Po chwili siedzenia w ciszy na bordowej, wygodnej kanapie, postanowili w końcu przerwać ten dość niezręczny i zawstydzający dla nich moment, wstając i kierując się w stronę kuchni. Podczas tej krótkiej drogi Sehun skorzystał z chwili i patrzył z lekkim uśmiechem na zarumienionego Hana, który starał się udawać, że nic się nie stało.
Gdy weszli do niewielkiego pomieszczenia, od razu poczuli na sobie kilka par oczu. Jongin uśmiechnął się szeroko i podszedł do przyjaciela, aby od razu mocno go do siebie przytulić. Zignorował smażące się na patelni mięso, więc Chanyeol odruchowo wstał od stołu i stanął przy kuchence, aby nie spalić późnego obiadu. Młody ksiądz tylko w ciszy obserwował wszystkich w pomieszczeniu, uśmiechając się spokojnie pod nosem. Wcześniej jego wzrok utkwiony był w grubej książce, która ciągle otwarta leżała przed nim na blacie. W dłoniach trzymał kubek ciepłej, perfumowanej herbaty, którą co chwila popijał.
— Jak się czujesz, Lulu? — zapytał troskliwie Kim, przechylając głowę na bok. Han spojrzał na niego dość niepewnym wzrokiem, a następnie przeniósł wzrok gdzieś na bok, by nie musieć patrzeć w ciemne tęczówki młodszego. Zacisnął lekko zęby, gdy tylko przypomniał sobie sen, który nawiedził go dzisiejszej nocy.
— Jest... Jest w porządku — odpowiedział cicho. Wyminął Jongina i podszedł do czajnika, aby wstawić wodę. Następnie oparł się biodrem o blat i zapatrzył się na Baekhyuna, który z uwagą obserwował Chanyeola, krzątającego się przy ladach. Kai dołączył do niego, orientując się, że teoretycznie to Park jest tu gościem, a nie gospodarzem, więc nie powinien gotować.
— Proszę księdza... Możemy porozmawiać? — zapytał nagle Chińczyk, a szatyn uniósł na niego zaciekawiony wzrok.
— Dlaczego nie? — Byun wzruszył ramionami i wstał, domyślając się, że raczej chodzi o rozmowę na osobności. Skierował się w stronę łuku prowadzącego na ciemny korytarz. — Chanyeol, nie spal kuchni gdy mnie nie będzie.
Luhan od razu ruszył za egzorcystą, wchodząc wraz z nim po trzeszczących schodach na piętro. Po chwili znaleźli się w pokoju gościnnym, który aktualnie zamieszkany był przez owych gości.
— Więc? — Ksiądz usiadł skocznie na łóżku i poklepał miejsce obok siebie, zachęcając gospodarza do zrobienia tego samego. Uśmiechnął się przyjaźnie, aby trochę złagodzić ponurą minę blondyna.
— Czy... To możliwe, abym zobaczył coś, co mogło się tu stać? — Lu zapytał niepewnie po dłuższej chwili, zerkając na zaciekawionego szatyna. Nie usiadł koło swojego rozmówcy, tylko stanął przed nim, zagryzając dolną wargę. Jedną dłoń zacisnął na miękkim, błękitnym sweterku, gdyż to pytanie dość go stresowało. — W sensie... no dokładnie tak. I czy... jest możliwe, że... ktoś się nie starzeje?
— W skrócie, chcesz powiedzieć, że duch zwizualizował ci swoją śmierć? Tak, jest to jak najbardziej możliwe i może być pomocne. Co do drugiego pytania... Jeśli osoba, którą masz na myśli jest człowiekiem, to oczywiste, że musi się starzeć. Dlaczego o to pytasz?
— W... w tym śnie... — przełknął nerwowo ślinę. — Jongin był mordercą i jeśli to zdarzyło się kiedyś... — Głos Luhana momentalnie się załamał, a on sam zaszlochał, chowając twarz za rękawem swetra. Usiadł w końcu koło księdza na łóżku i otarł mokre oczy. — Czy mój przyjaciel może być mordercą? Kai... on by nikomu nic nie zrobił, ale... ale ten sen, on...
— Ej, spokojnie — Baekhyun uniósł jedną brew w zdziwieniu i po chwili objął lekko roztrzęsionego mężczyznę. W czasie, gdy Lu wypłakiwał mu się w czarny golf, ten myślał intensywnie nad jego słowami. Właściwie można spokojnie wykluczyć, że mordercą sprzed dobrych stu lat był Jongin. Duchy i demony istnieją, ale nieśmiertelność jednak nie występuje. — To niemożliwe, aby twój przyjaciel to zrobił.
— To dlaczego Dyo pokazał mi właśnie jego, a nie prawdziwego mordercę?! — Luhan wstał pod wpływem emocji i zaczął nerwowo gestykulować. — Jaki to niby ma sens?! Widziałem go! To był Kai! O co temu trupowi chodzi do jasnej-
Nie dokończył, bo w ciemnym pokoju oświetlonym tylko małą lampką, momentalnie otworzyło się okno, wpuszczając do środka potężną ulewę, która szalała na podwórzu od dobrych kilku godzin. Luhan pisnął przerażony i schował się za drobnym księdzem, który uważnie rozejrzał się po pomieszczeniu, ostatecznie skupiając swój wzrok na oknie. Musiał mrużyć oczy, ponieważ potężny, zimny wiatr i krople deszczu utrudniały mu widoczność. Powoli wstał i podszedł do drewnianych okiennic, po czym wyjrzał na zewnątrz, osłaniając oczy jedną dłonią. Otworzył je szerzej i uchylił lekko usta w zdziwieniu.
Przed metalową bramą dostrzegł ciemną, niską sylwetkę, która najwyraźniej zwrócona była w jego stronę. Był pewien, że mimo odległości i beznadziejnej widoczności ta osoba patrzy prosto na niego. Poczuł dreszcz na karku, a jego włoski na rękach momentalnie stanęły.
— Luhan, powiedz Chanyeolowi, aby wyszedł z kimś przed bramę. W tej chwili — zarządził powoli, nie odwracając wzroku od nieznajomej postaci. Wiedział, że gdyby spojrzał gdzie indziej choćby na chwilę, ów osoba, jeśli nie była człowiekiem, mogłaby zniknąć. A raczej nim nie była, skoro najprawdopodobniej to ona była w stanie otworzyć okna. — Szybko.
Han nie pytał dlaczego, przerażony myślą, że coś mogło się stać. Potykając się o własne nogi zbiegł szybko na dół, zostawiając młodego księdza samego. Ten cały czas patrzył na bramę, czując nieprzyjemne zimno na mokrej twarzy. Już po chwili zobaczył wychodzących na podwórze dwóch mężczyzn. W jednym z nich z łatwością rozpoznał swojego pomocnika, jednak nie wiedział, czy drugim był Jongin, czy może Sehun, bo jego twarz skrywał kaptur kurtki. Przełknął ślinę, gdy zobaczył, jak z każdym krokiem są bliżej bramy, z której na chwilę przeniósł wzrok.
Cholera.
Dokładnie na chwilę, w której niezapowiedziany gość zdążył zniknąć, jakby nigdy nie istniał. Baekhyun nie miał jednak nawet czasu się zdenerwować, gdyż usłyszał za sobą hałas, przez który drgnął i odwrócił się w stronę pokoju, czując, jak chłodny wiatr owiewa jego plecy. W pomieszczeniu panował półmrok, przez który na początku nie zauważył niskiej osoby stojącej przed nim, koło szafy z wielkim lustrem. Poczuł, jak jego serce zaczyna bić zdecydowanie zbyt mocno, a ślina nie chce mu przejść przez gardło. Młody ksiądz szybko wyciągnął z kieszeni różaniec, który mocno chwycił w dłonie, niezmiennie wpatrując się w czarne oczodoły bladej zjawy, patrzącej na niego z beznamiętną mimiką twarzy.
— Nazywasz się Dyo Kyungsoo? — zapytał głośno Byun, nie odwracając wzroku choćby na moment. Czuł, jak jego ręce drżą z każdym podmuchem chłodnego powietrza. Zacisnął lekko zęby. Mimo wszystko nigdy nie będzie mógł przyzwyczaić się do widoku duszy potrzebującej pomocy. Duszy, która nie pragnęła rozlewu krwi, ale samą swoją obecnością wzbudzała okropny strach. — Potwierdź mi to w jakiś sposób.
Przez chwilę między nimi panowała cisza, przerywana jedynie szumem wiatru i odgłosem cichej rozmowy z dołu. Baekhyun powtórzył pytanie i dopiero wtedy duch zareagował, kiwając powoli głową.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że umarłeś, Dyo? — ksiądz zadał kolejne pytanie, oddychając w miarę spokojnie. — Jesteś martwy.
Skinięcie.
— Masz złe zamiary?
Blady chłopak pokręcił głową.
Baekhyun uśmiechnął się.
— Daj nam jakąś wskazówkę. Jak możemy pomóc ci odejść? Czy to byłeś ty? Pod bramą. Czy to byłeś ty, Dyo?
Zaprzeczył.
— Wiesz, kto to był?
Odpowiedź ponownie brzmiała "nie".
— Gdzie powinniśmy szukać rozwiązania?
Baekhyun przełknął ślinę i odruchowo wyciągnął przed siebie różaniec, gdy Kyungsoo zrobił krok do przodu. Zjawa zatrzymała się pod wpływem jego ruchu. Następnie wskazała na ścianę obok, a ksiądz od razu przeniósł na nią wzrok.
— W pokoju obok? Tak?
Zjawa ponownie przez kilka dłuższych chwil patrzyła na niego w milczeniu, aby następnie skierować chudą dłoń w stronę drzwi do pokoju. Przeniósł ją nisko, tak, że wskazywała teraz na podłogę.
— W pokoju obok i na dole? Dyo, odpowiedz mi! Na dole? Gdzie na dole?! — zapytał szybko, gdy zobaczył, jak stojący na przeciwko niego duch powoli znika, zlewając się ze ścianą i meblami. — Dyo!
— Hyung? — Do pomieszczenia wbiegł wysoki, ciemnowłosy chłopak o odstających uszach. — Z kim rozmawiałeś...? Czy to był...?
— Tak — odpowiedział krótko niższy, chowając różaniec w małej kieszonce. Westchnął cicho, czując, jak powoli ulatuje z niego nieprzyjemne napięcie. — Ktoś wcześniej był przed bramą. I to nie Dyo.
— Myślisz, że nie tylko on może być w tym domu?
— Nie... nie sądzę — mruknął starszy i spojrzał na Chanyeola zmęczonym wzrokiem. Podszedł bliżej i oparł swoją brodę na jego ramieniu, czując po prostu nagłą potrzebę ciepła żywej istoty. — Po raz pierwszy po spotkaniu ducha jest mi smutno. To dziwne, wiesz?
— Chcesz, żeby cię objąć, czy coś w tym rodzaju, hyung? — zapytał Yeol spokojnym głosem, poprawiając swoje grube okulary.
— Nie, ale dzięki — Baekhyun uśmiechnął się rozbawiony, odsuwając się. — Twój głos mi wystarczy, choć mógłbyś się czasem do mnie uśmiechnąć. Teraz byłoby mi na przykład milej.
Chanyeol momentalnie uniósł w górę kąciki ust, ale jego oczy wciąż pozostawały niewyobrażalnie spokojnie, przez co Baekhyun wybuchnął śmiechem. Wyglądało to komicznie.
— Nieważne, chodźmy na dół. Teraz chociaż wiemy, gdzie powinniśmy się rozejrzeć.
Park pokiwał głową i wiernie niczym pies ruszył za Byunem. Zeszli po skrzypiących, wąskich schodach i weszli do salonu, gdzie właśnie wpadł i przemoknięty Jongin, który dopiero co wrócił do domu.
— Chciałem się jeszcze rozejrzeć po podwórku — powiedział szef Ghost Crush, widząc pytające spojrzenie księdza. — Tak w razie co.
Byun przeniósł wzrok na Sehuna i Luhana, którzy siedzieli na kanapie, opierając się wzajemnie na swoich głowach.
— Rozmawiałem z Dyo Kyungsoo — zaczął egzorcysta, gdy w pokoju przez dłuższy czas panowała cisza. Słychać było jedynie szelest kurtki Jongina, gdy ten co jakiś czas się poruszył.
Wszyscy przenieśli zaciekawiony i zdziwiony wzrok na niskiego szatyna, który zmarszczył zamyślony brwi.
— Musisz robić taką efektowną pauzę? — Sehun zapytał z lekkim znużeniem, wzdychając cicho.
— Powinniśmy szukać odpowiedzi w sypialni, którą aktualnie zajmuje Luhan oraz na dole. Tak zrozumiałem — Baekhyun zignorował uwagę młodszego i uśmiechnął się lekko, jak to miał w zwyczaju.
— Jeśli chodzi o sypialnię, obstawiam, że Dyo znowu chce, żebyśmy ogarnęli litery na ścianie — Sehun chwycił swój notes, leżący na stoliku. Przekartkował kilka stron i chwilę patrzył na jedną, której szukał. — ININ, IINN, NNII, NINI, INNI, NIIN. To jedyne kombinacje.
— No dobra, to wiemy... ale czego możemy szukać na dole? — zapytał sam siebie Kim, pocierając brodę. Usiadł koło właściciela domu, który nieznacznie się od niego odsunął, aby po chwili zacisnąć lekko zęby i spojrzeć na ciemnowłosego, usilnie myślącego nad swoim pytaniem, jednocześnie ignorując nienaturalne zachowanie blondyna.
— Nie wiem... może poszukajmy piwnicy, Kai? Myślę, że tu może być jakaś... Nie uważasz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz