunie, który wypowiadał się na temat jego planów na przyszłość, które nie różniły się znacząco od tych maknae. Kibum jednak zwrócił szczególną uwagę na kobietę, która stała tuż obok Kima i co chwila wtrącała mu się wesoło w wypowiedź, mówiąc o ich wspólnej płycie.
Jak to wspólnej? Co ta baba mówi? pomyślał Key, marszcząc brwi. Jonghyun przytakiwał na jej słowa i uśmiechał się szeroko. Natomiast ciemnowłosy siedząc na kanapie, prychał zirytowany słodkością niskiej blondynki, która według niego wcale nie była słodka. Miał ochotę zwymiotować.
Wyłączył odbiornik szybkim ruchem palca i zapatrzył się na ścianę. Nie przyszedł Mahomet do góry, to przyjdzie góra do Mahometa. Ten ostatni raz. Potem niech ten dinozaur się wali. Chwycił więc swój telefon i wybrał numer, który miał zawsze jako pierwszy na szybkim wybieraniu. Nie łudził się zbytnio, że ten kretyn odbierze, skoro nie robił tego już tyle czasu, ale cierpliwość tym razem go nie zawiodła.
— Halo? — Usłyszał głos, za którym naprawdę niesamowicie tęsknił, a mógł słyszeć tylko w piosenkach i wywiadach w telewizji. Było to jednak nic przy tym, kiedy można go słyszeć, skierowanego prosto do swojego ucha.
— Dlaczego nie odbierasz? — zapytał koreański emigrant wściekłym głosem. — Jesteś tak zajęty, że już nie masz czasu na chwilę rozmowy ze mną?
— Trochę... — odpowiedział mu zmęczonym tonem Jonghyun. Key usłyszał jego westchnięcie i był pewien, że jego rozmówca w swoim nawyku przeczesuje sobie w tym momencie grzywkę.
— Nie masz czasu wysłać nawet jednego smsa? Tak szybko się wyleczyłeś po moim wyjeździe, przyjacielu? — zaakcentował ostatnie słowo z kwaśną miną. — Świetnie.
— Dzwonisz do mnie po to, żeby mnie opierdalać, Kibum?
Kibuma zamurowało przez bezczelny głos Jonghyuna, który tak bardzo różnił się od tego, który słyszał ostatni raz w Korei. Czy to na pewno ta sama osoba? I co się stało, że Jjong był tak ostry? Wiadomo, że pomysł wyjazdu od początku mu się nie podobał, ale... Key nie sądził, że aż tak, że Hyun już przy pierwszej rozmowie, samoistnie doprowadzi do kłótni.
— Gdybyś odbierał wcześniej, nie miałbym żadnych powodów, aby być na ciebie zły. Cóż, rób jak chcesz i powodzenia z nową płytą. Odezwij się, jak znajdziesz czasem dla mnie czas. — Młodszy rozłączył się i schował oczy za dłonią, zaciskając usta, gdy poczuł, że jego oczy robią się wilgotniejsze. W pokoju nie paliło się żadne światło, a ciemność w tej chwili dobijała go jeszcze bardziej. Jednak nie był on człowiekiem, który pozwoliłby negatywnym uczuciom zawładnąć nad sobą, więc szybko włączył pierwszą lepszą, wesołą piosenkę, zapalił jak największą ilość świateł i zaczął nucić utwór. Przyjechał tu, by odpocząć, a nie przejmować się zmianą Jonghyuna. I tego musi się trzymać. Włączył jeszcze swoją ulubioną lampkę, którą dostał właśnie od niego, a która miała pokazywać gwiazdki. Uważał, że była śliczna.
Jednak zamiast tego i tak cały wieczór spędził w samotności, na tarasie oglądając prawdziwe gwiazdy i zastanawiając się, czy mimo odległości, Jonghyun patrzy dokładnie na te same, co on.
***
***
— Naprawdę, Kibum hyung?! — Key musiał natychmiastowo odsunąć słuchawkę od ucha, gdy usłyszał przeraźliwy krzyk Taemina po drugiej stronie. — Tak się cieszę! Nie widzieliśmy się już ponad pół roku! W sumie to nawet dłużej! Spotkamy się całą piątką! Ale będzie super, prawda?! Napiszę do wszystkich i weźmiemy wolne i, i—
— Spokojnie, spokojnie — zaśmiał się Kibum. — Też się cieszę. Tęsknię za wami. Jak na razie nie mam dużo zamówień, więc stwierdziłem, że to dobry moment na chwilę odpoczynku i odwiedziny.
— I tak cię podziwiam, że zdecydowałeś się założyć własny biznes, hyung! Wszyscy nasi fani pewnie już coś u ciebie zamówili, prawda? Twoje ubrania są naprawdę świetne!
— Szczerze... też tak myślę. Ale skoro mam już pracowników i mamy aktualnie trochę luzu, chyba nic się nie stanie, jak nie będzie mnie kilka dni.
— Też tak myślę! Muszę kończyć, hyung, ale do zobaczenia! Masz pozdrowienia od Minho i Onew! Cześć!
— A Jonghyu... — Nie dokończył, słysząc, że Taemin zdążył się już rozłączyć, więc na pewno mu nie odpowie na pytanie. Westchnął cichutko i schował telefon do kieszeni płaszcza, aby po chwili to samo zrobić z dłońmi, bo późne, listopadowe popołudnie w Wielkiej Brytanii to naprawdę nic przyjemnego. Schował nos pod grubym szalikiem i skierował się w stronę swojego mieszkania. Przystanął koło billboardu reklamującego najnowszy film w kinach, którego głównym bohaterem był nie kto inny, jak jego obiekt rozmyślań. Zdążył się wypromować przez te pół roku... nie ma co. W sumie po co ma się przejmować przyjacielem, który postanowił go zostawić i wyjechać na inny kontynent, skoro teraz robi światową karierę i ma wszystkich ludzi na pęczki? Imię Kibuma najprawdopodobniej już nawet nie koliduje w myślach Jonghyuna, z pytaniami typu 'co zjeść dziś na śniadanie?'.
Gdy wrócił do domu, spojrzał na swoje spakowane walizki, które już jutro wieczorem znajdą się w samolocie w drodze do Seulu. Uśmiechnął się na myśl o spotkaniu Onewa, Minho i tryskającego entuzjazmem Taemina, który najprawdopodobniej go jutro udusi ze szczęścia. Na samą myśl poczuł jak po jego klatce piersiowej rozchodzi się przyjemne ciepło.
Położył się, starając się nie myśleć o przyszłym spotkaniu z Jonghyunem, na którym w sumie nie wiedział, czy ten się pojawi, mimo starań Minniego. W końcu Jjong był teraz bardzo zapracowany... prawda? Z pozytywnym nastawieniem, myśląc o reszcie zespołu, Kibum zasnął, mając nadzieję, że i z takimi dobrymi myślami się obudzi. Jednak tuż po wstaniu, odczuł przeraźliwie silny stres, przez który ściskał mu się żołądek, a serce niebezpiecznie szybko biło. Przecież tylko poleci tam, spotka się z przyjaciółmi, rodziną i wróci tu, na swoje. To tylko kilka dni... które wcale go aktualnie nie cieszyły.
Cały jego dzień wyglądał dość dziwnie, bo nigdy nie miał takich sprzecznych myśli, nawet, gdy wyjeżdżał z Korei. Teraz na zmianę myślał pozytywnie, aby po pięciu minutach ponownie pogrążyć się w nerwach, jaki będzie stosunek Jonghyuna do jego osoby, i czy w ogóle, ten postanowi się z nim spotkać. Z takim kłębkiem irytujących myśli wsiadł do samolotu i przez kolejne kilka godzin wpatrywał się w widok za maleńkim oknem, zdając sobie sprawę, jak jego problemy są błahe w porównaniu z tym, jak wielki jest świat.
Na lotnisku, gdy tylko zobaczył wesołą, pyzatą twarz Taemina, wszystkie złe myśli od razu go opuściły, a gdy do uśmiechu najmłodszego, dołączyły jeszcze te Minho i Onew, już wiedział, że nie ważne, co się dalej stanie, to i tak dla nich warto było tu przylecieć.
— Key! — krzyknął młody, nie przejmując się innymi ludźmi w hali. Rzucił się starszemu na szyję i przytulał go zdecydowanie zbyt długo, nie dopuszczając do przyjaciela nikogo innego. Onew i Minho tylko się zaśmiali i również objęli zarówno maknae, jak i Kibuma. — Tak tęskniliśmy!
— Ja... ja naprawdę też — To był jeden z nielicznych momentów w życiu Key, kiedy naprawdę nie był w stanie w żaden sposób powstrzymać łez, które zaczęły ściekać po jego rumianych policzkach. Starł je nadgarstkiem i uśmiechnął się szeroko.
— Myślałem, że coś urośniesz, a ty nic się nie zmieniłeś — zaśmiał się Minho, klepiąc ciemnowłosego po ramieniu.
— Widzę, że w końcu wróciłeś do jakiś normalnych włosów. Myślałem, że ci w końcu powypadają te kudły od tego ciągłego farbowania. Dobrze się trzymasz, Kibum. — Zawtórował Onew, podczas, gdy Minho trzymał za rękaw Taemina, który wyglądał, jakby miał zacząć zaraz skakać z emocji.
— Jak zawsze mili. Nie mam pojęcia, dlaczego tak bardzo was kocham. — Kibum ponowił swój uśmiech i nie mogąc się powstrzymać, przytulił ich raz jeszcze.
W drodze do samochodu, należącego do Minho, nie zamilkli ani na chwilę, rozmawiając o wszystkim, o czym nie wspominali sobie przez telefon w ostatnim czasie. W końcu jednak pchany ciekawością, Kibum zawahał się, aby po wejściu do samochodu, zadać pytanie.
— Gdzie Jjong?
— Miał dzisiaj jakieś wywiady, ale obiecał, że do nas dołączy! — odpowiedział mu od razu wesoły Taemin, który starał się zażegnać obawy Kibuma, które dla wszystkich były doskonale widoczne. Najgorsze było to, że cała trójka wiedziała, dlaczego relacja Jonghyuna i Key się znacząco popsuła, w trakcie, gdy nie widzieli się tyle czasu. Nie chcieli jednak poruszać tego tematu, mając nadzieję, że jak dorośli, przy najbliższym spotkaniu sami sobie wszystko wyjaśnią, a naprawdę było co.
Dojechali do mieszkania w centrum Seulu, które jak się dowiedział Key, należało do nikogo innego, jak do Minniego, który entuzjastycznie od razu wziął rzeczy Kibuma do pokoju gościnnego, prosząc, aby czuł się jak u siebie. Key jednak nie skupiał się na wyglądzie mieszkania przyjaciela, tylko myślami był przy pewnym osobniku, którego zobaczy już dziś.
Chłopaki rozsiedli się wygodnie w salonie, dając Kibumowi chwilę, aby mógł odświeżyć się po podróży. Od razu potem w dobrych nastrojach ruszyli w stronę ich ulubionej knajpki, gdzie często chodzili po treningach. W trakcie drogi cały czas się śmiali, a Kibuma opuścił stres. Nikt nigdy tak na niego nie wpływał, jak ta czwórka, z Jonghyunem na czele.
Gdy już się wygodnie rozsiedli przy najlepszym stoliku, oddzielonym podobnie jak inne parawanem, zamówili jedzenie jak zawsze na spółkę, biorąc również co nieco dla spóźnionego, który dołączył do nich po 15 minutach. Nie zmienił się. Jego włosy w kolorze łososiowym zasłaniały lekko jego blade czoło. Ciemne oczy wpatrywały się w te Kibuma, aby po ułamku sekundy przenieść się na innych członków ich byłego zespołu. Key skłamałby, gdyby powiedział, że ta ignorancja go nie zabolała. To zabolało cholernie mocno, ale ukrył to pod wymuszonym uśmiechem.
— Cześć, Jjong — odezwał się, aby przerwać ciszę, jaka nastała w chwili, w której Jonghyun zajął miejsce pomiędzy Minho a Taeminem. Naprzeciwko gościa specjalnego, jakim był Key.
— Cześć, Kibum. Jak podróż? — zapytał spokojnie, jak gdyby nigdy nic, co zraniło zapytanego jeszcze bardziej. Kiedyś nawet, gdy się nie widzieli tydzień, po spotkaniu rzucali się sobie na szyję, jakby minął chociażby rok. Teraz starszy Kim nawet nie starał się nawiązać z ciemnowłosym jakiegokolwiek cielesnego kontaktu, więc tylko patrzył na drugiego Kima wyczekująco, z lekkim uśmiechem na twarzy.
— Babcia siedząca obok mnie miała niedopasowany żakiet do spodni, więc chyba normalnie. — zaśmiał się, a reszta mu zawtórowała. Wszyscy kiedyś się zmienią, ale nie Key i jego obsesja na punkcie ubrań.
Wieczór wbrew temu, co sądził Key, upłynął w niesamowicie miłej atmosferze. Jonghyun wraz z upływem czasu trochę się rozluźnił i śmiał się cały czas. Wyglądał wtedy jak dinozaur, ale i tak był przystojny. Potem jednak wszyscy się rozeszli, a Jonghyun szybko i lekko objął Kibuma na pożegnanie. Ten zaskoczony nie zdążył nawet zaciągnąć się przyjemnym zapachem perfum starszego, ani odwzajemnić uścisku. Został sam z Taeminem i swoimi myślami, co zrobił nie tak i jak może się dowiedzieć, o co Jonghyunowi chodzi. Odpowie mu wprost, gdy zapyta? To by było za proste.
— Jedziemy do mnie? — zapytał Taemin, uśmiechając się szeroko do swojego gościa, gdy zostali na chodniku sami. Na ich głowy zaczęły spadać delikatne płatki śniegu, które po chwili zamieniły się w istną śnieżycę. Piękna jesień.
— Jasne.
***
***
Wraz z końcem listopada, Seul przykryty został grubą warstwą białego puchu, którego bynajmniej Kibum naprawdę nie lubił. Już jutro miał lot powrotny do jeszcze zimniejszego Londynu. W ciągu tygodnia swojego pobytu zdążył odwiedzić swoich rodziców, spotkać się ze znajomymi ze szkolnych lat, zobaczyć, co się zmieniło w mieście pod jego nieobecność i oczywiście spędzić miło czas z trójką przyjaciół, ponieważ Jonghyun tłumaczył się napiętym grafikiem. Key nie naciskał, mimo, że bardzo chciał, a wręcz miał ochotę go błagać, aby pozwolił mu z nim porozmawiać. Czuł niemiły uścisk w brzuchu, że każdy poza nim, może mieć szczery uśmiech, jego niegdysiejszego najlepszego przyjaciela. On nie ma nawet tego, mimo, że kiedyś cała jego osoba była zarezerwowana głównie dla niego. Czy to zazdrość? Owszem, był wściekły i zagubiony. Zwłaszcza, że przed wyjazdem starszy Kim był dla niego tak bliski, że nie odsunął się, gdy Jjong postanowił go nagle pocałować.
Pocałować...
Key zatrzymał się nagle pod wpływem tej myśli. Na chodniku nie było dużo ludzi, a wręcz były pustki. Śnieg padał coraz mocniej, jednak on przez dłuższy czas stał w miejscu, ignorując zimno.
Czy Jonghyun po prostu zrezygnował z Key dlatego, że ten nie odpowiedział mu w żaden sposób po pocałunku? Czy Jjong tak po prostu zrezygnował z Kibuma dlatego, że ten nie odpowiedział mu na wyznanie, którym był ten jeden gest?
Czy Kibum jest idiotą?
Ignorując śnieg, parł przed siebie, aby w końcu dotrzeć do pobliskiego parku, gdzie skierował się w jedną z główniejszych alejek. Stojące przy niej drzewa dawno już pozbyły się swoich liści i aktualnie uginały się pod ciężarem śniegowych czap. Zobaczył w końcu miejsce, gdzie miało zdarzyło się pierwsze, tak bliskie zbliżenie jego i najlepszego przyjaciela. Stanął pod rozłożystym drzewem i zwrócił uwagę na pojedyncze ślady, świadczące o czyjejś obecności tu, całkiem niedawno temu. Key poczuł ucisk w klatce piersiowej na ten widok. Doskonale zdawał sobie sprawę, kto tu mógł być, a świadomość, że to było tylko chwilę temu i się spóźnił, zabolała.
Nie zwracając na to większej uwagi, usiadł na ławce pokrytej białym puchem i schował zmarznięte dłonie pomiędzy nogi. Chciał już wracać do Anglii. Miał dość tego miejsca, ale mimo wszystko, nie poruszył się nawet o centymetr, mając głupią nadzieję, że właściciel tych śladów jednak tu wróci. Doskonale jednak zdawał sobie sprawę, że nie jest to raczej możliwe, bo ten nie miałby po co to zrobić.
— Dlaczego tu przyszedłeś, jeśli masz mnie w dupie? — zapytał w przestrzeń, nie oczekując od nikogo odpowiedzi. — Jeśli znalazłeś sobie już pewnie jakieś zastępstwo?
Tak jak podejrzewał, a właściwie co do czego miał pewność, odpowiedziała mu cisza.
***
***
Nieważne jak się starał, nie był w stanie wypełnić pustki, która szła krok w krok za nim, po tym, jak Kibum wyjechał. Gdy ten ogłosił swoją przeprowadzkę, nie mógł potraktować tego całkowicie poważnie. Był z początku pewien, że to tylko luźny pomysł, jeden z wielu, na które obiekt jego westchnień często wpadał. Fakt, że młodszy jednak faktycznie traktował to poważnie, zbił go z tropu na tyle, że nie mógł w tamtym okresie normalnie funkcjonować, wiedząc, że już niedługo nie będzie miał Bummiego przy sobie. Było jednak gorzej, niż się spodziewał.
Gdy młodszy Kim wyjechał, Jonghyun nie mógł znaleźć sobie miejsca. Kupił mieszkanie, podpisał nowy kontrakt ze znaną wytwórnią, za sprawą którego jego solowa kariera muzyczna kwitła, podobnie jak ta aktorska. W międzyczasie na prośbę wytwórni spotykał się również ze swoją partnerką z filmu, z którą jednak nawiązał jedynie silną przyjaźń. Jego próby zakochania się w przyjaciółce jednak nie wypaliły, jako, że w głowie i tak cały czas tkwił mu chłopak, o wyjątkowym uśmiechu i uroczych dołeczkach w policzkach widocznych, gdy ten się śmiał.
Mimo tylu powodzeń na swojej drodze, nie był ani trochę szczęśliwy. Wykańczało go to dzień w dzień. Tak się nie da funkcjonować.
Zwłaszcza, że odkąd młodszy go zostawił, usilnie starał się ograniczyć ich kontakt do minimum, naiwnie wierząc, że to pozwoli mu o nim zapomnieć. I mimo, że zdał sobie sprawę z tego, jak głupie i nieudolne to było już dawno temu, i tak nie był w stanie nagle odbudować relacji z przyjacielem, który najwidoczniej już dał sobie spokój i rozpoczął szczęśliwe życie w brytyjskim świecie mody. Z tego, co cały czas relacjonował mu Taemin, Key znalazł tam dużo nowych znajomych, co nie było dla niego trudne, bo zawsze był bardzo rozgadany, a ludzie lgnęli do jego charyzmy jak muchy. W skrócie Jonghyun z własnej głupoty zniszczył tę piękną przyjaźń. Jest idiotą. Przecież mógł być po prostu przy nim jako kumpel. Nawet to było lepsze od braku możliwości kontaktowania się z nim.
Gdy Key przyjechał do Korei ten jedyny raz, nie mógł tego znieść i widział się z nim tylko raz, w wieczór po jego przylocie. Przez kolejne dni unikał go jak ognia, a sam rozpisał sobie grafik tak, aby nie mieć nawet czasu, aby o nim pomyśleć. Ostatniego dnia jego pobytu, nie był jednak w stanie tego znieść i samotnie przesiedział kilka godzin w miejscu, w którym został odrzucony. Właśnie tym dobił się jeszcze bardziej i upadł emocjonalnie na samo dno.
— Jonghyun? Słuchasz mnie? — zapytał Minho, tykając przyjaciela w policzek.
— Tak. Też tak myślę. — powiedział natychmiastowo Jjong, przekręcając głowę w stronę czarnowłosego, udając skupienie. Odłożył długopis, którym usilnie jakiś czas temu starał się stworzyć tekst do nowej piosenki. Nie przychodziło mu to jednak łatwo, więc zapatrzył się na widok miasta za oknem, znajdującym się w restauracji wysoko nad ziemią.
Minho wywrócił oczami, a Taemin tylko się zaśmiał, wpakowując sobie do ust kolejną porcję ryżu. Onew po prostu siedział cicho, wcinając kurczaka.
— Widać, jak bardzo nas słuchasz, ty kiepska podróbko Gustawa — powiedział opryskliwie Minho. Jonghyun spojrzał na niego zirytowanym wzrokiem, przez porównanie go do młodzieńca z dramatu, w którym z powodu nieszczęśliwej miłości mężczyzna po prostu ze sobą skończył. Niestety jednak to, jak się czuł, sprawiało, że był w stanie zauważyć między sobą a tą postacią fikcyjną zbyt dużo podobieństw.
— Dobra, nie słuchałem. Mógłbyś powtórzyć?
— Kibum wraca. — Uśmiechnął się szeroko Taemin, a Jonghyun momentalnie przestał przeżuwać to, co miał w ustach. Poczuł, jak oblewa go zimny pot na myśl, że od tak dawna będzie miał okazję oglądać twarz swojej miłości na żywo.
— Kiedy? Na długo? — wydukał, odkładając widelec.
— Jonghyun — powiedział wyraźnie Jinki, chwytając Kima za policzki. — Za 2 miesiące, na stałe. Nie wróci już do Anglii.
Aktor potrzebował dobrej minuty, w ciągu której patrzył się byłemu liderowi w oczy, aby upewnić się, że ten mówi prawdę.
— Tak nagle wraca po ponad dwóch latach? Dlaczego? — zapytał, dalej nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał. Czy los jednak postanowił się do niego uśmiechnąć? Czy może teraz jest okazja, aby się ogarnąć i powalczyć chociażby o małą cząstkę Kibuma? O cząstkę, która go jeszcze pamięta?
— Też pytałem, ale nie był rozmowny... mówił tylko, kiedy wraca, i że planuje po prostu przenieść swoją działalność do Korei... — Taemin dalej wcinał swoją porcję, nie zwracając uwagi na to, że brudzi sobie całą twarz. — No nie mogę, ale się cieszę!
— Znowu będzie nas cała piątka. — Minho wyszczerzył swoje usta w szerokim uśmiechu. — Naprawdę mi tego brakowało. Tylko nie myślcie sobie, że was lubię, czy coś. — dodał.
— Spokojnie, my ciebie też nie, żabciu — odpowiedział spokojnie Onew. Minho zaczął się z nim przekomarzać, a Taemin co chwila parskał śmiechem. Jonghyun przyglądał się temu z lekkim uśmiechem. Nie ważne, ile czasu minie. Oni po prostu nie mogą się zmienić. Gdyby tak się stało, chyba przestałby wierzyć w tą jedną stałą, którą niby każdy w życiu posiada. Pomyślał, że Key teraz najprawdopodobniej przejąłby stronę Onew i wspólnie z liderem drażniłby Minho, którego z litości zacząłby bronić najmłodszy. W tej chwili żałował, że gdy ostatni raz widział Kibuma, gdy razem z resztą siedzieli w ulubionej knajpce, nie poświęcił jego osobie dużo uwagi, a myślami cały czas starał się być gdzieś indziej, byleby patrzeć na chłopaka jak najmniej, i jak najmniej o nim myśleć.
— Jonghyun? — zapytał Taemin, który chwycił nagle dłoń starszego. Minho i Onew nawet nie zwracali na nich uwagi, będąc w samym środku kłótni.
— Tak, Minnie?
— Nie strać go znowu. On tęsknił. Nie mówił mi o tym, ale go znam. Wiem, o was wszystkich wszystko i wiem, kiedy coś ukrywacie, czy się martwicie. Ty też o nim pamiętasz i wiem, że nie unikałeś go bez przyczyny. Nie staraj się o nim zapomnieć, jeśli to uczucie naprawdę jest prawdziwe.
Jonghyun spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami. Rozchylił lekko usta, nie wiedząc, co powiedzieć. Poczuł na sobie wzrok rapera i ex lidera, którzy niczym na zawołanie westchnęli.
— Młody ma rację, Jjong. Trochę zepsułeś sprawę.
— Masz szansę to naprawić, wiesz o tym?
— No chyba, że nie masz jaj.
— Minho, ciiii.
Jonghyun wypuścił z siebie powietrze i spojrzał na swoje palce, którymi zaczął się nerwowo bawić. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mają rację, ale chyba to wszystko wydawało im się zbyt proste, a owszem, nie było. W końcu to Kibum! Co, miał teraz tak po prostu, po jego przyjeździe powiedzieć, że dalej go kocha i zlewał go, żeby zapomnieć? To brzmi jak w jakiejś taniej, kiczowatej dramie.
— Więc jak, będziesz w końcu mężczyzną? — zapytał Onew, przybierając kamienny wyraz twarzy. Przez jego poważną twarz jedyne, co mógł zrobić Kim to parsknąć śmiechem.
— Sorry, nie pytaj mnie o takie rzeczy z taką miną. Wyglądasz jak idealny derp.
***
***
Kibum szedł z szerokim uśmiechem przez ogromne, seulskie lotnisko, starając się może wypatrzeć jakąś znajomą twarz wśród ludzi dookoła. Nie widząc jednak nikogo, zawiedziony skierował się w stronę wyjścia z hali, aby złapać jakąś taksówkę, która zawiozłaby go do rodzinnego domu, w którym zamieszka, dopóki nie znajdzie czegoś dla siebie.
Ciągnął za sobą jedną walizkę, bo reszta rzeczy miała dolecieć lada dzień. Przystanął na chwilę i zapiął swoją kurtkę, aby choć trochę ochronić się przed zimnem, które jak się domyślał, zaraz po wyjściu miało zaatakować całe jego ciało i utwierdzić go w myśli, że naprawdę, zima to nic pięknego.
Wyszedł w końcu na chodnik i skierował się w stronę postoju taksówek. Niestety jakaś kobieta wsiadła do jedynej tuż przed nim, na co westchnął zirytowany. Miał jedynie nadzieję, że kolejna przyjedzie lada chwila, bo już po kilku sekundach czuł niemiłe pieczenie rąk z zimna. Jednak na ustach i tak miał delikatny uśmiech. Patrzył wesoło na lekko zaśnieżony teren.
— Podwieźć cię? — Usłyszał głos, należący do kogoś stojącego przynajmniej kilkanaście kroków od niego, bo musiał to powiedzieć dość głośno. Kibum skierował głowę w stronę, skąd dobiegło pytanie i otworzył szerzej oczy na widok mężczyzny o brzoskwiniowych włosach, charakterystycznych kościach policzkowych i lekkim, wąskim uśmiechu. Opierał się o ścianę kilka metrów dalej. Obok stał granatowy samochód, którego marki Kibum nie poznał. W sumie nie było to dla niego choć trochę ważne, bo całą uwagę zgarnął dla siebie Jonghyun.
— Co tu robisz? — zapytał cicho młodszy Kim, chowając swoje zmarznięte dłonie do kieszeni butelkowozielonego płaszcza. Z jego ust wydobył się biały obłoczek.
— Przyjechałem, żebyś nie musiał tłuc się po mieście taksówką. Jedziemy? — Ponowił pytanie, patrząc Kibumowi prosto w oczy. Ten zawahał się dosłownie przez ułamek sekundy, po czym pokiwał lekko głową, że przystaje na jego propozycję. Jonghyun pomógł mu załadować walizkę do bagażnika. Obydwoje wsiedli do samochodu, nie przerywając ciszy. Jjong odpalił pojazd i wyjechał z terenu lotniska, wjeżdżając na pustą o tak późnych godzinach autostradę. Kibum przypatrywał się drzewom pokrytym białym puchem i uroczymi, różnokolorowymi lampkami, które tak uwielbiał.
— Jak podróż? — zagadnął w końcu Jonghyun, starając się uspokoić, bo miał wrażenie, że widać, jak bardzo spięty jest. Kibum na jego pytanie spojrzał na niego bez żadnego konkretnego wyrazu twarzy.
— Dlaczego pytasz zawsze o to? Ostatnio chciałeś wiedzieć tylko to. — Na jego usta w końcu wstąpił delikatny uśmiech, jednak jego wzrok szybko powędrował za okno, aby przypadkiem nie napotkać spojrzenia starszego.
— Bo staram się jakoś zacząć rozmowę bez pytania, którego pewnie masz już dość, choć jestem ciekawy. Ale skoro tak wolisz... dlaczego nagle wróciłeś? — Aktor jechał wolno, wiedząc, że droga z lotniska do domu rodzinnego Kibuma nie jest długa, a chciał z nim spędzić jak najwięcej czasu i nacieszyć się jego widokiem jak najdłużej.
— Tęskniłem za Koreą — odpowiedział po prostu, jednak Jonghyun znał go na tyle dobrze, że wiedział, że to na pewno nie jest jedyny powód. Na pewno było coś jeszcze. Ciekawiło go tylko, dlaczego mężczyzna nie chce powiedzieć tego ani jemu, ani Taeminowi. — Po prostu.
— Będziesz chciał mi kiedyś podać powód? — Jonghyun wzmocnił uścisk na kierownicy, gdy poczuł na sobie spokojny wzrok projektanta ubrań. Zapadła dłuższa chwila ciszy, którą młodszy w końcu przerwał.
— Myślę, że nie będę musiał. Domyślisz się.
Jonghyun chciał zirytowany prychnąć na tajemnicze słowa czarnowłosego, ale zrezygnował, bo nie chciał go już w żaden sposób zdenerwować, czy okazać mu jakiekolwiek negatywne uczucia. Jedyny cel, jaki sobie teraz wyznaczył, to odbudować swoją relację z młodszym i sprawić, że znowu będzie mógł być przy nim i nawet może kiedyś o niego powalczyć.
Wjechali samochodem w mniejszą uliczkę, gdzie po kilku metrach zatrzymali się pod zadbanym, jednorodzinnym domem rodziny Kim. Spojrzał na Kibuma, który patrzył na budynek z radosnym błyskiem w oczach, jednak po chwili zwrócił swoje spojrzenie na Jonghyuna.
— Dziękuję, że po mnie przyjechałeś. — Uśmiechnął się i chyba chciał dodać coś jeszcze, ale spuścił wzrok i zamknął usta.
— Jeśli będziesz miał czas, chętnie się z tobą spotkam — wydusił z siebie w końcu Jonghyun, gdy Key miał już zamknąć drzwi i wziąć swój bagaż. Zerknął na niego zza swoich długich rzęs.
— To ja powinienem to powiedzieć. Jak znajdziesz czas, wiesz, gdzie mnie szukać.
Key wyciągnął swoją walizkę i przystanął z nią na chwilę, aby spojrzeć gdzieś w górę. Zaciekawiony Jonghyun uchylił szybę, aby zapytać, na co Kibum czeka, jednak chłopak go wyprzedził.
— W Seulu nie widać gwiazd — stwierdził bez emocji i nie czekając na odpowiedź, skierował się w stronę budynku.
Starszy nie odpowiedział, będąc zbitym z tropu i tylko przypatrywał się, jak Kibum otwiera drzwi od domu, aby tam od razu zostać niemalże uduszonym przez płaczącą ze szczęścia matkę. Uśmiechnął się na ten widok i odjechał z piskiem opon.
Kolejnego dnia jednak przyjechał w to samo miejsce. Otworzyła mu uśmiechnięta pani Kim, która od razu zaprosiła go do środka i wypytała, co u niego i jak jego kariera. Jeszcze tylko dodała, że w najnowszym filmie wyglądał bardzo seksownie i podała scenę co do sekundy. Czy on ma nową psychofankę?
— Kibummie śpi, ale możesz go obudzić na śniadanie, bo ja nie mam serca go ruszać. — powiedziała w końcu, a mężczyzna entuzjastycznie pokiwał głową, od razu wchodząc na piętro dużymi, starymi schodami. Wszedł powoli do pokoju przyjaciela, gdzie za młodych lat przesiadywali naprawdę często. Od razu spojrzał na łóżko, gdzie zakopany w pościeli spał ciemnowłosy. Jego twarz była blada, różowe usta były lekko rozchylone, a włosy roztrzepane miał na wszystkie strony.
Dlaczego on musi być tak cholernie piękny?
Jonghyun stanął przy nim, aby następnie delikatnie usiąść na wysokości jego tułowia. Kibum ma twardy sen, więc nie było szans, aby przez to się obudził. Dlatego właśnie Jonghyun pozwolił sobie przez kilka minut napawać się jego widokiem, aby dopiero po jakimś czasie przypomnieć sobie o śniadaniu, które już pewnie kończy robić rodzicielka młodszego. Dlatego więc wziął głęboki oddech i krzyknął tuż nad uchem Kibuma.
— Whyyysoooseeeerioooouuus?! — Key wyskoczył z łóżka jak poparzony, aby rozejrzeć się dookoła ze strachem. Wszystko w pokoju się zgadzało, poza jednym szczegółem, a mianowicie płaczącym ze śmiechu Jonghyunem na łóżku.
— Kim, czy ciebie pojebało?! — wrzasnął, rzucając w starszego pierwszą rzeczą, jaką miał pod ręką, w tym wypadku książką. Jonghyun łatwo ją złapał, nie przestając się śmiać.
— Nie mogłem się powstrzymać, wybacz. — Starł niewidzialną łzę z oka i uśmiechnął się szeroko. —Masz twardy sen.
— Masz twardy mózg, debilu — warknął zdenerwowany, ale w końcu tylko westchnął i przewrócił oczami. W międzyczasie chwycił dłuższe, dresowe spodnie, które na siebie włożył, bo nie uśmiechało mu się paradować przed Jonghyunem w bokserkach. — Co ty tu właściwie robisz?
— Przyszedłem odwiedzić przyjaciela i zaprosić go na obiad — odpowiedział spokojnie Jonghyun, przełykając ślinę na widok przebierającego się Kibuma.
— Przyjaciela? Aha... no dobrze.
***
***
Pół roku temu Jonghyun w życiu nie pomyślałby, że odbudowanie sobie relacji z Kibumem będzie takie proste. A było, dlatego, że młodszy nie protestował ani razu, gdy Jjong proponował spotkanie, a robił to naprawdę często, nie mogąc się nacieszyć bliskością przyjaciela. W skrócie ich relacja na nowo zakwitła i była niemalże taka sama, jak jeszcze kilka lat temu.
— O czym myślisz? — zapytał Kibum, kopiąc jakiś przypadkowy kamyk na ścieżce. Spojrzał na niższego swoimi kocimi oczami, a na jego policzkach pojawiły się te urocze dołeczki.
Byli właśnie na spacerze w ich ulubionym parku, który teraz rozkwitał w najlepsze, ciesząc się z ciepłych promieni słońca. Wiosna nadchodziła dużymi krokami, pokrywając trawy cudowną zielenią, drzewa białymi lub różowymi pąkami, a twarze ludzi uśmiechem. Obydwaj Kimowie byli w cienkich bluzach, nie czując potrzeby zakładania czegoś grubszego. Wracali właśnie ze spotkania z przyjaciółmi, którzy umęczyli ich dostatecznie swoim wigorem, więc jedyne, o czym w tej chwili marzyli, to gdzieś usiąść, bo na razie nie chcieli jeszcze się rozdzielać i wracać do domu.
— Myślę o tym, że cieszę się, że ciebie mam. Tak po prostu — odpowiedział, uśmiechając się pod nosem. — Wzięło mnie na wyznania, co?
— Szkoda, że nie wszystko umiesz wyznawać wprost — zaśmiał się Kibum, a jego towarzysz spojrzał na niego zdziwiony, marszcząc brwi. — No co? Jak ty nigdy nie myślisz, Jjongie...
Wkroczyli w końcu na alejkę, do której odruchowo obydwaj się kierowali. Przystanęli, gdy ujrzeli rozłożyste drzewo wiśniowe, którego gałęzie okrywały starą ławeczkę, właściwie niewidoczną zza jasnoróżowych kwiatów. Jonghyun poczuł ucisk w podbrzuszu na myśl, jak bardzo spieprzył tu sprawę niemalże trzy lata temu i jak bardzo ta decyzja na niego wpłynęła. Ku jego zaskoczeniu Kibum bez wahania pochylił się, aby pokonać grube gałęzie, odgradzające go od siedzenia. Jonghyun zdecydował się zrobić to samo, co on, jednak gdy tylko się znalazł w cieniu gałęzi, sam na sam ze swoją miłością, miał wrażenie, że wszystkie uczucia, które w sobie krył, były widoczne jak na dłoni, a w tym wypadku w jego zagubionych oczach. Key skinął na niego i dłonią zachęcił, aby ten koło niego usiadł.
— Byłem tu przed ostatnim wyjazdem. — odezwał się młodszy po chwili ciszy. — Jestem pewien, że ty też.
— Skąd to wiesz? — Jonghyun spojrzał na niego czujnie, zaciskając dłoń ze stresu na materialne spodni.
— W sumie to nieistotne... ale wyjaśnij mi to w końcu po prostu. Dlaczego przyszedłeś tu, aby mnie wspominać, zamiast się ze mną spotkać? Zadzwonić? Napisać? — Key spojrzał na niego zza lekko zaszklonych oczu, z których po kolei pociekły łzy. — Odebrać? Czekałem na jakikolwiek twój znak tyle czasu i... nie rozumiem cię, a nie chcę udawać, że nic się nie stało, bo stało się i to dużo, Jonghyun. — Przerwał, mając nadzieję, że może jego przyjaciel w końcu zabierze głos, jednak ten nawet na niego nie patrzył i tylko spoglądał na swoje dłonie. — Myślałem, że byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Chciałem wyjechać, to był mój wybór. Pocałowałeś mnie, aby następnie przez kilka lat mieć mnie w dupie. O co ci właściwie chodziło? Chcę, żebyś mi to w końcu wyjaśnił, bo tylko mieszasz mi w głowie, a ja... chcę wiedzieć, czy pocałowałeś mnie z kaprysu, czy mając nadzieję, że może jednak nie wyjadę, czy... sam nie wiem. I chcę wiedzieć, czy mój wyjazd był tak ważnym powodem, dla którego przestałem dla ciebie istnieć, a wróciłem do żywych, gdy postawiłem swoją stopę z powrotem w Korei. To nie jest w porządku w stosunku do mnie, wiesz? Ja potrzebuję kogoś takiego jak ty cały czas, a nie gdy tylko jestem pod ręką i jest ci wygodnie. — Już dawno przestał panować nad łzami i drżącym głosem, którego opanowanie nawet dla tak doświadczonego wokalisty jak on było trudne. — Bliscy są po to, aby byli zawsze! Nawet jeśli nie fizycznie, to psychicznie... a ty...
— Kocham cię. — To był jeden z tych nielicznych razy, kiedy Jonghyun zdecydował się mówić coś wprost i nie baczyć na konsekwencje, które mogą go spotkać. Wiedział, że ładuje się w bagno po kolana, i że już z tego bagna nie wybrnie, ale jeżeli Kibum oczekuje od niego szczerej odpowiedzi, taką właśnie zamierza mu dać. — I nie mogłem wytrzymać, gdy cię nie było. To banalnie proste. Chciałem o tobie zapomnieć, nie wyszło, bywa.
— Jesteś idiotą. — odpowiedział od razu Kibum, mierząc go niedowierzającym wzrokiem. — Czy ty myślałeś, że jeśli zrobisz jak w twojej ulubionej dramie, to się odkochasz? Naprawdę?
Jonghyun wzruszył ramionami i westchnął. Spojrzał na młodszego pytająco.
— Nie skomentujesz tego, że właśnie znowu wyznałem ci miłość?
— Znowu? Mówisz, że mnie kochasz pierwszy raz. — Key założył rękę na rękę i prychnął. Po jego łzach już nie było śladu, ale widać było, jak bardzo ma napuchnięte oczy. — Nigdy mi tego nie powiedziałeś! No chyba, że twój brak zainteresowania można nazwać wyznaniem, ale to chyba tak nie funkcjonuje w naszym świecie, wiesz?
— No przecież cię pocałowałem! — Teraz to Jonghyun się oburzył, wraz z Kimem niszcząc romantyczną atmosferę, która tu panowała, gdy tu usiedli. — Co w tym jest niejasnego?! Mam to sobie wytatuować na czole?!
— Przyssałeś się do mnie i kazałeś mi odpowiedzieć, to jest wyznanie?! Czy w tych twoich dramach nie uczą, jak się mówi komuś, że się go kocha?!
— To było niewerbalne wyznanie! Dziecko by je zrozumiało!
— Mówisz, że jestem głupszy niż dziecko?!
— Dobrze, następnym razem przykleję sobie kartkę do czoła, gdy będę chciał cię pocałować, to zrozumiesz!
— Dobra!
— Okey! — Zakończył Jonghyun, ale po chwili przechylił głowę na bok, uświadamiając sobie, co właściwie Kibum przed chwilą powiedział. — Czyli... będziesz chciał, abym cię pocałował?
Kibum nie odpowiedział, tylko powoli przysunął się do jasnowłosego, aby złączyć swoje usta z tymi jego. Jonghyun przez chwilę nie reagował, zaskoczony odpowiedzią ukochanego. Obserwował przez chwilę zamknięte oczy chłopaka, aby doszukać się w nich kpiny, czy po prostu rozbawienia. Nie zobaczył jednak ani tego, ani tego, więc powoli odwzajemnił pocałunek, sunąc swoimi wargami po słodkich usteczkach Kibuma, o których ponownym dotknięciu długo marzył. Czy to sen? Czy jego wieloletnia, niespełniona miłość właśnie go całuje? Tak po prostu?
Polizał dolną wargę Kibuma nieśmiało prosząc o pozwolenie, aby posunąć się o krok dalej. Key z wahaniem rozchylił wargi, aby móc dołączyć do ich pieszczoty jeszcze języki, które coraz zachłanniej ocierały się o siebie, jakby chciały już na samym początku poznać jak najintensywniej swój dotyk.
Gdy w końcu odsunęli się od siebie, ciężko oddychali i przez dłuższy okres czasu nie patrzyli na siebie, będąc, nie wiedzieć czemu, onieśmielonymi tym, co właśnie zrobili.
— Tak więc... — zaczął w końcu starszy, zerkając na rumianą twarz Bummiego, który chyba dochodził do siebie po tym, co sam zainicjował.
— Mam nadzieję, że skoro wykłócałeś się, że niewerbalne wyznania są w porządku to... zrozumiałeś, co ci powiedziałem. — Key spojrzał na niego swoimi tajemniczymi oczami, które teraz lśniły z emocji.
— Czyli ty... że ja i... ty... my...?
— Widzę nauka koreańskiego nie poszła w las. Cieszę się, że umiesz złożyć składne zdanie. — prychnął Kibum, na co Jonghyun oblał się purpurą.
— Czemu ty zawsze musisz niszczyć romantyczne chwile?! Nawet nie wiem, dlaczego cię lubię, Divo.
— Kochasz mnie.
Jonghyun przewrócił oczami, nie mogąc temu zaprzeczyć. Mimo wszystko w jego wnętrzu właśnie odbywała się parada, bo ten nie mógł i tak uwierzyć, że tak po prostu dziś Kim Kibum, jego wieloletni obiekt westchnień i człowiek winny jego dwuletniej depresji, właśnie teraz siedzi obok niego, tuż po pocałunku, czyli wyznaniu miłości. To był oficjalnie najpiękniejszy dzień w jego życiu. Czy Kibum w ogóle zdawał sobie aktualnie sprawę z tego, jak na niego wpływa? I czy jest szansa, aby Jonghyun wpływał na niego dokładnie tak samo?
— Czyli widzisz, niepotrzebnie wyjeżdżałeś. Mogło być między nami wszystko ok, gdybyś tylko nie wyjechał i—
— Nie uważam tak — Key wszedł mu w słowo i pogłaskał go lekko po policzku swoją ciepłą dłonią. — Czasami nawet... smutne rzeczy są potrzebne, wiesz? Prawda jest taka, że gdybym nigdy nie wyjechał i nie był tak długo z dala od ciebie, najprawdopodobniej nie uświadomiłbym sobie, jak bardzo jestem nieszczęśliwy, gdy nie ma cię przy mnie. Naprawdę tęskniłem i za rodzicami, i za Minho, Minnim, Jinkim i znajomymi... jednak gdy myślałem o tobie, to było coś innego. Naprawdę sądzę, że gdyby nie mój wyjazd, dalej tkwiłbyś w friendzone, smutny przegrywie, a ja dalej myślałbym, że czuję do ciebie to samo, co do innych bliskich mi ludzi. Rozumiesz mnie?
Powoli pokiwał głową na zadane pytanie, ale i tak zmarszczył brwi.
— Czyli uważasz, że twój wyjazd był w porządku? To, że nie gadaliśmy ze sobą tak długo też?
— Tak, myślę, że tak. Czasami naprawdę złe rzeczy dzieją się po to, aby mogło się stać coś dobrego. Przynajmniej tak wierzę.
Starszy wzruszył lekko ramionami, ale w duchu przemyślał słowa swojego partnera i zgodził się z nimi. Następnie nie mogąc się powstrzymać, ponownie złączył ich usta ze sobą, chcąc poczuć uczucia Kibuma w ten sposób raz jeszcze. Key zaśmiał się lekko, ale wplótł palce we włosy ukochanego, ciesząc się tym, że w ogóle odważył się w końcu poruszyć temat, który nie dawał mu spać już od długiego czasu. Czasami jednak warto zaryzykować, zwłaszcza, że można stworzyć tym samym coś pięknego. Coś, co da się przeżyć tylko raz. Miłość, która powoli kiełkowała w jego sercu od kilku lat i w końcu wyszła spod ziemi wraz z pięknym, czerwonym kwiatem, który może albo być pięknym już na zawsze, albo uschnąć pod wpływem słońca, jeśli nie będzie się go regularnie podlewać. Kibum był jednak pewien, że dłonie Jonghyuna, który pragnął ujrzeć ten kwiat już od dawna, na pewno o nim nie zapomną i z czułością będą głaskać płatki, podlewać korzeń i od czasu do czasu kaleczyć się o kolec róży, bo nie ma rzeczy idealnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz