niedziela, 15 stycznia 2017

14. Dzień 209

Kyungsoo obserwował już od trzech dni Jongina, który pałętał się po szkole, mimo że nawet nie był jej uczniem. W dodatku zazwyczaj, jak Dyo go widział i chciał zagadać, nie zdążył nawet powiedzieć jednego słowa, bo ten będąc niesamowicie skupionym, nawet go nie zauważał.
Dobra, bardzo normalnie.
Nie, jednak nie.
Ten chłopak zdaniem Dyo był naprawdę dziwny.
Dlaczego? Ponieważ:
a. Wyznał mu na czacie miłość
b. Był nieznajomym i poznali się raptem kilka dni temu
c. Wbił jakiś czas temu do szkoły i wgniótł jego wrogów w ziemię
d. Jest za przystojny (bardzo nawet)
e. Teraz łazi po jego szkole z niewiadomych powodów i trzyma się bardzo blisko kolesi, których sam niedawno pokonał.
Właściwie to był z nimi za każdym razem, jak Kyungsoo akurat go widział. Dyo starał się zazwyczaj nie chodzić dużo po szkole, aby uniknąć Namjoona i jego grupki, ale od kilku dni, nawet gdy tamci go widzieli, nie zaczepiali, ani nawet nie krzyczeli nic w jego kierunku. Kai faktycznie tak, jak napisał na czacie, wszystko naprawił, a wręcz zmienił całkowicie. Czyżby Kyu miał teraz spokój na zawsze? Mogłoby być faktycznie tak pięknie?
👬❤👬
Kai szedł pustym korytarzem z powodu trwających jeszcze lekcji. Jego poziom wkurwienia dziś sięgał już daleko poza jego niewidzialną skalę i z trudem panował nad swoim gniewem. Od rzucenia wszystkiego w cholerę powstrzymywała go tylko myśl o Kyungsoo i o tym, że na pewno jest teraz bezpieczny i szczęśliwy.
I to dzięki komu? Tak, jego cudownej osobie! Dzięki genialnemu Kim Jonginowi! I trochę Sehunowi, który to wymyślił, ale i tak kiedyś za to zapłaci, bo Kai chyba nigdy tak zirytowany nie był.
Stanął przed szafką w szatni, do której cały czas szedł. Wpisał kod, który ówcześnie podał mu Namjoon i zaczął po kolei wszystko z niej wyciągać. Skrzywił się, dotykając każdego przedmiotu jakby miały na sobie co najmniej napisane 'dotkniesz = HIV, frajerze'. Chwycił mokrą ścierę i zaczął myć wnętrze tego burdelu, chcąc doprowadzić to do porządku, mimo że najchętniej zrzygał by się tu i jeszcze przydeptał, dodając na sam koniec słodki liścik, dziękujący za miłą współpracę przez te trzy dni.
Do tej pory nie wierzył, że z powodu jednej osoby byłby w stanie znieść tak wiele. Zgodził się być frajerem na posyłki, osobistą sprzątaczką i może jeszcze podpórką na nogi, byleby się odwalili od Kyu.
Jak bardzo ma ochotę rzucić to wszystko w cholerę i po prostu wyjechać z Kyungsoo gdzieś w Bieszczady (to chyba gdzieś w Europie, albo coś), gdzie Kyu miałby spokój i ciszę, a żywiliby się swoją miłością i rodzinnym ciepłem.
Wziął kilka głębokich wdechów i ponownie zebrał się w sobie. Nie był jakimś cieniasem, aby się teraz poddać, o nie.
Będzie cieniasem dopiero, gdy jego mama dowie się o nieobecnościach w szkole w tym tygodniu.
Sprzątnął, to co miał i zamknął drzwiczki z głośnym hukiem, niemal je wyginając.
Skończył idealnie wraz z dzwonkiem na długą przerwę, więc czym prędzej, ignorując otoczenie, pognał do wszechstronnej stołówki. Podszedł do stolika, gdzie zawsze siadała samozwańcza szkolna elita i stanął naprzeciwko Namjoona.
— Sprzątnięta — powiedział z kamienną twarzą, jakby było mu to całkowicie obojętne. W środku za to wręcz gotował się ze złości.
— Idź po jedzenie — zakomunikował krótko Namjoon, patrząc na niego jak na robaka.
Kai uśmiechnął się sztucznie, w głębi duszy ciskając w osiłka wszystkim, czym się da, a najlepiej stołem. Odszedł spokojnym krokiem, aby stanąć w kolejce po lunch.
Chwycił tackę z jedzeniem i spojrzał na ogromną porcję. Co za świnia, nawet on tyle nie je. A Kai je naprawdę dużo, w końcu po coś ma ten szybki metabolizm, prawda?
Spojrzał ostatni raz na parujące jedzenie, czując burczenie w brzuchu i podszedł z nim do starszego. Postawił mu je przed twarzą z chamskim uśmiechem.
— Życzę smacznego — powiedział milutko, starając się, aby jego głos cudownie ociekał sarkazmem. Chciał następnie usiąść na miejscu obok, ponieważ nie uśmiechało mu się stać całe 20 minut bez sensu.
— Wstań. Nie będziesz siedzieć, nie jesteś dziś zbyt miły — powiedział ciemnowłosy, uśmiechając się z wyższością.
Kai nie mógł zaprotestować, więc wstał i spiorunował wzrokiem swojego wroga numer jeden. W duchu pomyślał o Kyungsoo, aby nie rozsmarować gorącego jedzenia na twarzy nastolatka.
— Zniszczę cię — powiedział cicho pod nosem, wykorzystując hałas dookoła.
— Co mówisz? — Namjoon spojrzał na niego z lekko otwartą buzią, w której widać było przeżute jedzenie.
— Zaślinię się. — Uśmiechnął się ponownie milutko Jongin. — Smacznego.
Namjoon nie skomentował tego, tylko powrócił do jedzenia.
— Udław się — powiedział cichutko Kai, patrząc na każdą małą porcję, jaką wpychał w siebie chłopak.
— Co ty tam do siebie znowu gadasz?
— Nie ubrudź się — powiedział blondyn, udając troskę.
Czarnowłosy ponownie zignorował jego odpowiedź i powrócił do jedzenia. Reszta jego towarzystwa obżerała się podobnie jak on. W międzyczasie rozmawiali o tym, kogo przelecieli w tym tygodniu i komu dziś po lekcjach przyjebać, a także komu co rodzice ostatnio kupili. Ambitnie.
— E, ty. Zastanawia mnie...
Wooow, udaje, że myśli.
— ...dlaczego tak właściwie robisz to dla tego małego wypierdka, co? — zapytał jeden z chłopaków, siedzących przy stole, którego imienia nie chciało się Kimowi nawet zapamiętywać.
— Nie powinno was to obchodzić. — Uciął krótko Kai.
— Ten mały jest jakiś gruby i wygląda jak żółw — prychnął kolejny.
— A ty masz mordę jak koń — odpyskował Kai, ale zagłuszył go hałas.
— Mów głośniej, nie słychać cię.
— Jesz dużo jak słoń. — Wywrócił oczami, będąc już zmęczonym wymyślaniem głupich rymowanek. — I się nie wyrobisz, bo zaraz dzwonek.
— Upss...! — Namjoon przysunął dłoń do ust, po tym, jak nagle 'niechcący' zrzucił tacę z jedzeniem na podłogę. — Kai, zbierz to. — Oczy wszystkich osób w pomieszczeniu skupiły się na nim.
— Słucham? — warknął, zaciskając pięści. — Nie wkurwiaj mnie, serio.
— Powiedziałem, zbierz to — powtórzył, uśmiechając się i mrużąc oczy.
Kai zacisnął usta w wąską linijkę i już prawie podnosił tacę, aby dać chłopakowi nią w ryj, ale gdzieś pośród ludzi zobaczył wpatrzone w niego duże, sowie oczy.
Wziął głęboki oddech i pochylił się, aby wśród śmiechu innych zacząć podnosić resztki jedzenia z brudnej podłogi.
Namjoon najwidoczniej nie potrafił wyczuć granicy wytrzymałości blondyna i postanowił wylać jeszcze na podłogę i kawałek koszuli Jongina pół butelki soku. Wtedy Kai zapomniał właściwie o wszystkim, nawet tych pięknych oczach w niego wpatrzonych, i podniósł tacę. Momentalnie po prostu z całej siły uderzył nią prosto w twarz wyższego, aby ten padł ogłuszony na ziemię.
— No chyba, kurwa, nie — powiedział, patrząc z góry na leżącego na podłodze chłopaka, który nie miał pojęcia, co się właśnie stało.
Kai poczuł szarpnięcie do tyłu i upadł na podłogę, gdy dwójka przyjaciół Namjoona rzuciła się na niego. Odepchnął ich i kopnął jednego w jądra, powalając na podłogę obok siebie. Szybko wstał i usłyszał uderzenie, które jednak nie było skierowane w niego. Właściwie to było, jednak ten nie poczuł bólu, jakiego się spodziewał.
— Kyungsoo? — zapytał cicho, gdy zobaczył, że to jego ukochany przyjął na swoją twarz cios przeznaczony dla niego. Skąd on się tu nagle wziął?
Chwycił go momentalnie za rękę, i uderzając w międzyczasie kolejnego idiotę łokciem w brzuch, wybiegł ze stołówki, ciągnąc za sobą Dyo, który do tej pory chyba sam nie rozumiał, co właściwie zrobił.
Schowali się w pierwszej lepszej klasie, aby następnie zamknąć za sobą drzwi.
Jongin wyregulował oddech i spojrzał w bok, gdzie stał Kyungsoo, wpatrujący się w niego intensywnym spojrzeniem. Serce Kima zabiło mocniej, a wręcz prawie bić przestało, gdy Dyo uśmiechnął się delikatnie do niego i podszedł o krok bliżej, aby po chwili zamknąć jego wyższe ciało w szczelnym uścisku.
Ile Kai marzył o tym momencie. Kyungsoo, ten Kyungsoo właśnie go przytula. Z własnej woli.
— C... co ty robisz? — zapytał cichutko blondyn, czując, jak jego policzki stają się czerwone. Jezu, zachowywał się jak jakaś dziewica.
— Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś — powiedział Dyo po chwili wahania.
Kai drżącymi z emocji dłońmi odwzajemnił uścisk, zapamiętując tę chwilę jak najdokładniej.
Żaden z nich nie chciał psuć przyjemnej ciszy, jaka między nimi nastała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz