czwartek, 10 stycznia 2019

5. Lepiej ogarniajmy życie niż matmę

— Zhong Chenle! Żartujesz sobie?! Minął miesiąc szkoły, a tobie już mówią, że nie zdasz do następnej klasy! — Jisung wyjątkowo jak na siebie wygląda na wzburzonego, idąc szkolnym korytarzem. Trzyma w dłoniach ostatni egzamin Chenle z matematyki i kręci w niedowierzaniu głową. — Jak możesz robić tak podstawowe błędy? Zaraz... nawet tu masz źle? Przecież podałem ci na to odpowiedź!

— Zapisałem ją do złego zadania. - Chenle przewraca oczami, niezbyt przejęty jego gniewem i faktem, że co chwila ktoś się na nich patrzy przez te krzyki. — Wyluzuj, poprawię to jakoś.

— Nie 'jakoś'. Od jutra uczy cię Donghyuck. — Jisung wciska mu papier do rąk i przyspiesza kroku, wściekły na jego głupotę. Naprawdę martwi go to, że blondyn aż tak nie przykłada się do nauki. Zależy mu, aby zdał z dobrymi wynikami i dostał się w przyszłości na dobry uniwersytet. Chce też, aby pani Zhong była dumna z nich obu.

— Nie ma takiej opcji, Park. — Chenle prycha i dogania go. — Nie zmusisz mnie, nie masz nade mną władzy!

— Zakład? — Jisung odwraca się i mruży oczy, stając z przyjacielem twarzą w twarz. Chenle patrzy na niego w zdziwieniu. Naprawdę rzadko kiedy można zobaczyć wzburzonego Jisunga. — Spróbuj mi odmówić, to poznasz na swojej skórze nie tylko mój gniew, ale i Renjuna. Gwarantuję ci to.

Chińczyk odwraca wzrok, wyglądając, jakby zjadł cytrynę. Renjun czasami potrafi być gorszy od Donghyucka, a i uderzyć potrafi mocniej.

— O, skoro o Renjunie mowa... — Chenle momentalnie potrafi zauważyć jakąkolwiek sytuację, która może sprawić, aby ta dwójka z jego przyjaciół mogła spędzić ze sobą czas w samotności i zbliżyć do siebie. — Masz napisać ten referat o sztuce średniowiecznej, no nie? Renjun może ci w nim przecież pomóc, to jego bajka.

— O, nie pomyślałem o tym. — Jisung momentalnie spuszcza z tonu i patrzy gdzieś w bok. — W sumie będąc w artystycznej pewnie ma to w małym palcu. Dzięki za pomysł! Pójdę do Hyucka, potem do niego.

— Cze... — Chce go mimo wszystko zatrzymać, ale ten już zdążył szybko odbiec w stronę lewego skrzydła szkoły, gdzie znajdują się sale matematyczne. Stoi więc tak po prostu na środku korytarza, w duchu płacząc, że już zaraz Donghyuck dowie się o tym, jakiego beznadziejnego ucznia będzie musiał za namową maślanych oczu Jisunga wziąć pod swoje skrzydła.

— Co tak stoisz, matematyczny geniuszu? — Czuje na swoim ramieniu czyjąś rękę, ale nawet nie odwraca się na ten gest, słysząc w uchu chrupanie marchewki, które może należeć tylko do jednej osoby.

— Skąd ty to niby wiesz, co? Jesteś jak te baby z małych miasteczek, które wszystko wiedzą sekundę po zdarzeniu z przeciwległego końca wsi? — Chenle w sumie nigdy nie zastanawiał się nad tym, jakim cudem Jaemin, a więc i Jeno, zawsze wszystko o wszystkim wiedzą. To czasami jest naprawdę chore.

— Wiem też, że twoje próby zeswatania naszych kochanych chłopców coś nie wychodzą. — Jaemin w końcu opiera się o ścianę i patrzy na przyjaciela z nieszczerym współczuciem. — Minął już miesiąc, a twoich prób już nie mogę zliczyć. Najbardziej chyba do tej pory podobała mi się próba utopienia Renjuna na basenie, aby Jisung go uratował.

— Jezu no, zapomniałem, że Jisung średnio pływa. Co to ma do rzeczy, minął DOPIERO miesiąc. Uczucia potrzebują czasu. Renjun nie rozumie swoich uczuć.

— A więc ile czasu ty jeszcze potrzebujesz, abyś zrozumiał swoje? — Chłopak uśmiecha się kącikiem ust, poprawia plecak na swoim ramieniu i wchodzi do klasy, koło której stał i zaraz ma mieć zajęcia.

Chenle znów prycha i nie chcąc dłużej myśleć nad jego słowami, szybko o nich zapomina i uśmiecha się na myśl, że dziś wpada do niego do domu Jisung i jak obiecała mu mama, zjedzą pyszny ramen. Czy może być lepsze popołudnie niż obiadek z tym zdrajcą?

🐬🐤🐬

— Hyuck, proszę cię... — Jisung składa dłonie jak do modlitwy, stojąc przed ławką znudzonego okularnika, który nie odrywa wzroku od swojej książki. — Będę miał u ciebie super wielki dług, ale błagam, pomóż mu, przecież on nie zda!

— Za bardzo się o niego troszczysz. Powinien nauczyć się dbać o siebie, wiesz? Nie będziesz jego opiekunką całe życie. — Donghyuck kręci głową i w końcu unosi wzrok. — Pomogę mu, ale myślę, że powinieneś trochę spasować. On nie może wiecznie bujać w obłokach i żyć mangami i jedzeniem.

— Zbyt poważnie do tego podchodzisz. Lubię jego dziecinną stronę. To lepsze niż gdyby miał siedzieć z nosem w książkach całe życie.

— Odczuwam personalny atak na mnie.

— Nie, nie! — Jisung kręci głową i uśmiecha się pogodnie. — Chciałem tylko powiedzieć, że jemu pasuje bycie... właśnie takim. Niech chociaż on, jedyny z nas, pozostanie dzieckiem ile tylko się da. Uwielbiam w nim to, jak cieszy się z najmniejszych rzeczy. Zazdroszczę mu tego.

Donghyuck nie odpowiada, tylko patrzy na niego z beznamiętnym wyrazem twarzy. Czyżby Jaemin naprawdę miał rację?

— Dobra, jak mówiłem, pomogę mu. Ale to ostatni raz — zaznacza. Szczęśliwy Jisung rzuca mu się na szyję w podzięce, a następnie szybko wybiega z klasy na dźwięk dzwonka. Do Renjuna będzie więc musiał pójść kiedy indziej. Potrzebuje też chwili samotności z nim, bo czuje, że musi zażegnać tę niezręczną atmosferę, jaką odczuwa pomiędzy nimi od końca wakacji.

🐬🐤🐬

Jeno leży spocony na szkolnej hali, szczęśliwie dysząc po udanym treningu i wygranym meczu. Koło niego już po chwili rzuca się równie zmęczony Mark, trzymając w dłoniach piłkę do koszykówki.

— Serio cieszę się, że dołączyłeś w tym roku. Brakowało nam kogoś dobrego. — mówi Kanadyjczyk, uśmiechając się szeroko. — Możemy nawet mieć szansę na zawodach.

— Tak, wszyscy w was wierzymy, ale moglibyście łaskawie zrobić miejsce na boisku dla przyszłych mistrzów. — Nad ich twarzami, zanim Jeno zdążył odpowiedzieć, pojawia się Renjun z szerokim uśmiechem. Ubrany jest w odblaskową koszulkę, aby wyróżniać się na treningu jako libero. — Ciągle przeciągacie swój trening i blokujecie nam salę. Jeszcze raz, a obiecuję słodką zemstę. Wiem, gdzie mieszkacie.

Chłopcy jak zawsze puszczają groźby Renjuna koło uszu i przyjmują jego pomocne dłonie, aby wstać.

— Sorry, to był wyjątkowo dobry mecz. — Jeno rozkłada niewinnie ręce, po czym wesoło macha w stronę Jaemina, który pojawia się w drzwiach od hali. Żegna się wraz z Markiem z Renjunem, życząc mu udanego treningu i ruszają w stronę szczupłego chłopaka, który postanowił na nich dziś zaczekać.

— Widzieliście gdzieś Chenle, Jisunga i Hyucka? Nie odbierają — pyta Jaemin w drodze do szatni.

— Uczą się matmy w bibliotece. Znaczy Jisung im tylko towarzyszy i broni Chenle, gdy Hyuck jest zbyt ostry — oznajmia Mark, wchodząc do niewielkiego pomieszczenia. Od razu zaczynają się przebierać, bo jest już dość późna godzina, a obydwaj mają sporo rzeczy do zrobienia w domu.

— Serio? Byłem tam przed chwilą. Nie było ich.

— Dziwne. Myślałem, że będą tam siedzieć do zamknięcia. — Mark wzrusza ramionami, zakładając koszulkę.

— Hejka! — Po szatni roznosi się piskliwy, głośny głos, przez co odruchowo wszyscy przymykają oko, jakby to miało pomóc. — Renjun już ćwiczy?

— A co? — Jeno patrzy na Chenle, który stoi w szeroko otwartych drzwiach, nie przejmując się tym, że Jeno ma na sobie same majtki.

— Dziwnie dziś sobie postanowił, że pójdziemy obejrzeć trening. Nie pytajcie o powód, nie znamy go i on chyba też nie — odpowiada Jisung, który wychyla się zza jego pleców.

— O, Hyuck! Dobrze, że cię widzę. Sprawę mam. — Jaemin uśmiecha się szeroko i wciąga do szatni okularnika, który stał na samym końcu. — A wy idźcie, idźcie. Już się zaczął.

— Do jutra! — Chenle uśmiecha się szeroko i ciągnąc niechętnego Jisunga, udaje się w stronę hali, z której dobiega pisk butów i uderzenia piłek.

— Co chcesz? — pyta Donghyuck, gdy już zostają w czwórkę.

— Nic. Chciałem, żeby oni siedzieli na trybunach we dwójkę. — Ziewa przeciągle i zerka na zegarek. — To nic nie da, ale czemu by nie spróbować.

— On jest zbyt tępy, by nawet zauważyć twoje próby, wiesz?

— O czym mówicie? — pyta Mark, który zdążył już się przebrać i aktualnie pakuje swoje rzeczy. — O tym, że Chenle chce zeswatać Renjuna z Jisungiem? To po to zagonił Jisunga na trening? Żeby Renjunowi było miło?

— Pewnie tak. Ej, w ogóle po której ty jesteś stronie? — Jeno przygląda mu się podejrzliwie, na chwilę zaprzestając ruchu, przez co jego koszulka wciąż jest w jego dłoniach, a Jaemin może patrzeć na jego lekko zarysowane mięśnie.

— W sumie nie wiem. Jak już to chyba bardziej po waszej. Renjun i Jisung nie pasują do siebie i na pewno między nimi nic nie jest. Nawet ja to widzę.

— Mądry chłopak. — Jaemin uśmiecha się słodko, wiedząc, że Chenle pozostał sam na placu boju.

🐬🐤🐬

— Renjun rzeczywiście jest dobry w siatkę, co nie? Odbija piłkę i w ogóle. — Chenle ze skupieniem patrzy na boisko, na którym właśnie trwa drugi set. Chłopcy póki co nie wyglądają na zmęczonych, a drużyna, w której jest Renjun, wygrywa. Być może idzie mu też tak dobrze, bo naprawdę ucieszył się, że przyjaciele postanowili tak po prostu posiedzieć i pokibicować mu na treningu.

— No, niezły jest — odpowiada sucho Jisung, zerkając z niechęcią na wpatrzonego w Renjuna Chenle. Zakłada rękę na rękę i przenosi wzrok gdzieś na ścianę. — Może już pójdziemy? Masz jeszcze matmę do odrobienia.

— To będzie słabe, jeśli teraz wyjdziemy, nie sądzisz? — Chenle patrzy na niego szczenięcym wzrokiem. — Będzie mu przykro.

Jisung w duchu przyznaje mu rację, więc tylko siada wygodniej na krzesełku i opiera nogi o to z niższego rzędu.

— To sobie patrz, a ja sobie pośpię.

— Co ty taki nie w humorze dziś? Przecież poprawię tę matmę, nie masz się o co wkurzać. Poza tym, to ja w razie co będę mieć problemy, a nie ty. — Chenle wydaje się być zmęczony tematem znienawidzonego przez siebie przedmiotu i wyraźnie irytuje go fakt, jak bardzo Jisung się na tym skupia. Zachowanie przyjaciela w stosunku do Renjuna utwierdza go też w przekonaniu, że nie jest między nimi dobrze.

— Przejmuję się tobą, to takie dziwne? — Jisung patrzy na niego wyraźnie zdenerwowany. Nie jest to spowodowane tylko i wyłącznie złymi ocenami Chenle, ale on przecież nie musi o tym wiedzieć. Nie musi wiedzieć, jak bardzo przeszkadza mu to, jak z każdym dniem zachwyt Chenle Renjunem wzrasta. A to Jisungowi się bardzo nie podoba.

— Nie jest dziwne, ale... spokojnie. Dam radę. — Blondyn uśmiecha się szeroko i czochra włosy młodszego. Doskonale wie, że jego szczery uśmiech potrafi zdziałać cuda, zwłaszcza u Jisunga, który momentalnie łagodnieje i tylko wzdycha. Zna go w końcu jak nikt inny.

— Mam nadzieję. Nie zawiedź mnie, Zhong.

— Spokojnie, Park.

🐬🐤🐬

— Jisung! Chciałeś dziś o czymś pogadać! — Szatyn słyszy donośny głos Renjuna, gdy stoi już przy wyjściu ze szkoły, czekając na Chenle, który poszedł kupić sobie jeszcze sok w automacie. Niższy podbiega do niego z szerokim uśmiechem. — Dzięki, że przyszliście! Miło mi!

Jisung uśmiecha się do niego, usilnie starając się nie okazać tego, jak zły ma dziś humor, również z jego powodu. Wie jednak, że nic nie jest winą przyjaciela, który tak mu pomógł i wsparł psychicznie pod koniec wakacji.

— W sumie już nie pamiętam, o co chodziło... — kłamie, nie chcąc póki co nawet myśleć o spotkaniach z ciemnowłosym, gdzie ten miałby mu pomóc przy referacie. Może jutro mu przejdzie i zdecyduje się na zapytanie o pomoc. Dziś po ludzku nie ma na to ochoty. — Dobrze grasz, nawet nie wiedziałem, że tak świetnie ci idzie.

— Po tylu latach trenowania dziwne by było, gdyby mi nie szło. — Śmieje się, zarzucając na siebie jeansową kurtkę, bo powiało chłodem, choć na pogodę nie mogą narzekać. Mimo drugiego miesiąca października pogoda póki co jest świetna, nie licząc kilku pochmurnych i deszczowych dni, które miały miejsce we wrześniu.

— O, wracasz w naszą stronę? — W końcu zjawia się i Chenle, trzymając w dłoni puszkę z gazowanym napojem, który przekonał go do wypicia bardziej niż sok. — Fajny mecz.

— Idziecie do ciebie? — pyta chłopak, gdy w końcu ruszają w drogę do domów. — Dalej będziecie kuć matmę?

— Będziemy żreć ramen — odpowiada rozmarzonym głosem Chenle, niemalże dostając ślinotoku na myśl o swoim ulubionym daniu, które już za kilkanaście minut będzie mógł posmakować. — Chcesz wpaść?

Jisung, gdyby mógł, właśnie teraz uderzyłby go z całej siły łokciem w brzuch. Zrobienie tego jednak w takiej sytuacji byłoby dość niezrozumiałe i niezręczne dla wszystkich. Dlatego też najmłodszy jedynie zaciska pięści w kieszeniach swojej markowej kurtki i wpatruje się gdzieś na przeciwległą stronę ulicy.

— Dziękuję, ale idę dziś z bratem do kina. Obiecałem mu to już dawno temu. — Renjun uśmiecha się przepraszająco, po czym zerka na Jisunga, posyłając mu sugestywny wzrok, który ten od razu rozumie.

Park uśmiecha się lekko pod nosem. Renjun kłamie i Jisung doskonale wie, że robi to dla niego.

Po chwili więc czuje się w duchu źle na myśl, jak jeszcze chwilę temu gdzieś w środku siebie przeklinał Renjuna, nie chcąc nawet poprosić go o pomoc w referacie. Jest beznadziejny, nie patrząc na wszystko obiektywnie. Jest beznadziejnym człowiekiem, przenosząc swoją złość na innych.

Ale co ma poradzić, skoro boi się stracić Chenle, który najprawdopodobniej zauroczył się w niskim Renjunie, tym samym mogąc niedługo zepchnąć go na drugi plan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz