— Wierzymy jej? — zapytał Baekhyun, stojąc przy oknie. Z uwagą obserwował niewysoką sylwetkę staruszki, która wolnym krokiem szła w kierunku bramy. — Dlaczego miałby zostawić ją przy życiu, skoro widziała to wszystko?
— Właśnie dlatego trudno mi jej zaufać. Coś mi w niej nie pasuje, no nie? Też to czujesz. — odpowiedział Sehun, marszcząc brwi. Stanął obok księdza i również zaczął śledzić wzrokiem niską sylwetkę.
— Zimno się tu zrobiło. Napalisz w kominku? — Baekhyun zmienił temat, pocierając zmarznięte ramiona. Po chwili uśmiechnął się lekko pod nosem. — Luhanowi, który siedzi od jakiegoś czasu na schodach, też jest zimno.
Sehun uniósł jedną brew i przeszedł kilka kroków, aby wychylić się na korytarz, gdzie jego wzrok natrafił na niskiego blondyna, siedzącego na starych schodach.
— Skąd wiedziałeś, że tu jestem? — zwrócił się do księdza, którego widział w przejściu do salonu.
— Odbijasz się w lustrze.
— Słyszałem część rozmowy — powiedział cicho Chińczyk, spuszczając wzrok. — To wszystko smutne i... oskarżyłem Jongina o coś takiego... to na pewno nie był on, prawda?
— To był jego dziadek. Zmarł dziś w nocy, Lu... — odpowiedział Sehun, pomagając starszemu wstać. Luhan na jego słowa wyraźnie się spiął i spojrzał na wyższego w wyraźnym szoku.
— Pan Daejin zmarł...? — wyszeptał Han, nie dowierzając w słowa bruneta. Czuł, jak jego oczy robią się wilgotne na myśl o miłym staruszku, do którego niegdyś często przyjeżdżał wraz z przyjacielem. — Przecież... Jongin się załamie...
— Rozmawiałem z nim, na razie zostaje w Seulu. Nie chce zostawiać swojej babci.
Luhan pokiwał lekko głową i powoli wkroczył do salonu, gdzie od razu usiadł na kanapie przed kominkiem. Baekhyun zdążył sam rozpalić ogień i teraz stał ze spokojem naprzeciwko, wpatrując się w płomienie.
Przez dłuższy czas nikt się nie odzywał, pogrążając się w swoich myślach. Każdy w różnym stopniu starał się wyobrazić sobie to, co miało miejsce tyle lat temu właśnie w tym pomieszczeniu. Luhan spojrzał na ścianę przy drzwiach. Przez chwilę niemalże mógł tam dostrzec piękną, młodą dziewczynę, która z bólem w oczach osuwała się po ścianie, brudząc ją swoją krwią. Następnie przeniósł wzrok na wyrwę w ścianie po drugiej stronie pokoju. Z tej odległości mógł ujrzeć jedynie kilka pierwszych schodków, prowadzących do miejsca, gdzie Dyo zakończył żywot swoich rodziców. Duch nawiedzający ten dom - zdaniem Luhana - wcale nie był niewinną ofiarą. I on był grzesznikiem, który miał na swoich dłoniach krew.
— Na ścianie w sypialni musi być wyryte 'Nini' — odezwał się nagle Han, swoim poważnym głosem wyrywając pozostałą dwójkę z zamyślenia. — Jongin gadał tu nieraz z dziadkami przez telefon. Zawsze był z nimi w kontakcie. Obydwoje mówią do niego zawsze 'Nini'... Dyo, gdy tylko zobaczył Jongina, musiał skojarzyć kim on jest...
— Napisał na ścianie 'Nini', aby Jongin skojarzył, że to wszystko musi mieć związek z nimi... A dokładniej to z Daejinem — Sehun dokończył myśl Lu, która i jemu przemknęła w ciągu ostatnich minut przez głowę. — Wszystko jest logiczne i oczywiste.
— Oprócz tego, co powinniśmy teraz zrobić. Jeśli oczywiście ta kobieta mówiła prawdę. — Wtrącił się Baekhyun, patrząc z zastanowieniem na sufit. — Idę obudzić mojego śpiocha.
Sehun i Luhan odprowadzili wzrokiem księdza, który z uśmiechem na twarzy, co było dla niego jak najbardziej typowe, wchodził po schodach, aby obudzić swojego pomocnika.
— Zostawiłem Kaia w takiej chwili... — Luhan okrył się szczelniej kocem, w który był zawinięty z powodu zimna, panującego w całym domu. — Fajny ze mnie przyjaciel...
— Nie mogłeś wiedzieć, że jego dziadek umrze. Kłótnie w przyjaźni są normalną rzeczą. — Sehun wzruszył ramionami i usiadł obok drobniejszego mężczyzny, odruchowo obejmując jego kark swoim ramieniem.
— Oskarżanie o morderstwo też jest normalne w przyjaźni? — Luhan spojrzał na niego ciężko i oplótł swoje ręce wokół kolan, na których opierał brodę. — Mogłem zostać w mieście. Wtedy to wszystko by się nie stało.
— Ale skoro się tu przeprowadziłeś, dzięki tobie duch w końcu będzie mógł zaznać spokoju — odpowiedział Sehun, uśmiechając się lekko. Lu spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem, przez co Sehun objął go jeszcze mocniej i po prostu postanowił trzymać go w ramionach choć krótką chwilę. — Dzięki temu, że tu zamieszkałeś, mogłem cię poznać. To kolejny plus. Cieszę się.
Luhan przełknął ślinę, czując, jak jego poliki robią się gorące i to nie z powodu ciepła wydzielanego od kominka.
— To chyba jedyny plus tego wszystkiego... Dla mnie. — Han przegryzł wargę i powoli uniósł swój wzrok na bladą twarz Sehuna. Ten uśmiechnął się do niego promiennie, a Luhan chyba po raz pierwszy widział u niego tak szczery, szeroki uśmiech, od którego jego serce zaczęło bić nieco szybciej. Po chwili wahania obydwaj przysunęli swoje twarze bliżej siebie, aby następnie złączyć swoje usta w delikatnym, spokojnym i czułym pocałunku. Luhan bardzo tego potrzebował w tej chwili. Potrzebował bliskości mężczyzny, który zauroczył go swoją osobą i sprawiał, że myślał o nim zbyt często. Myślał o nim, jak o nikim innym od dłuższego czasu.
— Ekhem — Baekhyun wesołym krokiem wszedł do pomieszczenia, które z każdą chwilą stawało się coraz jaśniejsze przez wpadające przez szyby pierwsze promienie słońca. Po burzy w końcu pojawiło się słońce, dzięki któremu ten straszny dom wydawał się choć trochę przytulniejszy. — Kaszel, kaszel, kaszel.
— Darowałbyś sobie — Tuż za księdzem pojawił się wysoki, czarnowłosy pomocnik, który patrzył spokojnie na rozbawionego szatyna. Przez głowę Chanyeola już nieraz przemknęła myśl, czy on na pewno jest starszy od niego i czy ze swoim charakterem powinien być w ogóle nazwany księdzem.
— Ja tylko kaszlnąłem, aby nie poczuli się skrępowani, gdy nagle wejdę do pokoju — Obruszył się Baekhyun, kręcąc głową. — Nic nie wiesz o życiu, Chanyeol.
Młodszy przewrócił oczami i skierował się w stronę kuchni, aby następnie szybko z niej wyjść.
— Wy zrobiliście tam taki burdel? — zapytał zaniepokojony, patrząc pytająco na zebranych w salonie.
— Burdel? — Luhan wstał z kanapy i powoli skierował się w stronę kuchni, która w tej chwili oświetlona była jedynie pojedynczym kinkietem. Stół przewrócony był na podłogę, przez co część starych płytek pękła. Żyrandol również leżał potłuczony na podłodze, tuż obok porozrzucanych sztućców i potłuczonych naczyń.
— To niemożliwe, żebyśmy tego nie słyszeli... nawet podczas snu... — Sehun jako pierwszy wszedł do niewielkiej przestrzeni, rozglądając się po umazanych w ich wczorajszej kolacji ścianach i poniszczonych blatach. — Nie wiem. Mam przeczucie, że to się mogło stać przed chwilą.
— Zwariowałeś? Byliśmy cały czas obok. Twoja intuicja ci tak mówi? — Zdenerwowanie Luhana widać było zarówno po jego mimice twarzy, jak i ostrym głosie. — Przecież Dyo chciał, abyśmy poznali jego historię! Dlaczego miałby to zrobić, skoro właśnie już wszystko wiemy?!
— Może ta kobieta rzeczywiście nie powiedziała nam całej prawdy? — Baekhyun potarł swoją brodę, wchodząc do pokoju tuż za Sehunem. — Albo wszystko było jednym wielkim kłamstwem.
— Po co miałaby to robić? — zapytał Chanyeol, który wszystkiego dowiedział się od Byuna, który go zbudził. — Albo... Dyo wcale nie chciał, abyśmy wiedzieli o wszystkim?
Wzdrygnęli się, a Luhan odruchowo pochylił się do dołu, gdy usłyszeli potężny huk. Byli pewni, że jest on z daleka, ale nawet tu było słychać głośny pisk opon i zgrzyt metalu.
Luhan otworzył szeroko oczy, gdy prędko odsłonił firankę i zobaczył przez okno kłąb dymu.
Wyminął szybko Sehuna i wybiegł na mróz, niemalże potykając się o nierówny chodnik. Biegł ile sił w nogach, aby w końcu dopaść do bramy, łkając cicho mimo bólu w płucach.
Wyminął szybko Sehuna i wybiegł na mróz, niemalże potykając się o nierówny chodnik. Biegł ile sił w nogach, aby w końcu dopaść do bramy, łkając cicho mimo bólu w płucach.
Rzucił się z przerażeniem w stronę ciemnego samochodu przyjaciela, który chwilę wcześniej dachował. Maska samochodu wgnieciona była w bramę, a z silnika wydobywał się kłąb ciemnego dymu, który palił Luhana w płuca. Blondyn ignorując pieczenie w oczach, uklęknął w błocie i nachylił się nad przywróconym samochodem, aby móc zobaczyć jego wypełnione dymem wnętrze.
— Jongin? Jongin! — krzyczał płaczliwie, gdy nie widział przyjaciela w środku. Szybko wstał z ziemi i rozejrzał się dookoła, aby następnie obiec pojazd ze wszystkich stron.
Od razu przy nim znalazł się Sehun, za którym przebiegł Byun i Chanyeol. I oni zaczęli rozglądać się na boki w poszukiwaniu rannego, równocześnie wyciągając Hana z kłębów dymu.
— Sehun! Sehun, nie ma go! — krzyczał Lu, szaleńczo rozglądając się dookoła. — Nie ma go! Gdzie on, kurwa, może być?!
Baekhyun w pewnym momencie powoli wskazał palcem na polanę, znajdującą się kilkanaście metrów stąd. Wszyscy podążyli spojrzeniem w tamtą stronę, aby następnie wstrzymać oddech.
Dyo uśmiechał się do nich kącikiem ust i mrużył oczy w wyraźnym rozbawieniu. Wstał spod starej, rozłożystej topoli i uśmiechnął się raz jeszcze, rozkładając na boki swoje blade ręce.
— Ups.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz