Sehun puka nerwowo w
oparcie miękkiej sofy, patrząc uważnie na sąsiadkę, która wygląda
strasznie groteskowo w swoich wałkach na głowie, czego zdaje się nawet
nie zauważać.
— Jeszcze raz
przepraszam za moje najście. Głupio się czuję, jak wchodzę nieproszona
do czyjegoś domu, ale zaniepokoił mnie tak długi brak odpowiedzi.
Naprawdę pukałam kilka minut.
— Nic się nie stało. Mogę jednak wiedzieć, co jest celem pani wizyty? —
Sehun zdecydowanie nie ma dziś ochoty na niepotrzebne pogawędki,
zwłaszcza że jeszcze chwilę temu kobieta przyprawiła go niemalże o zawał
serca. Kto normalny przychodzi do czyjegoś domu o północy i jeszcze
marudzi na brak odpowiedzi?
— Wiem, że to
nieodpowiednia pora, ale dopiero kilka minut temu mąż powiadomił mnie,
co tu zaszło. Powiedział też, że pana mąż zaginął. Jest to prawdą? — Kobieta wygląda na bardzo przejętą całą sytuacją, przez co zapewne zignorowała nawet fakt, że przyszła tu w szlafroku.
— Tak. Trzy dni temu. —
odpowiada Sehun, wplatając palce w swoje niezbyt czyste włosy. Cała
sytuacja, w której się znajduje, sprawia, że nie ma nawet siły myśleć o
dbaniu o swoją higienę. Myśli tylko o tym, aby szybko znaleźć Lu, bo nie
ma pojęcia w jakim może być stanie psychicznym po ich ostatniej kłótni.
— Może to było porwanie? —
Sąsiadka wygląda na przerażoną, jakby dotknęła ją osobista tragedia.
Bardzo miłe jest jej zaangażowanie, ale Sehun zdecydowanie go nie
potrzebuje.
— Wątpię. Mój mąż
jest chory psychicznie. Myślę, że wydarzenie jakie miało tu miejsce,
mogło skłonić go do irracjonalnych działań — Koreańczyk nie czuje potrzeby ukrywania faktu o chorobie swojego partnera. —
Jeśli gdziekolwiek pani go zobaczy, spotka, proszę od razu skontaktować
się ze mną lub z policją. Być może wciąż jest gdzieś w tych okolicach.
Kobieta kiwa szybko głową, bo oczywiste jest dla niej, że na pewno tak postąpi.
— A może pan Luhan po prostu pojechał odwiedzić rodzinę?
— Nie ma żadnej — odpowiada Sehun zgodnie z prawdą. Rodzice Lu zmarli nie tak dawno temu. — Nie ma też przyjaciół.
— W takim razie
może po prostu pojechał odwiedzić stary dom?Może za nim zatęsknił? Albo
pojechał do jakiegoś swojego ulubionego miejsca?
Sehun kamienieje i unosi
wzrok, który spotyka się z tym sąsiadki. Czuje się jak największy
idiota na świecie. Że też ta obca kobieta podsunęła mu na myśl coś tak
oczywistego.
— Przepraszam, ale... ale muszę tam pojechać —
Mężczyzna szybko wstaje z siedzenia, przez co niezapowiedziany gość
robi to samo. Sehun szybko zakłada na siebie buty i kurtkę oraz chwyta
kluczyki od samochodu.
— Cieszę się, że mogłam pomóc. Mam nadzieję, że pana mąż rzeczywiście się tam odnajdzie —
mówi, uśmiechając się lekko, po czym szybko otwiera drzwi i kieruje się
niemalże biegiem do swojego domu, bo szlafrok jest zbyt cienki, by
uchronić ją przed zimnem.
Sehun już ignoruje jej
osobę i szaleńczo wsiada do samochodu, aby następnie z piskiem opon
ruszyć w drogę do Seulu, którego miał nadzieję nie odwiedzać jeszcze
długi czas. Właściwie to po prostu miał nadzieję nie odwiedzać willi,
której do tej pory nikt nie chce od nich odkupić, mimo naprawdę
przystępnej ceny.
Ignorując przepisy
drogowe, jedzie o wiele za szybko, aby jak najszybciej dotrzeć do Seulu
oddalonego o ponad cztery godziny drogi. Liczy jednak, że z tą
prędkością uda mu się dotrzeć do starego domu w o wiele krótszym czasie.
W końcu nie wiadomo, co Luhan może tam robić, jeśli oczywiście to tam
się znajduje. Sehun jednak stara się w to wierzyć. Samael bardzo chciał
tam wrócić. Wprost powiedział, że nienawidzi ich obecnego domu. Dlaczego
jednak dopuścił się zabójstwa, skoro wiedział, że to doprowadzi do
wielu komplikacji w życiu Lu? Musiał liczyć się z wyprowadzką.
Najważniejsze pytanie jest jednak jedno - co jest w stanie zrobić jeszcze, jeżeli znów się pojawił i to on kieruje ciałem Lu?
Czemu chce tam wracać?
Sehun zaciska palce na
kierownicy jeszcze mocniej i wyprzedza wloczącą się na drodze
ciężarówkę. Zirytowanym wzrokiem rozgląda się też po najbliższej
okolicy, która jest niestety widoczna tylko dzięki jego przednim
światłom. Liczy jednak, że może będzie w stanie dostrzec pojedynczą,
męską sylwetkę gdzieś w obrębie tych kilku metrów. Są na to jednak tak
małe szanse, że po dłuższym czasie jego zmęczenie i nieprzespane noce
dają mu o sobie znać, przez co postanawia skupić się tylko i wyłącznie
na pustej drodze. Nigdy nie lubił jeździć po ciemku nieznanymi sobie
szlakami, pośród pustych pól i lasów. Dlatego czuje się pewniej, gdy
wjeżdża na nieco bardziej uczęszczaną jezdnię, nawet o tej godzinie.
Lampy tu już świecą, a wszystko nie wydaje się takie mroczne. Dodatkowo
lepiej tu widać pobocza.
Sehun zerka na znak, przez co staje się jeszcze bardziej niespokojny.
Seul 153 km.
Momentalnie zatrzymuje
się z piskiem opon i zjeżdża na pobocze. Ma wrażenie, że dostrzega coś
dziwnego na sporym kamieniu, znajdującym się niedaleko drogowskazu.
Wysiada z samochodu i podchodzi tam, aby następnie zacisnąć zęby. Drżącą
dłonią chwyta brudną, granatową kurtkę, wśród której plątał się nieco
nadszarpany czerwony, bardzo miękki szalik, który przez ten jaskrawy
kolor był w stanie dostrzec z drogi. Nie chcąc jednak panikować i
wyciągać pochopnych wniosków, przekręca go na drugą stronę, gdzie widzi
dobrze sobie znaną metkę, która pochodzi od rodzinnego, bardzo dobrego
krawca, który kiedyś znajdował się koło jego rodzinnego domu. To jest na
pewno szalik, który zakupił Lu na święta za swoją pierwszą wypłatę.
Sehun czuje, jak po jego
policzku spływa jedna, pojedyncza łza. Z bezsilności kuca i opiera się
ramieniem o kamień. Chowa twarz w szaliku i stara się uspokoić swój
oddech, jest to jednak trudne przez zbierający się w nim płacz. Jest tak
zmęczony i fizyczne, i tymi wszystkimi emocjami, które kłębią się w nim
od kilku lat. Jest tylko człowiekiem, a musi się zmagać z silnym
uczuciem, które żywi do Lu od wielu lat. Musi zmagać się z tym, jak jego
ukochany się zmienił i z traumatycznymi, wspólnymi przeżyciami. Chyba
właśnie po raz pierwszy od dawna ma tak potężny kryzys.
Jest tym tak bardzo
zmęczony. Chciałby po prostu teraz odpuścić. Tak po prostu wrócić do
domu i położyć się spać, aby jutro rano zjeść śniadanie, pójść do pracy,
aby po powrocie wypić herbatę, czytając dobrą książkę. Wieczorem
zasnąłby w ramionach ukochanej osoby, aby jutro powtórzyć rutynę.
Zaciska pięści.
Doskonale wie, że nie jest to możliwe. Niestety zakochał się i nie
potrafi przez to już myśleć o sobie. To nie jego szczęście i
bezpieczeństwo są najważniejsze. Jest inna osoba, która jego zdaniem ma
gorzej. Jest to Luhan, który wcale nie chce, aby Sehun był
nieszczęśliwy. Po prostu nie ma na to wpływu, a Koreańczyk doskonale
wie, że gdyby Luhan mógł, uchyliłby Sehunowi nieba.
Wstaje i szybko
przeciera rękawem wilgotne oczy. Płacz i chwile słabości mu w niczym nie
pomogą. Nie potrzebuje teraz użalania się nad sobą. Potrzebuje resztki
siły i samozaparcia, które w nim pozostały.
Ponownie zerka na
granatową kurtkę, której nie poznaje. Do kogo należy? Dlaczego jest tu
razem z szalikiem Lu? Czy ktoś mu go ukradł? Czy Lu porzucił go
specjalnie? To, że ta kurtka tutaj jest to przypadek?
Wiedząc, że nie otrzyma
odpowiedzi na żadne z tych pytań, bierze obydwie rzeczy do samochodu i
rusza w dalszą drogę, teraz rozglądając się jeszcze uważniej. Serce bije
mu szybko przez myśl, że może ten szalik zostawił tam Lu i mogło to być
nawet niedawno.
Niestety stracił całą
nadzieję, gdy minął tabliczkę, informującą go, że znajduje już się w
Seulu, co widoczne było gołym okiem przez wieżowce znajdujące się gdzieś
w oddali. Rozpoznaje w nich od razu dzielnicę Gangnam, przez co wie, że
musi pojechać bardziej w prawo, aby dojechać do mieszczącej się daleko
od centrum dużej willi, w której przeszło mu żyć kilka lat. Dojeżdża tam
po kilku minutach, czując niemalże jak serce podskakuje mu do gardła, a
dusza już wygodnie siedzi mu na ramieniu. Wyciąga kluczyki ze stacyjki i
powoli przenosi wzrok na ciężką, żelazną bramę, która oddziela wielką
posiadłość od całego świata. To miejsce sprawia, że Sehun czuje dziwny
chłód gdzieś w swoim wnętrzu. Coś, co kiedyś kojarzyło mu się z ciepłym
domem, teraz napawa go wstrętem i strachem. Jasny, piękny budynek wydaje
mu się brudny i chłodny. Piękne, zdobione okna wydają się być otchłanią
bez końca, a wielkie drzwi drogą do przeszłości.
Powoli wysiada z
samochodu i staje przed zamkniętą na klucz furtką. W szale, w jakim był
przed wyjazdem, zapomniał wziąć klucza. Dlatego też zgrabnie wspina się
po prętach ogrodzenia, aby po chwili miękko zeskoczyć na wyschniętą
trawę. Mnóstwo drzew na posesji straciło już swoje liście, przez co
wyglądają na pozbawione życia.
Sehun rozgląda się po
najbliższej okolicy, ale bez światła widzi jedynie kilka pustych puszek i
butelek, oraz różne śmieci spożywcze. Agent nieruchomości, który stara
się sprzedać tę nieszczęsną willę, mówił mu jakiś czas temu, co tak
naprawdę się teraz z nią dzieje. Po Seulu szybko rozrosła się plotka o
miejscu morderstwa. Ludzie typowo dla siebie, chętnie wysnuli
przypuszczenia o snującej się w domu duszy biednej, zamordowanej
dziewczyny. Podobno młodzi często teraz zakładają się, kto wytrzyma w
domu całą noc. Sehun jest wściekły, że coś takiego może mieć miejsce. Na
pewno nie pomaga to sprzedaży tego cholernego domu, do którego naprawdę
nie chce teraz wchodzić.
Chwyta za klamkę, mając
nadzieje, że być może drzwi są otwarte, skoro ludzie nieraz przychodzili
tu na nocne eskapady. Te jednak nie ustępują, więc mężczyzna wie, że
musi znaleźć inne wejście. Gdzieś na pewno musi być chociaż wybita
szyba. A jeśli szyba, oczywistością jest, że będzie to ta, prowadząca na
taras.
Obchodzi dom dookoła i
nie myli się - szyba ze szklanych drzwi rozbita jest w drobny mak,
zasypując śliskie schodki. Sehun bierze głęboki oddech i wdycha zapach
wiatru, który pachnie typowo jesienną mieszanką suchych liści, podmokłej
trawy i zimna. Zapala latarkę w telefonie i powoli wchodzi do
przestronnego salonu o pięknej, dębowej podłodze, którą zawsze
uwielbiał. Teraz walają się na niej pojedyncze liście i kolejne puszki
po piwie. Sehun marszczy brwi na ten widok. Przesuwa światło na kominek,
z którego wyrwano kilka cegieł i na ściany, brudne od wilgoci. Boli go
widok jego dawnego domu, który w przeciągu kilkunastu miesięcy zmienił
się w ruinę. Gdy Luhan podjął leczenie, on nie był w stanie już tu
mieszkać i mimo posiadania pięknej posiadłości wolał przenieść się do
czegoś mniejszego, oddalonego od miejsca śmierci Hanrim.
— Luhan! —
krzyczy głośno i staje w bezruchu, starając się usłyszeć choćby
najmniejszy ruch, choć przez wielkość budynku, może być to ciężkie.
Odgłos głośnego wiatru również mu tego nie ułatwia. Krzyczy jeszcze raz,
ale znów nie słyszy nic wyjątkowego. Patrzy na zegarek, znajdujący się
jak zawsze na jego nadgarstku. Powoli dochodzi godzina czwarta, co
oznacza, że jechał na tyle szybko, że przyjechał tu o ponad godzinę
wcześniej, niż zakładał. Przez porę roku, która aktualnie panuje,
niestety jeszcze kilka godzin będzie panować nieprzyjemny mrok.
Koreańczyk udaje się w
stronę kuchni i jadalni, które wydają mu się przytłaczająco puste przez
brak jakichkolwiek mebli i dekoracji. Gdyby nie ich częściowa sprzedaż,
nie byłoby ich stać na nowy dom.
Nie dostrzega tu nic
niepokojącego, podobnie jak w kuchni i w reszcie pomieszczeń
znajdujących się na dole. Przechodzi więc powoli do salonu i staje przed
drewnianymi, jasnymi schodami, obitymi w dywanik, dzięki czemu nie są
śliskie. Wchodzi po nich, trzymając się jedną ręką ceglanej ściany, aby
czuć się bezpieczniej w tych ciemnościach. Gdy znajduje się na górze,
wchodzi do pierwszego pomieszczenia, które przyszło mu na myśl. Jednakże
tuż po wejściu tam, cofa się gwałtownie i zamyka za sobą drzwi, biorąc
kilka głębokich oddechów. Nie sądził, że wspomnienia uderzą nagle w jego
umysł z aż taką siłą, a pod nim niemalże ugną się kolana. Czuje, jak
jego ciało drży, a obrazy, które widział kiedyś w tej łazience, są
niemalże rzeczywiste przed jego oczami. Przez chwilę naprawdę miał
wrażenie, że widzi piękną, jasną łazienkę, do której nie pasuje widok
krwi na podłogowych płytkach, a przede wszystkim ciało młodej
dziewczyny, pływające w gorącej, czerwonej wodzie, która wylewa się
strumieniami z wanny.
— To przeszłość... —
szepce cicho Sehun, muskając opuszkami palców klamkę, która wbija mu
się w plecy. Trudno mu jednak zapomnieć, jak pewnego dnia po powrocie do
domu zastał właśnie taki widok. Zobaczył też wtedy siedzącego na mokrej
podłodze, płaczącego Lu, który z przerażenia nie był w stanie nawet się
ruszyć. Dlatego właśnie łazienka była pierwszym miejscem, które
przyszło mu na myśl, aby je sprawdzić. Zawiedziony odchodzi szybko od
zamkniętych drzwi i sprawdza po kolei wszystkie pomieszczenia, mając
nadzieję, że ujrzy swojego ukochanego jeszcze w pokoju, gdzie znajdowała
się kiedyś ich sypialnia. Znowu pustka.
Czuje się cholernie
zawiedziony. Całym sercem chciał wierzyć, że Lu się znajdzie. Że
porozmawiają na spokojnie, że wrócą jeszcze dziś razem do domu. Że
będzie mógł dziś go obejmować, gdy będzie zasypiać, oraz że namówi Lu
znów na leczenie, bo zdecydowanie mu się pogorszyło.
Tak bardzo chce go teraz
zobaczyć. Ten znaleziony na pustkowiu szalik i kurtka nie dają mu
spokoju. Musi wiedzieć, czy Lu jest bezpieczny, bo ogarnia go panika,
gdy nie wie, czy jest on zdrowy.
Schodzi na dół, starając
się zachować spokój, przynajmniej zewnętrzny. Chyba jednak nie udaje mu
się to, bo kamienieje, gdy na tle wybitej szyby widzi sylwetkę, która
stoi nieruchomo i wyraźnie się w niego wpatruje. Cofa się o krok i
drżącą dłonią unosi nieco latarkę, aby móc dostrzec mimo sporej
odległości, jakiekolwiek rysy twarzy stojącej tam osoby. Otwiera szeroko
oczy ze zdziwienia i przerażenia, bo jego mózg zostaje momentalnie
zaatakowany przez setki pytań.
— Kolejny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz