— Boję się... Czy to na pewno się uda? — Luhan niepewnie patrzył na niewielki kawałek drewna w dłoni Sehuna. Drewienko kształtem przypominało małego człowieczka i wyglądało na amatorską zabawkę jakiegoś dziecka. Przedmiot ten był jednak bardzo ważny, a na jego przodzie widniał staranie wykaligrafowany napis 'Kim Daejin'.
— Będę to robić dopiero drugi raz, więc... istnieje prawdopodobieństwo, że nie — odpowiedział Sehun, który silił się na spokój. — Też się boję.
— Zachowujcie się jak mężczyźni — odezwał się Baekhyun, który pojawił się tuż za dwójką mężczyzn. Przełożył swoje ręce przez ich szyje i uśmiechnął się lekko, wpatrując się w małą lalkę. — Ja jestem dobrej myśli. Ważna jest wiara, panowie.
Chanyeol pokiwał lekko głową na słowa księdza, aby następnie zlustrować z ciekawością wysokie, stare drzewo, u którego pnia stali.
— Dlaczego chcemy to zrobić właśnie tu? — odezwał się chłodnym głosem, wkładając swoje zmarznięte dłonie do kieszeni.
— Myślę, że przywołanie go nie powinno być trudne w miejscu, w którym najprawdopodobniej został pochowany — odpowiedział Sehun, który jako pierwszy usiadł na lekko wilgotnej trawie. Spojrzał wyczekująco na pozostałą trójkę, która z większym lub mniejszym entuzjazmem powoli siadała koło niego. Powoli podali sobie ręce, aby następnie zamknąć oczy. Baekhyun położył na środku okręgu srebrny medalion, który tak wiele znaczył dla Dyo, a który nie wiedzieć czemu, ponownie pojawił się w jego domu wczorajszego wieczora.
— Nie odsuwajcie się, dopóki tego nie powiem, rozumiemy się? — zapytał Baekhyun wyjątkowo poważnym jak na siebie głosem.
Wszyscy pokiwali głowami i odetchnęli głęboko, skupiając się na silnym szumie wiatru i szepcie Baekhyuna, który w tej chwili mówił szeptem w nieznanym im języku.
Po dłuższej chwili, w której Luhan zdążył w myślach już kilkanaście razy skrytykować fakt, że jest mu zimno, poczuł wyjątkowo silny podmuch na twarzy, przez co w końcu uchylił powieki, aby następnie niemalże wyrwać ze strachu ręce z mocnych uścisków dłoni Sehuna i Chanyeola. Ci jednak momentalnie zareagowali i ścisnęli jego drobne dłonie jeszcze mocniej.
W niewielkim okręgu, który uformowali, pojawił się powoli zarys ciemnej sylwetki, która w końcu zamieniła się w niewysokiego mężczyznę o nieco okrągłej twarzy, z której zwisały grube płaty skóry. Z prawej strony jego głowy sączyła się krew, która brudziła jego niegdyś białą koszulę. Jego oczy jak zawsze były ciemne i straszne. Były puste.
— Nie znajdziecie ze mną waszego plugawego przyjaciela, jeśli o to wam chodzi. — Dyo uśmiechnął się szyderczo, odsłaniając swoje zepsute, żółte zęby i krwawiące dziąsła. Luhan na ten widok odsunął się nieznacznie do tyłu, przegryzając wargę w przerażeniu. Spojrzał panicznie na Sehuna, który starał się go cały czas uspokoić, głaszcząc delikatnie kciukiem po wierzchu zimnej dłoni.
— Przybyłeś tu, ponieważ w głębi wyczułeś nasze dobre zamiary, mylę się? — Baekhyun spojrzał zjawie prosto w ciemne oczodoły. W przeciwieństwie do reszty towarzyszy, młody ksiądz był spokojny. Wiara pomagała mu zachować spokój.
— Albo było mi nudno, ty pieprzony sługusie Boga. — Na ustach Dyo pojawiło się zniesmaczenie, a on sam wyglądał, jakby patrzył na robaki pod sobą.
— Możemy dać ci wieczny spokój, jednak ty też musisz tego chcieć. — Baekhyun zadrżał pod wpływem silnego wiatru. Sama sceneria dookoła nich nie powodowała, aby wszyscy czuli się wyjątkowo bezpiecznie. Świece, które niedawno zapalili, zgasły mimo szklanych osłon, a gałęzie drzewa wydawały przerażające dźwięki, kołysząc się pod nocnym niebem.
— Wieczny spokój? — Dyo wybuchnął szaleńczym śmiechem, aby pod jego wpływem aż zgiąć się w pół. Jego palce dziwnie się wyginały z każdym jego ruchem. — Zabiłem czwórkę ludzi, a ty mi mówisz o wiecznym spokoju? Kto mi go ma zapewnić?
— Czwórkę... — Luhan otworzył szeroko oczy, aby następnie zadrżeć z powodu mocnego ścisku w brzuchu. Po jego policzkach pociekły ciepłe łzy, które dostały się do jego ust, gdy wykrzywił usta w szerokim uśmiechu. — To znaczy, że Jongin żyje! Jest cały!
Dyo spojrzał w jego stronę, a mocny podmuch uderzył Luhana w twarz. Szczęście, które emanowało teraz z ciała drobnego blondyna, było jednak silniejsze od strachu spowodowanego obecnością gościa z zaświatów.
— Twój głos jest irytujący, robaku. — Na czole ducha pojawiły się grube, sine żyły, które wywołały u Luhana obrzydzenie. Mężczyzna stojący przed nim przerażał go. Wyglądał jak kreatura z horrorów, które oglądał z ojcem, gdy był dzieckiem i koniecznie chciał robić coś, czego nie powinny robić małe dzieci.
Sehun w tym czasie drżącymi dłońmi wyrzucił w powietrze drewnianą laleczkę, na której od razu spoczął zaskoczony wzrok ducha. Łowca duchów zamknął oczy z niemą nadzieją, że wszystko się uda. To była ich jedyna szansa. Nie mógł zawalić.
Otworzył szybko oczy, gdy nad nimi zrobiło się nagle jasno. Wszyscy szybko rozdzielili swoje dłonie i odsunęli się od źródła światła i samej zjawy. Sehun pociągnął Luhana szybko w swoją stronę, aby następnie zasłonić go za swoimi plecami, chcąc w razie porażki go ochronić. Blask, który emanował z malutkiej kukiełki, szybko zniżył się ku ziemi, aby następnie zmienić swój kształt. Świetlista kula przybrała ludzki, wysoki kształt. Z każdą sekundą dało się dostrzec w blasku coraz więcej szczegółów takich jak duży nos, ciemną kamizelkę i męskie, silne dłonie.
— Daejin...? — Dyo cofnął się o krok, gdy tuż przed nim pojawił się ktoś, za kim tęsknił i o kim rozmyślał od wieku.
Luhan otworzył szeroko usta, z zaskoczeniem obserwując, jak krew ściekająca powoli z głowy Dyo, zaczyna płynąć ku górze, aby w końcu całkowicie zniknąć w ranie. Jego wybrakowana skóra powoli odrastała, sprawiając, że jego twarz wydała się delikatna i miękka. Oczy zmieniły się w duże i niewinne, wpatrzone prosto w ukochanego. Dyo stał teraz przed o wiele wyższym mężczyzną, zaciskając małe dłonie na śnieżnobiałej koszuli. Po jego twarzy zaczęły ściekać drobne łzy, które Daejin zmazał jednym ruchem dłoni.
— Czekałem na ciebie. Wiem, co się wtedy stało i biorę winę na siebie. Pójdziemy razem do miejsca, gdzie oczekują cię od dawna, prawda? — zapytał z delikatnym uśmiechem, na co Kyungsoo, dusząc w sobie głośny płacz, pokiwał głową. — W końcu obydwoje nie zasługujemy na rozgrzeszenie.
— Myślę, że Bóg postąpi, jak powinien, a dla każdej duszy, która żałuje złych czynów, jest możliwe odkupienie grzechów. Nawet tak ciężkich. — Baekhyun zrobił krok do przodu, uśmiechając się lekko. Jego sutanna delikatnie powiewała na wietrze, a jego policzki były czerwone od zimna. Wyciągnął dłoń w stronę Dyo, który spojrzał na niego zza czerwonych oczu. — Wierzę, że wszystko było po coś.
Ciemnowłosy spuścił wzrok, chwytając niepewnie dłoń swojego ukochanego, który niezmiennie się do niego uśmiechał.
— Pójdźcie proszę do mojej piwnicy, zanim będzie za późno.
Baekhyun osłonił oczy rękawem, gdy postacie przed nim rozbłysły niesamowicie silnym światłem, aby następnie tak po prostu zniknąć. Sehun szybko podbiegł do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stał Daejin, a właściwie jego papierowa podobizna, w którą miał uwierzyć zgorzkniały Dyo.
— Udało się... — Sehun uśmiechnął się szeroko i objął z całych sił Luhana, który od razu rzucił mu się na szyję po usłyszeniu tych słów. — Już po wszystkim, wiesz, Żelek?
— Już po wszystkim... — powtórzył po nim Lu, który wpatrywał się w połamany na pół kawałek drewna u ich stóp. Dyo uwierzył, że zobaczył Daejina. Zobaczył w końcu kogoś, kto wybaczył mu rzekomą zdradę sprzed tylu lat. Nie miał już po co zostać na Ziemi. Jego dusza nie była już dłużej trzymana tu przez poczucie winy.
👻👻👻
Luhan leżał pod kocem na miękkiej kanapie przed kominkiem. Głowę ułożoną miał na torsie swojego przyjaciela, który spał już od dobrych kilku godzin. Han zerkał co chwila w górę, aby następnie znów spuszczać wzrok przez widok ust mężczyzny, na których widać było jeszcze małe ranki. Był to jednak najmniejszy problem, z jakim musiał się borykać Kim. Zawsze już pozostanie jeden, który pozostanie z nim na całe życie.
Luhan poczuł nagle delikatny uścisk, przez co ponownie uniósł głowę, napotykając tym razem ciemne oczy i lekki uśmiech. Odwzajemnił go, aby następnie usiąść, nie chcąc gnieść brzucha Jongina swoim ciałem. Ten po chwili również się podniósł, z pomocą przyjaciela, jako że był jeszcze słaby. Dwa dni w ciemnej, wilgotnej i zimnej piwnicy zrobiły swoje z jego ciałem, które teraz wyraźnie potrzebowało regeneracji i pożywienia.
— Potrzebujesz czegoś? — zapytał Luhan ciepłym głosem, głaszcząc młodszego po policzku. — Przyniosę ci wszystko, czego chcesz...
Jongin pokręcił głową i spuścił wzrok na swoje dłonie. Nie mógł mu przecież odpowiedzieć.
— Zawsze przy tobie będę, będziesz o tym pamiętać? — zapytał Luhan, jednak potrzebował chwili, aby jego głos się nie załamał w połowie zdania. — Z językiem czy bez, zawsze będziesz moim przyjacielem, który będzie mnie opierdalać, ale od teraz pisząc jakieś durne karteczki, prawda? Prawda?
Jongin zaśmiał się lekko, wydając z siebie pojedynczy jęk, jednak z jego oczu i tak pociekło kilka łez. W dalszym ciągu nie mógł uwierzyć w to, co go spotkało. Spotkało go jedno z największych utrapień, z którym będzie musiał nauczyć się żyć.
— Już nigdy na mnie nie krzykniesz za spóźnianie się. — Do salonu z uśmiechem wszedł Sehun, który właśnie wrócił z Seulu, gdzie odwiózł księdza i jego pomocnika, obiecując, że Ghost Crush najprawdopodobniej zawiąże z nimi stałą współpracę.
Jongin zmarszczył brwi, aby następnie szybko wyciągnąć swoją komórkę, aby szybko coś w niej wpisać. Sehun poczuł wibrację w kieszeni.
Od: Kim Kai Jongin aka Szef
Ale umiem pisać jeszcze smsy i wymówienia pracy, gnojku :)))
Luhan przez ramię zobaczył, co napisał Jongin, przez co parsknął śmiechem i przytulił go raz jeszcze.
Sehun uśmiechnął się wrednie, po czym napisał kolejnego smsa, na co Jongin musiał mu oczywiście odpowiedzieć. Luhan z rozbawieniem oglądał ich długą wymianę zdań. W końcu, gdy już go to znudziło, oparł łokieć o zagłówek kanapy i po prostu zapatrzył się na dwójkę najważniejszych mężczyzn w jego życiu. Kochał Jongina jak brata. Był dla niego cholernie ważny i codziennie rano dziękował światu, że wśród takiej ilości ludzi na świecie, to właśnie jemu udało się zdobyć tak wspaniałego przyjaciela. Był pewien, że będzie już z nim zawsze, bo nie pozwoliłby mu odejść.
Następnie przeniósł wzrok na Sehuna. Wypuścił głośno powietrze, nie wiedząc nawet, co o nim myśleć. Był po prostu wrednym dupkiem, w którym zdążył zakochać się do szaleństwa w przeciągu kilku dni. Idiotyzm. Wpadł w tej miłości po uszy, podobnie jak Dyo. Jego miłość jednak najprawdopodobniej nie będzie miała tragicznego końca. Przynajmniej on na pewno o to zadba.
Spojrzał Sehunowi w oczy i uśmiechnął się lekko, gdy ten posłał mu szeroki uśmiech. Jego uśmiech był naprawdę brzydki, ale jeśli Luhanowi nawet on się podobał... to oznaczało, że naprawdę wpadł po uszy.