środa, 1 marca 2017

25. Siódma rozmowa

Kyungi jest online
Kai_to_ja jest online
Hunse jest online
Bbyun♡ jest online
YoloChan jest online
Lulu jest online
Kyungi: Zebraliśmy się tu dziś wszyscy, aby wyjaśnić sobie jedną rzecz. :)
Lulu: Żeby trójka idiotów wyjaśniła jedną rzecz*
Bbyun♡: właśnie!!! (-_-)ゞ
Lulu: Jesteście online. Nie udawajcie, że nie widzicie. Chyba możecie wyznaczyć kogoś, kto mógłby nam wszystko ładnie opowiedzieć :)))))
Kyungi: Jongin, skarbie, Ty lubisz przecież opowiadać. :))
Bbyun♡: słuchajcie bo się zdenerwuję
Bbyun♡: TO NIE BEDZIE FAJNE KOCHANI (¬、¬)
Kai_to_ja: dobra
Kai_to_ja: na prywatnym czacie samców alfa wybrano mnie na gadacza czy coś
YoloChan: bo tak szczerze to mało co pamiętam.. :/ idk
HunSe: a mi nie chce się pisać
HunSe: ale jeśli coś pominie to wiecie
Kai_to_ja: no jak się możecie domyślić
Kai_to_ja: pojechaliśmy do klubu się napić
Kyungi: Napić.
Kyungi: Fajnie, Jongin.
Kai_to_ja: oj bejbe daj mi skończyć
Kai_to_ja: ogółem wszystko na początku było spoko
HunSe: nie licząc tego że ktoś podrzucił Yeolowi coś do drinka
HunSe: trochę mu odpierdoliło
HunSe: XD
YoloChan: I zgubiłem telefon
Bbyun♡: jakaś baba ma twój telefon (>_<) i chce za niego 200000 won.
YoloChan: dobra kupię nowy 👍
Kai_to_ja: dobra to bez znaczenia
Kai_to_ja: dajcie mi skończyć
Kai_to_ja: no to Yeol nam odpadł
HunSe: gdy trochę już nas wstawiło nagle przyjebał się do nas jakiś gościu
HunSe: nie zgadniecie kto?
Kai_to_ja: .
Kai_to_ja: .
Kai_to_ja: .
HunSe: Sam Kim Namjoon!
Kyungi: Co?
Bbyun♡: Kto to?
YoloChan: Serio masz tak słabą pamięć?
Bbyun♡: aaa już pamiętam...
Kai_to_ja: mam kontynuować skarbie? wiesz mogę to dokończyć na spokojnie w domu czy coś
Kyungi: Dokończ.
Kai_to_ja: no więc poznał mnie
Kai_to_ja: i ja po alko byłem dość
Kai_to_ja: hmmm
Kai_to_ja: wściekły
Kai_to_ja: ogółem zaczęliśmy się bić tyle że ich było 4 a nas tylko 2 bo jak już mówiłem Yeol był
YoloChan: niedysponowany.
Kai_to_ja: nazywaj to jak chcesz xD
Kai_to_ja: no i ogółem ślady tego mogliście widzieć na naszych ryjach
Kai_to_ja: ogółem wcześniej zaczął cię obrażać bejbe więc załatwiłem sprawę raz na zawsze ❤
Kyungi: :) ❤
Kyungi: Kochany jesteś.
Lulu: Co to wszystko ma do spóźnienia?
Kai_to_ja: no już do tego dochodzę
HunSe: dochodzisz hehehehehehhehehe xD
YoloChan: xD
Kai_to_ja: XD
Lulu: nieśmieszne
Bbyun♡: ლ(╹◡╹ლ)
Kyungi: Mów dalej.
Kai_to_ja: ogółem wygraliśmy
Kai_to_ja: i wyszliśmy z baru
Kai_to_ja: i chcieliśmy już wrócić do domu
Kai_to_ja: wracaliśmy wzdłuż rzeki i tak się jakoś stało że dla beki wrzuciliśmy tam Yeola
YoloChan: byłbym wkurwiony ale i tak nie pamiętam to w sumie wisi mi to xd
Kai_to_ja: potem skapnęliśmy się że chyba poszedł na dno
Bbyun♡: mogliście go zabić! Czy was pojebało?! (◣_◢)
Kai_to_ja: kiedyś nagram co ty robisz jak się napijesz -.---
Lulu: ja w to nie wierzę
Lulu: no kurna nie wierzę
Kyungi: Same here.
Kai_to_ja: ogółem to go wyłowiliśmy, ale potem byliśmy tak zmęczeni że zasnęliśmy na trawie
HunSe: szczerze to nawet ja tego już nie pamiętam
Kai_to_ja: i obudziliśmy się... No dość późno jak mogliście się już domyślić
Kai_to_ja: mój telefon się utopil a Sehuna chyba ktoś zajebal
Kyungi: Powiem wam... Ciekawy ten wieczór kawalerski.
Lulu: Ja nawet nie wiem jak skomentować waszą głupotę :)))
HunSe: no ale dojechaliśmy tak? :D
HunSe: będziesz chociaż miał co opowiadać wnukom czy coś heh
HunSe: hehe...
Lulu: Oszalałeś :)
Lulu jest offline
HunSe: czy on się obraził?
HunSe jest offline
Bbyun♡: Yeollie wracaj do domu
Bbyun♡: muszę cię wygłaskać po tym co Ci zrobili。・゚゚・(>д<)・゚゚・。  
YoloChan: uuuu jestem za :D
Bbyun♡ jest offline
YoloChan jest offline
Kai_to_ja: też powinniśmy coś powiedzieć przed wykogowaniem? .-.
Kyungi: Co na przykład?
Kai_to_ja: masz dziś ochotę na małe conieco? ( ͡° ͜ʖ ͡°) 
Kyungi: Oszalałeś.
Kyungi jest offline
Kai_to_ja: typowo
Kai_to_ja jest offline

24. Idiotycznie idealny dzień 768

-Luhan... spokojnie, na pewno wszystko będzie dobrze i-
-Co będzie dobrze?! - Luhan krzyknął na całe gardło, nie hamując już łez, które jedna po drugiej skapywały na marmurową posadzkę i jego jasny garnitur, który Sehun sprezentował mu na ten ważny dzień. - Co do cholery ma być dobrze?!
-Na pewno zaraz przyjadą... Znasz ich... To idioci... - Kyungsoo starał się uspokoić przyjaciela, podczas gdy Baekhyun z wyjątkowo poważną jak na siebie miną, starał się dodzwonić do Chanyeola po raz setny.
-Lu? Wszystko w porządku? Dlaczego jeszcze się nie zaczęło? - Do pomieszczenia weszła pani Oh, ubrana w Liliową suknię. Na rękach trzymała malutkiego Junsu, który słodko spał, nie zdając sobie sprawy, że jego ojciec właśnie przeżywa jedne z najgorszych chwil w jego życiu. Kobieta zaniepokojona wyglądem przyszłego zięcia, ułożyła dziecko w ramionach Dyo, aby następnie od razu objąć zrozpaczonego blondyna.
-Dlaczego on mi to robi...? - załkał Han, wtulając się w matkę mężczyzny, który dziś postanowił nie przyjechać na swój własny ślub.
Kobieta od razu zrozumiała, co najprawdopodobniej się stało. Dlaczego goście czekają już dłuższy czas, zastanawiając się, dlaczego na ołtarzu nie stoi jeszcze młoda para. Dlaczego Luhan i Sehun nie składają sobie małżeńskiej przysięgi, przyrzekając sobie wzajemną miłość i wierność.
-Halo? Chanyeol?! - Usłyszeli podniesiony głos Baekhyuna, któremu właśnie udało się w końcu dodzwonić do swojego męża. - Możesz mi, kurwa, powiedzieć dlaczego was tu do kurwy nie ma, wy popierdoleńcy?!
Wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu zszokowani unieśli brwi, widząc po raz pierwszy Baekhyuna tak wściekłego. Słyszeć w jego ustach takie słowa również było wyjątkowe, a Luhan poczuł drobne szczęście, że przyjaciel był tak wściekły z powodu jego nieszczęścia. Baekhyun, ten wiecznie wesoły i słodki Baekhyun, był tak zły, ponieważ po prostu pragnął, aby ten dzień był idealny, a trójka debili oczywiście musiała to zniszczyć już na starcie.
Baekhyun otworzył ze zdziwienia usta, słuchając odpowiedzi swojego rozmówcy, a jego mina powoli zrzedła.
-Tak, tak... Dam znaleźne... Oczywiście... - powiedział po dłuższej chwili wgapiania się tępo w ścianę. - Skontaktuję się z panią później, dobrze... Do widzenia. - Rozłączył się i przez chwilę patrzył smutnym wzrokiem na pana młodego. - Chanyeol zgubił telefon...
-Jongin dalej nie odbiera? - Luhan spojrzał błagalnie na Kyungsoo, który siedział na miękkiej pufie, w kolorze tak jasnym jak ściany w niewielkim pokoju. Kołysał małego chłopczyka, który zdążył się obudzić przez krzyk Baekhyuna.
-Przed chwilą dzwoniłem, dalej cisza - odpowiedział smutno.
-Coś musiało się stać. Naprawdę by cię nie porzucił w dniu ślubu, Lulu - Matka poszukiwanego objęła Luhana raz jeszcze, chcąc tym samym dodać mu otuchy. - Znam go i wiem, że chciał tego ślubu. Tylko chyba to, że coś mogło się stać, martwi mnie najbardziej...
Luhan na jej słowa poczuł ogromny ból w sercu, a do jego oczu napłynęły kolejne łzy. Teraz po prostu się bał. Zresztą nie tylko on. Baekhyun i D.O również mieli zmartwione miny, a myślami najprawdopodobniej byli daleko stąd, martwiąc się o całą trójkę, która zaginęła.
-A co jeśli mieli jakiś wypadek? - Baekhyun na głos zadał pytanie, które krążyło wszystkim po głowie. Nie tylko oczy Luhana były już czerwone. - Co jeśli nigdy już nie zobaczymy tych kretynów? Mój Channie...
Momentalnie przez ciche skrzypienie odwrócili się w stronę drzwi, które prowadziły na tył kościoła. Zobaczyli w nich nikogo innego jak idiotę nr 1, idiotę nr 2 i idiotę nr 3 we własnej osobie.
Wszyscy trzej wyglądali na dość przestraszonych wizją spotkania ze swoimi partnerami po swoim spóźnieniu, jednak niestety było to konieczne. Kai schował się za plecami najwyższego z nich i starał się udawać, że nie ma go w pokoju. Najgorzej i tak miał Sehun, który stał na linii frontu, naprzeciwko Luhana, który poczerwieniał na twarzy i zacisnął dłonie w pięści.
-Hej... skarbie? - odezwał się w końcu Oh, powoli podchodząc do Chińczyka, którego usta niebezpiecznie drżały z wściekłości. Luhanowi nawet nie zrobiło się go choć trochę szkoda, choć twarz wyższego ozdabiał wielki siniak i kilka szwów nad łukiem brwiowym. W tym momencie był po prostu wściekły na całą trójkę, że nawet w tym wyjątkowym dniu nie mogli choć raz zachować się odpowiedzialnie. Zresztą, oni chyba zawsze muszą coś odwalić. Na ślubie Baekhyuna i Chanyeola, Park upił się i proponował swojemu mężowi seks na stole tuż przy swoich rodzicach, natomiast na ślubie Jongina i Kyu, Kai postanowił zaśpiewać i zatańczyć dla ukochanego, jednak skończyło się to jedynie złamaną nogą i wstrząsem mózgu. Jednak tym razem Sehun postanowił wygrać ich konkurencję bycia największym kretynem na świecie i spóźnić się na własny ślub, przychodząc w końcu jedynie z pobitą twarzą. Jego dwaj przyjaciele wcale nie byli w lepszym stanie.
-Po tym wszystkim... mówisz mi tylko jakieś 'hej, skarbie'?! - Luhan podbiegł do narzeczonego i z całej siły uderzył go bukietem białych róż w twarz. - Martwiłem się! Poza tym... Nie! Macie nam to wszystko wyjaśnić! Czy wy zawsze musicie tacy być?! - Uderzył go jeszcze raz, po czym odrzucił bukiet gdzieś na bok i rzucił mu się na szyję, płacząc mu w marynarkę. - Bałem się, że już nie przyjdziesz...
-Naprawdę myślałeś, że bym cię wystawił, Jelonku? - Sehun odsunął go lekko od siebie, aby móc spojrzeć na śliczną twarz narzeczonego. - Przepraszam cię za to wszystko... Mógłbym ci teraz wszystko wyjaśnić, ale... Goście czekają, prawda? - Uśmiechnął się szeroko, a Lu po chwili wahania przetarł szybko oczy i odwzajemnił uśmiech, całując Sehuna szybko w usta.
Pani Oh poklepała syna dość niedelikatnie po policzku i wyszła z sali razem z małym Junsu, którego rodzice jeszcze przed wyjściem szybko pocałowali w rumiane policzki. Sehun patrzył na dziecko, dopóki kobieta nie zniknęła za drzwiami. W duchu przyznał, że nie wyobraża sobie, jak miałoby wyglądać jego życie bez tego malucha.
-Nini, my z Chanyeolem idziemy na salę. - Kyungsoo pocałował Jongina przelotnie w usta, ciągnąć Yeola za sobą, mimo że Baekhyun nie chciał go wypuścić z objęć. - A po weselu wyjaśnicie nam wszystko. Cała trójka. Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno?
Wszyscy, do których było skierowane to pytanie, przytaknęli niezbyt entuzjastycznie. W pokoju w końcu zostali jedynie państwo młodzi i ich świadkowie. Baekhyun przetarł oczy chusteczką, marudząc, że zbyt szybko się wzrusza. Jongin natomiast przestał dłubać sobie w nosie i przyciągnął się.
-To co? Lecimy z tym koksem, no nie? - Uśmiechnął się szeroko i popchnął młodą parę w stronę wyjścia z pokoju.
👬👬👬
-Są piękną parą, prawda? - zapytał rozczulony Kyungsoo, patrząc na tańczące wolny taniec, świeżo upieczone małżeństwo. W wielkim ogrodzie, w którym odbywało się wesele, słychać było śmiech gości i delikatną muzykę, a w powietrzu roznosił się zapach waniliowych świec zapachowych. Kyungsoo obrócił się, nie doczekawszy się odpowiedzi że strony Jongina. Zobaczył, jak ten znowu je tort, ignorując jakiekolwiek istnienie dookoła niego. - Jongin!
-Co? - W końcu spojrzał na bruneta, nie rozumiejąc, dlaczego ten na niego krzyczy.
-Czemu ty ciągle jesz? - Kyungsoo spojrzał na niego z wyrzutem. - Mógłbyś mnie w końcu zaprosić do tańca, a nie ciągle siedzisz przy stole i żresz.
-Mogę cię zaprosić do tańca dziś w łóżku. - Kim wzruszył ramionami i jak gdyby nigdy nic, wziął kolejny kawałek słodkości do ust.
-Burak. - warknął Kyu, którego blondyn już wyprowadzał z równowagi. - Znajdę kogoś innego do tańca.
Chciał wstać od stołu, jednak przeszkodził mu w tym stanowczy uchwyt mężczyzny, który w końcu wstał, porzucając swój posiłek.
-Nie pozwolę ci z nikim tańczyć. - powiedział twardo Jongin i poprowadził swoją sówkę pod wielki baldachim, pod którym tańczyli goście, głównie pary, jako że trwał wolny utwór.
Kyungsoo uśmiechnął się lekko. Takie odruchy Jongina sprawiały, że ten nieprzerwanie cały czas mógł wierzyć w jego miłość.
-Zobacz, jak wszystko się ułożyło. Już od liceum.
-Co masz na myśli? - zapytał Jongin, patrząc niższemu w oczy. Obejmował ukochanego w pasie i delikatnie ruszał się w rytmie melodii.
-Baekhyun i Chanyeol... Lu i Sehun... My... - szepnął D.O, opierając głowę na ramieniu ukochanego. Przypatrywał się tańczącym parom przyjaciół. Lu i Hun tańczyli, trzymając w swoich objęciach synka, którego śmiech było co chwilę słychać pośród muzyki. - Wszyscy wytrwaliśmy razem... Luhan i Sehun nawet mają dziecko... Mam wrażenie, że Junsu bardzo ich do siebie zbliża. We trójkę są tacy śliczni...
Jongin znalazł się w takim położeniu, że i on mógł na nich spojrzeć. Uśmiechnął się lekko i chwycił twarz D.O w swoje dłonie, aby następnie go czule pocałować.
-Jest idealnie, prawda? Ale jeśli chcesz, możemy jakoś znaleźć sobie dziecko. - Uśmiechnął się szeroko, a D.O westchnął na jego słowa, dając mu pstryczka w czoło.
-Oszalałeś.

23. Piękny (?) dzień 754

-Jak tu było cudownie, prawda, Nini? - zachwycał się Kyungsoo, trzymając się kurczowo ramienia swojego męża. Właśnie przeszli przez główne, ogromne wrota, które kilka godzin temu zaprowadziły ich do muzeum. - Zawsze chciałem tu pójść!
-Tak szczerze, to myślałem, że będzie tu pergamin. - Jongin wzruszył ramionami i zapatrzył się na widok przed sobą, myśląc o tym, jak bardzo jest głodny.
-Myślałeś, że Muzeum Pergamońskie... że to jest muzeum z pergaminem? - D.O uniósł brwi w niedowierzaniu. - Nie wierzę...
-Głodny jestem. - Przekroczyli bramę i skierowali się w stronę najbliższych budynków. - Zjedzmy jakiegoś carrywursta czy coś, Soo. Serio umieram z głodu.
-Zastanawiam się, czy kiedykolwiek nastanie dzień, kiedy nie usłyszę z twoich ust takiego zdania. - Kyungsoo pokręcił głową, ale nie stracił dobrego humoru, ciesząc się wakacjami i przyjemną, słoneczną pogodą. Zastanawiał się, jak się bawi reszta, jednak myślami już po chwili ponownie powrócił do blondyna idącego z nim ramię w ramię. Przyjrzał się jego przystojnej twarzy, wydatnym kościom policzkowym i spokojnemu, lekko nieobecnemu spojrzeniu. Przystanął na chwilę i złapał Kima za rękę. Ten spojrzał na niego pytająco, zerkając jednak jeszcze na budkę z jedzeniem, którą przed chwilą zauważył.
-Stało się coś? - zapytał Kai, marszcząc jedną brew.
-Czy... dobrze się ze mną bawisz? - zapytał Soo, zerkając niepewnie na wyższego. Zacisnął usta, by następnie tylko westchnąć. - Pewnie nudzi ci się na wyjeździe ze mną.
Kai patrzył na niego przez chwilę w osłupieniu, aby po sekundzie roześmiać się perliście i poklepać szatyna po głowie.
-To, że wolałbym Tropical Islands, nie znaczy, że się z tobą nudzę. To muzeum było całkiem spoko... jak na muzeum. Poza tym, ciebie to cieszyło, więc też się cieszę. Tylko jestem głodny. Tak to wszystko jest spoko.
D.O powoli uśmiechnął się na jego słowa i stanął lekko na palcach, aby szybko pocałować go w usta. Następnie chwycił go za rękę i ruszył w stronę upragnionego jedzenia Jongina.
👬👬👬
-Jak myślisz? - zagadnął D.O, siedząc na długiej, miękkiej ławie, w ogródku przytulnej knajpki, w której czekali na przyjaciół. Starszy wpatrywał się w płomienie kilku świec, postawionych na stoliku, które dawały ciepłe światło, padające na świeże kwiaty. Jongin natomiast leżał z głową na udach ukochanego i wpatrywał się w ekran telefonu, ewoluując swoje pokemony, które zdążył dziś złapać. - Przyjedziemy tu jeszcze kiedyś? Razem?
-Czemu nie? - mruknął blondyn i spojrzał z dołu na Soo. Kyungsoo nagle naszła ochota, aby nachylić się i złączyć ich usta na jedną, dłuższą chwilę. Poczuł, jak Jongin się uśmiecha i delikatnie dotyka jego policzka, ciesząc się ciepłem swojej sówki.
-Wzruszające, serio. - Usłyszeli głos Sehuna, na co oderwali się od siebie i unieśli swoje spojrzenia. Oh od razu zajął miejsce przy stole, ciągnąc za sobą Luhana, który szczerzył się do siebie, trzymając telefon przy uchu. Kai zerknął na śmiejącego się jelonka, aby następnie unieść pytające spojrzenie na najlepszego przyjaciela.
-Wygraliście w lotka, że się tak jara?
-To moja mama. - Sehun przewrócił oczami i powędrował wzrokiem do cieszącego się blondynka. - Daje mu do telefonu Junsu, dlatego się jara.
-Wiesz, może ja się niezbyt znam, ale takie małe dzieci chyba jeszcze nie mówią... - prychnął rozbawiony Kai, na co Sehun spojrzał na niego z nieukrywanym znużeniem.
-No co ty nie powiesz? I jeszcze on chyba wyda oszczędności na te rozmowy. W dodatku udaje, że mnie nie słyszy. - Ostatnie zdanie powiedział głośniej, przysuwając twarz do narzeczonego, który spojrzał na niego groźnie.
-Zamknij się, Oh. - odsunął na chwilę telefon od ucha i zmarszczył brwi. - Ostrzegam cię.
Kai ponownie się zaśmiał, nie mogąc powstrzymać się od drwin i wyzywania Sehuna od pantoflarza.
-Jacy wy jesteście nieczuli. - D.O spojrzał na nich, jak na głupiutkie dzieci. - To dziwne, że tęskni za dzieckiem? Poza tym, ty, Hun, nie tęsknisz za nim ani trochę? To też twój syn...
-Trochę, ale nie na tyle, aby wydawać całą pensję na rozmowę z nim, skoro jeszcze nawet nic nie rozumie. - Sehun upił łyka z kufla pełnego piwa, który postawiła przed nim kelnerka. Skinieniem głowy podziękował Jonginowi, który zamówił to dla niego, zanim jeszcze do nich dołączyli. - I nawet nie wydaje prawie dźwięków. Ta rozmowa nie ma więc sensu.
-Na razie byś tyle nie wydał. Dalej jeszcze się nie przyzwyczaiłeś, że to twoje dziecko, a Lu tak. Za jakiś czas i ty byłbyś dla jego szczęścia mógł poświęcić dużo pieniędzy. Poza tym, takie rozmowy są dobre dla dziecka, bo słyszy głos Lu.
-Tak, ale liczy się teraz i to, że zaraz nie będziemy mieć kasy na ślub i wesele. I jak myślisz, na kogo jakimś cudem spadnie za to wina? Tak, oczywiście, że na mnie, bo ten jeleń powie, że to przez to, że kupiłem niedawno konsolę.
-Dobra, dobra. - Luhan odłożył telefon na ławę i spojrzał znacząco na Sehuna. - Zadowolony? Zasnął.
-Wow, to może jednak będzie nas stać na jedną butelkę szampana. - odpowiedział kąśliwie Sehun. - I orzeszki.
-Przesadzasz. - Luhan mimo złego humoru ukochanego, nie tracił entuzjazmu i pozytywnie myślał o ślubie, który miał się odbyć już za 2 tygodnie. - Choć teraz się zastanawiam, czy na pewno chcę poślubić takiego zgredę jak ty.
-Fantastycznie, można jeszcze wszystko odwołać. - Sehun zmrużył brwi i przybliżył twarz do Lu, który już przybrał zacięty wyraz twarzy. - Wystarczy jedno słowo.
D.O i Kai w tym czasie siedzieli spokojnie po przeciwnej stronie stołu i wpatrywali się we wszystko z zaciekawieniem, przegryzając frytki.
-Burak.
-Jeleń.
-Płaska twarz.
-Metr pięćdziesiąt.
-Przesadziłeś! - warknął Lu i odwrócił się do Sehuna tyłem, zakładając rękę na rękę.
-Hej, kochani! - Ciszę, która nastała przy stole, a którą od kilku minut starał się przerwać Jongin nieśmiesznymi żartami, przerwał charakterystyczny krzyk. Cała czwórka obróciła głowy w stronę wejścia i z zaskoczeniem obserwowali Baekhyuna, który wesoło bujał się na plecach Chanyeola. Wyższy postawił ukochanego na ziemi i odetchnął z ulgą. Baekhyun od razu przeskoczył na siedzenie.
-Co ci się stało w nogę? - zapytał D.O, który zwrócił uwagę na to, że Baekhyun kulał.
-Wyglebał się na śliskich płytkach na basenie. - Chanyeol wybuchnął śmiechem, mając przed oczami ten widok. Usiadł obok Baekhyuna i poklepał go po głowie. - Wpadł prosto do basenu. Do końca życia będę żałować, że tego nie nagrałem.
-Bardzo śmieszne, Yeol. - Baekhyun zrobił dzióbek i udał niezadowolonego. Po chwili jednak też się zaśmiał. - Ale też chciałbym to zobaczyć. Tak w ogóle to co tu tak cicho? Ktoś zamówił coś dla mnie? Jestem głodny! Ale dziś z Channim jedliśmy taką pyszną watę cukrową! Wiecie, jak wyglądała?! Jak kwiatek! Kwiatek, czaicie?!
-A wy co tak siedzicie? - zapytał Chan, przeglądając menu, ale zerkając co chwila na skłóconą parę. - Nieudany dzień? Mogliście iść z nami i oglądać gleby Baeka.
-Lu ma focha. - odpowiedział Sehun od niechcenia. Z rozbawioną miną zaczął tykać palcem ramienia swojego narzeczonego. - I nie chce się odfochać.
-Ouu, to widzę, że poważnie. - odpowiedział sarkastycznie Chanyeol, kiwając głową, udając zrozumienie. Następnie skierował głowę w stronę swojego męża, który wdał się w rozmowę z Kyungsoo i Jonginem, ale równocześnie z uwagą studiował kartę z różnymi, pysznymi daniami. - Baekkie, nie zamawiaj całej karty, ok?
-Luzik, idę na dietę. Muszę pięknie wyglądać na ślubie mojego Lulu i Sehunniego! - Uśmiechnął się słodko brunet i spojrzał na przyjaciół. Sehun dalej wbijał palec w ramię Hana, a ten marszczył zirytowany brwi. - Ah, jacy oni słodcy!
-Z której strony? - zapytało równocześnie narzeczeństwo. Spojrzeli na siebie zaskoczeni, aby po chwili odwrócić od siebie wzrok. Nastała cisza, przerywana jedynie siorbaniem Jongina.
-Sorry i w ogóle.
-Wybaczam, idioto.
👬👬👬
Kolejne dni minęły im na wspólnej zabawie, zwiedzaniu, śmianiu się, planowaniu ślubu i piciu grzanego wina w przydrożnych knajpkach. Wszyscy nie próżnowali i w nocy, tworząc nowe wspomnienia z pobytu w tak odległym kraju. Nawet zgodnie wszyscy stwierdzili, że mimo że Junsu pojawił się w ich życiu niespodziewanie, nawet po tak krótkim czasie można odczuć tęsknotę za tym małym stworzeniem.
Wyjazd dobiegał jednak końca, a ślub zbliżał się wielkimi krokami.

Epilog

Chanyeol po raz kolejny nerwowo spojrzał na zegarek i przełknął ślinę, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Po raz setny poprawił czarną marynarkę i białą koszulę, która i tak leżała na nim idealnie, nie mając na sobie nawet jednego wgniecenia. Starał się ignorować fakt, że ma na sobie tak bezbarwne ubrania, jednak od czasu do czasu warto było porzucić swoje przyzwyczajenia dla ważnego celu.
Starł szybkim ruchem pot z czoła, zdając sobie sprawę, że jego ręce trzęsą się, jak podczas napadu drgawkowego.
Ponownie spojrzał na swoje odbicie, a dokładniej, to w swoje oczy, w których mógł dostrzec wyraźny niepokój.
Znów poprawił swoje włosy, które dziś wyjątkowo zaczesał lekko do tyłu, używając do tego nawet żelu po raz pierwszy w życiu.
Zamknął oczy i starał się odetchnąć głębiej kilka razy, mimo że czuł, jak jego płuca boleśnie się zaciskają.
Drgnął przestraszony, gdy poczuł czyjeś dłonie, które od tyłu silnie objęły go w pasie. Rozchylił szybko powieki, aby od razu się uspokoić, widząc odbicie Baekhyuna w lustrze. Starszy uśmiechał się słodko i obejmował szczelnie ciało Yeola. Byun po chwili obrócił Chana w swoją stronę. Pocałował go delikatnie w usta i pstryknął lekko w czoło.
— Nie denerwuj się aż tak. To tylko kolacja z moimi rodzicami, a nie jakiś egzamin — zaśmiał się Baekhyun, chwytając za rękę wystraszonego dzisiejszym dniem Yeola. — Przecież znasz już mojego ojca, prawda?
— Dla mnie to jest jak egzamin. — Chanyeol nie wyglądał na spokojniejszego, na co niższy pokręcił z rezygnacją głową. — Znam, ale ostatni raz widział mnie jako sekretarkę... sekretarza? A nie... twojego partnera...
— Rozumiem, że możesz być zestresowany, ale... Po prostu bądź sobą. Ciebie nie da się nie pokochać, skarbie. — Baekhyun ponownie się uśmiechnął i lekko uniósł na palcach, aby złączyć ich wargi tym razem na dłuższą chwilę. — Dlatego nie stresuj się. Będę tam przecież z tobą.
🌼🌼🌼
— A plany na przyszłość? — Przy stoliku znajdującym się przy oknie padło kolejne tego typu pytanie, na które Chanyeol zacisnął zęby, starając się udawać, że wcale to przesłuchanie go nie stresuje. Nawet dłoń Baekhyuna, która pod stołem uspokajająco gładziła tę drugą, większą, nie pomagała mu w sytuacji, w której pan Byun patrzył na niego wyczekująco, popijając swoją czarną kawę. Yoona Byun natomiast patrzyła na męża, unosząc jedną brew. Wiedziała jednak, że jej małżonek nie zamierza odpuścić i planuje dowiedzieć się o najmłodszym, siedzącym przy stole, wszystkiego, czego tylko się da.
— Tato, nie przesadzasz? — zapytał w końcu Baekhyun, patrząc na ojca z wyrzutem. — Nie możemy porozmawiać chociażby o pogodzie? Nie widzisz, że mi go stresujesz i następnym razem nie będzie chciał nigdzie z wami wyjść? Będzie miał traumę.
— Ja wcale nie... — Chanyeol poczuł, jak jego policzki czerwienieją przez słowa Baeka, który w tej chwili wcale mu nie pomógł.
— Oj, Baekhyun, to normalne, że chcę coś o nim wiedzieć. Prawda, Chanyeol? 
Dwudziestolatek szybko, bojąc się odmowy, pokiwał głową, na co siedzący obok niego szatyn tylko przewrócił oczami.
— Błagam was, uspokójcie się wszyscy. — Jedyna kobieta siedząca przy tym małym stoliku w zacisznej restauracji, uśmiechnęła się i spojrzała na Chanyeola. — Ja jestem po prostu ciekawa, jak to się stało, że jesteście razem, kochani. Jak do tego doszło?
Chanyeol i Baekhyun spojrzeli po sobie, aby następnie przenieść wzrok na rodziców starszego.
— Tak naprawdę to...
— W sumie nie wiemy...
Państwo Byun spojrzeli na siebie, unosząc brwi. Yoona zaśmiała się i poklepała skamieniałego męża po ramieniu.
— Nie wiem czemu, ale musisz wiedzieć, że... cieszę się, że Baekhyun znalazł kogoś takiego, jak ty, Chanyeol. Wydajesz się być naprawdę dobrym człowiekiem. Mam nadzieję, że będziesz dbał o mojego syna. Wygląda na to, że mu zależy. — Kobieta oparła głowę o tę należącą do męża i spojrzała młodszemu w oczy, które ten lekko rozszerzył pod wpływem jej słów. Następnie pięćdziesięciolatka położyła swoją dłoń na tej Yeola, która leżała na stole. — Baekhyunowi nigdy nie błyszczały oczy, jak w tej chwili. Jesteście razem szczęśliwi, prawda?
Baekhyun, gdy usłyszał to pytanie, od razu odwrócił głowę w stronę Chanyeola, który również zwrócił swoje spojrzenie w jego kierunku. Baek wybuchnął niemym śmiechem, aby następnie przenieść lekko zawstydzony wzrok na dół, czując, jak jego policzki nabierają intensywnych, czerwonych barw. Pokiwał głową, potwierdzając to przypuszczenie, a Chanyeol ścisnął jego dłoń pod stołem jeszcze mocniej, samemu czując dziwne gorąco.
— Jesteśmy.
Baekhyun uśmiechnął się szeroko, patrząc na zażenowanego Chanyeola i pomyślał jedną, zasadniczą rzecz.
Pomyślał, że nie ma pojęcia, jak będzie wyglądała ich wspólna przyszłość. Ile jeszcze czeka ich ciężkich dni, których przetrwali już wiele. Nie wie, czy kiedyś ich drogi się rozejdą, albo, czy ich uczucia będą w przyszłości tak silne, jak w tym momencie. Wiedział jedynie, że tu i teraz, mając ukochanego u swojego boku, jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

37. Geniusze nigdy, ale to nigdy nie są zazdrośni

Kai
Ja nie jestem zazdrosny.
Nie jestem, jak większość ludzi. Zazdrość to domena populacji, która ma problemy z pewnością siebie, a ja takich kompleksów nie mam.
Mnie po prostu bierze kurwica, gdy stoję przed restauracją w centrum Pusan, zza której okna widzę Dyo z jakąś laską, która co chwila niby przypadkiem dotyka jego dłoni i uśmiecha się zalotnie.
Nie, ja naprawdę nie jestem zazdrosny.
Ja po prostu czuję, jak w mojej krwi płynie coraz więcej adrenaliny, która stara się mnie zmusić do przejścia przez drzwi lokalu i zrobienia czegoś bardzo głupiego.
Nie jestem zazdrosny.
Posyłam im jeszcze ostatnie spojrzenie, zanim odchodzę sprzed niewielkiego budynku, kopiąc jakiś kamień. Niech poczuje mój ból. Mógłbym urodzić się jako kamień. Wiem, że to niemożliwe, skoro i tak nie dostanę nigdy drugiego życia, ale to nie zmienia faktu, że ta perspektywa byłaby dla mnie jak najbardziej przyjazna, bo jestem niestety leniwy. Poza tym, nie zapominajmy o powiedzeniu 'spokojny jak głaz'. Przydałby mi się właśnie w tej chwili spokój.
Zanim się zorientowałem, byłem już przed akademikiem, w którym mieszkałem niemalże od roku, wraz z przyjaciółmi, których tu poznałem. Sehuna i Luhana jednak póki co tu nie było, jako że wyjechali tuż po zaliczeniach do rodziców Chińczyka, z którymi zdążyli się pogodzić w święta. Widać było, że Luhan bardzo przeżył ich pogodzenie się, bo teraz jeździ do nich, kiedy tylko się da.
Ja sam w Seulu byłem tylko dwa razy w ciągu letniej przerwy, nie czując potrzeby zostawania tam dłużej, bo swoją miłość miałem tu, nad morzem.
Miłość... właśnie. To bardzo zabawne uczucie. Naukowcy mówią, że trwa ledwie cztery lata, aby na końcu zostać zastąpione jedynie przez przywiązanie do drugiej osoby. Zastanawiałem się ostatnio, czy mi również po czterech latach minie to, co czuję do Dyo, a wbrew sobie i temu, co dziś zobaczyłem, wcale nie chciałem, aby to przeminęło. Chyba wpadłem tak samo jak Chanyeol. Właśnie, jakby się też nad tym zastanowić, to sam nie wiedziałem, czy naukowcy zawsze mają rację. Ogólnie nigdy nie wierzę czemuś, czego sam nie mogę sprawdzić, ale to w tej chwili nieważne. Ci fantastyczni naukowcy mogą się mylić, a ich wspaniałe badania może obalić jeden, trochę nieogarnięty Koreańczyk zwany Park Chanyeolem, który kocha się w jednej osobie od dziesięciu lat. Przynajmniej dziesięciu, bo w sumie to nie wiem, co w tym jego łbie siedziało, gdy jeszcze Baekhyun się nim opiekował.
— Ej! Murzyn! — Usłyszałem krzyk z odległości około trzynastu metrów ode mnie i zaskoczony uniosłem brwi, rozpoznając właściciela głosu, jeszcze zanim zobaczyłem jego szczerzącą się twarz, za którą niestety często tęskniłem.
— Hej, idioto — odpowiedziałem, przytulając się z nim po bratersku. Spojrzałem na jego koszulkę i nie musiałem już nawet pytać, jak właściwie jest między nim, a Baekhyunem. — Widzę, że Star Wars wróciło do łask.
— Trochę — odpowiedział i uśmiechnął się do mnie znacząco, na co pokiwałem głową. Wyglądał na szczęśliwego. W końcu.
— Co tu w ogóle robisz? — zapytałem, wchodząc po kilku stopniach, aby wejść do budynku, w którym było zdecydowanie chłodniej, niż na zewnątrz. — Jakoś trudno mi uwierzyć, że wbiłeś tylko po to, aby mnie odwiedzić.
— Wracam tu na stałe — odpowiedział, a ja zatrzymałem się i odwróciłem w jego stronę. Spojrzał na mnie zdziwiony, jakby przed chwilą powiedział jedynie, że jest ładna pogoda. — No co? Znowu masz te swoje matematyczne olśnienie, Jonginie.jpg? Jesteś idealnie memiczny.
Wywróciłem oczami na jego uwagę o moich zawieszeniach się, gdy czasem najdzie mnie ochota na rozwiązywanie w głowie równań.
— Wracasz na stałe? Na studia? Do akademika? — zapytałem z nadzieją, chwilowo zapominając o Kyungsoo i tej lasce, którą pierwszy raz widziałem na oczy.
— Na studia tak, ale... przepraszam, zamieszkam u Baekhyuna — odpowiedział lekko zmieszany, a ja przez chwilę się poczułem, jakby dał mi w twarz. Dzięki, przyjacielu. — Ale to niczego nie zmienia. Kiedyś też mieszkaliśmy oddzielnie i widywaliśmy się cały czas. Ej, no... nie rób takiej miny...
— Luz, rozumiem — odpowiedziałem, starając się ignorować uczucie zazdrości, które aktualnie rozsadzało mnie od środka. Nie dość, że nie wiem, o co chodzi z tą blondyną, która stara mi się odbić mojego pingwinka, to jeszcze jestem zazdrosny o szczęście przyjaciela, zamiast się cieszyć tym, że w końcu osiągnął to, o czym marzył tyle czasu. Nie no, świetny ze mnie kumpel, nie ma co.
Doszliśmy do moich drzwi, które mozolnie otworzyłem, wpuszczając nas do środka.
— Ale syf — Ocenił Yeol, rzucając się na moje łóżko. Następnie stęknął boleśnie, gdy coś wbiło mu się w brzuch. Wyciągnął owe coś, a ja pokiwałem głową, że może gdzieś rzucić tę kamasutrę. Do czego zdolne jest ludzkie ciało, to nie uwierzycie. — Nie ma Sehuna i Lu?
Pokręciłem głową i westchnąłem, kładąc się obok niego. Poczułem na sobie jego zaciekawiony wzrok, więc kwestią kilku sekund było usłyszenie pytania z jego ust.
— Teraz możesz mówić, co ci leży na sercu i innych narządach, którymi myślisz. — Uniósł kilka razy brwi, przez co nie mogłem powstrzymać głośnego parsknięcia.
— Pamiętasz, jak mówiłeś mi... o przeszłości Kyungsoo? — zapytałem, obracając głowę w jego stronę. Leżeliśmy tuż obok siebie, przez co nasze twarze dzieliły milimetry, jednak nie czuliśmy żadnego dyskomfortu. Pokiwał lekko głową, że owszem, pamięta. — Mam wrażenie, że widziałem go dziś z jego byłą. Tak sądzę, że to była ona... nie wiem, przeczucie. Nie mogę tego poprzeć dowodem.
— Widziałeś ją z nim i... co? W sensie co robili?
Patrzyłem przez dłuższą chwilę tępo w sufit, przełykając co jakiś czas ślinę w całkowitej ciszy, jaka zapadła.
— Jongin... nie płacz, głupku. — Usłyszałem i dopiero wtedy poczułem, jak pojedyncza łza ścieka po moim policzku po raz pierwszy od dobrych kilku lat. Yeol starł ją szybko i spojrzał na mnie współczującym wzrokiem. Ponownie przełknąłem ślinę i przez chwilę oceniłem to, co się właśnie stało i to, jak okropnie się właśnie czułem w środku. Po raz pierwszy nie mogłem obiektywnie ocenić sytuacji i wmówić sobie, że między tą kobietą i Dyo nic nie ma. Choć widziałem tylko, jak trzymali się za ręce.
— Chyba po prostu boję się, że ona mi go zabierze. Nie chcę tego — powiedziałem w końcu, zerkając na starszego. —Nie rozumiem, w czym jest lepsza ode mnie.
— Próbowałeś o to zapytać Dyo? — Usiadł, aby móc na mnie spojrzeć z lepszej perspektywy. Pokręciłem głową na jego pytanie.
— Widziałem to dziś. Nie widziałem się z nim po tym.
— Skąd wiesz, że to coś więcej? W sensie... dalej mi nie powiedziałeś, co właściwie robili. — Oparł się na dłoniach, lustrując wnętrze pokoju, w którym już dawno nie był.
— Po prostu trzymali się za ręce, ale... nie wiem. Czuję, że coś jest nie tak. Nigdy nie ufałem przeczuciom, bo to głupie, ale... rozumiesz mnie? — zapytałem, unosząc wzrok w górę, aby móc spojrzeć na przyjaciela.
— Jongin przestaje myśleć logicznie... aż opowiem to dziś Baekowi. — Chanyeol starał się rozluźnić atmosferę słabym żartem, ale wyjątkowo mu to nie wyszło. Jednak powiedział jedno imię, dzięki któremu zaświeciła mi się nad głową przysłowiowa lampka, żarówka. Cokolwiek, może być nawet świetlik.
— Baek! — Uniosłem się i złapałem tego Yodę za ramiona. — Baekhyun nic ci nie napomknął... cokolwiek o Dyo? Przecież się przyjaźnią.
Chanyeol zmarszczył brwi i przez chwilę wyglądał nawet inteligentnie, myśląc najwidoczniej dość intensywnie. Po chwili pokręcił tylko głową i zrobił minę przepraszającego psa.
— Nie wydaje mi się, żeby coś ostatnio mówił o Dyo i jego relacjach międzyludzkich.
Zrezygnowany opadłem na miękkie poduszki i ponownie zagapiłem się na świeżo odmalowany sufit. Może powinienem zachować się jak mężczyzna? Przestać w końcu czekać na każdy, maleńki krok Dyo w moją stronę? Na nasz pierwszy pocałunek musiałem czekać dobre cztery miesiące, a o wspólnym spaniu w jednym łóżku nie ma mowy, gdy akurat u niego nocuję. Może powinienem przestać patrzeć na niego jak na zwierzę, które można spłoszyć? Mam pięćdziesiąt procent szans, że mnie znienawidzi jeśli się zmienię, a pięćdziesiąt, że coś między nami ruszy do przodu?
— Myślę, że powinieneś teraz do niego iść - odezwał się po dłuższej chwili mój uszasty przyjaciel, jedząc czekoladę, którą znalazł gdzieś między rupieciami na szafce nocnej. — W sensie wiesz, chyba jakoś teraz powinien kończyć pracę, jeśli dobrze pamiętam, więc...
— I co mam według ciebie powiedzieć? — Spojrzałem na niego ciężko i zabrałem mu resztkę słodyczy. Niech sobie nie pozwala na zbyt wiele.
— 'Elo, Dyo, o co chodzi z tą laską?'. Ja bym tak zrobił.
— Ty się obrażałeś na Baekhyuna, gdy tylko widziałeś go z Taeyeon, a nie rozmawiałeś.
— Zamknij się.
🌼🌼🌼
Według rady mojego przyjaciela, który niedawno wyszedł z mojego cudownego, jakże czystego lokum do swojego chłopaka, który ponoć obiecał mu 'małe co nieco' gdy wróci, postanowiłem faktycznie pójść po Kyungsoo do pracy. Tak na marginesie, zastanawiam się, czy Baekhyun miał na myśli swoje małe co nieco, czy Yeola. Nie wnikam.
Gdy wyszedłem ze swojego mieszkanka, słońce już powoli zachodziło, oślepiając mnie pomarańczowym, ciepłym blaskiem. Pusan o takiej porze było naprawdę piękne, a momentami dało się nawet poczuć nadmorską bryzę.
Kilka minut później wszedłem do budynku pokrytego w większości wielkimi, jasnymi szybami. W środku jak zawsze przez kilka pierwszych sekund oślepiała mnie biel hollu, którą jednak dało się przeżyć. Na początku, to była masakra. Nie wiem, kto projektował wystrój tego miejsca, ale wyglądało, jak poczekalnia u dentysty. Skierowałem się od razu w stronę wind, nie mogąc porozmawiać z sekretarką, którą lubiłem, a która wyjechała, a jej miejsce zajęła najbardziej zrzędliwa kobieta, jaką w życiu widziałem. Muszę zapytać Baekhyuna, w jaki sposób przeprowadzali tu rekrutację, bo to chore, wybrać kogoś takiego.
Gdy zbliżałem się do załomu korytarza, usłyszałem znajomy głos, który mieszał się z kobiecym, którego jednak moja pamięć nie rejestrowała. Stanąłem przed przejściem do wind i nie zastanawiając się, czy nie zachowuję się przypadkiem jak dzieciak, powoli wychyliłem głowę, aby móc zobaczyć, co się dzieje w drugim pomieszczeniu. Nie byłem zaskoczony, gdy zobaczyłem tam mój obiekt kilkumiesięcznych westchnień wraz z blondwłosą kobietą, u której z bliska można było zauważyć już pierwsze zmarszczki. Ha, jestem przystojny i młody, 1:0 dla mnie.
— Możesz mi wyjaśnić, dlaczego nie możesz dać mi szansy? Mało dla ciebie robię? — Kobieta podniosła głos. — Czego ty ode mnie oczekujesz, co?
— Hyoyeon... — Czyli miałem rację, że to jego była. Zmarszczyłem brwi, z ciekawością obserwując całą akcję i ku mojej uldze, niezadowolenie na twarzy mojego Kyu. — Mówiłem ci już, że nieważne, co zrobisz, między nami koniec. Co, nagle sobie uświadomiłaś, że jestem miłością twojego życia? I mam ci tak po prostu uwierzyć? Żartujesz sobie ze mnie?
— Miłość nie potrzebuje dowodów. Nie rozumiem, czemu mi nie wierzysz. Poza tym, gdybyś o mnie zapomniał całkowicie, nie zgadzałbyś się na spotkania ze mną. — Ta laska zaczynała mnie drażnić coraz bardziej swoją pewną siebie postawą i kpiącym uśmiechem.
— Miłość właśnie potrzebuje dowodów, Hyoyeon. Nie bierz mnie więc na gadki z dram. Na spotkania zgadzałem się tylko dlatego, bo miałem nadzieję, że po nich dasz mi spokój. Nie sądziłem, że staniesz się bardziej upierdliwa. I tak, masz rację. — Zrobił krok ku niej, a ja zacisnąłem palce na ścianie, bo ich twarze znajdowały się dosłownie kilka centymetrów od siebie. — Nigdy o tobie nie zapomnę, bo byłaś zarówno moją pierwszą miłością, jak i największą życiową pomyłką. O takich rzeczach się nie zapomina.
— Zważaj na słowa, Dyo. Marnujesz właśnie największą szansę swojego życia. Spójrz na mnie. — Uniosła swoją brodę wysoko i lekko się nad nim nachyliła, przez co powstrzymywałem się, aby tam nie podejść i nie złapać ją za te tlenione pukle. — Myślisz, że kiedykolwiek, ktoś taki jak ja cię zechce? Spójrzmy prawdzie w oczy, co?
— Mam już kogoś kogo kocham, Hyoyeon i twoje słowa tego nie zmienią. — To był właśnie moment, w którym mógłbym spokojnie stwierdzić, że moje serce zatrzymało się na dłuższą chwilę, a w płucach brakuje mi tlenu. Przełknąłem ślinę i wgapiałem się jak zaczarowany w mężczyznę, który uśmiechnął się lekko do swojej byłej żony. — Jestem szczęśliwie zakochany i mimo wszystko tobie też życzę, abyś kiedyś skończyła dokładnie tak, jak ja. Prawda, Jongin?
Poczułem, jak moje policzki robią się dziwnie gorące, gdy na mnie spojrzał swoim spokojnym wzrokiem. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, patrzyłem tylko, jak blondynka wychodzi wściekła, stukając swoimi obcasami. Nie skomentowała jego słów. Wyszedłem zza ściany i podszedłem do Dyo, dalej będąc zażenowanym tym, że tak słabo ukryłem swoją obecność.
— Widziałem cię wtedy w oknie w restauracji — odezwał się pierwszy, a ja stwierdziłem, że mój poziom zażenowania z każdą chwilą wkracza na zupełnie nowy poziom. — Dlatego cieszę się, że usłyszałeś tę rozmowę i nie musisz snuć jakiś podejrzeń, jak to miał w zwyczaju chociażby Yeol — zaśmiał się, a ja nie mogąc się powstrzymać, zrobiłem to samo. — Myślę... myślę, że ona już odpuści.
Pokiwałem głową i mając w głowie to, o czym myślałem przed wyjściem z mojego lokum, nachyliłem się nad nim i połączyłem nasze usta na dłuższą chwilę, podczas której Kyungsoo objął moją szyję swoimi ramionami, stając lekko na palcach.
— Jeju... jak słodko. — Odsunęliśmy się od siebie gwałtownie, gdy tuż przy naszych twarzach pojawiła się twarz Baekhyuna, który promieniał szczęściem. Domyślam się, że z jego ojcem jest coraz lepiej z każdym dniem, odkąd wybudził się trzy dni temu, a to jest przyczyną jego dobrego samopoczucia.
— Co wy tu robicie? — zapytał jak zawsze spokojny Dyo, ocierając rękawem swoje usta. Spojrzeliśmy też na Chanyeola, który jadł frytki z rożka, więc odruchowo mu kilka zabrałem.
— Musimy przygotować dokumenty do rekrutacji Yeola. Wiecie, wypadałoby zachować jakieś pozory — odpowiedział Baekhyun, klepiąc swojego wyższego chłopaka po głowie, jakby był dzieckiem. Zauważyłem, że to chyba jego nawyk. Tak samo jak jedzenie lizaków, chociażby w tym momencie.
— Do zobaczenia, gołąbeczki — powiedział na odchodne Yeol, wchodząc do windy wiernie niczym piesek za swoim panem. Pokazałem mu środkowy palec i uśmiechnąłem się słodko.
— Urocza z nich para — Dyo skomentował naszych przyjaciół w czterech słowach, a ja tylko wzruszyłem ramionami.
— Z nas też jest.

36. Jak jest źle, to chyba musi być potem dobrze

Baekhyun
Siedziałem na niewygodnym, plastikowym krzesełku już od paru godzin, zastanawiając się, dlaczego ostatnimi czasy, jak już wszystko zaczynało mi się układać, potem coś musiało się psuć. Nie wiem, czy kogoś u góry, jeśli w ogóle istnieje ktoś taki, bardzo bawi moje życie? Nie żebym marudził, czy coś. Po prostu nie uważam, żeby to było normalne.
— Proszę — Przed moją twarzą pojawiła się ręka z kawą z automatu. Chwyciłem napój i spojrzałem z wdzięcznością na Taeyeon, która trzymała w dłoni identyczny kubeczek.
— Dzięki — odpowiedziałem i od razu upiłem łyka czegoś, co miało w smaku przypominać kawę. Kleiły mi się jednak oczy i ogólnie słabo się czułem, więc wypicie tego syfu mogło mi choć trochę pomóc. — Wiesz, że nie musisz tu ze mną cały czas siedzieć, prawda? Jeśli jesteś zmęczona to...
— Mówiłam już, że nie chcę, abyś tu siedział sam — odpowiedziała, uśmiechając się promienie. Tak naprawdę ucieszyłem się z jej odpowiedzi. Sama jej obecność pomagała mi, bo nie czułem się najlepiej, patrząc na nieprzytomnego mężczyznę, który zawsze tryskał energią.
Jadąc do Pusan nie miałem wielkich obaw o jego zdrowie. Oczywiście, bałem się o ojca, jednak nie panikowałem. Dopiero, gdy przyjechałem i zobaczyłem go podłączonego to wszelkiej możliwej aparatury, poczułem strach, że tym razem już ostatecznie mogę go stracić. Nie mogłem sobie wyobrazić świata bez niego. Bez jego ciągłych wizyt w moim biurze, bez narzekań na to, że nic nie robię i jego pretensji, że nie pamiętam o urodzinach matki. W dodatku martwiłem się o moją rodzicielkę, która aktualnie pewnie leżała w domu i płakała. Tuż po tym, jak tu dotarłem, odwiozłem ją do domu, widząc, jak jest zmęczona. Obiecałem jej, zostać przy ojcu, dopóki się nie obudzi, albo dopóki ona tu nie wróci. Kobieta jednak była w tak złym stanie, że nie chciała tu przyjeżdżać, nie chcąc patrzeć na stan męża. Tak więc to ja tu ciągle przesiadywałem i tylko ją informowałem o jakichkolwiek drobnych zmianach.
— Wszystko będzie dobrze, Baekkie. — Po dłuższej chwili Tae złapała moją dłoń pomiędzy swoje palce, a ja spojrzałem na nią pytająco. — Znasz swojego ojca lepiej niż ja. Powinieneś wiedzieć, jaki jest i w niego wierzyć.
— Nigdy nie było jeszcze tak źle — odpowiedziałem zrezygnowanym tonem, patrząc na puls mężczyzny widoczny na małym ekranie nad łóżkiem. Tata był blady, jego oczy były podgrążone, jakby długo nie spał. Dotknąłem jego dłoni, a ta wydała mi się chłodna w porównaniu z moją. Spojrzałem na Taeyeon zaniepokojony. — Czy to normalne, że jest tak... zimny?
Szatynka uniosła zdziwiona brwi i dotknęła delikatnie skóry nieprzytomnego, przy którego łóżku siedzieliśmy, otoczeni bielą ścian prywatnej sali. To cholernie smutne, że mimo zapewnionej, dzięki sporej sumie pieniędzy, najlepszej opieki zdrowotnej, tak naprawdę lekarze mało co mogli zrobić.
— On wcale nie jest chłodny, Baekhyun... — Yeon odpowiedziała mi po chwili, lustrując mnie uważnie wzrokiem. Bez zastanowienia położyła swoją dłoń na moim czole i pokręciła głową. — To ty masz gorączkę. Wracamy do domu. Bez gadania.
— Obiecałem matce, że tu będę. — Niezbyt przejął mnie mój stan, bo czułem jedynie lekkie zmęczenie i ból głowy. Poza tym... kto przeziębia się w wakacje?
Taeyeon jednak była uparta i chwyciła mnie za rękę, abym wstał.
— Wstawaj, grubasie. — Spojrzała na mnie oburzona. — Napiszę do pani Yoony, żeby po prostu zadzwoniła po kogoś z rodziny, jeśli nie chce, żeby pan Minwoo był tu sam. Może tak być, Hyun? Nie pozwolę ci tu siedzieć, skoro jesteś rozpalony. Masz ponad 38 stopni jak nic.
Przewróciłem oczami, ale wiedziałem, że z nią nie wygram, bo jak chce, ta niska szatynka umie bardzo silnie bronić swojego zdania. Mój opór od początku był skazany na porażkę.
Pożegnałem się z ojcem, mając głupią nadzieję, że to słyszy i obiecałem mu powrót, gdy wyzdrowieję. Ruszyłem z Taeyeon do samochodu, gdzieś tam w środku ciesząc się, że już niedługo będę mógł po prostu położyć się w swoim ciepłym łóżku. Od tygodnia, podczas którego właściwie całe dnie spędzałem w szpitalu, nie mogłem spać, martwiąc się o tatę. Czułem się po prostu bezradnie. To jedno z najgorszych uczuć na świecie.
Spojrzałem na telefon, podczas gdy Taeyeon zaoferowała, że to ona będzie prowadzić samochód.
Miałem nadzieję, że zobaczę może jakieś nieodebrane połączenie lub zwykłą wiadomość, jednak niestety musiałem pogodzić się z zawodem. Chanyeol nie odzywał się już od trzech dni, a ja nie miałem pojęcia dlaczego. Wcześniej pisał bardzo często i wspierał mnie w tym wszystkim, zapewniając, podobnie jak Tae, że wszystko będzie dobrze. Może to były najprostsze słowa na świecie, jednak gdy mówił to on, brzmiały właściwie jak zapewnienie, że faktycznie, tak na pewno musi być.
— Dalej się nie odzywa? — Usłyszałem pytanie, które wyrwało mnie z myśli.
— Tak... — mruknąłem, wgapiając się w miasto widoczne zza dość brudnego okna. — Nie zdziwiłbym się, gdyby po prostu zgubił telefon. Mówił mi, że często mu się to zdarza. Głupek.
— Wydaje się być dość roztrzepany. — Yeon przyznała mi rację i skupiła się, aby dobrze zaparkować. Uśmiechnęła się z satysfakcją, gdy idealnie wycelowała w namalowany prostokąt. — Tyle lat już nie jeździłam, a dalej jestem świetna.
— I skromna.
— No przecież to wiesz.
Już po chwili staliśmy w moim mieszkaniu, ściągając z siebie lekko przemoknięte ubrania, bo akurat w momencie, w którym wychodziliśmy z szpitalnego budynku, zaczął siąpać lekki, ciepły deszczyk, niewidoczny wśród wieczornej ciemności.
— Zrobię ci herbatę. Ty zdejmuj z siebie te ciuchy i się połóż. — Taeyeon od razu skierowała się w stronę kuchni, a ja stwierdziłem, że taka przyjaciółka to skarb, a jej przyszły partner to farciarz.
Zgodnie z jej prośbą... lub poleceniem? Udałem się do swojej sypialni, gdzie z ulgą ściągnąłem z siebie ubranie, zostając jedynie w dresowych spodniach. Było mi gorąco i ani myślałem wkładać na siebie koszulkę. Położyłem się pod kołdrą i westchnąłem z ulgą, czując pod plecami miękki materac, który rekompensował mi kilka godzin na niewygodnym krzesełku. Nawet nie wiem, kiedy właściwie moje powieki stały się tak ciężkie, a dźwięk gotowanej wody przestał docierać do moich uszu, jednak wiem, że stało się to bardzo szybko. Spałem głębokim snem, którego nie zaznałem już od dawna. Myślę, że to właśnie choroba mogła na to wpłynąć.
🌼🌼🌼
— Baekhyun... Baek... — Obudził mnie głos przyjaciółki, który przerwał mój cudowny sen. Spojrzałem na nią pytająco, domyślając się, że budzi mnie po to, aby dać mi leki. Ta jednak wyglądała dość niepokojąco w blasku lampki nocnej, pochylając się nade mną. Miała już na sobie koszulę nocną, którą pewnie znalazła w mojej szafce. Jak mogłem się domyślić, nie wzięła wszystkich swoich rzeczy po wyprowadzce ode mnie.
— Coś się stało? — zapytałem lekko zachrypniętym głosem, patrząc na jej zmarszczone brwi i usta, które nerwowo przygryzała.
— Gdy spałeś... przyjechał tu Chanyeol i... nie wiem, ale chyba się wkurzył...
— Co? — Momentalnie się rozbudziłem i usiadłem, patrząc jej w oczy. — Chanyeol? Był tu? Co, poczekaj... — Starałem się ignorować zawroty głowy i skupić myśli. Pomasowałem sobie skronie, jakby to miało coś dać. — Nie rozumiem, dlaczego się wkurzył i... Kiedy on w ogóle tu był?
— Myślę, że zobaczył mnie w piżamie u ciebie i... no dopisał sobie resztę. Nie dał mi dojść do słowa, tylko od razu poszedł. To było dosłownie dwie minuty temu, więc...
Nie czekając na jej kolejne słowa, szybko zarzuciłem na siebie bluzę, która leżała na podłodze i zakładając pierwsze lepsze buty, które wpadły mi w ręce, wybiegłem z mieszkania, dopadając do windy, która na złość musiała być na samym dole. Gdy już znalazłem się na dole, wybiegłem na zewnątrz, prosto na ulewę, która zdążyła się rozpętać, podczas gdy spałem.
Musiałem na chwilę oprzeć się o ścianę budynku, gdy zakręciło mi się w głowie. Zimny deszcz uderzał we mnie z dużą siłą, a ja oddychałem ciężko, czując, że moja temperatura zdecydowanie się podniosła, a ja z każdą chwilą przebywania na lodowatym deszczu czuję się coraz gorzej.
Wytężyłem wzrok i starałem się zobaczyć w okolicy wysoką, charakterystyczną sylwetkę. Minęło już kilka minut, więc mogłem się domyślić, że go już nie zobaczę tak blisko budynku, w którym mieszkałem. Nie wiedząc, co zrobić, zacząłem po prostu chodzić po okolicy, mając nadzieję, że w końcu zobaczę go gdzieś pod drzewem, gdzie ukryłby się przed deszczem, lub na pasach, gdyby czekał na zielone światło.
Mijały minuty, a ja oddalałem się od domu coraz bardziej. Czułem złość, tym razem na samego Yeola. Wiem, że jest jeszcze młody i czasami trudno mu patrzeć na wszystko trzeźwo, ale mógł chociaż dać Taeyeon dojść do słowa. Czasami ten głupek zachowuje się naprawdę jak dzieciak i tworzy w głowie historie, które idealnie pasują do tego, co akurat widzi. Ja wiem, że po tym wszystkim, co było między mną a Taeyeon, mógł być zakłopotany, gdy zobaczył ją u mnie w piżamie, jednak... zamiast wyjść wściekły nie wiadomo gdzie, mógł porozmawiać z nią na spokojnie.
Ja wiem, że jest, jaki jest. Wiem, że często jeszcze jego rozum przyćmiewają hormony, jednak myślę, że sam powinienem dopilnować, aby w końcu dorósł, bo nie może być taki całe życie, mimo wszystko. Mimo tego, że lubiłem w nim te wszystkie dziecinne zachowania. 
Chodziło mi jedynie o to, że powinien nauczyć się patrzeć na niektóre rzeczy z pewnym dystansem i nie brać do siebie każdego niewielkiego elementu, który nie pasuje do jego idealnego scenariusza w głowie.
— Chanyeol! — krzyknąłem zachrypniętym głosem, gdy zobaczyłem idącego kilkanaście metrów przede mną wysokiego chłopaka w jasnobłękitnej kurtce. — Możesz się zatrzymać?!
Ku mojej uldze zrobił to od razu, jednak mimo odległości już teraz mogłem zobaczyć wściekłość wypisaną na jego twarzy, gdy tylko się odwrócił w moją stronę. Podszedłem do niego te kilka kroków, które nas dzieliły i wbrew sobie oparłem dłoń na jego klatce piersiowej, bo zrobiło mi się słabo.
— Zanim zaczniesz gadać jakieś głupoty o tym, że cię zdra—
— A niby tego nie robisz? — Przerwał mi i zepchnął moją dłoń ze swojego ciała. — Prawie naga wpadła do ciebie pewnie na herbatę, co?!
— Po pierwsze, powiedziałem chyba, abyś dał mi skończyć zanim cokolwiek zaczniesz, dobrze? — Starałem się zignorować złe samopoczucie i wykazać się dozą cierpliwości dla tego wiecznie głośnego dzieciaka. — A po drugie... Jaka półnaga? Była w piżamie.
— Nie pogrążaj się.
— Taeyeon była ze mną w szpitalu u ojca. — Zacząłem spokojnie wszystko tłumaczyć. — Miałem temperaturę, więc wróciłem do domu, a ona zaoferowała, że się mną zajmie i zostanie na noc, skoro ciebie tu nie ma. Powinieneś być szczęśliwy, że mam kogoś, kto może mi pomóc w razie takiej sytuacji. To, co było między nią a mną, jest skończone i mówiłem ci o tym wiele razy. Nie musiałbym też tu lecieć w tym deszczu, a jestem chory, gdybyś wykazał się dojrzałością i dał jej dojść do słowa, zamiast obrażony wychodzić. — Obserwowałem, jak jego mimika twarzy z każdą chwilą zmienia się coraz bardziej, aby w końcu skończyć na zakłopotaniu i spuszczonym wzroku. Zrobiłem krok w jego stronę i pogłaskałem go po policzku, aby następnie go przytulić. — Ty głupku...
Odwzajemnił uścisk, a mi dzięki temu zrobiło się choć trochę cieplej, choć dalej czułem, jak moje ręce sinieją z zimna.
— Przepraszam, ale to... — Zaciął się, a ja się uśmiechnąłem przez jego zażenowanie.
— Wiem, jak to musiało wyglądać — powiedziałem, zanim zdążył dokończyć. — ale zrozum wreszcie, że mnie i Tae łączy tylko przyjaźń. A tak poza tym... — Odsunąłem się od niego i spojrzałem na niego, udając złego, choć byłem raczej bardziej ciekawy, niż zirytowany. — Możesz mi powiedzieć, dlaczego nie odzywasz się od trzech dni? Martwiłem się.
— Zgubiłem telefon — Zakłopotany podrapał się po głowie, a ja wywróciłem oczami na te słowa. Tak, jak myślałem.
— W ogóle... — Zwróciłem w końcu uwagę na żółtą, dość dużą walizkę, która stała za nim. — ta walizka to...?
— Mówiłeś, że chciałbyś, żebym tu wrócił i... mówiłeś, że chciałbyś, żebyśmy mieszkali razem i... no ten... i w ogóle...
Otworzyłem szeroko oczy, a na mojej twarzy powoli pojawiał się szeroki uśmiech, którego nie byłem w stanie powstrzymać. Rzuciłem się Chanowi na szyję, czując, jak po prostu nagle moje złe samopoczucie z powodu choroby zostaje zepchnięte na dalszy plan przez szczęście, jakie wypełniało mnie od środka. Będę mógł mieć go na co dzień. Mojego Yeola.
— Tak bardzo się cieszę... — szepnąłem mu do ucha. Chanyeol przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej i skierował swoją twarz do mojej, chcąc mnie pocałować. Niestety nie mogłem mu na to pozwolić, więc odgrodziłem swoje usta dłonią. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja odsunąłem się lekko.
— Nie pozwolę, żebyś się zaraził, głupku — odpowiedziałem na jego nieme pytanie, które zobaczyłem w jego zawiedzionych oczach. — I... wracajmy już, bo naprawdę nie czuję się najlepiej...
Chanyeol szybko pokiwał głową, gdy dotknął z ciekawości mojego gorącego czoła. Chwycił swój bagaż i ruszył wraz ze mną szybkim krokiem w kierunku wieżowca, w którym mieszkałem. Gdy już dochodziliśmy do drzwi wejściowych, zmęczeni przez marsz pod wiatr, Chanyeol pociągnął mnie za rękę i zanim zdążyłem zareagować, musnął szybko swoimi ustami te moje, zmarznięte.
— Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. Nie obchodzi mnie, czy będę chory. — Uśmiechnął się przepraszająco i nachylił się nade mną jeszcze raz, napierając na moje wargi tym razem trochę dłużej. Gdy odsunął się ode mnie po dłuższej chwili, nie mogąc się powstrzymać, zaśmiałem się cicho.
— Mój dziecinny głupek.