— Jonginnie! —
Uśmiechnął się uradowany Baekhyun, od razu wciągając przyjaciela do
swojego kolorowego mieszkania. — Soku? Herbaty? Kawy? Upiekłem ciastka!
Skąd wiedziałeś, że jestem w domu? Normalnie pracuję i—
— Za dużo gadasz — Przerwał mu Kai, siadając na kuchennym krześle. — Nie pomyślałem o tym, że może cię nie być.
— Bezrobotni zapominają,
że inni pracują, tak? — skwitował starszy, nalewając pocącemu się
blondynowi zimnego soku. Podał go mu i uśmiechnął się, przeczesując
swoje ciemne włosy. — Wziąłem wolne na ten tydzień, więc masz
szczęście... Dyo u mnie był w nocy, dupku.
— Wiem, Sehun mi powiedział — westchnął Kim. — Co z nim?
— Jest przez ciebie zrozpaczony, idioto. Tyle, że jestem pewien, że nic nie zrobiłeś, mylę się?
— Nie.
— Wiem, bo jestem
nieomylny, heh. Więc mu to powiedziałem. Jesteś zbyt w niego wpatrzony,
aby zrobić coś takiego z pierwszą lepszą larwą. Waginy... fu.
— No wiesz, ty byłeś gejem od zawsze, więc Chanyeol by ci uwierzył. Ze mną i Kyu to tak nie
działa.
— Domyślam się, ale spoko. Zrobiłeś już testy?
— Dziś.
— No i po problemie.
Pokażesz mu je i tyle. A co cię w ogóle sprowadza w moje najpiękniejsze
progi? — Usiadł na blacie kuchennym i zaczął machać nogami, na których
znajdowały się koronkowe skarpetki. Nie wnikajmy.
— Chciałbyś sfałszować moje CV tak, abym idealnie się nadawał na nauczyciela edukacji seksualnej?
— Chcesz być
nauczycielem edukacji seksualnej? Serio? — Zastanowił się i ułożył usta w
dzióbek.
— Ale super! Kai! To może być idealna praca dla ciebie! Jestem
dumny! — Wesoło zeskoczył z blatu i zaczął pućkać poliki Kima. Ten od
razu odtrącił jego dłonie.
— Też tak myślę, to co, pomożesz mi?
— Jasne! — Rzucił mu się na szyję mimo protestów. — Kyungsoo będzie taki szczęśliwy, gdy się dowie, że w końcu masz pracę!
Usłyszeli kaszlnięcie i odwrócili się w tamtą stronę. Zobaczyli Chanyeola, który patrzył na nich zmęczonym wzrokiem.
— Channie! — Baekhyun od
razu się na niego rzucił, oplatając swoje nogi wokół jego pasa. — Co
tak późno dziś? Tęskniłem! Musiałem tu siedzieć sam z Jonginem dobre
pięć minut! Sam!
— No widziałem... twoja miłość do ciągłego przytulania się do wszystkich troszkę mnie martwi, skarbie.
— Jak można być
zazdrosnym o Kaia? — Baekhyun uniósł zaskoczony brwi i spojrzał na
blondyna, o którym mówił. — Przecież to... Jongin.
— Nie mów o mnie, jakbym
był gównem! — Kim nigdy nie sądził, że będzie pozwalał takiemu żelkowi
mówić do niego w taki sposób. Co przyjaźń robi z człowiekiem?
— Sorki, Jonginnie. —
Niewzruszony Baekhyun wzruszył ramionami i w końcu zszedł z Parka.
Pocałował go krótko w usta. — Po prostu moja żabcia ma problemy z
zazdrością.
— 366 dni w roku.
— Kai, rok ma 365 dni.
— A, no być może. Mam problemy rodzinne, ok? Nie każ mi myśleć.
Usiedli razem przy
stole, a Chanyeol dowiedział się właściwie o całej sytuacji, która
odbyła się niedawno w domu małżeństwa Kim. Zdziwiony spojrzał na
Jongina, ale zgodnie z Baekhyunem stwierdził, że faktycznie, też nie
wierzył, aby Kai był do tego zdolny. Jongin uśmiechnął się. Ogólnie
rzecz biorąc był szczęściarzem mając tyle zaufanych przyjaciół wokół
siebie. Niewiele ludzi spotykało na swojej drodze tylu świetnych ludzi,
którzy od razu chcą ci pomóc, nieważne co się działo. Kai wiedział, że
ma szczęście i w takich chwilach żałował, że rzadko kiedy myślał o tym w
ten sposób i często na nich marudził.
— Dobra, spadam. Dzięki za pomoc. Kiedy mógłbyś mi podesłać to CV?
— Do jutra się uwinę, wpisać ci wyższe pedagogiczne?
— Jak chcesz, byleby było ok. Dzięki, klucho.
Gdy wyszedł, skierował
się w stronę swojego mieszkania. Nie miał pojęcia, czy Kyu jest w domu,
czy nie, ale postanowił spróbować się z nim jakoś skontaktować, bo
telefonu nie odbierał. W pewnym sensie nie dziwił mu się, ale jednak no
halo, mógłby dać znak życia, że wszystko jest w porządku. Kai po prostu
się martwił, to chyba normalne?
Wszedł na przyjemnie
chłodną klatkę schodową i westchnął z przyjemności. Dzisiejszy upał był
naprawdę nie do zniesienia. Wszedł po schodach i stanął przed drzwiami
że srebrną tabliczką z napisem 'Kim'. Nie był tu od wczoraj, a miał
wrażenie, jakby minął co najmniej miesiąc.
— Dyo? To ja! — Zapukał i
krzyknął, aby potem ugryźć się w język. Mógł nie krzyczeć, byłoby wtedy
większe prawdopodobieństwo, że ten nie zignoruje pukania i wpuści
gościa. — Wpuścisz mnie? Żabciu...? — mówił głośno tego typu rzeczy
przez kolejne kilka minut, aż w końcu otworzyły się sąsiednie drzwi.
— Zamknąłbyś w końcu tego ryja, Kim — warknęła sąsiadka, czyli starsza pani o nieprzyjemnych, wyłupiastych oczach.
— Też miło panią widzieć — odpowiedział, nawet na nią nie patrząc i stukał dalej w drzwi.
— Jeśli nie otwiera, to go nie ma, więc możesz iść — powiedziała przez zaciśnięte zęby.
— Jeśli nie pukałem do
pani, również nie powinna pani otwierać drzwi. Wal się kobieto, nie
lubię cię. — W końcu na nią spojrzał zirytowanym spojrzeniem.
Kobieta prychnąła i uśmiechnęła się wrednie.
— Wiedziałam, że takie pedały jak wy w końcu się rozstaną. Co, wywalił cię, smarku?
Kai zrobił krok ku niej,
aby jakkolwiek odpowiedzieć na jej słowa, ale zdążyła zamknąć za sobą
drzwi. No super, przyszła, wkurwiła, poszła. No dokładnie jak komornik.
Przypadek?
Jongin usiadł na
schodach i schylił głowę. Postanowił tu poczekać, ale miał wrażenie, że
to trwa w nieskończoność. Teoretycznie mógłby pójść do Sehuna po swoje
klucze, które tam zostawił, ale nie chciało mu się tu ponownie wracać.
Oparł głowę o ścianę i nawet nie wiedział kiedy, ale przysnął. Obudził
się, gdy było już ciemno i z zaskoczeniem zauważył, że przy jego nodze
stoi kartonik z soczkiem pomarańczowym, który zawsze mu kupował Dyo, gdy
szedł do sklepu. Kupował go z przyzwyczajenia, bo Kai po prostu zawsze o
niego prosił, a pił go od zawsze, naprawdę go lubił.
Westchnął i pokręcił głową. Wbił słomkę w kartonik i pociągnął kilka łyków z uznaniem. Popatrzył na drzwi, wiedząc, że za nimi na pewno jest Kyu, ale postanowił go dziś nie nachodzić o tak późnej godzinie, bo nie dość, że na pewno jest zły, to na pewno zmęczony po pracy. A te połączenie u niego nie było zbyt idealnym do rozmowy i przeprosin.
Westchnął i pokręcił głową. Wbił słomkę w kartonik i pociągnął kilka łyków z uznaniem. Popatrzył na drzwi, wiedząc, że za nimi na pewno jest Kyu, ale postanowił go dziś nie nachodzić o tak późnej godzinie, bo nie dość, że na pewno jest zły, to na pewno zmęczony po pracy. A te połączenie u niego nie było zbyt idealnym do rozmowy i przeprosin.
Wyszedł więc z budynku, siorbiąc soczek i myśląc o życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz