— Kyungie! Gdzie są moje
bokserki? — krzyknął blondyn, wychylając swoją głowę na przedpokój, aby
jego mąż mógł go lepiej usłyszeć. W międzyczasie odruchowo spojrzał na
ich zdjęcie ślubne, wiszące, jak Kai rozkazał, czyli na środku
korytarza, w najlepiej widocznym miejscu.
— Dlaczego drzesz się o
jedne bokserki, co jest głupie, skoro masz ich kilkanaście par w
szufladzie? — zapytał Dyo, wymijając go i zapinając do końca swoją
śnieżnobiałą koszulę.
— To moje ulubione, przynoszą mi szczęście... — Spojrzał na niego błagalnie. — Wiesz, że to ważny dzień...
— Wiem, wiem... —
Pocałował go przelotnie w usta i rozejrzał się dokładnie po dużym,
jasnym pomieszczeniu. Z triumfalnym uśmiechem dostrzegł kawałek różowego
materiału, wystającego spod ogromnego, pięknego łóżka małżeńskiego. Kai
naciskał, że akurat na tym meblu nie warto oszczędzać pieniędzy, jako
że kochał spać... i kochać się ze swoją sówką. — Serio nie widziałeś
ich? Co za jaskrawy kolor... nie wiem, dlaczego ci je w ogóle kupiłem...
— Ja się cieszę,
wszystko od ciebie jest super! — Uśmiechnął się słodko, biorąc swoją
własność w dłoń. — Hmm... znoszone... No cóż, nie umrę od tego.
— Fuuu, Kai, jesteś
obrzydliwy. — Kyungsoo skrzywił się i wywrócił oczami, ale był już
przyzwyczajony do wielu wad, jakie posiada Jongin.
— Denerwuję się, zrozum mnie, one na pewno mi pomogą.
— Gacie nie pomogą ci w
rozmowie kwalifikacyjnej w żaden sposób, Jongin... — Dyo po raz kolejny
westchnął, ale zaśmiał się na głupie przesądy jasnowłosego, dotyczące
jego bielizny. — Zwłaszcza, że nie pomogły ci przy poprzednich
siedmiu...
— Po prostu... miały
słabszy dzień — burknął ten pod nosem, zakładając na siebie strój
uprasowany przez Dyo poprzedniego wieczora.
— To ty masz wiecznie
słabszy dzień. — Brunet pomasował sobie skronie, ale po chwili
uśmiechnął się ciepło, chcąc dodać Kimowi choć trochę otuchy. Pocałował
go w policzek i otworzył drzwi wejściowe. — Powodzenia, Kai. Napisz do
mnie po, czy się udało.
— Pa, kochanie... —
Jongin rzucił się na łóżko i westchnął bardzo głośno. Zacisnął pięści i
elastycznym ruchem podniósł się jednak do siadu. Czas się wziąć w garść.
Ubrał się do końca,
zjadł chleb z dżemem i ogarnął swoją cudowną twarz do perfekcji w
lustrze. W trakcie mycia zębów zorientował się, że musi ponownie się
przefarbować, bo zaczynają mu się pojawiać już ciemne odrosty, których
naprawdę nie lubił. Gdy skończył daną czynność, uśmiechnął się głupio do
lustra, podziwiając swoje odbicie i stwierdzając bardzo skromnie, że
Kyungi ma świetny gust i nie dziwne, że na niego leci. Sam by na siebie
poleciał, gdyby nie to, że Kyungsoo był dla niego bardziej idealny niż
on sam. To interesujące, że jego uczucia względem tej niskiej, ale
momentami groźnej osoby nie zmieniły się od sześciu lat.
Od dwóch lat i dokładnie pięciu dni po ślubie.
Wszedł jeszcze na chwilę do kuchni i spojrzał na kalendarz, gdzie czerwonym markerem przekreślił wczorajszy dzień.
— 735 — powiedział
zamyślony. Na myśli miał jedynie to, że 735 dni temu wziął sobie
Kyungsoo za męża. Dlaczego to liczy? Tego nie wie nikt. Zawsze lubił
wszystko liczyć, podobnie zresztą było z zapamiętywaniem w czasie
liceum, ile dni wcześniej spotkał Kyungsoo po raz pierwszy.
Wziął kilka głębokich wdechów, uśmiechnął się pewny siebie, wyszeptał 'hwaiting' i wyszedł energicznym krokiem z mieszkania.
👬👬👬
— Jak to? Dlaczego? —
zapytał, rozkładając ręce w geście bezradności. Nie wiedział sam, czy
był w tym momencie bardziej zdziwiony, zły, czy może smutny.
— Przykro nam, nie ma
pan potrzebnych kwalifikacji na to stanowisko. Właściwie to już
znaleźliśmy kogoś odpowiedniego dziś rano — odparł spokojnie mężczyzna o
grubej tuszy i znudzonym spojrzeniu. Oddał Kimowi jego papiery, które
ten podał mu zaledwie dwie minuty temu.
— Naprawdę znam się na tym fachu! — Jongin starał się wybronić, nie tracąc przy tym nadziei.
— W CV jak wół widnieje, że brak panu doświadczenia w tej kwestii. Przykro nam.
— Facet, błagam daj mi
szansę. Wiesz, co ja mam w domu? Utrzymuje mnie mój facet, który w
dodatku jest kobietą w naszym związku! Wiesz, jakie to upokorzenie dla
mojej męskiej dumy? Błagam, dajcie mi szansę! Naprawdę się nie
zawiedziecie! I jestem szczery! To podobno jest zaleta! — Wstał i oparł
ręce na blacie biurka, patrząc na niego błagalnie. To, co mówił to
totalna prawda. Nie czuł się dobrze z tym, że kiedy wyznał Kyungsoo po
raz pierwszy miłość, obiecał mu rozpieszczać go jak tylko się da, ale to
teraz Dyo ich utrzymywał, od kiedy Kai stracił pracę przeszło pół roku
temu, gdy firma zajmująca się sprzętem sportowym z dnia na dzień
zbankrutowała.
Dlaczego więc Jongin nie mógł znaleźć pracy mimo
doświadczenia po czterech latach pracy tam? Przez brak papierka o
ukończeniu studiów, bo zaczął pracować od razu po liceum, aby jak
najszybciej wyprowadzić się z rodzinnego domu, gdzie nie akceptowano
jego związku.
Wszystko układało się świetnie, praca, mieszkanie z Dyo, ślub. Czy mogło być lepiej? Oczywiście, że nie.
— Przepraszam, ale
naprawdę nie interesuje to nas. Dziękujemy za poświęcony czas i życzymy
miłego dnia. — Mężczyzna gestem dłoni wyprosił blondyna z pokoju, na co
ten tylko pokazał mu środkowy palec. Chciał efektownie wyjść, ale
niestety potknął się o próg i wywrócił. Usłyszał chichot i od razu się
podniósł, zatrzaskując za sobą drzwi. Dupek.
Usiadł zrezygnowany na schodach, prowadzących do biurowca i schował twarz w dłoniach.
— Jestem żałosny —
szepnął, a gołąb, który stał naprzeciwko niego, wyglądał, jakby pokiwał
głową, potwierdzając jego słowa. — Nawet ty tak sądzisz. — Gołąb
ponownie skinął główką, wydał z siebie niezidentyfikowany dźwięk i
odleciał.
Kai nie wiedząc, co
mógłby zrobić, poszedł zjeść kebaba ZA PIENIĄDZE KYUNGSOO, a następnie
popił go dużą colą, którą kupił za pieniądze... zgadnijcie kogo?
To, jak źle się z tym czuł, można by było określić w skali od tragicznie do tragicznie +1.
Siedział pół dnia na
dobrze znanej sobie ławeczce w parku, aby następnie piechotą ruszyć do
mieszkania, które znajdowało się w tej samej dzielnicy, co zarówno
rodzinny dom Kyungsoo, jak i Kaia oraz ich dawna szkoła. Za bardzo
obydwaj lubili tę okolicę, aby się z niej wyprowadzać.
Szedł tak
melancholijnie, wgapiając się w drzewa i ekran telefonu, szukając
pokemonów i krzyknął radośnie, gdy złapał silnego Bellsprouta.
Zanim się obejrzał,
doszedł do zadbanego bloku, który otoczony był drzewami wiśni i innymi
owocowymi roślinami, których Kai nie kojarzył i w sumie nawet go nie
interesowały.
Z ociąganiem wyciągnął klucze z breloczkiem w kształcie sówki, który kiedyś podarował mu Dyo tak po prostu, bez okazji.
Otworzył drzwi i wszedł
do chłodnego wnętrza klatki schodowej. Wdrapał się mozolnie na drugie
piętro, mimo tego że w tym sześciopiętrowym budynku była winda. Kai po
prostu twierdził, że trochę ruchu to nic złego i po prostu będzie
szybciej, niż jakby miał czekać na windę.
— Hej! — Gdy otworzył
drzwi do mieszkania, na szyję od razu rzucił mu się Kyungsoo. W jego
głosie wyczuć można było nieskrywany entuzjazm. — Jak poszło?
— Ten... no... — Jongin odwrócił wzrok, gdy już oderwali się od siebie.
— Znowu? — Kyung
spojrzał na niego smutno, ale po chwili i tak na jego twarzy zagościł
lekki uśmiech. — Spokojnie, w końcu coś znajdziesz. Nie musisz się
spieszyć, pieniędze to już nie problem, dostałem awans!
Może być jeszcze gorzej,
gdy jesteś aktualnie totalnym nieudacznikiem, a twój mąż, na którego
teoretycznie ty powinieneś zarabiać, bo jesteś facetem w tym związku,
właśnie dostaje awans i jest już zupełnie inną ligą niż ty?
— Ooo... cieszę się,
jestem dumny, Dyo... — powiedział cicho Kai, nie mogąc zebrać się na
szeroki uśmiech. Spojrzał smutno na zdziwionego szatyna i pogłaskał go
po głowie, wymijając go i kierując się w stronę sypialni. — Naprawdę
bardzo się cieszę...
— Kai...? — wydukał
niższy, zdziwiony zachowaniem ukochanego. To... nie był jego Kai.
Normalnie zacząłby się drzeć i go przytulać, a potem zaproponowałby
'seks dla uczczenia tego pięknego dnia'. On proponuje seks właściwie na
każdą okazję.
Kyungsoo patrzył smutno
na drzwi, za którymi zamknął się Kai. Najgorsze było to, że doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, dlaczego Kai się zachowuje tak, a nie
inaczej. Ile można wkładać na siebie maskę? Dyo wiedział, że męska duma,
a dokładniej męskie ego Kaia po prostu ma kryzys, tylko co on mógł z
tym zrobić? Kai sam musi znaleźć pracę. Mógł jedynie... poprawić mu
trochę humor.
Uśmiechnął się lekko i
wszedł przez drzwi do sypialni, gdzie zobaczył blondyna, siedzącego na
łóżku z przygnębionym wyrazem twarzy.
— Kai...? — Dyo uśmiechnął się perwersyjnie i usiadł okrakiem na kolanach swojego życiowego wybranka.
— Przepraszam, serio się cieszę i w ogóle, ale... mam kiepski dzień... chyba nie mógł być już gorszy...
Niższy pokręcił głową i
palcem uniósł jego głowę wyżej tak, aby mógł zetknąć ich usta w dłuższym
pocałunku, mającym na celu pocieszyć blondyna. Ten stopniowo
zapominając o beznadziejnym dniu, ochoczo zaczął oddawać pocałunki, ale w
przyjemności jakiej się oddali, przeszkodził im dźwięk dzwonka do
drzwi. Zdziwieni odwrócili głowy w tamtą stronę, bo zdecydowanie nie
spodziewali się dziś gości.
— Jeśli to Sehun, to ja
go zabiję — warknął Jongin, wstając z łóżka po tym, jak ówcześnie
Kyungsoo zszedł z jego kolan. Szybkim krokiem skierował się w stronę
drzwi i rozchylił je agresywnie na całą szerokość. Już chciał nawrzucać
przyjacielowi, że jest tępym chujem, ale przed nim wcale nie stał Sehun,
lecz kobieta w formalnym ubraniu z małym, może dwumiesięcznym dzieckiem
na rękach.
— Pan Kim Jongin? —
zapytała, a jej rozmówca powoli pokiwał głową. W międzyczasie za jego
plecami stanął nie mniej zdziwiony Dyo.
— W czym mogę pomóc?
— Oto pana dziecko,
panie Kim. Matka uciekła ze szpitala, nie podając danych, ale wpisała
pana jako ojca. — Podała mu dziecko, które ten odruchowo chwycił, nie
rozumiejąc, co się wokół niego dzieje.
— Że kurwa co? Można tak
z dupy komuś przynieść dzieciaka do drzwi? Nie obowiązują was jakieś...
— wydukał, ale kobieta, jakby danie komuś dziecka to było nic
wielkiego, po prostu odeszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz