niedziela, 15 stycznia 2017

12. Fajnie mieć zamknięte drzwi, albo coś

Chanyeol
Leżałem, gapiąc się w okropnie biały sufit.
— Dlaczego tak właściwie sufity zawsze są białe? — zapytałem mojego współlokatora, który aktualnie zakładał spodnie. Ja sam leżałem jeszcze pod kołdrą, trzymając dłonie pod głową.
— Biel odbija światło widzialne, pokój jest po prostu jaśniejszy — odpowiedział mi od razu, bez zająknięcia. Jeny, czy on serio wiedział wszystko?
— Czyli gdybym pomalował go na czarno, byłby ciemniejszy?
— Nie chce mi się odpowiadać na tak głupie pytanie — odpowiedział, wzdychając. Włożył sobie kromkę chleba do ust. — Ty nie idziesz na wykłady?
— Nie mam dziś, idę do pracy — mruknąłem bardzo niechętnie. Tak w wielkim skrócie, po prostu się bałem, jaki będzie stosunek hyunga w stosunku do mnie. Będzie mnie unikać? Zachowa się normalnie? Albo... nie, to raczej niemożliwe, więc myśl o rzucającym mi się w ramiona Baeku od razu odrzuciłem.
Kai powiedział mi na odchodne coś w rodzaju 'elo frajerze' i wyszedł. Zostałem sam, ale i tak musiałem powoli się ogarniać. Założyłem na siebie błękitną bluzę w takie urocze, uśmiechające się paprotki i ciemne spodnie. Chwyciłem klucze ozdobione zawieszką z Naruto i ruszyłem niczym na skazanie. Gdy dotarłem na miejsce, stałem kilka minut przed drzwiami, słysząc niemiłe komentarze, abym ruszył dupę i się przesunął. W końcu ktoś puknął mnie w ramię, na co się odwróciłem. Przede mną stał uśmiechający się miło Dyo Kyungsoo. Poprawił torbę zsuwającą mu się z ramienia i przechylił głowę na bok.
— Coś się stało? Czemu tutaj stoisz?
— Nic tylko... tak jakoś się zagapiłem na... wejście. — Wymyśliłem naprędce, a ten pokiwał głową. Gestem głowy zachęcił mnie do pójścia za nim do środka i tak też zrobiłem. Stanęliśmy przed jedną z wind w krępującej dla mnie ciszy.
— Wszystko u ciebie w porządku? — zapytał z troską. — Wiesz, po tym, co się stało w łazience... martwiło mnie to.
Spojrzałem na niego zaskoczony. Naprawdę przejmuje się obcą osobą, bo tym właśnie dla niego byłem? Wow, co za miła istota. No niestety Kyungsoo, u mnie jest jeszcze gorzej.
— Tak, już wszystko w porządku. — odpowiedziałem z lekkim uśmiechem. — Naprawdę nie musisz się mną przejmować, hyung.
— Nie mów tak. — Pokręcił głową, jakbym naprawdę powiedział coś głupiego. — Jesteś przyjacielem mojego przyjaciela, czyli też moim.
Po raz kolejny z zaskoczeniem zlustrowałem jego osobę i uśmiechnąłem się pod nosem. To, co powiedział, było naprawdę miłe.
— Dzięki...
Weszliśmy do windy i pojechaliśmy na ostatnie piętro, bo jak się okazało, Kyungsoo musiał coś załatwić z Baekhyunem. W międzyczasie opowiadał mi z uśmiechem, jak zabawnie jest u niego na wydziale i pytał mnie, czy podoba mi się praca tu. Oczywiście potwierdziłem. Cieszyłem się, że Baekhyun ma właśnie takiego przyjaciela, bo wydawał się naprawdę godzien szacunku, był troskliwy i po prostu miły. Czułem się pewnie z tym, że Baekhyun w razie problemów może liczyć na wsparcie ze strony kogoś takiego. Tym bardziej się cieszyłem, bo mówił mi, że raczej ma mało ludzi przy sobie.
— Och, Dyo... — Usłyszałem głos, za którym tak bardzo tęskniłem, a ostatni raz słyszałem dwa dni temu. — Masz dla mnie te papiery, o które cię prosiłem? — Baekhyun stał przy drzwiach wejściowych do mojego miejsca pracy. Podszedł do nas te kilkanaście kroków i stanął. — Witaj, Chanyeol... — dodał po chwili, zerkając na mnie swoimi ślicznymi oczami.
Jego ton głosu, jak i spojrzenie wydało mi się dziwnie naturalne. Myślałem, że raczej będzie unikał mojego wzroku, podobnie, jak w pierwszych dniach mojej pracy tutaj, ale wydawał się dziwnie spokojny, co zaczęło mnie niepokoić. Jestem niemalże pewien, że doskonale zdawał sobie sprawę, że chciałem tego pocałunku, oraz byłem pewien, że na pewno przypomniał sobie naszą rozmowę w mojej sypialni, która miała miejsce jeszcze przed jego wyjazdem. Czyli wiedział, że traktowałem to bardzo poważnie.
Zmarszyłem brwi. Myślę, że znałem go bardzo dobrze. I według mnie, jeśli zamierzał mi czegokolwiek odmówić, na pewno byłby teraz choć trochę zestresowany i mógłbym wyczuć od niego smutek i wahanie. Baekhyun był wrażliwy, nie sądzę, że pozwoliłby mi mieć jakąś nadzieję, tylko odmówiłby mi z przykrością wprost. Czy to znaczy, że... nie chce mi odmówić?
— Chanyeol? Słuchasz mnie? — Z myśli wyrwał mnie głos Kyungsoo.
— Przepraszam, zamyśliłem się. — odpowiedziałem, orientując się, że znowu staliśmy sami. — Gdzie Baekhyun hyung?
Mój rozmówca westchnął i zaśmiał się.
— Koncentracja nie jest twoją mocną stroną. Poszedł do siebie, a ty... — Wyciągnął ze swojej torby jakąś teczkę. — Rozdaj je wszystkim ludziom z waszego piętra.
— Co to? — zapytałem, chwytając płaski przedmiot.
— Deklaracje o nowym kursie BHP, nuda. — Wzruszył ramionami i zaczął powoli iść w stronę wind, czyli pewnie już podczas tego jak się zamyśliłem, załatwił z Baekhyunem to, po co tu przyszedł. — Pod koniec dnia zbierz i zanieś je do Bae. Miłego dnia!
Odmachałem mu i patrzyłem, jak znika za załomem korytarza. Pokręciłem głową i rozmasowałem sobie dłonią kark, czując, jak spięte mam mięśnie. Przewróciłem oczami, będąc już zirytowanym moim zachowaniem. Odkąd tu przyjechałem, a właściwie odkąd spotkałem Baekhyuna, jestem wiecznie zestresowany. Boję się o każde potknięcie przy nim, a teraz jeszcze tym, że tak szybko dowiedział się, dlaczego właściwie tu przyjechałem. Bo na pewno się już domyślił, że studiuję tu ze względu na niego. Nie jest głupi i jestem pewien, że połączył już ze sobą wszystkie wątki.
Widujemy się raptem dwa tygodnie. Chciałem, żeby to wszystko poszło mi w miarę szybko, ale nie spodziewałem się, że aż z taką prędkością moje uczucia wyjdą na jaw, a ja właśnie czułem się okropnie z tym, że nie udało mi się go powoli do siebie przekonać, jak do mężczyzny, tylko wszystko potoczyło się swoim nienaturalnym, szybkim tempem. Gdybym patrzył na to wszystko z boku, zdecydowanie stwierdziłbym, że moje ostatnie dwa tygodnie zmieniły się w jakiś słaby rozdział książki, gdzie autorka postanowiła zamiast na trzysta stron, rozpisać akcję na dziesięć i wrzucić wszystko tuż obok siebie. Życie takie nie powinno być. Wolałem wzdychać z frustracji, kiedy Baekhyun w końcu coś zauważy, niż żeby to on wykonał pierwszy krok. Tak, właśnie marudzę, że się w ogóle pocałowaliśmy. Chyba przestaję ogarniać, czego ja właściwie chcę, bo właśnie żałuję czegoś, o czym marzyłem od dziewięciu lat, a zarazem gdybym miał ponownie taką szansę, znowu posmakowałbym tych słodkich, wąskich warg.
— Cześć, wieżo. — Usłyszałem tuż obok siebie wraz ze stukotem wysokich szpilek. — Zasłaniasz słońce, rusz lepiej dupę do pracy.
— Ciebie też miło widzieć — powiedziałem beznamiętnym tonem, obserwując oddalającą się Tiffany, która dumnie kręciła swoim tyłkiem, który ledwo co zasłaniała skórzana spódnica.
Stwierdziłem jednak, że ma rację i udałem się za nią. Spojrzałem na zegarek, który był nieodłącznym elementem mojego stroju i ze zdziwieniem zdałem sobie sprawę, że stałem tu ponad dwadzieścia minut.
Myślenie jest nadwyraz czasochłonne.
Na sam początek odłożyłem na biurko mój plecak, po czym otworzyłem teczkę otrzymaną od Dyo. Położyłem jedną kopię na swoim blacie, aby następnie podać jedną z kartek Tiffany. Zerknęła na niego i skrzywiła się, mówiąc, że niedawno przecież kursy były przeprowadzane i nie rozumie, po co miałaby je przechodzić ponownie. Wzruszyłem ramionami i zignorowałem jej kolejne marudne słowa. Co za irytująca osoba.
Przejście przez całe piętro i wręczenie wszystkich kopii pracownikom zajęło mi dobre dwie godziny, przez co i ja w akompaniamencie niezadowolenia ludzi, stałem się tak samo marudny. Wróciłem do swojego miejsca pracy i zmęczony zwaliłem się na krzesło.
— Oj, źle wyglądasz. W sumie powinnam jedynie powiedzieć, że gorzej niż zawsze. — Wredny uśmieszek zagościł na ustach mojej jakże serdecznej współpracownicy. — Jeszcze tylko później musisz je zebrać, prawda?
— Skąd wiesz? — Uniosłem na nią wzrok.
— Kiedyś nie miałam sługusa do pomocy i ja musiałam to robić. Jak miło jest mieć kogoś od czarnej roboty. — Zaśmiała się, a ja przez jej chamski ton, już miałem jej się odgryźć, ale przeszkodziło mi otwarcie się drzwi od gabinetu Baekhyuna.
— Chanyeol, mógłbym cię na chwilę prosić? — zapytał mnie Byun, wychylając się tak, aby mnie widzieć.
Serce na chwilę mi stanęło, a następnie zaczęło bić dwukrotnie szybciej, ale powoli pokiwałem głową.
— Biedaczek jest zmęczony. — Usłyszeliśmy głosik Tiffany. — Ja mogę pomóc prezesowi bardzo chętnie, jeśli trzeba. Jestem akurat wolna.
— Nie — odpowiedział chłodno Baek, wyraźnie zirytowany tym, że kobieta najwyraźniej już skończyła się fochać i ponownie postanowiła wkupić się w łaski szefa. — Potrzebuję Chanyeola. — Skinął na mnie i zniknął w pokoju, nie zamykając za sobą drzwi.
Wstałem wyraźnie zestresowany i wziąłem głęboki oddech. Tiffany zlustrowała mnie bardzo czujnym wzrokiem, a jej wyraz twarzy zaniepokoił mnie.
— Nie wiem, o co chodzi... — powiedziała bardzo cicho, tak, aby Baekhyun nie był w stanie tego usłyszeć. — Ale ja mam oczy szeroko otwarte. Coś z wami jest nie tak. Wiem to, wieżo.
Przestałem oddychać, będąc autentycznie wystraszonym. Chyba za bardzo widać po mnie, jak reaguję na każde słowo Byuna skierowane w moją stronę. Chyba faktycznie nie wygląda to naturalnie, a Tiffany wbrew pozorom wcale nie była taka głupia, jakby się mogło wydawać i wszystko zauważa.
Wzruszyłem ramionami, udając, że ignoruję jej słowa i wszedłem do gabinetu, zamykając za sobą drzwi.
Baekhyun siedział na swoim fotelu po turecku i uśmiechał się lekko. Poczułem się naprawdę dziwnie, ale stanąłem przed nim.
— Chyba musimy sobie coś wyjaśnić, Chanyeol. — Rozprostował swoje nogi i wstał. Gestem dłoni zaprosił mnie na kanapę, a sam usiadł na tej drugiej, stojącej naprzeciwko. Tyle, że on spokojnie usiadł, a ja po prostu z nerwów nie trafiłem i wylądowałem tyłkiem na podłodze. Szybko się podniosłem i udałem, że nic się nie stało, ale trudno było zignorować śmiech Baeka, który starał się go hamować dłonią.
— Emm... to było specjalnie — szepnąłem zażenowany, a Baekhyun spojrzał na mnie z politowaniem, ale pokiwał głową, że pewnie mam rację, aby nie peszyć mnie jeszcze bardziej.
— Yeol, powiem ci wszystko wprost, ok? — Spoważniał nagle i westchnął. — Pamiętam, co ci obiecałem przed wyjazdem, ale nigdy nie sądziłem, że weźmiesz to na poważnie. Przepraszam, jeśli tak to wszystko zrozumiałeś... Jesteś naprawdę świetnym chłopakiem, ale...
— 'Ale jestem od ciebie o wiele starszy, jesteś moim pracownikiem i byłym wychowankiem, i możesz znaleźć sobie kogoś lepszego, na pewno ładną dziewczynę'. To chciałeś powiedzieć? — Spojrzałem na niego wściekłym wzrokiem.
— Coś w tym rodzaju, Chan... Nie denerwuj się. Jesteś dla mnie naprawdę ważny, ale...
— Ale jak przyjaciel? Pracownik? — Tym razem mój ton był po prostu smutny, a ja sam czułem, jak coś mi rozrywa moje dziewicze serce. Bo mogę mieć dziewicze serce... chyba?
Baekhyun głośno westchnął, splótł swoje palce i zniżył głowę.
— Właśnie problem w tym, że nie, Chanyeol. — Uniósł na mnie wzrok, a ja zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
— Chyba nie rozumiem...
— Pewnie myślisz, że wtedy pocałowałem cię pod wpływem chwili... cóż właściwie to tak było, ale nie zrobiłem tego, bo byłem samotny, choć pewnie tak myślisz. Zrobiłem to, bo to byłeś ty. Teraz rozumiesz?
— No... znowu nie do końca.
— Jak ty wolno myślisz, nigdy się nie zmienisz. — Wywrócił oczami i prychnął. — Zrobiłem to, bo nie jesteś mi obojętny, ok?
— Zaraz... what? — Pokręciłem głową. Właśnie usłyszałem coś bardzo dziwnego i nierealnego.
— Słuchaj mnie teraz uważnie, głąbie. Nie wiedzieć czemu, postanowiłem zadurzyć się w bachorze, którym jesteś i nie jestem z tego faktu zadowolony, ok? Nie chcę być w homoseksualnym związku i musieć się z tym ukrywać. Na mojej pozycji image jest bardzo ważny, a na tym może stracić cała firma, bo żyjemy do cholery w Korei. Tolerancja nie jest najmocniejszą stroną tego kraju. Nie planuję więc...
Nie skupiałem się już nawet na tym, co dalej do mnie mówił, bo w głowie rozbrzmiewało mi cały czas jedno zdanie. Zakochał się we mnie? Baekhyun? Jak? Dlaczego? Jeszcze nawet nie zacząłem się starać, aby mnie zauważył w innym świetle, więc jakim cudem? Czy to prawda? Spojrzałem w jego oczy, gdy dalej prowadził swój monolog, a ja wciąż  nie słyszałem jego słów, bo patrzyłem na jego błyszczące tęczówki. Nieważne, co mówił. Liczyło się dla mnie to jedno zdanie. Nie potrzebowałem w moim życiu więcej.
Wstałem gwałtownie i dusząc w sobie niepewność, wpiłem się w usta siedzącego mężczyzny, który zaskoczony od razu się odsunął, ale ja ponownie zniwelowałem różnicę między nami i przyparłem go do kanapy, trzymając go za nadgarstki. Przez chwilę się pode mną szamotał i coś jęczał w moje usta, starając się uwolnić, jednak postanowiłem być nieugięty i starałem się całować go, jak najlepiej umiem, mimo że doświadczenie miałem nikłe. Ale oglądałem dużo filmów, to się liczy?
Baekhyun po chwili odpuścił i zamknął oczy, a ja z ulgą przyjąłem to, że przestał mnie kopać. Uwolnił swoje dłonie i wplótł swoje smukłe palce w moje włosy, ciągnąc je lekko. Całowaliśmy się dość niespokojnie, zachłannie, a ja czułem, jak powoli zaczyna nam brakować oddechu. Nie przerywaliśmy jednak niczego, a Baekhyun dodatkowo oplótł mnie swoimi nogami, tak, że znalazłem się jeszcze bliżej niego, prawie na nim leżąc. Swoimi dłońmi głaskałem go chaotycznie po jego miękkich włosach, to po twarzy, przechodząc aż na blade ręce i widoczne kości biodrowe. W grę weszły również nasze języki, a mi od nadmiaru emocji przez chwilę zakręciło się w głowie. Wszystko byłoby idealne, a ja mógłbym ze szczęścia umrzeć tu i teraz, ale usłyszeliśmy pukanie, na które momentalnie odsunęliśmy się od siebie.
— Panie prezesie, pana ojciec przyszedł! — Zza drzwi dało się słyszeć głos Tiffany, a drzwi zaczęły się uchylać w akompaniamencie naszych szybkich ruchów, mających na celu ułożyć nasze włosy i w miarę wyprostować ubrania. Ja szybko zrobiłem dwa kroki, aby usiąść na przeciwnej kanapie w normalnej pozycji, jakbym przyszedł tu na herbatkę i dopóki nie otworzyły się drzwi, wziąłem głęboki wdech, aby się uspokoić w miarę moich możliwości.
Świetnie, czy nawet, gdy w końcu wygrywam, to i tak muszę przegrywać? Życie ssie tak ogółem, zapamiętajcie, bo nawet jeśli w końcu kupicie cytrynę, to i tak wam coś przeszkodzi zrobić tę pierdzieloną lemoniadę. A przez 'coś' mam na myśli na przykład przyszłego teścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz