— Nie mam pojęcia, ile
zajmie nam ogarnięcie tego burdelu... — mówi Sehun, rozglądając się po
słabo oświetlonej piwnicy. Jego wzrok kolejno ląduje na starych meblach,
obrazach, szpargałach. — Ciekawe, czy poprzednia właścicielka nie miała
kompletnie żadnej rodziny, która mogłaby przejąć majątek? To rzadko się
zdarza.
— Jeżeli miała tylko
córkę, która umarła, to faktycznie mogła nie mieć komu tego wszystkiego
przekazać. To smutne. — odpowiada Luhan, odkrywając jedno z
prześcieradeł, pod którym kryła się ogromna, jasna szafa. — Ale zobacz,
większość rzeczy jest w bardzo dobrym stanie. Można je sprzedać.
Przydadzą nam się teraz pieniądze, prawda?
— Zdecydowanie. Dlatego bądź ostrożny.
— To tobie powinienem to mówić, głupku.
— To ty ostatnio ciągle
coś zbijasz, ewentualnie się wywracasz — Sehun posyła mu kpiący
uśmieszek, po czym odkrywa spod białej płachty dużą komodę. Przygląda
się jej z uwagą, ale nie dostrzega niczego nadzwyczajnego. Nie zna się
na wyposażeniu wnętrz tak jak jego mąż, więc nie umie ocenić wartości
tych wszystkich rzeczy.
— Zobacz, to to lustro! —
Luhan omija kilka kartonów i staje przed szkłem w mosiężnej ramie.
Sehun nie wydaje się być nim tak zachwycony, jak jego mąż, ale uśmiecha
się i kiwa głową na znak, że i jemu się podoba. Jeśli Lu chce takie
mieć, to niech ma. Przecież to tylko lustro.
— Wygląda na naprawdę stare. Ciekawe ile lat miała je poprzednia właścicielka? — Zastanawia się.
Luhan wzrusza ramionami,
nie skupiając się zbytnio na jego słowach. Wciąż wpatruje się w
pordzewiałą ramę z zachwytem. Po chwili jednak marszczy nieco brwi i
przybliża się do szkła nieco bliżej. Wystawia lekko prawą dłoń, aby je
nieco przetrzeć. Tuż po tym, jak to robi, krzyczy głośno i odwraca
panicznie Sehuna w przeciwną stronę, od razu chowając się za jego
plecami. Zdezorientowany Hun patrzy na niego w niezrozumieniu, czując
jak i jego serce zdecydowanie przyspiesza przez zaskoczenie.
— Boże, Sehun! Tam jest
trup! — Tuż po usłyszeniu tych słów, światło latarki młodszego
błyskawicznie kieruje się w stronę części piwnicy, którą było widać w
odbiciu lustra. Za załomem jednej ze ścian widać teraz wyraźnie czyjąś
bladą rękę i kawałek głowy, z której wcześniej musiała sączyć się krew.
Betonowa podłoga zabarwiona jest na czerwono tuż pod głową.
— Luhan, idź szybko na
górę zadzwonić na policję. — mówi Sehun drżącym głosem. Wie, że nie ma
już co wzywać karetki. Nawet z tej odległości widać, że mężczyzna na
pewno jest martwy.
Chińczyk od razu
wykonuje polecenie i czym prędzej biegnie na górę, starając się nie
spaść ze schodów pod wpływem przerażenia. Jednak obraz martwego
mężczyzny nie może zniknąć z jego głowy, nawet gdy znajduje się już na
górze i drżącymi dłońmi trzyma telefon, rozmawiając z osobą, która
obiecuje, że zaraz policja się u nich pojawi.
Mężczyzna odkłada
telefon na szafkę i opiera się o ścianę, aby nie upaść. Boi się zejść na
dół, ale nie chce, aby Sehun był tam teraz sam.
Ku jego szczęściu ten jednak wchodzi po chwili na górę, zostawiając drzwi od piwnicy otwarte.
Stoi przy nich, wpatrując się w Luhana dziwnym wzrokiem, który sprawia, że Chińczyk nie podejdzie do niego. Widzi, że ciemnowłosy zaciska zęby i stara się zebrać myśli, aby w końcu coś powiedzieć.
— Sehun...? — Luhan przybiera już prostą pozycję, nie chcąc wciąż opierać się na ścianie. — Dlaczego tak na mnie patrzysz...?
— Nic nie pamiętasz? — pyta Sehun wyjątkowo cichym głosem. Luhan otwiera zaskoczony szerzej oczy i cofa się o krok.
— Co?
— Wtedy pamiętałeś, jak to się stało. — mówi tym samym głosem, w którym słuchać niedowierzanie, ale i wielki zawód.
— Przecież ja nie...
— Samael tu ostatnio
był. — Sehun nagle uderza pięścią w ścianę i pochyla głowę, zaciskając
mocno zęby. Powstrzymuje się od krzyku. — A dziś w piwnicy mamy ciało,
tak?
Luhan kamienieje i
czuje, jak do jego oczu momentalnie napływają łzy, które przysłaniają mu
cały widok. Przez chwilę wręcz nie widzi ciemnych oczu Sehuna, który
sam nie wie, co właściwie teraz czuje i co powinien zrobić.
Paraliż starszego trwa
tylko krótką chwilę, po której panicznie rzuca się ku swojej komórce,
aby następnie z przerażeniem wyszukać krótki numer. Czuje jednak, że
czyjeś silne dłonie wyrywają mu telefon i przytrzymują jego ciało, aby
ten się nie wyrwał.
— Puść mnie! Muszę to odwołać! Nie mogą tu przyjechać! Puść mnie!
— I co im powiesz?! Że
to był fałszywy alarm, bo znalazłeś kukłę?! — krzyczy Sehun, starając
się utrzymać Luhana, który nie daje za wygraną i płacząc ze wściekłości,
stara się wyrwać.
— Nie zamkną mnie tam
znowu! To nie ja ich zabiłem! — jego płacz staje się coraz głośniejszy. —
Nie zabiłem Hanrim! Nie zabiłem tego mężczyzny! Nie chcę znowu być
zamknięty! Znowu to zrobią! Znowu będę sam, znowu będę dla wszystkich
wariatem! Nie rób mi tego! Odwołaj to, proszę!
Sehun wciąż mocno trzyma
swojego męża, ale przez jego słowa coraz mocniej drży, nie wiedząc już,
co jest dobrym wyjściem z takiej sytuacji. Decyduje się jednak postąpić
wedle własnego rozumu, a nie serca. Nie puszcza go.
— Sehun! Błagam! Pozwól
mi chociaż uciec! Nie wrócę tam! — krzyczy Chińczyk, wierzgając nogami
niemalże w powietrzu. W jego głosie słychać wyraźną panikę, a płuca
ledwie co są w stanie czerpać oddech. — Musisz mnie puścić!
— Nie puszczę cię, bo
chcę wierzyć, że to nie ty! Może to był wypadek! Luhan, zaufaj mi! —
Ściska spocone ciało Lu, jednakże ten wciąż nie może zachować spokoju w
takiej chwili.
— Dobrze wiesz, że to
pewnie nie był wypadek! Puść mnie! Nie zamkniecie mnie znowu w
psychiatryku do cholery! Nie pozwolę na to! — Nagle czuje przypływ siły i
uderza swojego partnera łokciem w brzuch z całej siły, przez co jego
uścisk poluźnia się. Wykorzystuje okazję i odpycha go, aby następnie
szybko ruszyć biegiem w stronę wyjścia. Jednak w momencie, w którym
otwiera drzwi, przerażony cofa się, widząc przed sobą dwójkę
umundurowanych mężczyzn. Unoszą oni w zdziwieniu brwi przez widok
zdyszanego, zapłakanego blondyna, który patrzy na nich w przerażeniu.
Luhan momentalnie czuje silne dłonie wokół swego pasa, przez co zdziwiony, ale nie mniej przestraszony zerka przez ramię.
— Proszę wejść.
Przepraszam za męża, wciąż jest przerażony widokiem ciała. Nie jestem w
stanie go uspokoić. — mówi Sehun na jednym wdechu. Stara się brzmieć jak
najbardziej spokojnie, ale sam jeszcze drży.
— To zrozumiałe. — odpowiada jeden z policjantów, wchodząc do środka. — niedługo zjawią się nasi ludzie.
Sehun kiwa głową i
odprowadza Luhana do salonu. Ten już nie protestuje, tylko kładzie się
na kanapie. Nie stara się uciekać. Wie, że w tej chwili jego zachowanie
byłoby jednoznaczne.
Gdyby teraz uciekł, od razu pomyślanoby, że to on jest mordercą. Znowu.
Tyle że tym razem Luhan chce wierzyć, że tak nie jest.
Tyle że tym razem Luhan chce wierzyć, że tak nie jest.
— Zaprowadzę panów. —
Sehun zostawia swojego partnera w salonie, patrząc wcześniej na niego
ostrzegawczo. Schodzi z dwójką mężczyzn do piwnicy. Luhan nie słyszy już
ich rozmowy. Nawet nie chce jej słyszeć.
Czuje, że do jego oczu
znów napływają łzy. Nie jest mordercą. To nie on. To ten dom. Tu dzieje
się coś niedobrego. Ktoś tu jeszcze jest, czuje to. Nieraz przecież
widział tu coś dziwnego. Widział wodę na podłodze w łazience. Słyszał
kroki. Tłukły się naczynia.
I przede wszystkim znów widział Hanrim, gdy się obudził. Zupełnie tak jak w nocy, w której uleciała z niej jej młodziutka dusza.
Wstaje z wygodnej kanapy
i patrzy niespokojnie na drzwi od piwnicy. Po kilku minutach słyszy też
pukanie, więc resztkami sił wstaje i wpuszcza do środka zarówno
policję, jak i pogotowie, które zabierze ciało.
— Mógłbym z panem
porozmawiać? — Ledwie przytomny z powodu emocji, dopiero po chwili
słyszy pytanie, które zadaje mu starszy, siwy mężczyzna o gładko
ogolonej twarzy i bystrych oczach. — Rozumiem, że to, co się stało, musi
być bardzo ciężkie, ale wolałbym załatwić to już teraz.
— Tak... proszę... —
Luhan drżącą ręką wskazuje na kanapę, na której siada staruszek. W
dłoniach trzyma notes i długopis. Zakłada okulary.
Luhan siada naprzeciwko niego w fotelu.
— To pan znalazł ciało?
— Razem z mężem... ale
to ja zauważyłem je pierwszy. — mówi zgodnie z prawdą, zaciskając palce
na kolanach. Panicznie boi się, że powie coś nie tak. Że powie o jedno
słowo za dużo. Wie z doświadczenia, że jest w stanie to zrobić, nie raz
był już przesłuchiwany.
Problem jest teraz jednak jeden - nie wie, co właściwie może powiedzieć źle, bo nie jest pewny, czy to znowu zostało dokonane jego rękoma.
— Jak długo zamieszkujecie ten dom?
— Nieco ponad dwa tygodnie.
— Dlaczego się przeprowadziliście?
Luhan milczy dłuższą
chwilę, aby następnie szybko udzielić odpowiedzi. Jest na siebie zły, że
czekał o sekundę dłużej z odpowiedzią, niż wcześniej. Policjant już
zdążył to zanotować.
— Chcieliśmy spokoju,
którego nie było w mieście. — Nie wie, czemu nie mówi już teraz całej
prawdy, ale chyba po prostu to, co się wydarzyło w ich poprzednim domu,
nie jest w stanie przejść mu przez gardło. — Myślę, że szczegółów i tak
pan się dowie, gdy tylko mnie sprawdzi...
Mężczyzna unosi nieco
brwi, ale nie komentuje jego słów. Zapewne rzeczywiście i tak będzie
musiał to zrobić, więc nie czuje potrzeby dopytywania.
— Znaliście tego mężczyznę?
— Nie zdążyłem się
przyjrzeć, ale zapewne nie. Poznaliśmy w tym miejscu jedynie naszą
sąsiadkę. — Luhan słyszy kroki za swoimi plecami, więc odwraca się od
razu, mając nadzieję, że to tylko Sehun. Chce, aby on teraz był tu z
nim. Potrzebuje jego wsparcia mimo szarpaniny, która między nimi miała
miejsce zaledwie kilka minut temu.
— Ale się porobiło, co? —
Słyszy głos, przez który od razu przechodzi go dreszcz. Patrzy na
Samaela, który z szerokim uśmiechem przechodzi dookoła niego, aby
następnie spocząć na łokietniku fotela, na którym siedzi stary
policjant. — Nie możesz się odezwać? Czemu tak patrzysz?
Luhan w istocie siedzi
jedynie, zaciskając usta. Powstrzymuje się z całej siły, aby nie wstać i
nie rzucić się na tego aroganckiego osobnika, który niszczy mu życie od
dobrych kilku lat. Wie jednak, że nie może tego zrobić. Przed nim
siedzi zwykły człowiek, który nie jest świadom Samaela, który właśnie
zaczyna się bawić jego siwymi włosami.
— Wyglądasz zabawnie, wiesz? Biedny Luluś... znowu przesłuchiwany.
— Wszystko w porządku? —
Policjant patrzy z niepokojem na Luhana, który staje się coraz bardziej
blady, a jego oczy znów zachodzą słonymi łzami.
— Powiedz mu, jak świetnie się czujesz. Przecież masz cudowny domek, męża i trupa w piwnicy!
— Panie Luhan?
— Ciekawe, czy da się umyć tę krew z podłogi?
Luhan przełyka ślinę, patrząc w oczy policjanta. Stara się udawać, że nie słyszy tego rozbawionego głosu.
— Nie czuję się najlepiej. Przepraszam, ale chciałbym się położyć.
— A co jeśli w łóżku też
znajdziesz ciało? A właśnie! Czemu nie zatrudniliście jeszcze
sprzątaczki? To duży dom! Potrzebuje opieki!
— W porządku. Rozumiem.
Dokończymy to jutro. — Policjant uśmiecha się wyrozumiale, ściągając
swoje okulary w grubych oprawkach. Wstaje z siedzenia i podaje Luhanowi
rękę, tuż po tym, jak ten wstał ze swojego siedzenia.
— Bardzo przepraszam,
ale naprawdę nie czuję się dziś na siłach... — Chińczyk odprowadza go do
drzwi, domyślając się, że ten nie planuje schodzić na dół.
— A kiedykolwiek miałeś siły?
Lu żegna się z mężczyzną
i zamyka za sobą drzwi, po których następnie się zsuwa. Patrzy z dołu
na Samaela, który kuca przed nim i dotyka chłodną dłonią jego policzków.
— Wyglądasz tak żałośnie, Lulu.
— Czego ty ode mnie
chcesz? Mało ci? — Luhan czuje się żałośnie. Czuje się jak wielki
przegrany. Samael znów nad nim góruje, a on nie jest w stanie nic
zrobić.
— Pragnę żyć.
Luhan kamienieje i
patrzy w swoje własne oczy, które wyjątkowo nie patrzą choć przez chwilę
na niego z pogardą. Patrzą wręcz z dziwnym spokojem.
— Co?
— Nieważne. Chyba nigdy
nie zrozumiesz. — Samael prycha i wstaje, kierując się na górę. Odwraca
się jednak jeszcze na chwilę, aby pozostawić Lu w całkowitej
konsternacji. — Nie zabiliśmy go. Chcę tylko, abyś to wiedział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz