wtorek, 30 października 2018

10. Idiotyzm wieczoru dnia 741

— Malutki jeżyku... jeżyku kochany...

— Hannie, wyjaśnisz mi, dlaczego ty mu... śpiewasz? — Sehun od dłuższego czasu przyglądał się Luhanowi, który nieprzerwanie klęczał przy łóżku, na którym ówcześnie położył dziecko, dla którego właśnie śpiewając, robił głupie miny i śmiał się, gdy ten marszczył nosek. — On ciebie nawet nie rozumie.

— Może tego nie widać, ale sprawia mu to radość, znieczulico. Nie znasz się. 

— Ale to wygląda... głupio. 

— Wiele rzeczy wygląda głupio. Gdy tresuje się psa, to też to wygląda głupio, a jest potrzebne, tak jak śpiewanie, lub mówienie do tak małych dzieci. 

— Ale...

— Poza tym, ty całe życie wyglądasz głupio i jakoś nie marudzę. — Pokazał mu język i ponownie się odwrócił, aby śpiewać maluchowi. Sehun natomiast zmarszczył brwi, chcąc odpyskować, ale postanowił nie wszczynać kłótni. 

Wyszedł więc z pomieszczenia i położył się leniwie na kanapie.

HunSe jest online

HunSe: kiedy wbijasz po swoje rzeczy?

Kai_to_ja jest online

Kai_to_ja: aktualnie to mnie Kyu wymęczył wiec jestem niedostępny *__*

HunSe: trochę zazdro 

Kai_to_ja: o Kyungsoo?

HunSe: nie

HunSe: ogólnie 

HunSe: nieważne, weź je niedługo 

HunSe jest offline

Kai_to_ja: ktoś tu jest chyba sfrustrowany seksualnie C:

Kai_to_ja: oj Hunnie

Kai_to_ja: ja wiem :3

Kai_to_ja jest offline 

— Coś się stało? — zapytał Luhan, wchodząc do salonu i zerkając przelotnie na beznamiętną minę Sehuna. — Wyglądasz strasznie.

— Miło — Ten westchnął i przeciągnął się, mozolnie wstając. Podszedł do Luhana i objął go od tyłu, gdy ten szukał jakiegoś tytułu na półce z książkami. — Masz może ochotę na małe co nieco? — zapytał głębokim głosem, opierając swoją brodę na ramieniu niższego. — Właściwie to nawet niemałe?

— O czym ty mówisz? — Lu odwrócił się z uniesionymi brwiami. — Mógłbyś się troszkę uspokoić, Hun. Mamy w domu dziecko, a tak się składa, że trzeba się nim zająć. Idę mu poczytać. — Uwolnił się z uścisku i skierował się w stronę sypialni.

— No ale przecież jak pójdzie spać, to—

— To wtedy byśmy go obudzili — przerwał mu i wyszedł, na co Sehun prychnął wyraźnie wkurzony.

— To idę na dziwki, dzięki! — krzyknął wkurzony, zakładając buty i biorąc klucze do ręki. 

— Ta, to pozdrów Jongina ode mnie! — krzyknął za nim Lu, nie przejmując się zbytnio słowami mężczyzny, jako że oczywiste było, że Sehun się tylko odgraża. Oh wyszedł jeszcze bardziej wkurzony i zastanowił się, dlaczego ten mały jeleń jest tak cholernie niestabilny emocjonalnie. Raz wygląda, jakby się Sehuna bał, raz się z niego nabija, a kolejny gra uroczą surykatkę. No co to kurna ma być?

Postanowił nie wracać dziś na noc do domu, a niech się jeleń pomartwi trochę. Bo... będzie się martwić, prawda? 

Problem był tylko jeden - gdzie pójść. Kai raczej odpadał, bo pewnie z Kyungsoo są zajęci czynnością, której Sehun właśnie został pozbawiony przez jakieś dziecko. Nie podobało mu się to, Luhan za bardzo się w to wciągnął, a Kai raczej nie pozbędzie się darmowej opiekunki, która sama nie chciałaby oddawać dziecka temu idiocie. Tyle, że Kai mógłby coś z tym pseudo potomkiem zrobić, bo aktualnie utrudnia on Sehunowi dostanie się do tyłka swojego chłopaka.

Owszem, wciąż tylko chłopaka, mimo że ich przyjaciele już dawno są po ślubie. Najwcześniej zdecydowali się na ten krok Baekhyun i Chanyeol, jako że obydwaj znali się jak łyse konie, a Baekhyun wymarzył sobie ślub jak z bajki, którego Chan nie chciał mu odmawiać, więc w końcu spełnił jego marzenie, tym samym sprawiając przyjemność i sobie. Dlaczego i sobie? Ponieważ w ramach prezentu na noc poślubną z tego co mówił, Baekhyun z własnej woli przebierał się w dość... ciekawe stroje. No cóż, nikogo to raczej nie dziwiło, Baekhyun był specyficznym 'chłopakiem'.

Szedł sobie tak, patrząc na ciemną okolicę, szukając najbliższego pokestopa. Skierował się w tamtym kierunku i w sumie w przeciągu pół godziny przeleciał ich pięć. Nie, pokestopów nie da się przelecieć w ten sposób, co myślicie. Sehun nie jest idiotą.

Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy przeszedł na kolejny level, tym samym wyprzedzając Kaia.
— Heh, frajer — powiedział Sehun, siedząc na ławce i uśmiechając się jak idotia, chichocząc do telefonu. Nie, to wcale nie wyglądało dziwnie, skąd ten pomysł? - O kurwa, Dragonite!

Do jego nozdrzy doszedł zapach ostrych, kobiecych perfum, więc uniósł zaciekawiony wzrok w górę, chwilowo ignorując fakt, że złapał silnego pokemona.

Kobieta miała ciemne, długie włosy, skórzaną kurtkę oraz za krótką sukienkę, lub spódnicę. Nie zobaczył jednak jej twarzy, bo szła bardzo szybko, stukając swoimi wysokimi obcasami. Jedyne, co zobaczył, to jej bladą dłoń, na której dostrzegł jakby znajomy ślad. Wyglądał jak jakaś ciapka i Sehun miał wrażenie, że ma de ja vu. Zna tę kobietę? Chciał się do niej odezwać i przyjrzeć jej twarzy, jednak ta zaczęła rozmawiać przez telefon i zniknęła za rogiem budynku. Wyłączył nawet grę, bo dziwne uczucie, że coś mu umknęło, nie dawało mu spokoju. Tylko co? 

Siedział tak chwilę, dopóki nie skojarzył banalnego faktu.

Rzucił się szybko biegiem i wpadł na zapełniony ludźmi chodnik, ponieważ jak się okazało, za budynkiem, przy którym siedział, była dość ruchliwa ulica, mimo dość późnej pory.

Melodyjka z pokemonów grała na tyle głośno, że nawet nie skojarzył, przy jak głośnym miejscu wcześniej siedział.

Rozglądał się dookoła i wpadał na ludzi, ale nigdzie nie mógł zauważyć poszukiwanej przez niego, tajemniczej kobiety. 

— Kurna! — krzyknął głośno, ignorując nieprzychylne spojrzenia. Kopnął ze złości hydrant. Właśnie zwiała mu gdzieś matka, która wcisnęła swojego syna Kaiowi, a zarazem jemu, który teraz przez niego nawet nie może zaznać przyjemności związanej z ciałem swojego chłopaka.

Super Sehun, było szybciej skojarzyć i nie byłoby problemu. Teraz szukaj gołębia w polu, albo jakoś tak.

9. Jaki będzie koniec dnia 741?

— Dobra, zaczynam się denerwować — powiedział Kai, siedząc w samochodzie. Stukał nerwowo palcem w podłokietnik. 

Sehun kierujący samochodem, spojrzał na niego zdziwiony. 

— Skoro wiesz, że to na pewno nie twoje dziecko, to czym się martwisz?

— To normalne, że się martwisz, nawet jak jesteś niewinny. To ludzkie, wiesz? W ogóle nawet wymyśliłem imię dla dzieciaka, chcesz wiedzieć?

— Raczej nie, ale wal.

— Bidulgi.

— Gołąb? Serio? Nie możesz tak nazwać dziecka, idioto. Poza tym, gdyby Luhan cię teraz usłyszał, wydrapałby ci oczy za niszczenie dziecku życia takim imieniem. Zresztą, nawet nie można chyba w Korei nazwać tak kogokolwiek. To nie Ameryka, imbecylu. 

— Nie wiem, mi tam się podoba. — Wzruszył ramionami i pozostał cicho, aż do dojechania do celu.

— Gotowy? 

— Ni chuja, ale chodź... — Jak powiedział, tak też zrobili i wkroczyli do szpitala pseudo dziarskim krokiem. Znaczy Kai takim wszedł. Sehun szedł kilka kroków za nim, udając, że go nie zna.

Powiedzieli, jaki mają cel wizyty i poczekali w poczekalni na magiczną kopertę, która miała wskazać Kaia być albo nie być. 

W końcu podeszła do nich kobieta w białym uniformie i podała brązową kopertę. Odeszła, wymahując tyłkiem na prawo i lewo, ale nawet nie zwrócili na nią uwagi.

— Otwórz ją, ja nie mogę. — Kai wręczył przyjacielowi kopertę i schował twarz w dłoniach. — No pospiesz się, porzygam się zaraz.

Sehun wykonał prośbę i przeleciał pobieżnie po malutkim druku wzrokiem. Spojrzał na schowanego za dłońmi Jongina.

— Z tego, co zrozumiałem...

Wdech, wydech.

— Wygląda na to, że..
.
Wdech, wydech do cholery.

— Wynik...

Kurna, jak się oddycha?

— Jest...

Co to jest oddychanie?

— Negatywny.

— Co? — Podniósł szybko głowę i spojrzał dużymi oczami na czarnowłosego. Ten poklepał go po ramieniu.

— Nie jesteś ojcem. — Uśmiechnął się i wstał. — Podwieźć cię do domu?

— Jeszcze pytasz? — Uradowany wybiegł z budynku, trzymając kopertę w dłoni. Biegnąc, wrzeszczał jeszcze tylko jakieś niezrozumiałe dla wszystkich słowa.

Szybko dojechali na miejsce w akompaniamencie monologu Kaia na temat tego, jak zamierza się zająć Kyungsoo.

Nie wysiadł, a dosłownie wyleciał z samochodu i nie odwracając się, pomachał przyjacielowi na pożegnanie. Wpisał szybko kod i wszedł do budynku, zdyszany wbiegając na odpowiednie piętro. Zapukał nerwowo w drzwi i łapiąc oddech czekał, aż Dyo mu otworzy. Gdy zobaczył przed sobą twarz niskiego bruneta, uśmiechnął się jak idiota i przystawił mu przed twarz wydruk.
Kyungsoo chwycił go w dłonie i spokojnie przeczytał.

— Skąd mam wiedzieć, że gdzieś go nie sfałszowałeś? — zapytał chłodno, lustrując twarz wyższego.
— Możesz zapytać Sehuna, Baeka, ludzi z instytutu. Poza tym, nie ufasz mi aż tak?

Kyungsoo pokręcił głową i rozpłakał się, biorąc swojego męża w objęcia. Stali tak chwilę, aż Dyo się nie uspokoił.

— Nie wiem, co bym zrobił, gdyby to była prawda, Kai — szepnął, puszczając go w końcu i wpuszczając do ich wspólnego mieszkania. 

— Ja też nie — odpowiedział młodszy, od razu łącząc ich usta, gdy zamknęli za sobą drzwi. Przyparł Dyo do ściany i wepchnął dłoń pod koszulkę niższego. Drugą dłonią głaskał go po policzku i przyciskał jego usta jeszcze mocniej do swoich. Kyu nie pozostawał bierny, tylko włożył swoją nogę pomiędzy te jonginowe i zaczął poruszać kolanem przy jego kroczu. 

Ich oddechy mieszały się ze sobą, podobnie, jak ich jęki i sapanie. 

Jongin chwycił Kyungsoo tak, aby ten mógł zapleść się nogami na jego talii i przeniósł go do sypialni. Położył go na łóżku i zdjął z Dyo koszulkę, obsypując jego klatkę piersiową i brzuch pocałunkami, zdobiąc je szlakiem czerwonych punkcików, które kontrastowały z jego mleczną skórą. Już po chwili znaleźli się bez spodni, a Jongin chwycił małą tubkę leżącą jak zawsze na szafce nocnej. Spojrzał z zadziornym uśmieszkiem na rozpalony wzrok ukochanego i wylał przezroczysty żel na swoje palce, które po kolei zaczął wkładać w Kyu. Był już do tego na tyle przyzwyczajony, że rozciąganie nie trwało wcale długo i już po chwili Jongin mógł cieszyć się ciasnotą swojej sówki, którą tak kochał. Pchnął pierwszy raz powoli, ale widząc zniecierpliwiony wzrok faceta leżącego pod nim, od razu przyspieszył ruchy wsłuchując się w głośne jęki kochanka. W międzyczasie podgryzali swoje wargi, lub czule je muskali. 

Po skończonym stosunku szczęśliwi udali się pod prysznic, gdzie Kai niewinnie zaproponował powtórkę z rozrywki, na co niepodobnie do siebie Dyo się zgodził, czego jutro rano pewnie będzie żałować przez bolące partie ciała. Stwierdził jednak, że i Kaiowi i jemu się należy trochę przyjemności po tych kilku dość nerwowych i smutnych dniach. Poza tym, naprawdę tęsknił za dotykiem tego wiecznie napalonego blondyna i schlebiało mu, że i Jonginowi brakowało tego niezbyt umięśnionego, kluskowatego ciała.

— Co będzie teraz z dzieckiem? — zapytał Kyungsoo, gdy już leżeli wtuleni w siebie na kanapie i oglądali telewizję. — Nie chcę go oddać do domu dziecka...

— Wolisz się nim zajmować? — zapytał zdziwiony Jongin.

— Tego nie powiedziałem. Po prostu... jest mi go szkoda. Matka go porzuciła, a my nie wiemy nawet kim jest. Ja po prostu nie chcę, aby miało źle już na starcie. Jest niewinne...

Jongin westchnął i zaczął głaskać Dyo po głowie, myśląc nad czymś. 

— Postaram się ją znaleźć. Na razie niech będzie u hunhanów. Luhanowi się chyba to podoba, więc raczej nie będzie marudzić. 

— Skoro tak mówisz... 

— Zresztą, nie mówiłem ci jeszcze, chyba będę miał w końcu pracę. — Spojrzał na swojego faceta dumnie, czekając na pochwałę.

— Naprawdę?! Kai! Jestem taki dumny! — Rzucił mu się na szyję nawet nie wnikając, o jaką pracę może mu chodzić. — Zasługujesz na nagrodę... — Położył się na nim i pocałował go w usta, a Kai od razu domyślił się do czego ten zmierza.

8. Trzecia rozmowa

Kai_to_ja jest online 

Kai_to_ja: ja wiem, że jesteś zły, ale mógłbyś odbierać telefon 

Kai_to_ja: sms 

Kai_to_ja: listy

Kai_to_ja: nie wiem, sowę?

Kai_to_ja: po prostu chciałbym wiedzieć czy żyjesz?

Kai_to_ja: dobra wiem od Baeka ale no wiesz

Kai_to_ja: to wredne z twojej strony

Kai_to_ja: wyniki powinny być jutro

Kai_to_ja: pisałem ci o testach 

Kai_to_ja: jeśli będą pozytywne to nie masz prawa być na mnie zły 

Kai_to_ja: znaczy negatywne

Kai_to_ja: rozumiesz?

Kai_to_ja: bo nic nie zrobiłem i dobrze o tym wiesz x.x

Kai_to_ja: wiec jutro wracam do domu :3

Kai_to_ja: I wynagrodzisz mi to wszystko ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Kai_to_ja: tak ja wiem, że ty wiesz jak to zrobisz :3 

Kai_to_ja: wiec do jutra misiu ♡

Kai_to_ja jest offline

Kyungi jest online 

Kyungi: Módl się Kim, aby wynik był negatywny.

Kyungi jest offline

7. Popołudnie dnia 736

— Jonginnie! — Uśmiechnął się uradowany Baekhyun, od razu wciągając przyjaciela do swojego kolorowego mieszkania. — Soku? Herbaty? Kawy? Upiekłem ciastka! Skąd wiedziałeś, że jestem w domu? Normalnie pracuję i—

— Za dużo gadasz — Przerwał mu Kai, siadając na kuchennym krześle. — Nie pomyślałem o tym, że może cię nie być. 

— Bezrobotni zapominają, że inni pracują, tak? — skwitował starszy, nalewając pocącemu się blondynowi zimnego soku. Podał go mu i uśmiechnął się, przeczesując swoje ciemne włosy. — Wziąłem wolne na ten tydzień, więc masz szczęście... Dyo u mnie był w nocy, dupku.

— Wiem, Sehun mi powiedział — westchnął Kim. — Co z nim?

— Jest przez ciebie zrozpaczony, idioto. Tyle, że jestem pewien, że nic nie zrobiłeś, mylę się? 

— Nie.

— Wiem, bo jestem nieomylny, heh. Więc mu to powiedziałem. Jesteś zbyt w niego wpatrzony, aby zrobić coś takiego z pierwszą lepszą larwą. Waginy... fu.

— No wiesz, ty byłeś gejem od zawsze, więc Chanyeol by ci uwierzył. Ze mną i Kyu to tak nie 
działa. 

— Domyślam się, ale spoko. Zrobiłeś już testy?

— Dziś. 

— No i po problemie. Pokażesz mu je i tyle. A co cię w ogóle sprowadza w moje najpiękniejsze progi? — Usiadł na blacie kuchennym i zaczął machać nogami, na których znajdowały się koronkowe skarpetki. Nie wnikajmy.

— Chciałbyś sfałszować moje CV tak, abym idealnie się nadawał na nauczyciela edukacji seksualnej? 

— Chcesz być nauczycielem edukacji seksualnej? Serio? — Zastanowił się i ułożył usta w dzióbek. 

— Ale super! Kai! To może być idealna praca dla ciebie! Jestem dumny! — Wesoło zeskoczył z blatu i zaczął pućkać poliki Kima. Ten od razu odtrącił jego dłonie. 

— Też tak myślę, to co, pomożesz mi?

— Jasne! — Rzucił mu się na szyję mimo protestów. — Kyungsoo będzie taki szczęśliwy, gdy się dowie, że w końcu masz pracę! 

Usłyszeli kaszlnięcie i odwrócili się w tamtą stronę. Zobaczyli Chanyeola, który patrzył na nich zmęczonym wzrokiem.

— Channie! — Baekhyun od razu się na niego rzucił, oplatając swoje nogi wokół jego pasa. — Co tak późno dziś? Tęskniłem! Musiałem tu siedzieć sam z Jonginem dobre pięć minut! Sam!

— No widziałem... twoja miłość do ciągłego przytulania się do wszystkich troszkę mnie martwi, skarbie.

— Jak można być zazdrosnym o Kaia? — Baekhyun uniósł zaskoczony brwi i spojrzał na blondyna, o którym mówił. — Przecież to... Jongin.

— Nie mów o mnie, jakbym był gównem! — Kim nigdy nie sądził, że będzie pozwalał takiemu żelkowi mówić do niego w taki sposób. Co przyjaźń robi z człowiekiem?

— Sorki, Jonginnie. — Niewzruszony Baekhyun wzruszył ramionami i w końcu zszedł z Parka. Pocałował go krótko w usta. — Po prostu moja żabcia ma problemy z zazdrością.

— 366 dni w roku. 

— Kai, rok ma 365 dni.

— A, no być może. Mam problemy rodzinne, ok? Nie każ mi myśleć. 

Usiedli razem przy stole, a Chanyeol dowiedział się właściwie o całej sytuacji, która odbyła się niedawno w domu małżeństwa Kim. Zdziwiony spojrzał na Jongina, ale zgodnie z Baekhyunem stwierdził, że faktycznie, też nie wierzył, aby Kai był do tego zdolny. Jongin uśmiechnął się. Ogólnie rzecz biorąc był szczęściarzem mając tyle zaufanych przyjaciół wokół siebie. Niewiele ludzi spotykało na swojej drodze tylu świetnych ludzi, którzy od razu chcą ci pomóc, nieważne co się działo. Kai wiedział, że ma szczęście i w takich chwilach żałował, że rzadko kiedy myślał o tym w ten sposób i często na nich marudził. 

— Dobra, spadam. Dzięki za pomoc. Kiedy mógłbyś mi podesłać to CV?

— Do jutra się uwinę, wpisać ci wyższe pedagogiczne?

— Jak chcesz, byleby było ok. Dzięki, klucho. 

Gdy wyszedł, skierował się w stronę swojego mieszkania. Nie miał pojęcia, czy Kyu jest w domu, czy nie, ale postanowił spróbować się z nim jakoś skontaktować, bo telefonu nie odbierał. W pewnym sensie nie dziwił mu się, ale jednak no halo, mógłby dać znak życia, że wszystko jest w porządku. Kai po prostu się martwił, to chyba normalne?

Wszedł na przyjemnie chłodną klatkę schodową i westchnął z przyjemności. Dzisiejszy upał był naprawdę nie do zniesienia. Wszedł po schodach i stanął przed drzwiami że srebrną tabliczką z napisem 'Kim'. Nie był tu od wczoraj, a miał wrażenie, jakby minął co najmniej miesiąc. 

— Dyo? To ja! — Zapukał i krzyknął, aby potem ugryźć się w język. Mógł nie krzyczeć, byłoby wtedy większe prawdopodobieństwo, że ten nie zignoruje pukania i wpuści gościa. — Wpuścisz mnie? Żabciu...? — mówił głośno tego typu rzeczy przez kolejne kilka minut, aż w końcu otworzyły się sąsiednie drzwi. 

— Zamknąłbyś w końcu tego ryja, Kim — warknęła sąsiadka, czyli starsza pani o nieprzyjemnych, wyłupiastych oczach. 

— Też miło panią widzieć — odpowiedział, nawet na nią nie patrząc i stukał dalej w drzwi.

— Jeśli nie otwiera, to go nie ma, więc możesz iść — powiedziała przez zaciśnięte zęby.

— Jeśli nie pukałem do pani, również nie powinna pani otwierać drzwi. Wal się kobieto, nie lubię cię. — W końcu na nią spojrzał zirytowanym spojrzeniem. 

Kobieta prychnąła i uśmiechnęła się wrednie.

— Wiedziałam, że takie pedały jak wy w końcu się rozstaną. Co, wywalił cię, smarku? 

Kai zrobił krok ku niej, aby jakkolwiek odpowiedzieć na jej słowa, ale zdążyła zamknąć za sobą drzwi. No super, przyszła, wkurwiła, poszła. No dokładnie jak komornik. Przypadek? 

Jongin usiadł na schodach i schylił głowę. Postanowił tu poczekać, ale miał wrażenie, że to trwa w nieskończoność. Teoretycznie mógłby pójść do Sehuna po swoje klucze, które tam zostawił, ale nie chciało mu się tu ponownie wracać. Oparł głowę o ścianę i nawet nie wiedział kiedy, ale przysnął. Obudził się, gdy było już ciemno i z zaskoczeniem zauważył, że przy jego nodze stoi kartonik z soczkiem pomarańczowym, który zawsze mu kupował Dyo, gdy szedł do sklepu. Kupował go z przyzwyczajenia, bo Kai po prostu zawsze o niego prosił, a pił go od zawsze, naprawdę go lubił.
Westchnął i pokręcił głową. Wbił słomkę w kartonik i pociągnął kilka łyków z uznaniem. Popatrzył na drzwi, wiedząc, że za nimi na pewno jest Kyu, ale postanowił go dziś nie nachodzić o tak późnej godzinie, bo nie dość, że na pewno jest zły, to na pewno zmęczony po pracy. A te połączenie u niego nie było zbyt idealnym do rozmowy i przeprosin.

Wyszedł więc z budynku, siorbiąc soczek i myśląc o życiu.

6. Rozkminy w dniu 736

— Ile mam niby czekać?! — wrzasnął Kai.

— Wyniki będą już za pięć dni, proszę pana — powtórzyła spokojnie kobieta w instytucie, nie rozumiejąc zbulwersowania mężczyzny.

— Czy ty to słyszysz? JUŻ za pięć dni? JUŻ. — Kai obrócił się w stronę Sehuna, kipiąc ze złości. — Jeszcze przez tyle dni Kyu będzie myślał, że przeleciałem jakąś laskę, czaisz?

— To do wiedzenia — powiedział spokojnie czarnowłosy, wypychając w miarę delikatnie blondyna, trzymającego na rękach śpiące dziecko. — No rusz dupę, chuju.

— Co to za służba zdrowia?! Pięć dni?! Przez tyle to on zdąży spalić wszystkie nasze zdjęcia, albo co gorsza — wyciąć z nich mnie! — chlipiał żałośnie, nie wiedząc, czy jest w tej chwili bardziej zły, czy zestresowany, czy może po prostu zrezygnowany. — Już go widzę, jak siedzi na podłodze i to wszystko niszczy i—

— Nie dramtyzuj. Kyungsoo nie jest bohaterką twojej ulubionej dramy, aby tak robić. Myślę, że raczej się już w miarę uspokoił i po prostu zgrywa emo. Poza tym, jak pisałem z Baekhyunem, to raczej Dyo był bardziej smutny niż zły. 

— Tym gorzej, wolę, żeby był na mnie wkurwiony, niż przeze mnie smutny. Nie wolałbyś tak z jeleniem? — Spojrzał na niego i był to jeden z tych momentów, w których wyglądał bardziej inteligentnie, aniżeli głupio. 

Sehun westchnął i skinął głową zgadzając się ze słowami przyjaciela. 

— To co zamierzasz teraz robić? — zapytał Jongina. — Jesteś bez pracy, teoretycznie z dzieckiem i żyjesz na mojej kanapie.

Kai podrapał się po głowie, ale od razu przestał, gdy dziecko znalazło się w niebezpiecznej pozycji. Trzymanie dzieci to wyższa szkoła jazdy, a karmienie ich to już w ogóle level expert. 

— Powinienem dalej szukać pracy... Kyungsoo byłby zadowolony...

— Jaką byś chciał? 

— Jakąkolwiek, serio — westchnął — Po prostu, aby Dyo wiedział, że to, co mu powtarzałem w szkole, że będzie ze mną żyć jak pączek w maśle to nie kłamstwo. On nie powinien w ogóle pracować, tylko ja. Powinien odpoczywać i nie martwić się niczym. Jestem jak rzep na psiej dupie.
— W sumie to... prawda, sorry. Już tyle czasu jesteś bezrobotny.

— Nie pomagasz, pało. Nie ogarniam ludzi, to, że nie ukończyłem wyższej budy nie znaczy, że jestem kretynem.

— Jesteś, ale ogólnie to nie, nie oznacza to tego. Tyle, że żyjemy w takich czasach, Jongin... — mruknął ciemnowłosy, kopiąc jakiś kamyk. Zastanawiał się chwilę nad czymś. — Ostatnio zwolniło się u nas jedno miejsce, nauczyciela wychowania seksualnego, ale nie sądzę, że ty bez papierów...

— Seksualnego? — Spojrzał na niego zaciekawiony. — I musiałbym tylko gadać dzieciakom o tym, jak się zabezpieczać?

— No... coś w tym stylu, ale nie wiem, czy przyjęliby kogoś bez papierka o szkole.

— Baekhyun... — Jongin uśmiechnął się przebiegle i zatrzymał się, patrząc na przyjaciela z tajemniczym uśmieszkiem, unosząc brwi, a to znowu je opuszczając w dół. — Mógłby co nieco namieszać w moich papierach i—

— To nielegalne, debilu.

— Ale się z ciebie sztywniak zrobił, panie profesorku.

— Po prostu nie chcę, żeby inni mieli przez twoje lekcje uraz do seksu do końca życia — odpowiedział mu nauczyciel przedsiębiorczości. Nudny zawód? Nie powiedziałby. Pracował w tym samym miejscu co Lu i bardzo dobrze to obydwaj pożytkowali podczas długiej przerwy w składziku na sprzęt sportowy, gdzie tylko Luhan miał klucz.

— I tak pogadam z żelkiem, na pewno mi pomoże. 

— W to nie wątpię.

Nie wrócili jeszcze do domu, tylko pili zimną bubble tea, bo skwar na dworzu był nie do wytrzymania. Kupili też wcześniej bułkę, bo Kai nie wiedzieć czemu bardzo lubił karmić gołębie. 

— Jak myślisz, co Dyo teraz robi? — zapytał Kai zapatrzony w okrągłe oczy szarego ptaka.

— Pytasz mnie, czy jego? — Sehun wolał się upewnić, czy jego przyjaciel nie zwariował. 

Spokojnym ruchem kołysał dziecko, które właściwie tylko spało, to normalne?

— No chyba mi nie odpowie — Kai wybudził się z transu, a ptak go olał, widząc, że człowiek nie ma już dla niego jedzenia. Zamaszyście zrobił kupę na chodnik i odleciał. 

— Uroczy — Rzucił z przekąsem Hun. — Nie wiem, może jak normalny człowiek jest w pracy? 

— No... w sumie pewnie tak. 

— Hunnie! — Usłyszeli wesoły krzyk i zobaczyli machającego do nich niskiego blondynka. Sehun od razu się uśmiechnął i wstał, co uczynił też Jongin. Podeszli do Lu, który od razu zabrał swojemu chłopakowi mleczną herbatę i upił kilka łyków.

— Jak dobrze, że cię spotkałem! — powiedział — Ale mi się chciało pić. 

— Czyli tylko dlatego się cieszysz? — Sehun nie wyglądał na zadowolonego, na co Lu od razu się lekko zmieszał i spuścił wzrok.

— No... nie przecież... — wydukał, na co z ust Huna wydobył się śmiech. Dlaczego Lu mimo tylu lat, dalej jest taki nieśmiały, jakby dalej tkwiła w nim jakaś obawa? Przecież Oh nie mógłby nawet tknąć tak słodkiej istoty jak on i mimo wiecznych obaw Lu, w głębi siebie czuł, że ten to doskonale wie, ale ma dylemat, jak się czasami zachować. Czasami nawet Oh miał wrażenie, że Han często wykorzystuje swoją niewinność i słodkie oczy, aby dostać to, czego chce. 

— Oj, wiem. — Hun pocałował go w nos, ignorując jęczenie Kaia, że przez nich czuje się jeszcze bardziej samotny. 

Hun wziął od Lu torby z zakupami, a w zamian za to położył na delikatnych rękach mężczyzny dziecko, na co ten od razu się uśmiechnął. Oh i Xi postanowili już wrócić do domu, jednak Kai stwierdził, że musi udać się do Baeka, który teoretycznie może pomóc mu, aby zdobyć w końcu upragnioną pracę. Bo jeśli już nie będzie bezrobotnym, oraz gdy okaże się, że dziecko nie jest jego dzięki testom, to przecież już wszystko będzie idealnie bum cyk, cyk, prawda?

5. Druga rozmowa

Bbyun♡ jest online 

Bbyun♡: Hunnie~! >.<

Bbyun♡: Hun śmieciu! 

HunSe jest online 

HunSe: czego chcesz żelek?

Bbyun♡: Kai - idiota Kim Jongin jest u ciebie? 

HunSe: czyli już wiesz o wszystkim?

Bbyun♡: bingo

Bbyun♡: Kyu był u mnie w nocy

Bbyun♡: przeżywa to

HunSe: dziwisz się? 

HunSe: tyle ze Kai wyjątkowo nic nie zrobił 

Bbyun♡: domyślam się, ale jako że jesteście kretynami... postanowiłem wam pomóc :*

HunSe: w jaki sposób?

Bbyun♡: test na ojcostwo~ ^^

Bbyun♡: widzę, że odczytałes 2 minuty temu

Bbyun♡: mógłbyś łaskawie odpowiedzieć cymbale 

HunSe: powiedziałem to Kaiowi

HunSe: nie pomyśleliśmy o tym

Bbyun♡: no tak jakby to ja się domyśliłem 

Bbyun♡: jeśli się okaże że to nie Kaia, to Kyu nie ma powodu aby się gniewać~~

HunSe: ale z dzieckiem i tak trzeba coś zrobić 

Bbyun♡: jak ty to piszesz to jakoś tak groźnie to brzmi 

Bbyun♡: coś się ogarnie

Bbyun♡: ważne aby po prostu mój Kyu nie płakał ;-; 

Bbyun♡: jeśli się pogodzą to będzie już gitesik majonezik i wgl

HunSe: jedziemy zrobić test 

HunSe: dzięki żelek

HunSe jest offline

Bbyun♡: nie mów do mnie żelek!!!

Bbyun♡ jest offline

4. Zimna noc dnia... to nie był dzień

Kyungsoo przykrył się szczelniej kołdrą, czując nieprzyjemny chłód, jaki panował w mieszkaniu. Otulił się bardzo mocno, ale nie przyniosło to efektu, jakiego by chciał. Odwrócił się więc w drugą stronę i przysunął się o kawałek, zarzucając rękę, jakby chciał się w coś wtulić. Jednak obok była pustka, przez co zaskoczony momentalnie się wybudził i usiadł. Spojrzał w prawą stronę, która fatycznie była pusta. Przypomniał sobie dzisiejszy wieczór. Momentalnie do jego oczu napłynęły łzy, których nawet nie starał się powstrzymać. Ścisnął mocniej kołdrę i zaszlochał. Był tu sam. Po raz pierwszy od bardzo dawna.

To nie mogło naprawdę się stać. Kai nie mógł go zdradzić... na pewno. Kiedyś owszem, sam mu mówił, że prowadził dość imprezowy styl życia, ale zarzekał się, że z tym skończył... sami chodzili czasem na imprezy, ale Kai nigdy się zbytnio nie oddalał... kiedy to się mogło stać? I dlaczego miałby to w ogóle zrobić? Rzadko kiedy się kłócili, byli wyjątkowo zgodnym małżeństwem...

Jeśli więc cała sprawa z dzieckiem to prawda, to on go zabije, wykastruje i... na pewno coś jeszcze. Ale nie wie, czy będzie w stanie porzucić.

Kyungi jest online 

Kyungi: Baekkie?

Kyungi: Wiem, że jest środek nocy, ale potrzebuję twojej pomocy 

Bbyun♡ jest online 

Bbyun♡: Channie troszkę się przestraszył i spadł z łóżka bo mam ustawione na powiadomienie dźwięk kaczki 😂

Bbyun♡: dziękuję ci za ten widok ♡♡♡

Bbyun♡: ale stało się coś?

Kyungi: Czy... mogę do was przyjechać?

Bbyun♡: no czemu nie?

Bbyun♡: zrobię jakiś dobry obiad i wgl :3

Kyungi: Teraz

Bbyun♡: ale że... tak teraz? x.x

Kyungi: Błagam, nie chcę być teraz sam

Bbyun♡: no przecież jest Kai :00

Kyungi: ...

Bbyun♡: przyjeżdżaj

Kyungi jest offline

Bbyun♡ jest offline

W trakcie pisania z Baekhyunem, zdążył się ubrać i ogarnąć jako tako twarz. Daleko mu było dziś do ideału, ale no błagam, jest 3 w nocy. Poza tym, nawet mu nie zależało. Ma ważniejsze rzeczy na głowie, niż dbanie o wygląd zewnętrzny.

Wsiadł w samochód, który dostał jeszcze od rodziców przed wyprowadzką i skierował się w stronę domu Parków, którzy mieszkali zasadniczo bardzo blisko, ale nie uśmiechało się Dyo iść w środku nocy przez to jakże bezpieczne miasto samotnie. 

— Co się stało? — zapytał zaskoczony, w pełni rozbudzony Baekhyun, gdy usłyszał dzwonek do drzwi i poszedł tworzyć, aby zobaczyć za nimi zapłakanego przyjaciela. Od razu wciągnął go do środka i zabrał od niego nakrycie wierzchnie. Zaprowadził go do kuchni, gdzie od razu zaczął przygotowywać herbatę dla nich dwóch. Chanyeol spał, Baekhyun postanowił przyjąć gościa sam, aby jego partner wyspał się do pracy. Sam na szczęście nie musiał się o to jutro martwić, więc Dyo miał szczęście.

— Kyungsoo, mów. — Baek oparł się biodrem o blat i spojrzał na niego uważnie.

— Zdradził mnie — szepnął tylko tamten, zanim wybuchnął histerycznym szlochem. — Chyba.
— Kurwa, co zrobił? — wydusił z siebie Baekhyun i od razu poczerwieniał na twarzy. — Obetnę chyba temu kretynowi jaja. Z kim?

Kyungsoo pokręcił głową, nie mogąc wydusić z siebie nawet słowa. 

— Wyrwę mu te jego blond kłaki, usmażę oczy, jego penisa oddam głodującym i... — Park Baekhyun zacisnął pięści, ale jego złość jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyparowała. — Nie no, Dyo. On nie mógłby ciebie zdradzić. — Usiadł obok szlochającego przyjaciela i pogłaskał go po ramieniu. Uśmiechnął się ciepło. — Serio, jestem pewien. On nie widzi świata poza tobą, przecież go znasz. Jest dokładnie takim samym psycholem na twoim punkcie, jak wtedy, kiedy go poznałeś, zapewniam. 

— Skąd mam wiedzieć, czy tego nie zrobił, Baekhyun? — Spojrzał na niego załamany. — On ma dziecko z jakąś szmatą, rozumiesz? 

— Dziecko? — Oczy Baekhyuna były w tym momencie niemalże tak wielkie, jak te Dyo. — Naprawdę nie sądzę, aby to było jego, ale no nie wiem, zróbcie po prostu test na ojcostwo? Przecież on wszystko wykaże czarno na białym, prawda? Może być lepszy sposób?

— Test? — Kyungsoo olśniło i spojrzał zszokowany na przyjaciela. — Nie pomyślałem o tym... jestem kretynem.

— Spokojnie, nie tylko ty. Jestem pewny, że Kai też na to nie wpadł. 

Dyo zaśmiał się cicho i pociągnął nosem. 

— Też tak myślę... to głupek.

— Dyo, naprawdę się nie martw. Jestem pewien, że Kai jest niewinny. Pewnie myślisz, że skoro kiedyś prowadził życie dość... no pieprzył się ze wszystkim, co się rusza, to na pewno to w nim pozostało, jednak uwierz, że na pewno tak nie jest. Znam go.

— Ja też, ale... nie umiem mu w tej chwili ufać w stu procentach. Rozumiesz?
Baekhyun westchnął i pokręcił głową.

— Ziom, mam pełno twoich nieprzyzwoitych zdjęć na telefonie, które podsyła mi często Kai, podpisując 'najlepsza sowa w dżungli' albo 'idealny, czy idealny?'. Serio nie sądzę, aby mógł pójść do łóżka z kimś innym. Poza tym to zbyt wielki debil by kogoś wyrwać.

— Zabiję go za te zdjęcia — Dyo zacisnął pięści na swoich spodniach i skupił swój wkurzony wzrok na różowych kafelkach. Ktoś wspominał, że kuchnia Baekhyuna Parka jest cała różowa? Nie? No cóż. 

— Spoko, z Channim też sobie robimy nagie sesje, a gdy się ze mną kłóci, to szantażuję go, że pokażę je jego matce. Fajnie, co?

Kyungsoo zaśmiał się, ale nie odpowiedział.

Wypili herbatę, a Dyo postanowił wrócić do siebie, mimo że przyjaciel proponował mu nocleg u siebie.

Dyo podziękował Baekowi za wsparcie oraz radę i wyszedł na dość chłodne powietrze. Ogólnie zaczęło już świtać, ale Dyo i tak był na tyle zmęczony, że gdy wrócił do domu, postanowił od razu położyć się do łóżka, ponieważ nieprzespana noc dała mu się znacząco we znaki i wiedział, że nie dałby rady normalnie funkcjonować. Gdy wszedł do łóżka, znowu poczuł się okropnie samotny i pomyślał, że jego mąż najpewniej zatrzymał się u Sehuna i Luhana. Lu na pewno jest szczęśliwy z powodu możliwości opiekowania się dzieckiem, a Sehun najpewniej zbiera zagubionego Kaia i karmi go kebabami, które działają nie wiedzieć czemu na Jongina uspokajająco. Tak, Dyo był niemalże pewny, że tak właśnie teraz jest.

I leżąc tak w tym pustym łóżku, obwiniał siebie za to, że tak pochopnie wyrzucił chłopaka z wspólnego mieszkania. Jednak dopóki nie będzie miał pewności, że Jongin jest niewinny, nie pozwoli sobie na wybaczenie temu kretynowi.

3. Późny wieczór dnia 735

— Dobra, uspokój się i oddychaj. Oddychanie naprawdę pomaga, Kai... — Zapewnił blondyna Luhan, który w czasie załamania nerwowego kolegi, zajął się (teoretycznie) jego dzieckiem. Trzymał je na rękach i kołysał, co właściwie sprawiało mu niezwykłą radość, jako że lubił dzieci, a z Sehunem na pewno ich mieć nie mogli. 

— Jak mam się uspokoić?! — krzyknął Kai, gwałtownie wstając. Nie mógł pojąć absurdu całej sytuacji. — Jakaś baba napisała pierwsze lepsze imię i nazwisko, jakie jej pewnie przyszło do głowy i spierdoliła, zostawiając mi bachora! No błagam, mój penis nie wepchnąłby się do żadnej baby, skoro mam boga seksu w domu!

— Ja ci naprawdę wierzę... — Luhan chciał gestem dłoni go nieco uspokoić, ale niemowlak na rękach skutecznie mu to uniemożliwiał. Zdecydowanie wolałby, aby Sehun już wrócił do domu, bo tylko on potrafił jakoś wpływać na swojego przyjaciela, ale w chwili obecnej wyszedł do sklepu, aby kupić zastępczy pokarm dla malucha, skoro matka nie mogła go nakarmić.

— Ale Dyo mi nie wierzy... — Kai położył się na całej długości kanapy, niczym u psychologa i spojrzał błagalnie na Chińczyka. — Co ja mam zrobić?

— Emmm... — Zaczął Lu, ale Kai poderwał się, ponownie go zaskakując i wciągnął szybko kilka razy powietrze. 

— Czuję kebsa, a ty?

— Emmm... — Luhan ponownie chciał się odezwać, ale przeszkodziło mu otwarcie się drzwi i kroki na korytarzu. Do pomieszczenia wszedł Sehun, niosąc jedzenie dla dziecka, oraz trzy duże kebaby, na które Kai od razu się rzucił i zaczął jeść pierwszego z nich. Ani Lu, ani Sehun nie mieli pojęcia, czy łzy widoczne na policzkach przyjaciela są w tym momencie spowodowane smutkiem, czy tym, że sos był naprawdę ostry.

Przynajmniej się na chwilę zamknął, Sehun jednak się przydaje.

— Życie mnie nie lubi! — chlipiał Kim, wgryzając się w bułkę i płacząc z każdą chwilą jeszcze bardziej. — Czemu ktoś tak zajebisty jak ja, musi mieć takie problemy?

A nie, jednak znowu gada.

— Jesteś pewny, że na jakiejś imprezie, ty nie—

— Nie. Doskonale wiesz. — Przerwał Sehunowi Kai, odkładając pusty papier po jedzeniu. — To na pewno nie moje dziecko.

Sehun przyjrzał się małemu człowieczkowi, którego z radością na kanapie naprzeciwko karmił Luhan. Widać było, że Lu naprawdę lubił dzieci, a Sehun doskonale zdawał sobie sprawę, że nigdy nie będzie mógł mu zapewnić tego szczęścia z posiadania potomka.

— Nie jest do ciebie podobne. Za ładne — zaśmiał się pod nosem, chcąc rozweselić swojego przyjaciela. 

Kai prychnął, ale również się dyskretnie uśmiechnął i odwrócił, aby móc zobaczyć dziecko, bo faktycznie nawet nie zwracał na nie wcześniej uwagi. 

— Ma nos jak ziemniak, no nie? — skomentował wygląd niemowlaka po dobrej minucie. 

— A, to może jednak ma coś z ciebie.

— Wal się. 

Zdecydowali, że póki co Kai spać będzie na kanapie w salonie, a dziecko w sypialni domowników, jako że Luhan wyraził chęć na zajęcie się maluchem, którego imienia nie znali. Xi i tak w czasie wakacji miał wolne, bo pracował jako nauczyciel wychowania fizycznego w liceum, więc miał czas, aby się dzieckiem zajmować, ku wdzięczności Jongina. Zresztą  miał wolne podobnie jak i Sehun, tyle że temu drugiemu nie za bardzo spieszyło się do niańczenia.

Jako że było już bardzo późno, Kai nawet nie starał się dzwonić do Kyungsoo, aby cokolwiek wyjaśnić, bo w sumie... no i tak jest wkurzony, więc by nie odebrał, a po co mu psuć telefon, który pewnie by wyrzucił gdzieś na chodnik po kilkunastu połączeniach?

W nocy nie mógł spać, a to było jak najbardziej do niego niepodobne. On mógłby spać zawsze i wszędzie, serio. Doskonale o tym wiedzieli nauczyciele już w liceum, gdy często przysypiał na ostatnich lekcjach i Sehun musiał go budzić. A Kyungsoo później za to karcić... 

Mimo że minęło już tyle lat i wszyscy w jakiś sposób się zmienili, tak naprawdę wciąż byli dokładnie tacy sami. 

Koło drugiej w nocy, gdy stwierdził, że i tak nie zaśnie, wstał, poszedł do kuchni i otworzył lodówkę. Wyciągnął z niej słoik dżemu i zaczął go jeść łyżką. Potem nie wiedzieć czemu, wszedł do sypialni, gdzie spali jego przyjaciele, którzy teraz leżeli w swoich objęciach i... a nie, chwila. Sehun chrapał, a Luhan trącał go łokciem, aby się zamknął, na co ten wtulał twarz w poduszkę, odwracając się w drugą stronę. Kai zdusił w sobie chichot i na palcach podszedł do małego posłanka, które uszykował dla malca Luhan. Usiadł przy nim i znudzonym wzrokiem popatrzył na śpiącego.

— I jak ja mam się dowiedzieć, kto jest twoją starą, co? — powiedział bezgłośnie, aby nikogo nie zbudzić. Przyjrzał się uważnie twarzy chłopca i stwierdził, że faktycznie nie jest do niego podobny. Zmarszczył brwi i nachylił się jeszcze bardziej. To blizna? Nie, raczej znamię, które znajdowało się na zewnętrznej stronie prawej dłoni. Wyglądało trochę jak taka plama od farby, taka jak spadnie kropla i rozprzestrzeni się trochę na środku kartki. Taka paćka. 

Kai zaśmiał się, bo wyglądała śmiesznie na tak małej łapce. 

— Czemu nie śpisz? — Usłyszał za sobą cichy głos Lu.

— A tak jakoś... głodny byłem. 

— Widzę... — odparł Luhan, siadając obok niego i wskazując na słoik dżemu, który Kai trzymał w dłoni. — ale dżem to nie najlepszy dodatek do dzieci.

— No przecież nie chcę go zjeść — odpowiedział Kai, wzdychając z irytacją.

— Nie wiem, to rozwiązało by twój problem. Po tobie mógłbym się spodziewać wszystkiego.

Kai prychnął i naburmuszony chwycił swój słoik, kierując się w stronę drzwi. 

— Pomyśl nad imieniem, Kai. Nawet jeśli nie jest twoje... powinno mieć jakieś imię już teraz. — Chińczyk zapatrzył się na chłopczyka z lekkim uśmiechem. — Tylko nie obciachowe, ok? Nie niszcz mu życia.

Jongin przystanął i stwierdził, że ogółem Xi ma rację, ale... walić to. Trzeba się dziecka pozbyć i przekonać Dyo, że to nie jego. 

— Jutro go tu nie będzie. — Kai powiedział to tuż przed wyjściem, biorąc do ust truskawkową żelatynę. Chwilę po tym położył się na kanapie i w końcu zasnął. Chyba naprawdę nie mógł spać jedynie przez swój głód, bo nawet duży kebab na kolację nie jest w stanie go zaspokoić.

2. Pierwsza rozmowa

Kai_to_ja jest online 

Kai_to_ja: Hun

Kai_to_ja: musisz mi pomóc jak nigdy

HunSe jest online 

HunSe: znowu ci nie staje ? XDD 

Kai_to_ja: pedale kurwa 

Kai_to_ja: musisz mnie przenocować 

Kai_to_ja: dziś i... do odwołania 

HunSe: co? Poklociliscie się? 😂

Kai_to_ja: aktualnie pakuję walizki 

Kai_to_ja: dał mi 15 minut 

Kai_to_ja: a mieszkanie jest wspólne no ok

Kai_to_ja: to jest jakiś pieprzony żart

Kai_to_ja: pierdole ten dzień 

Kai_to_ja: mam dzieciaka nie wiem o co chodzi

Kai_to_ja: pomożesz ?

HunSe: jak to masz dzieciaka?

HunSe: o chuj xD

HunSe: zdradzileś go?

HunSe: Ty?

HunSe: ty gnido xd

HunSe: a mówiłem twojej mamie kiedyś żeby cie wykastrowac

Kai_to_ja: ja pierdole nie zdradziłem go

Kai_to_ja: to jakaś pieprzona pomyłka 

Kai_to_ja: to pomozesz? 

Kai_to_ja: inaczej zostają mi tylko chanbaeki 

Kai_to_ja: błagam nie skazuj mnie na Baeka

Kai_to_ja: nie chce z nim mieszkać 

HunSe: przyjeżdżaj

Kai_to_ja: dzięki bracie

Kai_to_ja: Luhan się zgadza ty pantoflarzu?

HunSe: będzie musiał 

HunSe: widzę żarcik trzyma nawet w takiej sytuacji

Kai_to_ja: dobra dzięki 

Kai_to_ja jest offline 

HunSe jest offline

1. Dzień 735 zapadanie w pamięć

— Kyungie! Gdzie są moje bokserki? — krzyknął blondyn, wychylając swoją głowę na przedpokój, aby jego mąż mógł go lepiej usłyszeć. W międzyczasie odruchowo spojrzał na ich zdjęcie ślubne, wiszące, jak Kai rozkazał, czyli na środku korytarza, w najlepiej widocznym miejscu. 

— Dlaczego drzesz się o jedne bokserki, co jest głupie, skoro masz ich kilkanaście par w szufladzie? — zapytał Dyo, wymijając go i zapinając do końca swoją śnieżnobiałą koszulę. 

— To moje ulubione, przynoszą mi szczęście... — Spojrzał na niego błagalnie. — Wiesz, że to ważny dzień... 

— Wiem, wiem... — Pocałował go przelotnie w usta i rozejrzał się dokładnie po dużym, jasnym pomieszczeniu. Z triumfalnym uśmiechem dostrzegł kawałek różowego materiału, wystającego spod ogromnego, pięknego łóżka małżeńskiego. Kai naciskał, że akurat na tym meblu nie warto oszczędzać pieniędzy, jako że kochał spać... i kochać się ze swoją sówką. — Serio nie widziałeś ich? Co za jaskrawy kolor... nie wiem, dlaczego ci je w ogóle kupiłem... 

— Ja się cieszę, wszystko od ciebie jest super! — Uśmiechnął się słodko, biorąc swoją własność w dłoń. — Hmm... znoszone... No cóż, nie umrę od tego. 

— Fuuu, Kai, jesteś obrzydliwy. — Kyungsoo skrzywił się i wywrócił oczami, ale był już przyzwyczajony do wielu wad, jakie posiada Jongin. 

— Denerwuję się, zrozum mnie, one na pewno mi pomogą. 

— Gacie nie pomogą ci w rozmowie kwalifikacyjnej w żaden sposób, Jongin... — Dyo po raz kolejny westchnął, ale zaśmiał się na głupie przesądy jasnowłosego, dotyczące jego bielizny. — Zwłaszcza, że nie pomogły ci przy poprzednich siedmiu... 

— Po prostu... miały słabszy dzień — burknął ten pod nosem, zakładając na siebie strój uprasowany przez Dyo poprzedniego wieczora. 

— To ty masz wiecznie słabszy dzień. — Brunet pomasował sobie skronie, ale po chwili uśmiechnął się ciepło, chcąc dodać Kimowi choć trochę otuchy. Pocałował go w policzek i otworzył drzwi wejściowe. — Powodzenia, Kai. Napisz do mnie po, czy się udało. 

— Pa, kochanie... — Jongin rzucił się na łóżko i westchnął bardzo głośno. Zacisnął pięści i elastycznym ruchem podniósł się jednak do siadu. Czas się wziąć w garść. 

Ubrał się do końca, zjadł chleb z dżemem i ogarnął swoją cudowną twarz do perfekcji w lustrze. W trakcie mycia zębów zorientował się, że musi ponownie się przefarbować, bo zaczynają mu się pojawiać już ciemne odrosty, których naprawdę nie lubił. Gdy skończył daną czynność, uśmiechnął się głupio do lustra, podziwiając swoje odbicie i stwierdzając bardzo skromnie, że Kyungi ma świetny gust i nie dziwne, że na niego leci. Sam by na siebie poleciał, gdyby nie to, że Kyungsoo był dla niego bardziej idealny niż on sam. To interesujące, że jego uczucia względem tej niskiej, ale momentami groźnej osoby nie zmieniły się od sześciu lat.

Od dwóch lat i dokładnie pięciu dni po ślubie. 

Wszedł jeszcze na chwilę do kuchni i spojrzał na kalendarz, gdzie czerwonym markerem przekreślił wczorajszy dzień. 

— 735 — powiedział zamyślony. Na myśli miał jedynie to, że 735 dni temu wziął sobie Kyungsoo za męża. Dlaczego to liczy? Tego nie wie nikt. Zawsze lubił wszystko liczyć, podobnie zresztą było z zapamiętywaniem w czasie liceum, ile dni wcześniej spotkał Kyungsoo po raz pierwszy.
Wziął kilka głębokich wdechów, uśmiechnął się pewny siebie, wyszeptał 'hwaiting' i wyszedł energicznym krokiem z mieszkania.

👬👬👬

— Jak to? Dlaczego? — zapytał, rozkładając ręce w geście bezradności. Nie wiedział sam, czy był w tym momencie bardziej zdziwiony, zły, czy może smutny. 

— Przykro nam, nie ma pan potrzebnych kwalifikacji na to stanowisko. Właściwie to już znaleźliśmy kogoś odpowiedniego dziś rano — odparł spokojnie mężczyzna o grubej tuszy i znudzonym spojrzeniu. Oddał Kimowi jego papiery, które ten podał mu zaledwie dwie minuty temu.

— Naprawdę znam się na tym fachu! — Jongin starał się wybronić, nie tracąc przy tym nadziei.
— W CV jak wół widnieje, że brak panu doświadczenia w tej kwestii. Przykro nam.

— Facet, błagam daj mi szansę. Wiesz, co ja mam w domu? Utrzymuje mnie mój facet, który w dodatku jest kobietą w naszym związku! Wiesz, jakie to upokorzenie dla mojej męskiej dumy? Błagam, dajcie mi szansę! Naprawdę się nie zawiedziecie! I jestem szczery! To podobno jest zaleta! — Wstał i oparł ręce na blacie biurka, patrząc na niego błagalnie. To, co mówił to totalna prawda. Nie czuł się dobrze z tym, że kiedy wyznał Kyungsoo po raz pierwszy miłość, obiecał mu rozpieszczać go jak tylko się da, ale to teraz Dyo ich utrzymywał, od kiedy Kai stracił pracę przeszło pół roku temu, gdy firma zajmująca się sprzętem sportowym z dnia na dzień zbankrutowała. 

Dlaczego więc Jongin nie mógł znaleźć pracy mimo doświadczenia po czterech latach pracy tam? Przez brak papierka o ukończeniu studiów, bo zaczął pracować od razu po liceum, aby jak najszybciej wyprowadzić się z rodzinnego domu, gdzie nie akceptowano jego związku.

Wszystko układało się świetnie, praca, mieszkanie z Dyo, ślub. Czy mogło być lepiej? Oczywiście, że nie.

— Przepraszam, ale naprawdę nie interesuje to nas. Dziękujemy za poświęcony czas i życzymy miłego dnia. — Mężczyzna gestem dłoni wyprosił blondyna z pokoju, na co ten tylko pokazał mu środkowy palec. Chciał efektownie wyjść, ale niestety potknął się o próg i wywrócił. Usłyszał chichot i od razu się podniósł, zatrzaskując za sobą drzwi. Dupek. 

Usiadł zrezygnowany na schodach, prowadzących do biurowca i schował twarz w dłoniach. 

— Jestem żałosny — szepnął, a gołąb, który stał naprzeciwko niego, wyglądał, jakby pokiwał głową, potwierdzając jego słowa. — Nawet ty tak sądzisz. — Gołąb ponownie skinął główką, wydał z siebie niezidentyfikowany dźwięk i odleciał. 

Kai nie wiedząc, co mógłby zrobić, poszedł zjeść kebaba ZA PIENIĄDZE KYUNGSOO, a następnie popił go dużą colą, którą kupił za pieniądze... zgadnijcie kogo?

To, jak źle się z tym czuł, można by było określić w skali od tragicznie do tragicznie +1.
Siedział pół dnia na dobrze znanej sobie ławeczce w parku, aby następnie piechotą ruszyć do mieszkania, które znajdowało się w tej samej dzielnicy, co zarówno rodzinny dom Kyungsoo, jak i Kaia oraz ich dawna szkoła. Za bardzo obydwaj lubili tę okolicę, aby się z niej wyprowadzać.
Szedł tak melancholijnie, wgapiając się w drzewa i ekran telefonu, szukając pokemonów i krzyknął radośnie, gdy złapał silnego Bellsprouta.

Zanim się obejrzał, doszedł do zadbanego bloku, który otoczony był drzewami wiśni i innymi owocowymi roślinami, których Kai nie kojarzył i w sumie nawet go nie interesowały.

Z ociąganiem wyciągnął klucze z breloczkiem w kształcie sówki, który kiedyś podarował mu Dyo tak po prostu, bez okazji. 

Otworzył drzwi i wszedł do chłodnego wnętrza klatki schodowej. Wdrapał się mozolnie na drugie piętro, mimo tego że w tym sześciopiętrowym budynku była winda. Kai po prostu twierdził, że trochę ruchu to nic złego i po prostu będzie szybciej, niż jakby miał czekać na windę.

— Hej! — Gdy otworzył drzwi do mieszkania, na szyję od razu rzucił mu się Kyungsoo. W jego głosie wyczuć można było nieskrywany entuzjazm. — Jak poszło?

— Ten... no... — Jongin odwrócił wzrok, gdy już oderwali się od siebie.

— Znowu? — Kyung spojrzał na niego smutno, ale po chwili i tak na jego twarzy zagościł lekki uśmiech. — Spokojnie, w końcu coś znajdziesz. Nie musisz się spieszyć, pieniędze to już nie problem, dostałem awans! 

Może być jeszcze gorzej, gdy jesteś aktualnie totalnym nieudacznikiem, a twój mąż, na którego teoretycznie ty powinieneś zarabiać, bo jesteś facetem w tym związku, właśnie dostaje awans i jest już zupełnie inną ligą niż ty?

— Ooo... cieszę się, jestem dumny, Dyo... — powiedział cicho Kai, nie mogąc zebrać się na szeroki uśmiech. Spojrzał smutno na zdziwionego szatyna i pogłaskał go po głowie, wymijając go i kierując się w stronę sypialni. — Naprawdę bardzo się cieszę...

— Kai...? — wydukał niższy, zdziwiony zachowaniem ukochanego. To... nie był jego Kai. Normalnie zacząłby się drzeć i go przytulać, a potem zaproponowałby 'seks dla uczczenia tego pięknego dnia'. On proponuje seks właściwie na każdą okazję.

Kyungsoo patrzył smutno na drzwi, za którymi zamknął się Kai. Najgorsze było to, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, dlaczego Kai się zachowuje tak, a nie inaczej. Ile można wkładać na siebie maskę? Dyo wiedział, że męska duma, a dokładniej męskie ego Kaia po prostu ma kryzys, tylko co on mógł z tym zrobić? Kai sam musi znaleźć pracę. Mógł jedynie... poprawić mu trochę humor.

Uśmiechnął się lekko i wszedł przez drzwi do sypialni, gdzie zobaczył blondyna, siedzącego na łóżku z przygnębionym wyrazem twarzy. 

— Kai...? — Dyo uśmiechnął się perwersyjnie i usiadł okrakiem na kolanach swojego życiowego wybranka.

— Przepraszam, serio się cieszę i w ogóle, ale... mam kiepski dzień... chyba nie mógł być już gorszy...

Niższy pokręcił głową i palcem uniósł jego głowę wyżej tak, aby mógł zetknąć ich usta w dłuższym pocałunku, mającym na celu pocieszyć blondyna. Ten stopniowo zapominając o beznadziejnym dniu, ochoczo zaczął oddawać pocałunki, ale w przyjemności jakiej się oddali, przeszkodził im dźwięk dzwonka do drzwi. Zdziwieni odwrócili głowy w tamtą stronę, bo zdecydowanie nie spodziewali się dziś gości. 

— Jeśli to Sehun, to ja go zabiję — warknął Jongin, wstając z łóżka po tym, jak ówcześnie Kyungsoo zszedł z jego kolan. Szybkim krokiem skierował się w stronę drzwi i rozchylił je agresywnie na całą szerokość. Już chciał nawrzucać przyjacielowi, że jest tępym chujem, ale przed nim wcale nie stał Sehun, lecz kobieta w formalnym ubraniu z małym, może dwumiesięcznym dzieckiem na rękach. 

— Pan Kim Jongin? — zapytała, a jej rozmówca powoli pokiwał głową. W międzyczasie za jego plecami stanął nie mniej zdziwiony Dyo. 

— W czym mogę pomóc?

— Oto pana dziecko, panie Kim. Matka uciekła ze szpitala, nie podając danych, ale wpisała pana jako ojca. — Podała mu dziecko, które ten odruchowo chwycił, nie rozumiejąc, co się wokół niego dzieje.

— Że kurwa co? Można tak z dupy komuś przynieść dzieciaka do drzwi? Nie obowiązują was jakieś... — wydukał, ale kobieta, jakby danie komuś dziecka to było nic wielkiego, po prostu odeszła.

Epilog

Mimo że jest już ciemna noc, a Sehun spokojnie śpi, Luhan siada powoli na łóżku i z niepokojem nasłuchuje cichych odgłosów bosych stóp na podłodze. Nie potrafi jednak określić, skąd one dokładnie dochodzą, przez co czuje niewidzialną gulę w gardle. Patrzy na pogrążonego w śnie Sehuna i zaciska pięści na pościeli. Nie będzie go budzić. Obiecał sobie już kilka miesięcy temu, że nie będzie go niepokoić swoimi wymysłami. Zdążył się już przekonać, że wszystko, co do tej pory się tu działo, było gorzkim prezentem od Samaela. Jednakże nic dziwnego nie działo się od dawna. Dlaczego teraz nagle słyszy ciche kroki, a jego ciało ogarnia przeraźliwy strach? 

Momentalnie przypomina sobie widok bladej, zakrwawionej skóry Hanrim i jej puste, ciemne oczy. Nie. Bierze leki. Nie ma takiej opcji, że może ją zobaczyć. Jej już nie ma.

Unosi wzrok i cofa się szybko, w przerażeniu osłaniając się połowicznie kołdrą. Czuje, jak jego dłonie dygoczą, a oczy momentalnie zachodzą mu łzami.

— Nie bój się mnie — Słyszy delikatny głosik, przez który ma ochotę krzyczeć i rzucić się szybko do ucieczki. Jest jednak zbyt przestraszony, aby wykonać jakikolwiek ruch, więc tylko patrzy otwartymi szeroko oczami na lustro wiszące naprzeciwko niego na ścianie. Widniejąca w nim Hanrim uśmiecha się do niego łagodnie. Jej policzki są ślicznie zaróżowione, a oczy błyszczą. — Nic ci nie zrobię, w końcu śnisz.

Luhan wciąż się nie odzywa, drżąc pod kołdrą, którą stara się w panice osłonić, jakby miała mu pomóc. Dokładnie w to wierzył w dzieciństwie.

— Wiem, że to nie ty mnie zabiłeś, oppa — mówi spokojnie, spuszczając wzrok. — I to dzięki twoim myślom o mnie mogłam wrócić do domu. Do mamy. 

— O czym... o czym ty mówisz...? — Luhan w końcu czuje, jak z jego gardła wydobywa się jakikolwiek głos, który jednak brzmi, jakby miał zaraz się załamać. — O czym ty do cholery mówisz...?

— Moja dusza pragnęła być przy jedynej osobie, która o mnie wciąż pamięta. Dzięki temu mogłam tu przybyć, znowu zobaczyć mamusię. Tęskniłam za tym domem. Tęskniłam za wami.

Luhan tylko kręci głową, czując potoki łez na swoich policzkach. Nie jest w stanie się odezwać, ale w końcu szybko wstaje i podchodzi do lustra, aby dotknąć jego powierzchni w miejscu, gdzie znajduje się twarz zmarłej. Czuje lodowaty chłód, przez co się wzdryga i szybko odsuwa.

— Ty nie jesteś prawdziwa.

— Mówiłam, że śnisz — Luhan czuje, jak coś chłodnego dotyka jego dłoni i coś do niej wsuwa. Tuż po tym atakuje go nagłe osłabienie, przez co opiera się o ścianę, a następnie się po niej zsuwa, kończąc na zimnej, dębowej podłodze. Stara się otworzyć oczy, ale nie jest w stanie. Nic nie czuje.

•••

Budzi się w momencie, w którym pierwsze, czerwone promienie słońca wpadają do pokoju, a za oknami zaczynają śpiewać pierwsze ptaki. Siada na miękkim materacu i przeciera zaspane oczy. Dopiero po chwili przypomina sobie wydarzenie z nocy, przez co patrzy szybko na złote, zdobione lustro wiszące po jego prawej stronie. Widzi swoje niezbyt piękne o poranku oblicze, przez co uspokaja się. Wtedy jednak czuje coś dziwnego w lewej dłoni. Otwiera ją i rozkłada złożone na cztery części zdjęcie, przez które wyjątkowo nie czuje strachu. Uśmiecha się delikatnie i ściera pojedynczą, tym razem szczęśliwą łzę z policzka.

Na tym zdjęciu każdy wyszedł bardzo korzystnie. I Sehun, i Hanrim, i Lu. Ich jedyna wspólna fotografia ku nieszczęściu Chińczyka została zagubiona podczas przeprowadzki. Mężczyzna cieszy się, że w końcu wróciła do niego i to w taki sposób. Jest szczęśliwy. Zresztą, z tego co się dowiedział dziś w nocy, nie tylko on.