niedziela, 15 stycznia 2017

10. Obydwaj niemęsko męscy

Chanyeol
Gdy Baekhyun zostawił mnie w salonie, usiadłem na podłodze i objąłem rękoma nogi. Moje oczy nie mogły choć na chwilę się zamknąć, więc nie mam pojęcia, ile mogłem siedzieć w tej pozycji.
Ja jebię, Baekhyun pocałował mnie z własnej woli. Właśnie przeżyłem swój pierwszy pocałunek. Pocałunek z moim ukochanym hyungiem.
Nie wierzę.
Chcę raport z tego wydarzenia, bo nie uwierzę.
Chcę to uwiecznione na wideo.
Chcę mieć gifa z tego pocałunku na ścianie.
Jestem pewny, że to nie jest sen, ale boję się, że może się to wszystko okazać fałszywe, bo to nie mogło się po prostu zdarzyć. To on to zainicjował, nie protestował ani razu. Czułem jego wargi, które nachalnie wpijały się w moje i nie chciały przestać. Były bardzo słodkie, delikatne, dokładnie takie, jakie sobie wyobrażałem. Miękkie, ciepłe, przepełnione tym dziwnym uczuciem, z którego nie zawałem sobie sprawy, że istnieje tak widoczne w jego życiu. Był samotny. Widziałem to w jego ruchach i bałem się, że tylko z powodu samotności chciał mną zapełnić choć trochę pustki. Dla mnie każdy jego powód, dla którego postanowił się do mnie zbliżyć, był dobry, jednak nie chciałem, aby jego uczucia sprzed chwili opierały się tylko na tym. Nie chciałem być odskocznią od jego pustego życia tylko na chwilę, chciałem być stałym bywalcem tego pustego domu, zapewne jego wielkiego łóżka, ale przede wszystkim jego ciepłych, delikatnych ramion.
Wstałem po naprawdę dłuższym czasie i przystanąłem przed drzwiami, za którymi jak sądzę, zamknął się Baek. Stałem chwilę i zastanawiałem się, czy zapukać, jednak czułem, że to nie jest najlepszy pomysł i najlepiej będzie, jeśli Baekhyun zostanie teraz sam. Mimo to pragnąłem go zapewnić, że to co zrobił, naprawdę mnie nie odrzuca, a wręcz pragnąłem tego z całego serca. Chciałem też, aby przypomniał sobie obietnicę, którą złożyliśmy sobie 9 lat temu, a o której zdążył zapomnieć. Nie chciałem mu wprost o niej przypominać, pragnąłem, aby on też się chwilę wysilił i zastanowił.
— Hyung... — odezwałem się cicho, czując, że on, mimo zgaszonego światła wcale nie śpi. — Przypomnij sobie rozmowę u mnie w pokoju, gdy powiedziałeś mi, że wyjeżdżasz. Wierzę... wiem, że pamiętasz chociaż jeden jej fragment. Nawet taki super mały.
Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, co mnie wcale nie zdziwiło, więc tylko ruszyłem do pokoju, który miał być tym gościnnym. Wyglądał podobnie, jak reszta tego wielkiego lokum. Rozebrałem się do bielizny, ponieważ Baekhyun nie zdążył dać mi nic na przebranie, a nie sądziłem, aby szukanie ubrań teraz było dobrym pomysłem. Wbrew temu, co sądziłem, dość szybko zasnąłem przez natłok wrażeń, które dziś miały dla mnie miejsce.
🌼🌼🌼
Obudziłem się dość wcześnie, bo mój zegarek wskazywał 6 rano. Ubrałem się pospiesznie i bez żadnego pożegnania, czy ogarnięcia choć trochę mojego zaspanego wyglądu, wyszedłem z mieszkania, aby przypadkiem nie natrafić na Baekhyuna, który na pewno czułby się moją obecnością skrępowany. Do moich wykładów zostały jeszcze trzy godziny, więc zamiast udać się na uczelnię, skierowałem się w stronę akademika, który tak szczerze, znajdował się całkiem daleko stąd. Dotarłem po dobrych 40 minutach, w ciągu których zdążyłem zasnąć w autobusie, ale na szczęście jedno dość ostre hamowanie zdążyło mnie obudzić. Na korytarzu akademika spotkałem Luhana i Sehuna, którzy wychodzili jak zawsze rano na spacer z różowym pudlem Lu, którego tak na marginesie nie mógł tu trzymać, bo zwierzęta są w budynku zakazane. Jednak jak on to kiedyś stwierdził 'mam to w dupie, Vivi to my all world, and my second husband, prawda Hunnie?' albo jakoś tak. Ogółem nie chciałem wnikać, dlaczego ten pies jest różowy, ale w sumie był całkiem słodki.
Gdy wszedłem do naszego pokoju, przywitał mnie wszechogarniający syf i... smażona kiełbasa na podłodze. Ok Kai, nie wnikam.
— Zamoczyłeś? — zapytał mnie sennie przyjaciel, który nawet nie podniósł głowy znad poduszki.
Prychnąłem cicho i zmęczony rzuciłem się na moje łóżko. Upadłem jednak na coś twardego i skrzywiłem się. Upadłem na kamasutrę, leżącą pod kołdrą.
Ok Kai, nie wnikam vol2.
Odrzuciłem ją gdzieś na bok i nie ściągając z siebie ciuchów, zagrzebałem się pod kołdrą.
— Kai... — mruknąłem dość głośno, po tym, jak zmacałem swoje kieszenie, tak aby mnie usłyszał. Doszło do mnie jakieś dziwne stęknięcie, które utwierdziło mnie w tym, że Jongin mnie słucha. — Chciałbyś przelecieć się do mojej firmy i powiedzieć, że dziś nie przyjdę... I wziąć od Baekhyuna mój telefon? Zostawiłem chyba u niego... Zapłacę ci.
— Nie możesz sam? — zapytał wyraźnie niezadowolony.
Milczałem, przypominając sobie wczorajszy wieczór i poczułem dziwny ucisk w podbrzuszu, gdy pomyślałem o spotkaniu z Baekhyunem chociażby na chwilę.
— Plox no, potem ci wyjaśnię. — Spojrzałem na niego prosząco, a ten wiedział, że jestem jak najbardziej poważny i nie zamierzam się tam zjawić.
— Co będę z tego miał? — zapytał, wstając powoli i przeciągając się.
— Moją dozgonną wdzięczność?
— Nowy jbl?
— Nokię co najwyżej.
— Bogaty skąpiec.
— Nowy case, ten który chciałeś.
— I sześciopak.
— I sześciopak. — powtórzyłem, przytakując.
— Stoi. — Wstał i zaczął się mozolnie ubierać. — Gdzie w ogóle jest ta firma?
— Nie pamiętam ulicy, ale ogarniasz miejsce, gdzie spotkaliśmy Baekhyuna pierwszego dnia?
— No, pamiętam.
— To ten wysoki budynek, co był po lewo od głównej ulicy, kojarzysz? Ten wyjebany w kosmos.
— Mhm — Założył buty i wyjrzał przez okno, aby sprawdzić pogodę. Po chwili zdecydował się jeszcze na założenie kurtki, po czym przeczesał włosy i wyszedł.
Zostałem sam i wtuliłem twarz w poduszkę jak jakieś dziecko. Baekhyun... dlaczego on właściwie mnie wczoraj pocałował...? Ja nie nalegałem, to on zrobił pierwszy krok. Byłem tak okropnie szczęśliwy, ale teraz boję się, że czymś go sprowokowałem, aby to zrobił i tym samym zepsułem całą naszą relację.
Dotknąłem palcami swoich ust, czując na sobie jeszcze wczorajszy pocałunek. Był idealny, po prostu...cudowny.
🌼🌼🌼
— Ty, romantyk. — Poczułem uderzenie w głowę, a przed oczami zobaczyłem murzyńską twarz mojego przyjaciela.
— Co...? — Uniosłem się tak, że teraz siedziałem i odkryłem, że to, czym uderzył mnie Kai, to tak naprawdę mój telefon. — Czyli spotkałeś Baekhyuna...?
— Ta — Potwierdził i wskazał mi zegar wiszący na ścianie. — Przespałeś wykłady.
— Wisi mi to, a ty byłeś?
— Byłem raz i umiem wszystko, o czym tam gadają. Co za nuda. Nie wiem, co ja tu w ogóle robię.
— Bez papierka o ukończeniu tego gówna, raczej nikt cię nie zatrudni. Jakie to denne... — Skwitowałem, bo wiedziałem, jak bardzo to dla niego jest upierdliwe. — Jak Baekhyun... wyglądał?
— Miał jakieś spodnie, sweter i...
—Nie o to pytam — Normalnie bym się zaśmiał, ale nie miałem dziś humoru. — Chodzi mi...o nastrój. Mówił coś?
— Jakiś hiper szczęśliwy to nie był... — odpowiedział Kai, jedząc jakieś żarcie kupione na wynos. Mi podał dokładnie taką samą porcję, za co mu podziękowałem. — Pytał, dlaczego cię nie będzie i czy jutro wrócisz.
— I co powiedziałeś?
— Że ci stanął i nie może opaść.
— Poważnie pytam. — Wywróciłem oczami.
— Coś tam powiedziałem, że się źle czujesz i bla, bla, bla. Życzył ci powrotu do zdrowia.
— No... ok.
— Dodał, że masz uroczą tapetę.
Szybko chwyciłem komórkę, aby sprawdzić, o jaki obraz chodzi, bo szczerze nie pamiętałem, co tam jest. Uśmiechnąłem się lekko, gdy zobaczyłem tam ryjek mojej fretki, z którą niestety pożegnałem się już kilka lat temu.
— Serio mówił tylko tyle? — Starałem się nie dociekać... ale no muszę wiedzieć.
— Nie wierzę... — szepnął oniemiały Kai, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem, mimo że wcześniej gapił się tępo w ścianę. W ogóle był jakoś tak dziwny. — Poszliście wczoraj do łóżka? Serio?
— Co? Nie! — Niechcący pisnąłem jak jakaś baba. — Po prostu... mnie pocałował, a potem zwiał do swojego pokoju.
— Wait... on ciebie? Coś ci się chyba bracie pomyliło, to ty na niego lecisz. — Zaśmiał się, ale odniosłem dziwne wrażenie, że myślami wcale nie jest tu, ze mną w pokoju.
— No właśnie on zaczął. — Skierowałem moje dłonie w jego stronę i lekko je zacisnąłem. On mi serio nie wierzy. — To prawda!
— Sorry, Yeoluś, nie uwierzę. — Zacmokał ustami i zaczął coś robić na swoim telefonie, ale widziałem, że zamiast wodzić wzrokiem po czymś na ekranie, ten gapi się w jakiś nieznany punkt. Cóż, może mózg mu dziś nie funkcjonuje do końca tak, jak powinien. Może nawet w końcu wyczerpał się jego limit bycia mądrym człowiekiem?
— Mógłbyś się mną przejąć. — Spojrzałem na przyjaciela z pretensją. Ten tylko uśmiechnął się pod nosem, a ja byłem pewny, że robi sobie ze mnie w myślach jaja. Prychnąłem więc tylko i poszedłem otworzyć drzwi, w które ktoś zaczął pukać. — Dupek z ciebie, Jongin.
— Cześć! — Gdy otworzyłem drzwi, przemówił do mnie różowy pudel, przez co zamrugałem kilka razy oczami. Dopiero po chwili zorientowałem się, że przemawia do mnie Luhan, tylko po prostu trzymał swoje oczko w głowie na wysokości swojej twarzy.
— Wróciliśmy z Viviś ze spacerku, więc pomyślałem, że wpadniemy. — Uśmiechnął się słodko i wyminął mnie, zanim zdążyłem się odezwać. Po nim wszedł Sehun, który uścisnął mi jak zawsze mocno rękę na powitanie.
— Wy nie macie dziś przypadkiem wykładów? — Kai nie oderwał wzroku znad komórki, jego głos był wyraźnie zamyślony, a mnie to zaczynało zastanawiać coraz bardziej. — I nie wyszliście z tą landrynką jakoś rano?
— Serio myślisz, że chce mi się tam codziennie łazić? Tak, to był bardzo długi spacerek. — Luhan położył się na naszej podłodze, odbiegającej wyraźnie od podstawowych standardów czystości, ale nie wyglądał na zbyt przejętego. Zaczął się śmiać i dmuchać swojemu psu leżącemu na plecach w brzuch, przez co zabawnie ruszał łapkami. Uniosłem brew, zastanawiając się, jakim cudem można być tak dziecinnym jak Xi, będąc przy okazji moim hyungiem. Sehun widząc moją minę, spojrzał na mnie i pokręcił głową na znak, abym lepiej zachowania jego chłopaka nie komentował, bo nie warto. Pokiwałem głową, przyglądając się jeszcze tylko przez chwilę słodkim, kolorowym ubraniom chińczyka. W życiu nie pomyślałbym, że sportowiec pokroju Sehuna zainteresuje się żywą maskotką, jaką był blondyn, tarzający się teraz na podłodze.
— Co wy tacy małomówni? — Obiekt moich rozmyślań spojrzał na mnie i na Kaia, a my równocześnie wzruszyliśmy ramionami. — Ty nie w pracy, Chanyeolie?
Jezu, dlaczego on używa takich zdrobnień?
— Dziś mam wolne.
Luhan spojrzał na mnie zmrużonymi oczami i pokręcił głową.
— Wiem, że nie, ale nie wnikam.
Uniosłem brwi, zastanawiając się, dlaczego on również wie wszystko, jak jakaś baba pokroju Tiffany. Rozmowa dziś wyjątkowo się nie kleiła, bo i ja, jak i Kai nie mieliśmy zbytnio chęci, aby chociażby otwierać usta. Zastanawiałem się jedynie, dlaczego mój przyjaciel zachowuje się tak, a nie inaczej. Nasi goście widząc nasz humor, po prostu się pożegnali i wyszli, mówiąc, że jutro mamy być już normalni, inaczej złoją nam dupy.
— Więc? — zapytałem po ich wyjściu. Spojrzałem na leżącego Jongina. Wpatrywał się w sufit z dziwną miną. — Co ci się stało?
— Ziom, gdybym ja wiedział... — odmruknął, a ja uniosłem brwi.
— Eee... a jaśniej?
— Kojarzysz może niskiego szatyna z twojej firmy?
— W tym budynku pracuje średnio kilkanaście tysięcy osób. Bardzo mi wszystko ułatwiłeś tym szczegółowym opisem. — powiedziałem to tak, aby na pewno wyczuł śladowe ilości sarkazmu w moim głosie.
— Duże oczy, niski, schludny, trochę pingwin. — Spojrzał na mnie z nadzieją.
— Kyungsoo? — zapytałem cicho sam siebie w zastanowieniu, ale Kai to usłyszał.
— I w sumie gdy tylko szedł, wszyscy się odsuwali na bok, jakby się go bali — dodał Jongin.
— Aaa... to jednak nie wiem. — Wyrzuciłem z głowy obraz miłego i cichego Dyo. Czyli już serio nie miałem pomysłu, mimo że przyjaciel Baekhyuna idealnie wcześniej pasował do opisu. — A co?
— Chan... chyba się zakochałem.
— Aaa, no spoko... ZARAZ, KURWA CO?! — krzyknąłem zdezorientowany i szybko wstałem, wlepiając swoje oczy w tego żółtego murzyna.
Kai nie zareagował, tylko dalej tępo gapił się w sufit. Podszedłem do niego ostrożnie i usiadłem na brzegu jego łóżka. Och, ma tu większy syf ode mnie. To bardzo podbudowujące. Pomachałem mu ręką przed twarzą i patrzyłem na jego... w sumie nawet nie wiem, jak określić jego wyraz twarzy. Po prostu leżał i się gapił.
— Kai...? Jesteś pewny? — Gdy zobaczyłem przytakniecie, na chwilę zaniemówiłem, aby potem jednak spróbować dowiedzieć się czegoś więcej. Serio, Kai i miłość? Te rzeczy się jakoś tak... nie kleją. Po prostu. — A... gadałeś z nim chociaż, czy coś...?
— Wskazał mi drogę. — powiedział — Miał taki miły głos...
— ZARAZ, CO?! — Dopiero teraz dotarło do mnie najważniejsze. — Podoba ci się chłopak?! Tobie?! Jesteś gejem?!
— Chyba. — Nawet nie drgnął na mój wybuch i ponowne, nagłe wstanie.
— I całe życie wmawiałeś mi, że jesteś stuprocentowym hetero i się ze mnie śmiałeś?! — Rozłożyłem ręce. — Wow!
— Co wow? — Spojrzał w końcu na mnie, a ja dziwnie wydąłem usta.
— Ty mi powiedz co. Jezu, jeśli to chłopak i o nim myślisz, to chyba serio ty...
— No, zakochałem się. — Wzruszył ramionami. — Musisz dla mnie sprawdzić, kto to.
— Ja?
— Ty tam pracujesz, łatwo ogarniesz, kogo się ludzie boją.
— I chcesz być z kimś takim? — Starałem się przyswoić tę informację do mojego mózgu, ale chyba miałem jakieś małe zawieszenie.
— Raczej tak. — Pokiwał głową.
Chciałem dowiedzieć się jeszcze czegoś, ale ten już po prostu mnie ignorował i poszedł spać. Nie była wcale późna godzina, ale i ja nie czułem się jeszcze najlepiej po poprzednim wieczorze i z myślą o kolejnym dniu, więc poszedłem się umyć i po prostu poszedłem w ślady przyjaciela, dość szybko pogrążając się we śnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz