wtorek, 30 października 2018

Rozdział 7

Sehun puka nerwowo w oparcie miękkiej sofy, patrząc uważnie na sąsiadkę, która wygląda strasznie groteskowo w swoich wałkach na głowie, czego zdaje się nawet nie zauważać.

 Jeszcze raz przepraszam za moje najście. Głupio się czuję, jak wchodzę nieproszona do czyjegoś domu, ale zaniepokoił mnie tak długi brak odpowiedzi. Naprawdę pukałam kilka minut.

 Nic się nie stało. Mogę jednak wiedzieć, co jest celem pani wizyty?  Sehun zdecydowanie nie ma dziś ochoty na niepotrzebne pogawędki, zwłaszcza że jeszcze chwilę temu kobieta przyprawiła go niemalże o zawał serca. Kto normalny przychodzi do czyjegoś domu o północy i jeszcze marudzi na brak odpowiedzi?

 Wiem, że to nieodpowiednia pora, ale dopiero kilka minut temu mąż powiadomił mnie, co tu zaszło. Powiedział też, że pana mąż zaginął. Jest to prawdą?  Kobieta wygląda na bardzo przejętą całą sytuacją, przez co zapewne zignorowała nawet fakt, że przyszła tu w szlafroku.

 Tak. Trzy dni temu.  odpowiada Sehun, wplatając palce w swoje niezbyt czyste włosy. Cała sytuacja, w której się znajduje, sprawia, że nie ma nawet siły myśleć o dbaniu o swoją higienę. Myśli tylko o tym, aby szybko znaleźć Lu, bo nie ma pojęcia w jakim może być stanie psychicznym po ich ostatniej kłótni.

 Może to było porwanie?  Sąsiadka wygląda na przerażoną, jakby dotknęła ją osobista tragedia. Bardzo miłe jest jej zaangażowanie, ale Sehun zdecydowanie go nie potrzebuje.

 Wątpię. Mój mąż jest chory psychicznie. Myślę, że wydarzenie jakie miało tu miejsce, mogło skłonić go do irracjonalnych działań  Koreańczyk nie czuje potrzeby ukrywania faktu o chorobie swojego partnera.  Jeśli gdziekolwiek pani go zobaczy, spotka, proszę od razu skontaktować się ze mną lub z policją. Być może wciąż jest gdzieś w tych okolicach.

Kobieta kiwa szybko głową, bo oczywiste jest dla niej, że na pewno tak postąpi.

 A może pan Luhan po prostu pojechał odwiedzić rodzinę?

 Nie ma żadnej  odpowiada Sehun zgodnie z prawdą. Rodzice Lu zmarli nie tak dawno temu.  Nie ma też przyjaciół.

 W takim razie może po prostu pojechał odwiedzić stary dom?Może za nim zatęsknił? Albo pojechał do jakiegoś swojego ulubionego miejsca?

Sehun kamienieje i unosi wzrok, który spotyka się z tym sąsiadki. Czuje się jak największy idiota na świecie. Że też ta obca kobieta podsunęła mu na myśl coś tak oczywistego.

 Przepraszam, ale... ale muszę tam pojechać  Mężczyzna szybko wstaje z siedzenia, przez co niezapowiedziany gość robi to samo. Sehun szybko zakłada na siebie buty i kurtkę oraz chwyta kluczyki od samochodu.

 Cieszę się, że mogłam pomóc. Mam nadzieję, że pana mąż rzeczywiście się tam odnajdzie  mówi, uśmiechając się lekko, po czym szybko otwiera drzwi i kieruje się niemalże biegiem do swojego domu, bo szlafrok jest zbyt cienki, by uchronić ją przed zimnem.

Sehun już ignoruje jej osobę i szaleńczo wsiada do samochodu, aby następnie z piskiem opon ruszyć w drogę do Seulu, którego miał nadzieję nie odwiedzać jeszcze długi czas. Właściwie to po prostu miał nadzieję nie odwiedzać willi, której do tej pory nikt nie chce od nich odkupić, mimo naprawdę przystępnej ceny.

Ignorując przepisy drogowe, jedzie o wiele za szybko, aby jak najszybciej dotrzeć do Seulu oddalonego o ponad cztery godziny drogi. Liczy jednak, że z tą prędkością uda mu się dotrzeć do starego domu w o wiele krótszym czasie. W końcu nie wiadomo, co Luhan może tam robić, jeśli oczywiście to tam się znajduje. Sehun jednak stara się w to wierzyć. Samael bardzo chciał tam wrócić. Wprost powiedział, że nienawidzi ich obecnego domu. Dlaczego jednak dopuścił się zabójstwa, skoro wiedział, że to doprowadzi do wielu komplikacji w życiu Lu? Musiał liczyć się z wyprowadzką.

Najważniejsze pytanie jest jednak jedno - co jest w stanie zrobić jeszcze, jeżeli znów się pojawił i to on kieruje ciałem Lu?

Czemu chce tam wracać?

Sehun zaciska palce na kierownicy jeszcze mocniej i wyprzedza wloczącą się na drodze ciężarówkę. Zirytowanym wzrokiem rozgląda się też po najbliższej okolicy, która jest niestety widoczna tylko dzięki jego przednim światłom. Liczy jednak, że może będzie w stanie dostrzec pojedynczą, męską sylwetkę gdzieś w obrębie tych kilku metrów. Są na to jednak tak małe szanse, że po dłuższym czasie jego zmęczenie i nieprzespane noce dają mu o sobie znać, przez co postanawia skupić się tylko i wyłącznie na pustej drodze. Nigdy nie lubił jeździć po ciemku nieznanymi sobie szlakami, pośród pustych pól i lasów. Dlatego czuje się pewniej, gdy wjeżdża na nieco bardziej uczęszczaną jezdnię, nawet o tej godzinie. Lampy tu już świecą, a wszystko nie wydaje się takie mroczne. Dodatkowo lepiej tu widać pobocza. 

Sehun zerka na znak, przez co staje się jeszcze bardziej niespokojny.

Seul 153 km.

Momentalnie zatrzymuje się z piskiem opon i zjeżdża na pobocze. Ma wrażenie, że dostrzega coś dziwnego na sporym kamieniu, znajdującym się niedaleko drogowskazu. Wysiada z samochodu i podchodzi tam, aby następnie zacisnąć zęby. Drżącą dłonią chwyta brudną, granatową kurtkę, wśród której plątał się nieco nadszarpany czerwony, bardzo miękki szalik, który przez ten jaskrawy kolor był w stanie dostrzec z drogi. Nie chcąc jednak panikować i wyciągać pochopnych wniosków, przekręca go na drugą stronę, gdzie widzi dobrze sobie znaną metkę, która pochodzi od rodzinnego, bardzo dobrego krawca, który kiedyś znajdował się koło jego rodzinnego domu. To jest na pewno szalik, który zakupił Lu na święta za swoją pierwszą wypłatę.

Sehun czuje, jak po jego policzku spływa jedna, pojedyncza łza. Z bezsilności kuca i opiera się ramieniem o kamień. Chowa twarz w szaliku i stara się uspokoić swój oddech, jest to jednak trudne przez zbierający się w nim płacz. Jest tak zmęczony i fizyczne, i tymi wszystkimi emocjami, które kłębią się w nim od kilku lat. Jest tylko człowiekiem, a musi się zmagać z silnym uczuciem, które żywi do Lu od wielu lat. Musi zmagać się z tym, jak jego ukochany się zmienił i z traumatycznymi, wspólnymi przeżyciami. Chyba właśnie po raz pierwszy od dawna ma tak potężny kryzys.

Jest tym tak bardzo zmęczony. Chciałby po prostu teraz odpuścić. Tak po prostu wrócić do domu i położyć się spać, aby jutro rano zjeść śniadanie, pójść do pracy, aby po powrocie wypić herbatę, czytając dobrą książkę. Wieczorem zasnąłby w ramionach ukochanej osoby, aby jutro powtórzyć rutynę.

Zaciska pięści. Doskonale wie, że nie jest to możliwe. Niestety zakochał się i nie potrafi przez to już myśleć o sobie. To nie jego szczęście i bezpieczeństwo są najważniejsze. Jest inna osoba, która jego zdaniem ma gorzej. Jest to Luhan, który wcale nie chce, aby Sehun był nieszczęśliwy. Po prostu nie ma na to wpływu, a Koreańczyk doskonale wie, że gdyby Luhan mógł, uchyliłby Sehunowi nieba.
Wstaje i szybko przeciera rękawem wilgotne oczy. Płacz i chwile słabości mu w niczym nie pomogą. Nie potrzebuje teraz użalania się nad sobą. Potrzebuje resztki siły i samozaparcia, które w nim pozostały.

Ponownie zerka na granatową kurtkę, której nie poznaje. Do kogo należy? Dlaczego jest tu razem z szalikiem Lu? Czy ktoś mu go ukradł? Czy Lu porzucił go specjalnie? To, że ta kurtka tutaj jest to przypadek?

Wiedząc, że nie otrzyma odpowiedzi na żadne z tych pytań, bierze obydwie rzeczy do samochodu i rusza w dalszą drogę, teraz rozglądając się jeszcze uważniej. Serce bije mu szybko przez myśl, że może ten szalik zostawił tam Lu i mogło to być nawet niedawno.

Niestety stracił całą nadzieję, gdy minął tabliczkę, informującą go, że znajduje już się w Seulu, co widoczne było gołym okiem przez wieżowce znajdujące się gdzieś w oddali. Rozpoznaje w nich od razu dzielnicę Gangnam, przez co wie, że musi pojechać bardziej w prawo, aby dojechać do mieszczącej się daleko od centrum dużej willi, w której przeszło mu żyć kilka lat. Dojeżdża tam po kilku minutach, czując niemalże jak serce podskakuje mu do gardła, a dusza już wygodnie siedzi mu na ramieniu. Wyciąga kluczyki ze stacyjki i powoli przenosi wzrok na ciężką, żelazną bramę, która oddziela wielką posiadłość od całego świata. To miejsce sprawia, że Sehun czuje dziwny chłód gdzieś w swoim wnętrzu. Coś, co kiedyś kojarzyło mu się z ciepłym domem, teraz napawa go wstrętem i strachem. Jasny, piękny budynek wydaje mu się brudny i chłodny. Piękne, zdobione okna wydają się być otchłanią bez końca, a wielkie drzwi drogą do przeszłości.

Powoli wysiada z samochodu i staje przed zamkniętą na klucz furtką. W szale, w jakim był przed wyjazdem, zapomniał wziąć klucza. Dlatego też zgrabnie wspina się po prętach ogrodzenia, aby po chwili miękko zeskoczyć na wyschniętą trawę. Mnóstwo drzew na posesji straciło już swoje liście, przez co wyglądają na pozbawione życia.

Sehun rozgląda się po najbliższej okolicy, ale bez światła widzi jedynie kilka pustych puszek i butelek, oraz różne śmieci spożywcze. Agent nieruchomości, który stara się sprzedać tę nieszczęsną willę, mówił mu jakiś czas temu, co tak naprawdę się teraz z nią dzieje. Po Seulu szybko rozrosła się plotka o miejscu morderstwa. Ludzie typowo dla siebie, chętnie wysnuli przypuszczenia o snującej się w domu duszy biednej, zamordowanej dziewczyny. Podobno młodzi często teraz zakładają się, kto wytrzyma w domu całą noc. Sehun jest wściekły, że coś takiego może mieć miejsce. Na pewno nie pomaga to sprzedaży tego cholernego domu, do którego naprawdę nie chce teraz wchodzić.
Chwyta za klamkę, mając nadzieje, że być może drzwi są otwarte, skoro ludzie nieraz przychodzili tu na nocne eskapady. Te jednak nie ustępują, więc mężczyzna wie, że musi znaleźć inne wejście. Gdzieś na pewno musi być chociaż wybita szyba. A jeśli szyba, oczywistością jest, że będzie to ta, prowadząca na taras.

Obchodzi dom dookoła i nie myli się - szyba ze szklanych drzwi rozbita jest w drobny mak, zasypując śliskie schodki. Sehun bierze głęboki oddech i wdycha zapach wiatru, który pachnie typowo jesienną mieszanką suchych liści, podmokłej trawy i zimna. Zapala latarkę w telefonie i powoli wchodzi do przestronnego salonu o pięknej, dębowej podłodze, którą zawsze uwielbiał. Teraz walają się na niej pojedyncze liście i kolejne puszki po piwie. Sehun marszczy brwi na ten widok. Przesuwa światło na kominek, z którego wyrwano kilka cegieł i na ściany, brudne od wilgoci. Boli go widok jego dawnego domu, który w przeciągu kilkunastu miesięcy zmienił się w ruinę. Gdy Luhan podjął leczenie, on nie był w stanie już tu mieszkać i mimo posiadania pięknej posiadłości wolał przenieść się do czegoś mniejszego, oddalonego od miejsca śmierci Hanrim.

 Luhan!  krzyczy głośno i staje w bezruchu, starając się usłyszeć choćby najmniejszy ruch, choć przez wielkość budynku, może być to ciężkie. Odgłos głośnego wiatru również mu tego nie ułatwia. Krzyczy jeszcze raz, ale znów nie słyszy nic wyjątkowego. Patrzy na zegarek, znajdujący się jak zawsze na jego nadgarstku. Powoli dochodzi godzina czwarta, co oznacza, że jechał na tyle szybko, że przyjechał tu o ponad godzinę wcześniej, niż zakładał. Przez porę roku, która aktualnie panuje, niestety jeszcze kilka godzin będzie panować nieprzyjemny mrok.

Koreańczyk udaje się w stronę kuchni i jadalni, które wydają mu się przytłaczająco puste przez brak jakichkolwiek mebli i dekoracji. Gdyby nie ich częściowa sprzedaż, nie byłoby ich stać na nowy dom.

Nie dostrzega tu nic niepokojącego, podobnie jak w kuchni i w reszcie pomieszczeń znajdujących się na dole. Przechodzi więc powoli do salonu i staje przed drewnianymi, jasnymi schodami, obitymi w dywanik, dzięki czemu nie są śliskie. Wchodzi po nich, trzymając się jedną ręką ceglanej ściany, aby czuć się bezpieczniej w tych ciemnościach. Gdy znajduje się na górze, wchodzi do pierwszego pomieszczenia, które przyszło mu na myśl. Jednakże tuż po wejściu tam, cofa się gwałtownie i zamyka za sobą drzwi, biorąc kilka głębokich oddechów. Nie sądził, że wspomnienia uderzą nagle w jego umysł z aż taką siłą, a pod nim niemalże ugną się kolana. Czuje, jak jego ciało drży, a obrazy, które widział kiedyś w tej łazience, są niemalże rzeczywiste przed jego oczami. Przez chwilę naprawdę miał wrażenie, że widzi piękną, jasną łazienkę, do której nie pasuje widok krwi na podłogowych płytkach, a przede wszystkim ciało młodej dziewczyny, pływające w gorącej, czerwonej wodzie, która wylewa się strumieniami z wanny.

 To przeszłość...  szepce cicho Sehun, muskając opuszkami palców klamkę, która wbija mu się w plecy. Trudno mu jednak zapomnieć, jak pewnego dnia po powrocie do domu zastał właśnie taki widok. Zobaczył też wtedy siedzącego na mokrej podłodze, płaczącego Lu, który z przerażenia nie był w stanie nawet się ruszyć. Dlatego właśnie łazienka była pierwszym miejscem, które przyszło mu na myśl, aby je sprawdzić. Zawiedziony odchodzi szybko od zamkniętych drzwi i sprawdza po kolei wszystkie pomieszczenia, mając nadzieję, że ujrzy swojego ukochanego jeszcze w pokoju, gdzie znajdowała się kiedyś ich sypialnia. Znowu pustka.

Czuje się cholernie zawiedziony. Całym sercem chciał wierzyć, że Lu się znajdzie. Że porozmawiają na spokojnie, że wrócą jeszcze dziś razem do domu. Że będzie mógł dziś go obejmować, gdy będzie zasypiać, oraz że namówi Lu znów na leczenie, bo zdecydowanie mu się pogorszyło.
Tak bardzo chce go teraz zobaczyć. Ten znaleziony na pustkowiu szalik i kurtka nie dają mu spokoju. Musi wiedzieć, czy Lu jest bezpieczny, bo ogarnia go panika, gdy nie wie, czy jest on zdrowy.
Schodzi na dół, starając się zachować spokój, przynajmniej zewnętrzny. Chyba jednak nie udaje mu się to, bo kamienieje, gdy na tle wybitej szyby widzi sylwetkę, która stoi nieruchomo i wyraźnie się w niego wpatruje. Cofa się o krok i drżącą dłonią unosi nieco latarkę, aby móc dostrzec mimo sporej odległości, jakiekolwiek rysy twarzy stojącej tam osoby. Otwiera szeroko oczy ze zdziwienia i przerażenia, bo jego mózg zostaje momentalnie zaatakowany przez setki pytań.

 Kolejny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz