Chanyeol
— Cholera! — krzyknąłem, zrywając się z łóżka chwilę po tym, jak spojrzałem na telefon i zdałem sobie sprawę, że nie nastawiłem budzika i już od dobrych dwudziestu minut powinienem być w pracy.
— Czego drzesz ryja, kasztanie...? — zapytał zaspany Kai, nawet nie otwierając oczu. To niesprawiedliwe, też chciałbym jeszcze spać.
— Spóźnię się w pierwszy dzień! Znaczy... nie spóźnię, bo już to zrobiłem! Ja jebię, Kai, przecież on pomyśli, że nie traktuję pracy poważnie i mnie zwolni! Kurwa, po co to życie?!
— Przestań piszczeć — odpowiedział mój zaspany przyjaciel i otworzył jedno oko, podczas gdy ja byłem w trakcie zakładania na siebie wszystkich elementów garderoby na raz. — Mówiłeś, że jest miły, nie zwolni cię, debilu. Zluzuj majty.
— Nie wiem! Jezu, pomyśli, że jestem nieodpowiedzialny! Myślałem, że uda mi się to ukryć nieco dłużej! — Doskonale wiedziałem, że dramatyzuję, ale byłem zbyt przerażony nachodzącymi mnie przykrymi scenariuszami tego, co mogło nastąpić po zjawieniu się przeze mnie w firmie. Na przykład Baekhyun może mnie znienawidzić, zwolnić, zabić... i nigdy się we mnie nie zakochać, bo nienawidzi niepunktualnych ludzi. Nie wiem, różnie mogłoby być.
Ogarnięcie się zajęło mi dosłownie dwie minuty i po tym czasie już biegłem w stronę wieżowca znajdującego się niedaleko. Dotarłem po pięciu minutach naprawdę szybkiego biegu. Opłacało się przez tyle lat grać w koszykówkę i wyrobić sobie niezłą kondycję.
Wbiegłem do biurowca, starając się nie wypluć przy okazji płuc z powodu takiego wysiłku. No błagam, przebiegłem prawie dwa kilometry w pięć minut.
Poczekałem zniecierpliwiony na windę wraz z kilkoma innymi elegancko ubranymi osobami i właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że ubrałem się, jakbym szedł po prostu z kumplami na miasto, zamiast do pracy na stanowisku asystenta. Cóż, było już za późno, aby cokolwiek z tym faktem zrobić, więc po prostu ignorowałem zaciekawione spojrzenia i żułem gumę.
Gdy winda przyjechała, wsiadłem razem z resztą do środka i wariowałem ze złości za każdym razem, gdy ta zatrzymywała się na kolejnych piętrach, aby wypuścić poszczególne osoby. W końcu po długich minutach dotarłem na najwyższe i przebiegłem długi korytarz. Gdy mijałem ostatni zakręt, zderzyłem się z czymś małym, co przy okazji wylądowało na podłodze. Zajebiście.
Gdy winda przyjechała, wsiadłem razem z resztą do środka i wariowałem ze złości za każdym razem, gdy ta zatrzymywała się na kolejnych piętrach, aby wypuścić poszczególne osoby. W końcu po długich minutach dotarłem na najwyższe i przebiegłem długi korytarz. Gdy mijałem ostatni zakręt, zderzyłem się z czymś małym, co przy okazji wylądowało na podłodze. Zajebiście.
— Przepraszam! — krzyknąłem zrozpaczony, widząc, że ów mała rzecz, na którą wpadłem to właściwie nie rzecz, ale obiekt moich kilkuletnich westchnień. — Nie widziałem cię!
— Dzięki za przypomnienie mi, jak niski jestem... — odpowiedział niezbyt zadowolony Baekhyun, chwytając dłoń, którą mu podałem, aby mógł wstać. — Ślepy jesteś, wielkoludzie?
— Biegłem... naprawdę nie chciałem...
— Dobra, spokojnie. Nic się nie stało. — Masował cały czas łokieć, ale gestem dłoni zapewnił mnie, że wszystko w porządku. — Dlaczego się spóźniłeś?
— Był wypadek i pomagałem jakiejś staru—
— Zaspałeś, prawda? — Przerwał mi, zakładając rękę na rękę. Jego czarna marynarka opięła się delikatnie na jego ramionach. Wyglądał dość groźnie. Dlaczego to mi się podoba?
— Przepraszam...
Westchnął i pokręcił głową, a ja zwróciłem uwagę na to, że starał się nie patrzeć w moje oczy. Chyba naprawdę był zły...
— Wiedziałem. Następnym razem wyciągnę konsekwencje, wiesz o tym? Bez taryfy ulgowej, Chan. — Uśmiechnął się lekko, jednak jego poważny wzrok nie spoczął nawet na chwilę na mojej twarzy. Ciągle patrzył na korytarz znajdujący się po prawej stronie. Halo, jestem bardziej interesujący od tego kawałka ściany...
— Oczywiście — odpowiedziałem natychmiastowo. — I przepraszam za ubranie... bardzo się spieszyłem i nawet nie zauważyłem, że...
— Przecież nie musisz się ubierać, jakbyś szedł codziennie na bankiet — Uniósł w zdziwieniu brwi i w końcu wysunął głowę wyżej, aby spojrzeć na moją twarz. — W razie co, reprezentuje mnie Tiffany. Ty jesteś jedynie jej pomocą, będziesz właściwie tylko siedział przy biurku. — Odwrócił się i skinął na mnie, bym poszedł za nim. — Poza tym... lubię twoje ubrania. Pasują do ciebie.
Czułem, jak się rumienię, więc szybko pokręciłem głową, aby się ogarnąć. Zerknąłem na rękaw mojej żółtej bluzy w małe hamburgery, ciesząc się, że Baekhyunowi podoba się mój styl. Jednak przy naturalnej elegancji Byuna i tak czułem się dziwnie. Hyung miał klasę.
Weszliśmy do ładnego, ale prostego w wystroju pokoju, gdzie znajdowały się jedynie dwa czarne, lśniące biurka, stojące na przeciwko siebie, oraz dwa ciemne fotele, wraz z jakąś paprotką, czy tam innym chwastem w doniczce. Dzięki temu badylowi miało być chyba przytulniej.
— Tiffany — Baekhyun zwrócił się do ładnej, młodej, ciemnowłosej kobiety, zajmującej miejsce przed jednym z komputerów, stojących na dużych blatach biurowych mebli. — to Chanyeol, twój pomocnik.
Zauważyłem, że dokładnie zlustrowała mnie wzrokiem, po czym wstała i uśmiechnęła się przesadnie miło.
— Miło mi poznać, choć widzieliśmy się chyba wczoraj. — Podała mi dłoń, a w oczy rzuciły mi się jej długie, jaskraworóżowe paznokcie i kilka bransoletek, wyglądających na dość ciężkie. Dźwięczały przy każdym ruchu jej rąk. Zwróciłem uwagę również na jej ubiór, który mimo tego, że był oficjalny, wyglądał naprawdę wyzywająco, a miętowy żakiecik opinał się dość wyraźnie na jej biuście.
Tak, znam kolory typu miętowy, a nawet wiem, jaki to bordo. Niezły ze mnie chyba facet?
Zmarszczyłem lekko brwi niezadowolony. Naoglądałem się w życiu mnóstwo filmów, gdzie asystentka i szef byli w dość... ciekawych relacjach i od razu zacząłem się tego obawiać. Baekhyun chwilę z nią o czymś rozmawiał, jednak nie zwracałem uwagi na ich słowa, ale na mimikę twarzy. Baekhyun uśmiechał się do niej delikatnie, ale był to zupełnie inny uśmiech od tego, który posyłał mi. Ten był zwykły, profesjonalny, a jego oczy pozostawały chłodne. W ogóle Baekhyun miał zazwyczaj bardzo spokojne spojrzenie, od którego bił chłód. Dlatego właśnie cieszyłem się, że gdy z nim rozmawiałem, często widziałem w nich błysk rozbawienia, który bardzo mnie uszczęśliwiał, więc... HA! 1:0 DLA MNIE, NIEZNAJOMA SUKO!
— Chanyeol? Słuchasz mnie? — Zobaczyłem, że Baekhyun patrzy na mnie z uniesioną brwią.
— Tak — odpowiedziałem szybko.
Hyung pokręcił głową, wiedząc, że kłamię. Tak łatwo czyta ze mnie, jak z otwartej księgi? Tak dobrze mnie zna? Mam się jarać z tego powodu? Bo chyba właśnie zaczynam.
— Mówiłem, że Tiffany cię ze wszystkim zapozna, bo się spóźniłeś, a ja muszę już iść na kolejne rozmowy. Wybacz.
— W porządku... — mruknąłem, ale w tej chwili mogłem być zły jedynie na siebie.
— Panie prezesie... — Kobieta podeszła dość blisko Baekhyuna i zatrzepotała swoimi długimi rzęsami. — Możemy potem chwilę porozmawiać na osobności? — Jej słodki głos naprawdę zaczynał mnie drażnić. Poza tym... Mogłaby się do cholery od niego odsunąć i łaskawie zabrać swój wypchany biust sprzed jego oczu.
Jestem pewien, że jest wypchany.
Tylko wygląda bardzo naturalnie.
Zbyt naturalnie.
Dobra, być może jest prawdziwy.
Ale i tak niech go weźmie sprzed jego twarzy.
— W porządku, ale to później — odparł, ignorując jej nachalne i jednoznaczne zachowanie.
Dalej się we mnie gotowało. Baekhyun jest mój, będzie moim mężem i właścicielem naszych... nie wiem czego. Mimo że jeszcze o tym nie wie. I jakaś lala nie zepsuje nam wspólnej przyszłości.
— Do zobaczenia, Chanyeol. — Niższy poklepał mnie po ramieniu z uśmieszkiem na wąskich ustach i wyszedł, zostawiając mnie samego z tą landrynką.
— Więc... co mam robić? — zapytałem, siadając przy wolnym biurku, domyślając się, że należy do mnie.
— Zrób mi kawy — odparła chłodno, przez co parsknąłem.
— Jaja sobie robisz.
Jej wymowny wzrok potwierdził mi, że ta nie żartuje.
— Mam być twoim pomocnikiem, nie chłopakiem na posyłki — powiedziałem dość ostrym głosem.
— Jest jakaś różnica? — Spojrzała na mnie z wyższością. — Jesteś tu tylko na pół etatu. Poza tym, patrząc po tobie... do niczego innego i tak się raczej nie nadasz.
— O nie, tak gadać nie będziemy — warknąłem, jednak wiedziałem, że jestem jak na razie na straconej pozycji. W końcu ona przynajmniej wiedziała, co należy do jej obowiązków, a ja nie miałem pojęcia, co robić. Nie mogłem przecież tak siedzieć i czekać na Baekhyuna, aż wróci i zastanie mnie bez jakichkolwiek postępów. Nie płaci mi przecież za siedzenie. Jednak powiedzenie mu, że ta żmija nie chciała mi pomóc, też nie jest dobre. To jak skarżenie w przedszkolu, a ja nie jestem już dzieckiem i nie chciałem przede wszystkim dawać jej tej satysfakcji.
Jednak cholera, co mam ze sobą niby teraz zrobić?
Jednak cholera, co mam ze sobą niby teraz zrobić?
— Słuchaj, Tiffany... — Wstałem i starałem się wyglądać na jeszcze większego niż jestem. Przybrałem groźny wyraz twarzy i podszedłem powolnym krokiem do jej biurka. Nienawidziłem agresji wobec kobiet, nawet tych najgorszych, ale ona nie musiała o tym wiedzieć. Chwyciłem lekko mankiet jej żakietu, a ta spojrzała na mnie lekko wystraszona. Zbliżyłem swoją twarz do jej, aby z bliska zauważyć, jak dużo fluidu ma na sobie. — Powiesz mi grzecznie, co mam robić, czy mamy to załatwić trochę inaczej?
Zaniemówiła i starała się mnie odepchnąć, jednak dalej twardo trzymałem materiał jej ubrania. Byłem po prostu zdesperowany. Nie pozwolę, abym przez nią źle wypadł w oczach Baekhyuna. Za bardzo mi zależy na jego opinii, aby zniszczyć ją już pierwszego dnia pracy.
— Mam powtórzyć pytanie?
— Powiem wszystko prezesowi! — syknęła, starając się wyrwać z mojego uchwytu.
— Jeśli twoje zachowanie byłoby nienaganne... po co miałbym ci cokolwiek robić? — zapytałem logicznie. — Może i będę miał kłopoty, ale to by oznaczało również to, że i ty nie wywiązałaś się ze swoich obowiązków. — Puściłem ją, przez co odetchnęła z ulgą.
— Jesteś nienormalny — warknęła — Za kogo ty się masz? Prezes weźmie moją stronę.
— Jesteś pewna? Ja nie mam dużo do stracenia — skłamałem. Miałem do stracenia sympatię hyunga. — Nie muszę tu pracować. Powiedzmy, że mi się nudzi. Ale czy ty możesz sobie pozwolić na zwolnienie?
Zacisnęła wąsko usta i spojrzała gdzieś w bok, a ja czułem, jak roztacza wokół siebie niemalże namacalną aurę nienawiści. Trafiłem w sedno!
Wygrałem.
Wygrałem.
— Masz posegregować wszystkie faktury z tego roku. Powinno zająć ci to przynajmniej pięć dni. — powiedziała przez zaciśnięte usta. — Są w tych segregatorach na drugiej półce. — Wskazała na zagłębienie w ścianie, na które wcześniej nie zwróciłem uwagi. We wnęce wbudowane były półki, na których stały równo ułożone segregatory. — Według dat, lub alfabetycznie. Jak wolisz.
— A mogłaś powiedzieć mi to od razu. — Uśmiechnąłem się szeroko, że wygrałem naszą pierwszą, i czuję, że nie ostatnią potyczkę. Nie sądzę, że będziemy się dogadywać, ale póki nie będzie mnie jakoś specjalnie drażnić, ani podrywać Baekhyuna, to nie czuję potrzeby, aby być dla niej chamski. Jestem dla innych po prostu taki sam, jacy oni są dla mnie. Szacunek za szacunek a uśmiech za uśmiech.
Prychnęła, ale nic mi na to nie odpowiedziała. Zajęła się swoją robotą, a ja miałem spokój. Porządkowanie papierów było lekką, ale za to naprawdę nudną pracą, której po dwóch godzinach miałem serdecznie dosyć.
Wstałem w końcu z siedzenia, które ku mojemu zdziwieniu było bardzo wygodne. Rozprostowałem kości.
— Idę zrobić kawę, też chcesz? — zapytałem, stając przy drzwiach. Jak już mówiłem, nie czerpię satysfakcji z bycia niemiłym dla kogokolwiek. Nawet tej zołzy.
Tiffany spojrzała na mnie lekko zaskoczona.
— Jakbyś mógł — odpowiedziała, lustrując mnie podejrzliwie wzrokiem. Uśmiechnęła się jednak lekko, przez co wydała się o wiele ładniejsza i milsza.
— Jaką pijesz?
— Z mlekiem, bez cukru. Wiesz w ogóle, gdzie jest ekspres?
— Nie do końca — odparłem, czekając, aż wyjaśni mi, jak dojść do kuchni udostępnionej pracownikom. Skinąłem głową na jej instrukcję i udałem się dwa piętra niżej. Doszedłem do połowy korytarza, i tak jak kobieta mówiła, był tu wielki łuk, przez który można było wejść do jasnej, jak chyba wszystkie pomieszczenia w tym wieżowcu, kuchni.
Zrobiłem dwie kawy i nawet powstrzymałem się od dosypania do tej z mlekiem soli, albo czegokolwiek innego. Chciałem jednak mieć w miarę dobry stosunek z tą kobietą, bo zamierzam trochę czasu zabawić w tej firmie.
— Hej, nie widziałem cię tu wcześniej. — Usłyszałem obok siebie miły głos. Obróciłem głowę w tamtą stronę i zobaczyłem mężczyznę chyba jeszcze niższego od Baeka. Miał czarne włosy, jak przystało na Koreańczyka, wyjątkowo duże oczy i pełne usta, których kształt przypominał trochę serce. Jego twarz była bardziej słodka i okrągła aniżeli męska.
— Emmm... dzień dobry, jestem nowy. Park Chanyeol. — Wyciągnąłem w jego kierunku dłoń, którą uścisnął. Wolałem tu się witać ze wszystkimi oficjalnie.
— Dyo Kyungsoo — Przedstawił się z uśmiechem, jednak zwróciłem uwagę na to, że dziwnie zmarszczył brwi, gdy usłyszał moje imię. — Zajmuję się marketingiem. Właściwie jestem szefem wydziału. Skoro nie doszedłeś do mojego zespołu, czyżbyś trafił do księgowości?
— Nie, jestem... pomocnikiem asystentki prezesa.
— Bae? — Uniósł brwi. — Nie wiedziałem, że szuka kogoś na to stanowisko.
Uniosłem brwi, słysząc skrót imienia Baekhyuna, którego użył. Czy są ze sobą na tyle blisko, aby mógł tak o nim mówić przed nowo poznanym pracownikiem?
W międzyczasie do kuchni wszedł jakiś mężczyzna, ale nie wiedzieć czemu, nagle gdy zobaczył mnie i Kyungsoo, opuścił pomieszczenie bardzo szybkim krokiem. Spojrzałem na to zdezorientowany, ale postanowiłem tego nie komentować.
— Ooo, poznaliście się. — Do pomieszczenia wszedł Baekhyun we własnej osobie. Jego twarz promieniała ze szczęścia. — Rozmowy dziś trwały tylko dwie godziny! Jaka to jest nuda... Dyo, to Chanyeol, o którym ci opowiadałem. Opiekowałam się nim, gdy studiowałem w Seulu. Nieźle chłopak wyrósł, co? — Zobaczyłem ekscytację w jego oczach, ale poczułem się zirytowany tym, że znowu patrzy na mnie jak na dziecko. Jak rodzic, który wszystkim się chwali, jakie ich dziecko jest już duże i niesamowite.
A ja nie chcę być dla niego właśnie kimś takim.
— Właśnie tak myślałem, że kojarzę skądś twoje imię — zaśmiał się Dyo.
— Wy... przyjaźnicie się? — zapytałem z szybko bijącym sercem.
— Tak, od dawna — odpowiedział Baekhyun, a ja odetchnąłem z ulgą, czując, że to faktycznie tylko niewinna przyjaźń. Można było to wyczuć po atmosferze panującej między nimi.
— No cóż... — mruknąłem — Powinienem wracać do pracy. Wiecie... Pierwszy dzień, staram się i te sprawy.
— Pójdę z tobą — powiedział Baekhyun hyung i ruszył za mną, odciążając mnie z jedną kawą.
— Mam nadzieję, że Tiffany się tobą nie wysługuje? — zapytał mnie, a ja domyśliłem się, że chodzi o kawę. — Bywa bardzo impertynencka.
— Nie, sam jej to zaproponowałem. — Postanowiłem nie wspominać o niemiłym incydencie, który miał dziś rano miejsce między naszą dwójką.
— Zaaklimatyzowałeś się? — zapytał z lekkim uśmiechem, który nie był tak wymuszony, jak dla innych. Jedynie jeszcze przy Dyo widziałem u niego tę radość. — Wiem, że minęły raptem dwie godziny, ale... rozumiesz.
— Tak, myślę, że tak, ale... Baekhyun?
— Tak? — W końcu spojrzał mi w oczy podczas rozmowy i wyczułem, że nie wiedzieć czemu, jest mu z tego powodu niezręcznie.
— Prosiłem, abyś nie mówił o mnie jak o dziecku. Liczy się tu i teraz i chciałbym, abyś na mnie patrzył przez pryzmat tego, jaki jestem aktualnie.
— Przepraszam... nie wiedziałem, że to dla ciebie aż tak ważne... — Spuścił wzrok i spojrzał gdzieś w bok. — Już nie będę tak mówił. Po prostu nie mogę przywyknąć do tego, że jesteś tu obok mnie.
Pokiwałem głową i kontynuowaliśmy naszą drogę w stronę stosu durnych papierów do uporządkowania, albo jak w przypadku Baekhyuna - podpisania ich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz