niedziela, 15 stycznia 2017

5. Dzień 197

— I tak właśnie wszystko poszło się jebać... — Kai niemalże płakał w rękaw białej koszuli Sehuna, która była częścią ich szkolnego mundurka. — On się pewnie już do mnie nie odezwie... Co ja mam teraz zrobić ze swoim życiem? Po co mam oddychać?
— Ej, przestań mi obsmarkiwać ciuchy! — Zganił go głośno Oh, jedząc lunch w szkolnej stołówce pełnej irytująco głośnych uczniów. Jednym z nich był oczywiście załamany Kim. — Ludzie się na ciebie gapią.
— Nieważne! — Kai uniósł głowę i krzyknął głośno, patrząc na przyjaciela zza zaszklonych oczu. — Sehunnie, co z moim małżeństwem? Miało być tak pięknie. Miał być ślub i wesele też.
— Mówiłem, ogarnij swoje smarki. — Czarnowłosy szarpnął nim na tyle mocno, że ten w końcu nie leżał uwalony na jego ramieniu. Zmarszczył brwi i starał się zastanowić, jak właściwie mógłby pomóc przyjacielowi. — No weź się nie maż, to żałosne, Kai. Zachowujesz się jak baba albo Baekhyun. Nie wiem, co gorsze.
Starszy ignorował jego słowa, nie zwracając nawet uwagi na jego ostatnie stwierdzenie. Chlipiąc i uderzając mocno głową w stolik, wyobrażał sobie w głowie wszystkie najgorsze scenariusze swoich pięćdziesięciu kolejnych lat życia. Umrze samotnie gdzieś w górach, z daleka od domu, wrednego kota i krzyczącej z rana matki. Pewnie w tych górach zjedzą go kozy czy inne niedźwiedzie. Teraz nawet nie stanowiło to dla niego większej różnicy.
— Mogłem nie pytać... mogłem nie pytać... mogłem go nie pytać... —Blondyn  powtarzał to jak mantrę przez kolejne kilka minut, powielając uderzenia, aż jego czoło zrobiło się czerwone.
— Nie zabijaj się jeszcze, co? — mruknął Sehun, nadal skupiając swoje szare komórki. Położył na blat swój sweter, aby przyjaciel uderzał jednak o coś miększego. Niech zna łaskę pana. Raz na rok może być dla niego miły.
Uniósł wzrok przed siebie, aby móc zebrać myśli, ale napotkał iskrzące, czekoladowe oczy, patrzące wprost na niego z drugiego końca stołówki. Zaskoczony posłał blondynkowi chyba zbyt szeroki uśmiech, bo ten spłoszony ruszył w stronę drzwi i wybiegł z pomieszczenia. Sehun walnął się z otwartej dłoni w czoło, załamany tym, że jego naturalny urok osobisty i opracowana przez lata sztuka uwodzenia chyba przestała kompletnie działać, bo gdy tylko widzi Luhana, jedyne, na co umie się zdobyć, to ten zestresowany śmiech, który tylko go odstrasza. Czy on naprawdę wygląda tak źle?
— I czego się śmiejesz z mojego nieszczęścia? — zachlipał Kai, kładąc zmęczony głowę na swetrze. — Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! Nigdy cię nie lubiłem. Możesz pomarzyć o prezencie na urodziny.
— Jezu, zamknij ryj, to nie z ciebie. W sensie nie do ciebie. Nieważne. Poza tym, nigdy nie dajesz mi prezentów. — burknął ciemnowłosy, wzdychając cichutko. Dlaczego ze wszystkich osób w szkole, on nie mógł mieć dla siebie akurat Luhana?
— Hej, moje kochane, słodkie gołąbeczki! — krzyknął wesoło Baekhyun, dosiadając się wraz z Chanyeolem naprzeciwko nich. Postawił przed przyjaciółmi po kubku mlecznej herbaty, na co Sehun się uśmiechnął i od razu ją wypił, a Kai wyjątkowo zignorował miły gest niższego. Baekhyun często kupował im herbatę w drodze do szkoły, gdy miał lekcje na późniejszą godzinę, tak jak dzisiaj, a Jongin często zastanawiał się, dlaczego ten właściwie to robi, skoro nawet nie chce od nich za to zwrotu pieniędzy. Posiadanie przyjaciela, który ma bogatych rodziców, wpatrzonych w jedynego synka ma jakieś plusy.
— Hej — odpowiedzieli obaj, z czego blondyn zdecydowanie zrezygnowanym głosem.
— Stało się coś? — zapytał Chanyeol, od razu zabierając się za swój wielki lunch. Ciekawe jaką pojemność ma jego żołądek, ale ilość zjedzonego pokarmu zdecydowanie przekładała się na jego wzrost.
— O nie... bez jaj... czyżby to nie był on, Kai? — zapytał przerażony Baekhyun. — Ktoś mi powiedział, że tak... przepraszam! — Zaczął się jąkać i schylił głowę w poczuciu winy.
— Jezu, nie, luz. To on. Nie rycz, co? — powiedział Sehun, opierając głowę na ręce. Jego twarz przedstawiała aktualnie jedno wielkie znużenie i irytację. — Wystarczy jeden w depresji.
— A, to dobrze! — Uśmiechnął się zwycięsko Baekhyun, od razu odzyskując dobry humor. — Bo zawsze mam rację. W sensie najczęściej. Opłaca się mieć znajomości w tej wychuchanej szkole dla lamerskich bogaczy, no nie? Jednak jestem najlepszy. Nie żebym o tym wcześniej nie wiedział, ale rozumiecie, fajnie jest mieć jakieś zapewnienie.
Sehun właśnie w tej chwili ignorował to, co właściwie mówi najniższy z nich. Zastawiał się, jakim cudem można mieć tak odmienne humorki jak właśnie Byun. Był dosłownie i bez przesady, jak kobieta podczas okresu. Byun w ogóle przypominał kobietę. Był delikatnej postury, jego twarz wydawała się być dość dziecięca, a jego aegyo biło urok każdej dziewczyny, którą znał. W dodatku nie dość, że codziennie, odkąd go zna, przynajmniej godzinę spędza rano przed lustrem, to jeszcze ma humorki jak baba. Oj, Chanyeol, to sobie dziewczynę wybrałeś. Znaczy się chłopaka. Jasne.
Dopóki nie zobaczy go bez gaci, to nie uwierzy.
Ogółem jednak myślał, że chanbaek - bo tak ich genialnie z Jonginem nazwali jeszcze w pierwszej klasie, czyli rok temu, dobrał się idealnie. Chanyeol był raczej ugodową osobą i pozwalał Baekhyunowi na wiele w tym związku, jednak gdy przyszło co do czego i on umiał się postawić tej pewnej siebie księżniczce. No chyba, że wyciągała swoją tajną broń - płacz. Wtedy Chanyeol i jego miękkie serce byli zdecydowanie na przegranej pozycji. Chan powinien zacząć wyciągać wnioski z ich częstych kłótni i wiedzieć, że nigdy ich nie wygra. Mimo ciągłych sprzeczek ich związek był jednak bardzo udany, być może też dla tego, że mieli podobne poczucie humoru i pasję, którą była muzyka.
— Wiszę ci nutellę... — załkał Kai, nie wyciągając twarzy z bluzy leżącej na stoliku. — I ciasto...
— Nutellę? — wykrzyknął rozpromieniony kasztanowowłosy wizją ulubionej słodyczy.
— Kai, do cholery, mówiłem, żebyś nie kupował mu słodyczy. — Chanyeol zaprzestał jedzenia i spojrzał ostro na kolegę pogrążonego w melancholii.
— Myślisz, że będę gruby?! Co?! — krzyknął Baekhyun i wstał. Jego oczy momentalnie zaszły łzami. Sehun musi kiedyś go zapytać, jak nauczył się płakać na zawołanie. — Gruby nie będę ci się już podobać?
Kai westchnął, gdy jego przypuszczenia z poprzedniego poranka, odnośnie tego, jak zareaguje Chanyeol, się sprawdziły co do joty.
— Nie, nawet gdy będziesz wyglądać jak beczka, będę cię kochać... — Chanyeol zaczął go szybko uspokajać.
No właśnie. Jacy oni są przewidywalni. Zaraz i tak się pogodzą, a Kai doskonale wiedział, że Chanyeolowi chodziło tylko o to, że Baekhyun nie ma umiaru, jeśli w grę wchodzą słodycze, a potem wyższy, białowłosy chłopak musi się nim zajmować, bo temu zbierało się na wymioty.
— Też chciałbym móc dbać o rzygającego Kyungsoo... — mruknął do siebie Kai, jednak jego przyjaciele usłyszeli to i spojrzeli na niego dziwnie, zaprzestając od razu rozmów. Dlaczego się jeszcze do tego nie przyzwyczaili?
— Powiedzmy, że tak... — Baek uniósł brew w górę i spojrzał na blondyna ciekawskim wzrokiem. — W ogóle, to co się w końcu stało?
Kai zaczął bełtać i składać jakieś niewyraźne zdania, ale w końcu wyręczył go Sehun, który wyjaśnił parze całą sytuację, aby zrozumieli, co miało miejsce wczoraj wieczorem.
— I tylko o to chodzi? — zapytał znudzony białowłosy olbrzym.
— Tylko?! — krzyknął Kai na całe pomieszczenie, wzbudzając tym samym ciekawość reszty uczniów, siedzących przy niewielkich, okrągłych stolikach. — Mój związek się psuje, zanim w ogóle jeszcze powstał, a ty mi mówisz, że tylko o to mi chodzi?! Sehun, trzymaj moje krzesło, bo nie wytrzymam!
— Luz, ziom. Chodzi tylko o to, że zamiast tu ryczeć i użalać się nad sobą, możesz po prostu tam iść i wjebać tym, co go gnębią. — Wybuch przyjaciela nie zrobił na Chanyeolu najmniejszego wrażenia i ten nadal spokojnie jadł swój ryż, który jeszcze dołożył mu Baekhyun ze swojej porcji.
Przy ich stoliku zapadła cisza, a Kai stanął jak wryty.
— Genialne — powiedział, patrząc na Parka jak na bóstwo. — Chanyeollie, kocham cię. No, kurwa. Kocham.
— Uważaj Jongin... — krzyknął Baekhyun, marszcząc brwi i wtulając się w ramię swojego chłopaka. — On jest mój, pedale!
Kai już nie słuchał, tylko usiadł i intensywnie zaczął myśleć, jaki rozpierdol zamierza urządzić jutro w szkole swojego ukochanego.
Oj, będzie się działo. On tego dopilnuje, jako że jest pewny swoich umiejętności walki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz