— Pamiętaj, jesteś
zajebistym facetem, jesteś przystojny... ponoć i masz wielkiego penisa.
Ten dzień jest twój. — powiedział z powagą Kai, patrząc Sehunowi prosto w
oczy. — Po prostu się nie stresuj.
Bądź sobą. Znaczy... trochę bardziej romantyczną wersją siebie i uśmiechaj się dziś. Bez bitch face, ok?
Bądź sobą. Znaczy... trochę bardziej romantyczną wersją siebie i uśmiechaj się dziś. Bez bitch face, ok?
— Ale ja się nie stresuję... — Zauważył wyższy, ale Kai pokręcił głową i położył mu palec na usta.
— Ciii... przede mną nie musisz udawać, ja naprawdę-
— Ale ja się serio nie stresuję i-
— Ciii, Hunnie, ciii... — powtórzył Jongin, zamykając oczy i kręcąc głową. — Nic już nie mów, będzie dobrze.
— Jongin, weź daj mu
spokój. — Za plecami blondyna pojawił się niski szatyn. — Widać, że jest
spokojny, nie nakręcaj go. — Odsunął swojego męża od czarnowłosego i
uśmiechnął się pogodnie. — Życzę ci powodzenia, Sehun.
Hun pokiwał głową i
uśmiechnął się lekko. Pożegnał się jeszcze tylko z parą, która zaczęła
się do siebie przymilać i wyszedł z ich mieszkania, zostawiając w
dobrych rękach Junsu, jako, że nie chciał zabierać dziecka wraz z nimi
do szkoły. Do szkoły? Owszem.
— Hej, jesteś w domu? — zapytał Oh do telefonu, zerkając w tym samym momencie na zegarek.
— Będę za jakieś 15 minut, wszedłem do sklepu po drodze. Jesteś dalej z Junsu na spacerze?
— Tak — skłamał, uśmiechając się pod nosem. — Do zobaczenia, Lu.
— Pa, Hunnie.
Rozłączył się i zadowolony skierował w stronę mieszkania przyszłego małżeństwa Oh.
Ups, chyba właśnie zaczął się stresować. Co jeśli odmówi?
Nie... na pewno nie odmówi. Chyba... Raczej... Może...?
Nie... na pewno nie odmówi. Chyba... Raczej... Może...?
Kai, pedale. Przez ciebie zacząłem się bać, pomyślał, ale nie zwolnił kroku ani na chwilę.
Do czasu. No bo... w
sumie może się jeszcze z tego wszystkiego wycofać, prawda? Problem
jedynie w tym, że naprawdę nie chciał, ale nie zniósłby odmowy, bo
zepsułaby ona wszystko, co do tej pory zbudowali.
Luhana spotkał, gdy ten
właśnie otwierał drzwi do ich bloku i jak kulturalny seme, Sehun wziął
od niższego zakupy i wszedł z nimi na górę. Lu wydawał się być w dobrym
humorze, ale gdy przekroczyli próg mieszania, a w oczy blondynowi rzucił
się smoczek, otworzył szeroko oczy i spojrzał przerażony na Huna.
— Gdzie jest Junsu?! — krzyknął, patrząc na lekko pobladłego czarnowłosego.
— U Kaia. — odpowiedział, wychodząc z korytarza, tym samym zaczynając rozpakowywać niby spokojnie zakupy w kuchni.
— Mogę wiedzieć dlaczego? — zapytał zdezorientowany Xi, gdy wszedł do kuchni tuż za nim.
— Chciałbym cię dziś
gdzieś zabrać, zgadzasz się? — Odwrócił się do niego, chcąc przybrać na
ustach uśmiech, ale ze stresu skamieniała mu twarz.
— Emm... w porządku? — odpowiedział Lu, zaskoczony propozycją. Rzadko to Oh cokolwiek
proponował, więc jego zachowanie było dość interesujące. — Przywiozą
Junsu wieczorem, czy mamy po niego pojechać?
— Poprosiłem, aby zajęli
się nim do jutra, jesteś zły? — Sehun skończył rozpakowywać siatki i
przybliżył się do Lu tak, że zetknął ich czoła ze sobą i popatrzył
swojemu chłopakowi w oczy.
— Dziwnie się
zachowujesz... — szepnął jelonek, pochylając lekko głowę, czując, że jego
poliki przybierają odcienie krwistych czerwieni. Mimo tylu lat związku i
mnóstwa kryzysów i zerwań, które mieli za sobą i tak nie mógł do tej
pory przyzwyczaić się do bliskości tego wysokiego, przystojnego i
specyficznego w obyciu faceta.
— To bardzo prawdopodobne. — odpowiedział po chwili Oh i pocałował swój skarb w czubek głowy. — Możemy zaraz wychodzić.
Wyszedł z pomieszczenia, zostawiając jeszcze bardziej zdezorientowanego Hana samego ze swoimi myślami.
Wyszli z domu po
półgodzinie i nie spiesząc się ani trochę, szli parkiem, który każdy z
nich pokonywał właściwie prawie codziennie. To dokładnie tu też się
oświadczył Kai, recytując jakieś tam poezje dla Kyungsoo.
— Gdzie idziemy? — Lu wyglądał na zaciekawionego i spojrzał na Sehuna błyszczącymi oczami.
— Eee... do szkoły? — odpowiedział, patrząc gdzieś w bok.
— Szko... szkoły? — Han
wyglądał na lekko zawiedzionego. — Myślałem... w sumie nieważne.
— Zatrzymał w ustach swoje nadzieje, że być może Sehun postanowił zrobić coś romantycznego, czego zazwyczaj nie robił.
— Zatrzymał w ustach swoje nadzieje, że być może Sehun postanowił zrobić coś romantycznego, czego zazwyczaj nie robił.
Hun spojrzał na
niższego, który nie potrafił dobrze ukryć swojego zawiedzenia i szedł z
lekko spuszczoną głową. Oh poczuł lekkie ukłucie w sercu, rozumiejąc, że
faktycznie chyba za mało okazuje na co dzień Lu, jak ten wiele dla niego
znaczy, w końcu seks to nie wszystko w związku, prawda?
Doszli do dużego,
zadbanego budynku szkolnego po kilkunastu minutach. Sehun mógł już
właściwie poczuć, jak jego dłonie trzęsą się z nerwów i jak co chwila
przełyka nerwowo ślinę.
— Przyszedłeś dogadać się w sprawie pracy dla Kaia? — zapytał Lu, gdy weszli na pierwszy z korytarzy.
— Nie. — odpowiedział lekko drżącym głosem Sehun i skierował się w stronę łącznika sali gimnastycznej z szatniami.
— Wszystko ok? Trzęsiesz się jak Kai, gdy widzi jedzenie. — Han uniósł brwi, idąc grzecznie za wyższym, zakładając rękę na rękę.
Sehun zatrzymał się
nagle i ocenił odległość, w jakiej się znajdowali od sali gimnastycznej i
stwierdził, że są w dobrym miejscu. Odwrócił się do Luhana i zawiesił
się. Dosłownie.
— Ej? Wyglądasz jak
kukła, rusz się. — Hana coraz bardziej niepokoiło dziwne zachowanie
Sehuna tego dnia i czuł się naprawdę zdezorientowany. — Wszystko ok?
— Lu... — zaczął
Koreańczyk, aby ponownie zabrakło mu słów w ustach. Wypuścił głośno
powietrze. Postanowił jednak nie dać Kaiowi satysfakcji i zrobić
wszystko porządnie, jak należy. Zmarszczył brwi i spojrzał poważnie na
zdziwionego blondynka. Chwycił jego drobne, ciepłe dłonie i splótł ich
palce ze sobą. — Czy pamiętasz, co tu się stało 6 lat temu?
Han patrzył na niego
szeroko otwartymi oczami, które wyjątkowo bardziej lśniły, wprawiając
serce Sehuna w szybsze bicie. Chińczyk lekko pokiwał głową i wpatrywał
się w swojego chłopaka jak w obrazek, unosząc głowę w górę.
— Na tym korytarzu wtedy w
końcu stałeś się mój, jednak nie w pełni. Chciałbym, abyś był
całkowicie mój. Już na zawsze. — Uklęknął na jednym kolanie, nie
puszczając delikatnych dłoni ze swoich objęć. Ich spojrzenia nie
odrywały się od siebie, a oczy Lu natychmiastowo stały się wilgotne.
Sehun szybko odszukał w kieszeni pierścień otrzymany od matki i włożył
go Luhanowi na palec. — Mam nadzieję, że go nie zdejmiesz i przyjmiesz
moje oświadczyny, bo cholernie się teraz stresuję, wiesz? Nawet Kai
podczas otrzymywania wyników o ojcostwo mnie nie przebije.
Blondyn nie
odpowiedział, tylko zniżył się do wysokości Sehuna i mocno pocałował go w
usta, aby następnie zacząć szlochać w jego koszulkę, mocno ściskając
materiał ubrania na jego plecach.
— To chyba znaczy tak, no nie? — zapytał głupio Oh, odwzajemniając uścisk z ulgą.
— Jestem dumny! — Usłyszeli krzyk Jongina, na co momentalnie odwrócili się w stronę
źródła dźwięku, gdzie zza sporej szerokości kolumny wyszła grupka ich
przyjaciół, z czego Baekhyun z chusteczką przytkaną do czerwonej od
emocji twarzy.
Dlaczego on tak właściwie ryczy?
— Co wy tu robicie? — zapytał Sehun z pretensją w głosie, patrząc na różowego beksę, wieżę, sowę... i po prostu blond idiotę.
— Założyłem się z Kyu, że
się stresujesz i wygrałem, heh. — odpowiedział z dumą, podchodząc do
podnoszącego się z klęczków narzeczeństwa.
— Gdzie Junsu? — zapytał zdezorientowany Lu, dalej będąc jednak w szoku po kroku, jaki wykonał Sehun.
— U matki naszego Romeo - odpowiedział słodkim głosem Kai.
— A...aha...
— Nie no lubię was i w
ogóle, ale... dziś udam, że was nie znam. — powiedział Sehun, kończąc tę
wymianę zdań i z uśmiechem na pół twarzy chwycił swojego narzeczonego za
rękę i wyprowadził go z budynku, aby potem skierować się do ich
ukochanego gniazdka, a właściwie do konkretnego pomieszczenia z dużym
łóżkiem, gdzie planował uczcić dzisiejszy dzień w jak najbardziej
idealny sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz