-Dobra, zaczynam się denerwować -powiedział Kai siedząc w samochodzie. Stukał nerwowo palcem w podłokietnik.
Sehun kierujący samochodem spojrzał na niego zdziwiony.
-Skoro wiesz, że to na pewno nie twoje dziecko, to czym się martwisz?
-To normalne, że się
martwisz, nawet jak jesteś niewinny. To ludzkie, wiesz? W ogóle nawet
wymyśliłem imię dla dzieciaka, chcesz wiedzieć?
-Raczej nie, ale wal.
-Bidulgi.
-Gołąb? Serio? Nie
możesz tak nazwać dziecka, idioto. Poza tym, gdyby Luhan cię teraz
usłyszał, wydrapałby ci oczy za niszczenie dziecku życia takim imieniem.
Zresztą, nawet nie można chyba w Korei nazwać tak kogokolwiek. To nie
Ameryka, imbecylu.
-Nie wiem, mi tam się podoba -Wzruszył ramionami i pozostał cicho aż do dojechania do celu.
-Gotowy?
-Ni chuja, ale chodź
-Jak powiedział, tak też zrobili i wkroczyli do szpitala pseudo
dziarskim krokiem. Znaczy Kai takim wszedł. Sehun szedł kilka kroków za
nim, udając, że go nie zna.
Powiedzieli, jaki mają cel wizyty i poczekali w poczekalni na magiczną kopertę, która miała wskazać Kaia być albo nie być.
W końcu podeszła do nich
kobieta w białym uniformie i podała brązową kopertę. Odeszła wymahując
tyłkiem na prawo i lewo, ale nawet nie zwrócili na nią uwagi.
-Otwórz ją, ja nie mogę -Kai wręczył przyjacielowi kopertę i schował twarz w dłoniach. -No pospiesz się.
Sehun wykonał prośbę i przeleciał pobieżnie po malutkim druku wzrokiem i spojrzał na schowanego za dłońmi Jongina.
-Z tego, co zrozumiałem...
Wdech, wydech.
-Wynika z tego, że...
Wdech, wydech do cholery.
-Wynik...
Kurna, jak się oddycha?
-Jest...
Co to jest oddychanie?
-Negatywny.
-Co? -Podniósł szybko głowę i spojrzał dużymi oczami na czarnowłosego. Ten poklepał go po ramieniu.
-Nie jesteś ojcem. -Uśmiechnął się i wstał. -Podwieźć cię do domu?
-Jeszcze pytasz?
-Uradowany wybiegł z budynku trzymając kopertę w dłoni. Wrzeszczał
jeszcze biegnąc tylko jakieś niezrozumiałe dla wszystkich słowa. Szybko
dojechali na miejsce w akompaniamencie monologu Kaia na temat tego, jak
zamierza się zająć Kyungsoo.
Nie wysiadł, a dosłownie
wyleciał z samochodu i nie odwracając się, tylko pomachał przyjacielowi
na pożegnanie. Wpisał kod i wszedł do budynku, zdyszany wbiegając na
odpowiednie piętro. Zapukał nerwowo w drzwi i łapiąc oddech czekał, aż
D.O mu otworzy. Gdy zobaczył przed sobą twarz niskiego bruneta,
uśmiechnął się jak idiota i przystawił mu przed twarz wydruk.
Kyungsoo chwycił go w dłonie i spokojnie przeczytał.
-Skąd mam wiedzieć, że gdzieś go nie sfałszowałeś? -zapytał chłodno, lustrując twarz wyższego.
-Możesz zapytać Sehuna, Baeka, ludzi z instytutu. Poza tym, nie ufasz mi aż tak?
Kyungsoo pokręcił głową i rozpłakał się, biorąc swojego męża w objęcia. Stali tak chwilę, aż D.O się nie uspokoił.
-Nie wiem, co bym zrobił, gdyby to była prawda, Kai -szepnął puszczając go w końcu i wpuszczając do ich wspólnego mieszkania.
-Ja też nie
-odpowiedział ten od razu łącząc ich usta, gdy zamknęli za sobą drzwi.
Przyparł D.O do ściany i od razu wepchnął dłoń pod koszulkę niższego.
Drugą dłonią głaskał go po policzku i przyciskał jego usta jeszcze
mocniej do swoich. Kyu nie pozostawał bierny, tylko włożył swoją nogę
pomiędzy te jonginowe i zaczął poruszać kolanem przy jego kroczu.
Ich oddechy mieszały się ze sobą, podobnie jak ich jęki i sapanie.
Jongin chwycił Kyungsoo tak, aby ten mógł zapleść się nogami na jego talii i przeniósł go do sypialni. Położył go na łóżku i zdjął z D.O koszulkę, obsypując jego klatkę piersiową i brzuch pocałunkami i zdobiąc je szlakiem czerwonych punkcików, które kontrastowały z jego mleczną skórą. Już po chwili znaleźli się bez spodni, a Jongin chwycił małą tubkę leżącą jak zawsze na szafce nocnej. Spojrzał z zadziornym uśmieszkiem na rozpalony wzrok ukochanego i wylał przezroczysty żel na swoje palce, które po kolei zaczął wkładać w Kyu. Był już do tego na tyle przyzwyczajony, że rozciąganie nie trwało wcale długo i już po chwili Jongin mógł cieszyć się ciasnotą swojej sówki, którą tak kochał. Pchnął pierwszy raz powoli, ale widząc zniecierpliwiony wzrok faceta leżącego pod nim, od razu przyspieszył ruchy wsłuchując się w głośne jęki kochanka. W międzyczasie podgryzali swoje wargi, lub czule je muskali.
Ich oddechy mieszały się ze sobą, podobnie jak ich jęki i sapanie.
Jongin chwycił Kyungsoo tak, aby ten mógł zapleść się nogami na jego talii i przeniósł go do sypialni. Położył go na łóżku i zdjął z D.O koszulkę, obsypując jego klatkę piersiową i brzuch pocałunkami i zdobiąc je szlakiem czerwonych punkcików, które kontrastowały z jego mleczną skórą. Już po chwili znaleźli się bez spodni, a Jongin chwycił małą tubkę leżącą jak zawsze na szafce nocnej. Spojrzał z zadziornym uśmieszkiem na rozpalony wzrok ukochanego i wylał przezroczysty żel na swoje palce, które po kolei zaczął wkładać w Kyu. Był już do tego na tyle przyzwyczajony, że rozciąganie nie trwało wcale długo i już po chwili Jongin mógł cieszyć się ciasnotą swojej sówki, którą tak kochał. Pchnął pierwszy raz powoli, ale widząc zniecierpliwiony wzrok faceta leżącego pod nim, od razu przyspieszył ruchy wsłuchując się w głośne jęki kochanka. W międzyczasie podgryzali swoje wargi, lub czule je muskali.
Po skończonym stosunku
szczęśliwi udali się pod prysznic, gdzie Kai niewinnie zaproponował
powtórkę z rozrywki, na co niepodobnie do siebie D.O się zgodził, czego
jutro rano pewnie będzie żałować przez bolące partie ciała. Stwierdził
jednak, że i Kaiowi i jemu się należy trochę przyjemności po tych kilku
dość nerwowych i smutnych dniach. Poza tym, naprawdę tęsknił za dotykiem
tego wiecznie napalonego blondyna i schlebiało mu, że i Jonginowi
brakowało tego niezbyt umięśnionego, kluskowatego ciała.
-Co będzie teraz z
dzieckiem? -zapytał Kyungsoo, gdy już leżeli wtuleni w siebie na kanapie
i oglądali telewizję. -Nie chcę go oddać do domu dziecka...
-Wolisz się nim zajmować? -zapytał zdziwiony Jongin.
-Tego nie powiedziałem.
Po prostu... jest mi go szkoda. Matka go porzuciła, a my nie wiemy nawet
kim jest. Ja po prostu nie chcę, aby miało źle już na starcie. Jest
niewinne...
Jongin westchnął i zaczął głaskać D.O po głowie myśląc nad czymś.
-Postaram się ją znaleźć. Na razie niech będzie u hunhanów. Luhanowi się chyba to podoba, więc raczej nie będzie marudzić.
-Skoro tak mówisz...
-Zresztą, nie mówiłem ci jeszcze, chyba będę miał w końcu pracę -Spojrzał na swojego faceta dumnie, czekając na pochwałę.
-Naprawdę?! Kai! Jestem
taki dumny! -Rzucił mu się na szyję nawet nie wnikając, o jaką pracę
może mu chodzić. -Zasługujesz na nagrodę...- Położył się na nim i
pocałował go w usta, a Kai od razu domyślił się do czego ten zmierza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz