— Ile mam niby czekać?! — wrzasnął Kai.
— Wyniki będą już za pięć dni, proszę pana — powtórzyła spokojnie kobieta w instytucie, nie rozumiejąc zbulwersowania mężczyzny.
— Czy ty to słyszysz?
JUŻ za pięć dni? JUŻ. — Kai obrócił się w stronę Sehuna, kipiąc ze
złości. — Jeszcze przez tyle dni Kyu będzie myślał, że przeleciałem
jakąś laskę, czaisz?
— To do wiedzenia —
powiedział spokojnie czarnowłosy, wypychając w miarę delikatnie
blondyna, trzymającego na rękach śpiące dziecko. — No rusz dupę, chuju.
— Co to za służba
zdrowia?! Pięć dni?! Przez tyle to on zdąży spalić wszystkie nasze
zdjęcia, albo co gorsza — wyciąć z nich mnie! — chlipiał żałośnie, nie
wiedząc, czy jest w tej chwili bardziej zły, czy zestresowany, czy może
po prostu zrezygnowany. — Już go widzę, jak siedzi na podłodze i to
wszystko niszczy i—
— Nie dramtyzuj.
Kyungsoo nie jest bohaterką twojej ulubionej dramy, aby tak robić.
Myślę, że raczej się już w miarę uspokoił i po prostu zgrywa emo. Poza
tym, jak pisałem z Baekhyunem, to raczej Dyo był bardziej smutny niż
zły.
— Tym gorzej, wolę, żeby
był na mnie wkurwiony, niż przeze mnie smutny. Nie wolałbyś tak z
jeleniem? — Spojrzał na niego i był to jeden z tych momentów, w których
wyglądał bardziej inteligentnie, aniżeli głupio.
Sehun westchnął i skinął głową zgadzając się ze słowami przyjaciela.
— To co zamierzasz teraz robić? — zapytał Jongina. — Jesteś bez pracy, teoretycznie z dzieckiem i żyjesz na mojej kanapie.
Kai podrapał się po
głowie, ale od razu przestał, gdy dziecko znalazło się w niebezpiecznej
pozycji. Trzymanie dzieci to wyższa szkoła jazdy, a karmienie ich to już
w ogóle level expert.
— Powinienem dalej szukać pracy... Kyungsoo byłby zadowolony...
— Jaką byś chciał?
— Jakąkolwiek, serio —
westchnął — Po prostu, aby Dyo wiedział, że to, co mu powtarzałem w
szkole, że będzie ze mną żyć jak pączek w maśle to nie kłamstwo. On nie
powinien w ogóle pracować, tylko ja. Powinien odpoczywać i nie martwić
się niczym. Jestem jak rzep na psiej dupie.
— W sumie to... prawda, sorry. Już tyle czasu jesteś bezrobotny.
— Nie pomagasz, pało. Nie ogarniam ludzi, to, że nie ukończyłem wyższej budy nie znaczy, że jestem kretynem.
— Jesteś, ale ogólnie to
nie, nie oznacza to tego. Tyle, że żyjemy w takich czasach, Jongin... —
mruknął ciemnowłosy, kopiąc jakiś kamyk. Zastanawiał się chwilę nad
czymś. — Ostatnio zwolniło się u nas jedno miejsce, nauczyciela
wychowania seksualnego, ale nie sądzę, że ty bez papierów...
— Seksualnego? — Spojrzał na niego zaciekawiony. — I musiałbym tylko gadać dzieciakom o tym, jak się zabezpieczać?
— No... coś w tym stylu, ale nie wiem, czy przyjęliby kogoś bez papierka o szkole.
— Baekhyun... — Jongin
uśmiechnął się przebiegle i zatrzymał się, patrząc na przyjaciela z
tajemniczym uśmieszkiem, unosząc brwi, a to znowu je opuszczając w dół. —
Mógłby co nieco namieszać w moich papierach i—
— To nielegalne, debilu.
— Ale się z ciebie sztywniak zrobił, panie profesorku.
— Po prostu nie chcę,
żeby inni mieli przez twoje lekcje uraz do seksu do końca życia —
odpowiedział mu nauczyciel przedsiębiorczości. Nudny zawód? Nie
powiedziałby. Pracował w tym samym miejscu co Lu i bardzo dobrze to
obydwaj pożytkowali podczas długiej przerwy w składziku na sprzęt
sportowy, gdzie tylko Luhan miał klucz.
— I tak pogadam z żelkiem, na pewno mi pomoże.
— W to nie wątpię.
Nie wrócili jeszcze do
domu, tylko pili zimną bubble tea, bo skwar na dworzu był nie do
wytrzymania. Kupili też wcześniej bułkę, bo Kai nie wiedzieć czemu
bardzo lubił karmić gołębie.
— Jak myślisz, co Dyo teraz robi? — zapytał Kai zapatrzony w okrągłe oczy szarego ptaka.
— Pytasz mnie, czy jego?
— Sehun wolał się upewnić, czy jego przyjaciel nie zwariował.
Spokojnym
ruchem kołysał dziecko, które właściwie tylko spało, to normalne?
— No chyba mi nie
odpowie — Kai wybudził się z transu, a ptak go olał, widząc, że człowiek
nie ma już dla niego jedzenia. Zamaszyście zrobił kupę na chodnik i
odleciał.
— Uroczy — Rzucił z przekąsem Hun. — Nie wiem, może jak normalny człowiek jest w pracy?
— No... w sumie pewnie tak.
— Hunnie! — Usłyszeli
wesoły krzyk i zobaczyli machającego do nich niskiego blondynka. Sehun
od razu się uśmiechnął i wstał, co uczynił też Jongin. Podeszli do Lu,
który od razu zabrał swojemu chłopakowi mleczną herbatę i upił kilka
łyków.
— Jak dobrze, że cię spotkałem! — powiedział — Ale mi się chciało pić.
— Czyli tylko dlatego się cieszysz? — Sehun nie wyglądał na zadowolonego, na co Lu od razu się lekko zmieszał i spuścił wzrok.
— No... nie przecież... —
wydukał, na co z ust Huna wydobył się śmiech. Dlaczego Lu mimo tylu
lat, dalej jest taki nieśmiały, jakby dalej tkwiła w nim jakaś obawa?
Przecież Oh nie mógłby nawet tknąć tak słodkiej istoty jak on i mimo
wiecznych obaw Lu, w głębi siebie czuł, że ten to doskonale wie, ale ma
dylemat, jak się czasami zachować. Czasami nawet Oh miał wrażenie, że
Han często wykorzystuje swoją niewinność i słodkie oczy, aby dostać to,
czego chce.
— Oj, wiem. — Hun pocałował go w nos, ignorując jęczenie Kaia, że przez nich czuje się jeszcze bardziej samotny.
Hun
wziął od Lu torby z zakupami, a w zamian za to położył na delikatnych
rękach mężczyzny dziecko, na co ten od razu się uśmiechnął. Oh i Xi
postanowili już wrócić do domu, jednak Kai stwierdził, że musi udać się
do Baeka, który teoretycznie może pomóc mu, aby zdobyć w końcu
upragnioną pracę. Bo jeśli już nie będzie bezrobotnym, oraz gdy okaże
się, że dziecko nie jest jego dzięki testom, to przecież już wszystko
będzie idealnie bum cyk, cyk, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz