Prasa dzisiejszego dnia ze swoją schematycznością podaje przed oczy znudzonego Azjaty kolejne informacje o wypadkach samochodowych, podniesieniu ceny za mięso i morderstwie w jednej z biedniejszych dzielnic. Mieszkający w bloku mieszkańcy zgodnie jak zwykle zeznają, jakim to dobrym człowiekiem była ofiara, a po podejrzanym nigdy nie spodziewaliby się czynu, jakiego się najprawdopodobniej dopuścił.
Zawsze był przecież taki uprzejmy, życzliwy. Jest artystą, który tkwił w obłokach, a z ofiarą zawsze miał cudowne relacje. Idealne rodzeństwo, idealne życie. Miłość wypełzała z nieszczelnych okien a w powietrzu unosił się zawsze zapach domowego obiadu i poczucia zrozumienia, prawda?
Mężczyzna ze znudzeniem odkłada gazetę i dopija ostatniego łyka czarnej niczym kawa herbaty. Już jakiś czas temu obiecał sobie, że przestanie niszczyć się kilkoma kubkami tego kofeinowego uzależnienia. Zbyt duża jego ilość już nieraz była powodem jego problemów zdrowotnych. A i tak psuje się winem, które tak często pija.
Wstając, przemknęło mu przez myśl pytanie, czy kiedykolwiek prasa i telewizja odkryje, że schemat mówienia o wszystkich mordercach jako dobrych obywatelach, kiedyś się wszystkim przeje. Czarnowłosy przecież doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że morderca zazwyczaj nie wygląda na mordercę właśnie. Że każdy może się nim stać. Nawet on sam któregoś dnia może się dopuścić takiego czynu.
Często to jest kwestia chwili. Nieodpowiednich słów, kroków. Zbyt dużej siły użytej w samoobronie. Zbyt wielkiego chaosu w głowie, by zauważyć, że nasza ręka porusza się w stronę innego człowieka, wbrew naszej woli.
Często to jest kwestia chwili. Nieodpowiednich słów, kroków. Zbyt dużej siły użytej w samoobronie. Zbyt wielkiego chaosu w głowie, by zauważyć, że nasza ręka porusza się w stronę innego człowieka, wbrew naszej woli.
Czasami to nawet nie jest miesiąc planowania. Nie jest to nawet minuta, sekunda. To się po prostu dzieje.
Zerka na zegar powieszony na przedpokoju przed kilkoma laty, aby szybko dopiąć ostatni guzik koszuli i założyć nowo zakupione buty. Narzuca na ramiona marynarkę i wychodzi, głaszcząc mimochodem po wielkiej głowie ciemnego jak noc kundla.
▽△▽
— Nic więcej pan nie pamięta? Każde wspomnienie jest tu ważne. Zwłaszcza w pana sytuacji. — Wysoki mężczyzna o ciemnych, niesfornych włosach wpatruje się intensywnie w jasnowłosego, który zrezygnowany zakłada rękę na rękę. Nie słysząc żadnej odpowiedzi, stara się nie wywrócić oczami z powodu irytacji. Ściąga z siebie jedynie marynarkę i pilnuje się, aby odruchowo nie chwycić za kubek kawy, który postawił przed nim kilka minut temu przyjaciel. Przecież mówił mu, że stara się to ograniczyć. On nigdy nie słucha. — Jak na razie wiemy naprawdę niewiele.
— Tylko że tu nie ma co pamiętać — odpowiada niższy, jednak starszy od swojego rozmówcy mężczyzna, czego młody policjant dowiedział się z jego akt. Dłonią zaczesuje swoje szare kosmyki za uszy. — Ktoś zrzucił mnie z wózka, moja głowa przywaliła w stół czy cokolwiek innego. Nie wiem, to wy tam byliście po wszystkim, nie ja. Odkąd się obudziłem, nie byłem nawet w domu. Od razu ze szpitala przywieziono mnie tutaj, twierdząc, że to właśnie ja jestem winny. Powtarzam to już dziesiąty raz i wszystko dalej wygląda tak samo. Nic nie pamiętam. Jestem też przerażony, wiesz, człowieku? Wyobraź to sobie, drogi panie policjancie, że pewnego dnia budzisz się rano i jesz jajka, a następnego ranka już znajdujesz się w szpitalu, aby zostać potem przewiezionym w kajdankach na policję. Możesz zrozumieć, co właśnie przeżywam?
Młody stróż prawa patrzy zrezygnowany na sufit, zastanawiając się, co powinien teraz zrobić. Jedyny świadek nic nie pamięta i powoli chyba wpada w delikatną histerię, a na odciski palców nawet nie można w tej całej sytuacji liczyć. Teoretycznie to mężczyzna siedzący przed nim powinien z miejsca stać się głównym podejrzanym, jednak... Czy mężczyzna na wózku byłby w stanie bestialsko zabić młodą, sprawną kobietę? Własną siostrę? Co musiałoby do tego doprowadzić?
— Czy siostra miała wrogów? Ktoś ją nachodził, groził, skarżyła się na coś?
— Jedynie na swojego brata na wózku, który zatruwał jej życie swoją osobą. — Jung Daehyun uśmiecha się prowokacyjnie, mimo że w duchu wcale nie jest mu do śmiechu. Cierpi i chciałby być teraz sam. Nie czuje się dobrze w tym ciemnym pokoju, w którym jedyne światło wydobywa się z lampki, skierowanej dość blisko jego twarzy. — Nie dogadywaliśmy się za dobrze od pewnego czasu. Miała dość opieki nade mną. Każdy by miał. Kłóciliśmy się często. Jednak... nie zabiłbym jej. To moja siostra. Rozumie pan? Mógłbym jej grozić, krzyczeć, uprzykrzać życie, ale nie posunąłbym się do czegoś takiego.
Yoo Youngjae siedzi naprzeciwko podejrzanego, marszcząc w skupieniu brwi. Chciałby mu wierzyć, bo patrząc na jego delikatną posturę i sparaliżowane ciało od pasa w dół, naprawdę wątpił, aby Koreańczyk był wstanie kogoś zamordować. Stara się jednak zachować trzeźwość umysłu. Nie takie rzeczy na świecie się zdarzały, a słowa, że nigdy by nie zabił swojej siostry, są marną linią obrony. Każdy może tak powiedzieć, ale nie wszyscy mają odwagę przyznać przed samym sobą, że w skrajnym przypadku byliby do tego zdolni.
Pytanie tylko, czy on się właśnie w takim się znalazł.
Czy siostra powiedziała, że nie będzie się nim już zajmować? Czy chciała się wyprowadzić? Może właśnie jej opieka nie zadowalała podejrzanego?
Youngjae w końcu staje naprzeciwko wyraźnie zmęczonego mężczyzny i puka kilka razy palcami o czary blat stolika. Lustruje jego ciemne oczy, pełne usta, a nawet mały pieprzyk pod lewym okiem. Jednakże to jego oczy zwracają jego szczególną uwagę. Są czyste, widać w nich strach, który facet stara się ukryć. To dominujące uczucie wyraźnie przysłania inne. Youngjae może jedynie przypuszczać, że smutek również w nich tkwi.
Nie wie jednak, czy to koniecznie musi być prawda. Może w to jedynie wierzyć, ale to nie na tym polega jego praca.
Siedzi i zastanawia się, o co jeszcze powinien zapytać. Mimo ilości zadanych już pytań, wciąż tkwi w martwym punkcie i pierwszy raz w swojej i tak krótkiej karierze, nie wie, co tak naprawdę jest w stanie jeszcze zrobić.
— Na dziś koniec. Lepiej, abyś w nocy przypomniał sobie jednak coś więcej z tamtego wieczora. Ale to nie dla mnie lepiej, tylko dla ciebie, jeśli chcesz wyjść na wolność przed starością.
— Póki co... nie ma na mnie dowodów. — Tuż przed tym, jak Youngjae chce opuścić pomieszczenie, słyszy ponownie głos jasnowłosego. — Możecie mnie zatrzymać jedynie na 48 godzin. Potem będę wolny.
— Jesteś tego taki pewien? — Policjant marszczy brwi i lustruje uważnie spokojną twarz siedzącego na wózku.
— Tak. Będę wolny, bo nic na mnie nie znajdziecie. A nie znajdziecie, bo to nie ja jestem mordercą. — Jego oczy mrużą się z lekka, a na twarzy pojawia się delikatny uśmiech. — Chyba że tak bardzo pan chce mnie oglądać na przesłuchaniach.
— Masz noc, aby odświeżyć sobie pamięć. Może twardy materac ci w tym pomoże.
— Każesz spać kalece na twardym materacu? Nie zasługuję na to. To ja jestem ofiarą tej całej sytuacji.
— Póki co w moich oczach jesteś podejrzanym o morderstwo i nie należą ci się żadne przywileje, Jung Daehyun.
▽△▽
— Ciężki dzień? — Czuje na swojej głowie delikatne klepnięcie w głowę, po czym na stołek obok niego zwala się ciężko starszy kolega. Youngjae wzrusza lekko ramionami, dopijając ostatniego łyka swojego czerwonego wina. Widząc to, Yongguk parska śmiechem i kręci głową, zamawiając od barmana whisky z lodem. Lustruje jeszcze tylko odruchowo ceglane ściany i długie, czarne lampy wiszące nieco nad ich głowami. — Przestań w końcu pić to wino jak baba.
— Lubię wino — Ponownie wzrusza ramionami, kręcąc nieco głową, aby rozruszać szyję, która zaczęła go boleć od pozycji, jaką zajmował dłuższą chwilę. Zawsze było mu dziwnie wygodnie, niemalże leżąc na długim i szerokim, ciemnym blacie w ulubionym barze tuż przy jego pracy.
— Co nie zmienia faktu, że wyglądasz z nim jak porzucony romantyk.
— Jak ty codziennie, gdy już wracasz do domu? — odgryza się młodszy, na co starszy tylko uderza go lekko w tył głowy.
— Nie przeginaj, młody.— Bang upija pierwszego łyka otrzymanego napoju i nawet się nie krzywi. Piją tu w końcu obydwaj prawie codziennie.
— Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem w takiej dupie. Na miejscu zbrodni nie ma żadnych śladów, nie ma świadków. Jest jeden podejrzany, który jest inwalidą. Ufasz czasem przeczuciom przy sprawach? Ja naprawdę czuję, że ten gość tego nie zrobił. Jakoś... widziałem to po nim. Ale wkurza mnie.
— Spodobał ci się?
— Co? Ej bez przesady. Bycie gejem nie oznacza, że lecę na każdego, kto jest podejrzany o morderstwo, Bang. Poza tym, nie wiem, czy usłyszałeś, ale przed sekundą powiedziałem, że mnie wkurza. — Youngjae jest wyraźnie obruszony, a jego przyjaciel tylko śmieje się na to pod nosem.
— Nigdy tego nie powiedziałem. To był luźny żarcik, Jae. Czemu tak się na to spiąłeś?
— Bo wkurza mnie właśnie nie tylko on, ale i cały ten dzień. Nie pozwolę zostawić tej sprawy bez wyjaśnienia. Zginęła młoda kobieta, a nie mamy nawet narzędzia zbrodni.
— Sekcja nic nie wykazała?
— Zero. Została uderzona przez coś ciężkiego w głowę. W mieszkaniu był spory pierdolnik, wcześniej nastąpiła pewnie jakaś kłótnia. To jest właśnie jeden z powodów, dla których wątpię w jego winę. Niepełnosprawny podczas awantury nie zrobiłby aż takiego bałaganu. A wątpię, że to właśnie Jung Mina zrobiła to wszystko. Po co miałaby po prostu wszystko niszczyć? Bez przesady.
— Wiesz, on mógłby właśnie specjalnie się postarać, aby to wszystko wyglądało na kłótnię z kimś silnym. Dzięki temu właśnie masz teraz wątpliwości co do jego winy, Jae.
Ciemnowłosy siedzi chwilę w ciszy, aby następnie spojrzeć na ciemnookiego Banga, patrzącego na niego z lekkim, wspierającym uśmiechem. Odwzajemnia go. Tylko jeden jego pocieszający gest potrafi sprawić, że z młodego śledczego ucieka całe napięcie nagromadzone przez cały dzień.
— Pojadę tam jutro jeszcze raz. Popytam znowu sąsiadów, cokolwiek.
Yongguk kładzie nogę na nogę i opiera twarz na dłoni. Chwilę myśli nad tą niewielką garścią informacji, jaką ma jego przyjaciel.
— Sam jestem ciekawy tej sprawy. Wniosę może o przydzielenie mnie do niej. Co ty na to? — pyta, wpatrując się w swój złoty napój, w którym powoli rozpuszcza się lód o nieforemnym kształcie.
— Chcesz być znowu moim partnerem? — Youngjae unosi w zdziwieniu brwi, uchylając nieco usta. — Nie mówiłeś przypadkiem nie tak dawno temu—
— Rok, Jae. Minął już rok.
— Nieważne. Że chcesz mnie sprawdzić? Że powinienem nauczyć się działaś w pojedynkę? O co ci nagle chodzi?
— Uważam, że już się sprawdziłeś przez tyle czasu.
— I nie powiedziałeś mi tego po żadnej sprawie, którą udało mi się zakończyć, tylko mówisz mi o tym teraz, gdy po raz pierwszy jestem w kropce?
— Tak, dokładnie tak. — Yongguk uśmiecha się szeroko, patrząc na niedowierzanie w oczach młodszego. Widzi w nich jednak jeszcze niepohamowaną radość, że ten nie będzie już pracować w pojedynkę, jako że każdy jego dotychczasowy partner kompletnie się nie sprawdzał. — Te wszystkie sprawy udowodniły mi, że dorosłeś do tego. A teraz już chcę wrócić i ci pomóc. Samotność też mi nie służy.
Youngjae po chwili uśmiecha się szeroko i prosi kelnera o jeszcze jedne wino w celu odpowiedniego uhonorowania tego ważnego dla niego momentu. Cieszy się, że znów będzie miał przyjaciela u swojego boku. Nie lubi pracować sam i wciąż tylko czekał na moment, w którym Yongguk postanowi w końcu do niego wrócić. Starszy doskonale zdawał sobie sprawę, jak młodszy na to czeka. Jak wielkim szacunkiem i przyjaźnią go darzy. Jak wielką ostoją jest dla niego odkąd tylko poznali się w szkole średniej.
— Wyglądasz jakbyś miał się rozbeczeć.
— Bez przesady. Nie lubię cię aż tak, Guk.
▽△▽
— Do widzenia — mówi Jung Daehyun, trzymając dłonie mocno zaciśnięte na oparciach swego wózka. Znajduje się jeszcze na niewielkim hallu, wpatrując się w dwójkę ciemnowłosych Koreańczyków, mierzących go z góry jeden chłodnym, a drugi bezsilnym spojrzeniem. Wzdycha cicho i nakierowuje wózek w stronę wyjścia. — Mógłby mi pan uchylić drzwi, panie Yoo Youngjae?
Ten zaciska lekko usta i pięści, ale w końcu idzie kilka kroków wprzód, aby otworzyć spore, szklane wejście. Patrzy uważnie jak jasnowłosy mężczyzna uśmiecha się lekko z wdzięcznością, aby następnie bez słowa wyjechać na gorące, letnie powietrze. Czuje na sobie wyraźnie wzrok policjantów, jednak uporczywie stara się go ignorować, sunąc naprzód, wprost na ruchliwą ulicę, gdzie odruchowo zerka na niego kilka osób. Youngjae marszczy brwi, patrząc nie na młodego, przykutego do wózka chłopaka, ale na spojrzenia, jakie atakują go niemalże z każdej strony. Nie są one wcale nieprzyjazne, ale wyraźnie niekomfortowe dla niepełnosprawnego.
— Na co tak patrzysz? — Do Yoo podchodzi jego starszy kolega, kładąc swój łokieć na jego ramieniu. — Chyba się jeszcze nie poddajemy, co? Dla mnie sprawa nie jest zakończona. Może przez dwa dni nic nie zrobiliśmy, ale mamy dużo czasu.
— Poddajemy? No co ty. Nie tego się nauczyłem w ciągu tego roku, w którym musiałem radzić sobie sam. Nie wiem, jak to zrobimy, ale dowiemy się, co tam się stało.
— W sumie ja też tęskniłem za naszym duetem.
— Robisz się ckliwy, a mamy morderstwo na głowie.
— Właśnie dlatego zamiast wpatrywać się w plecy tego lalusia, powinieneś ruszyć dupę do roboty.
Youngjae prycha cicho i zrzuca z siebie ramię wyższego. Odchodzi, posyłając mu zirytowane spojrzenie.
— No nie obrażaj się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz