czwartek, 27 czerwca 2019

9. Nie bójmy się, może być ciemniej



— Daleko jeszczeeee? W moich wspomnieniach ta trasa nie była tak długa. — Chenle marudzi już którąś minutę z rzędu, z trudem dźwigając ciężki, wypchany po brzegi plecak. Cały czas zerka na idącego nieco z przodu Jaemina, który dla pewności trzyma telefon z GPSem. Powoli zaczyna się już ściemniać, więc przyspieszają kroku, bo wiedzą, że czeka ich jeszcze krótka przeprawa przez las.

— Widziesz ten pagórek? — Jaemin wskazuje na niedużą górkę, znajdującą się niecałe sto metrów od nich. Patrzy na Chenle pytająco, a ten kiwa głową. — Już za nim zaczyna się ten lasek.

— Aaa, faktycznie. Już kojarzę — odzywa się Jisung, który również jest zmęczony godzinną trasą z jedynego przystanku we wsi. Droga nie jest zbyt wygodna – piaszczysta i pełna dziur, które w zapadających ciemnościach są coraz gorzej widoczne. Dlatego też Renjun, Mark oraz Donghyuck idący w trójkę z tyłu, zapalają latarki w telefonach. Mark dodatkowo aby rozluźnić atmosferę przed wejściem w ciemny las, puszcza typowo wakacyjne piosenki na swoim niedużym jblu, który zabrał ze sobą.

— Więc zostało nam ile? Ze dwadzieścia minut drogi? — pyta Jeno, który idzie na przodzie ze swoim chłopakiem, trzymając go za dłoń, którą wesoło buja.

— Coś koło tego. Mam nadzieję, że zasięg będzie dobrze działać wśród drzew i się nie zgubimy.

— Czy twoja ciocia w ogóle jest normalna, że mieszka w lesie? To w ogóle legalne? — pyta Donghyuck, który musi nieco podnieść głos, aby został usłyszany.

— Jest dość specyficzna, jeździ do miasta tylko gdy koniecznie musi. Teraz ma kilka badań, więc musiała sobie zrobić małą wycieczkę. I tak, to legalne, bo ten teren należy do jej rodziny od naprawdę dawna. Kiedyś wcale nie znajdował się w lesie, nie było go jeszcze. Teraz sprzedaż terenu jest niemożliwa, ale ziemi nie mogli jej odebrać.

— Wow, to w sumie niesamowite mieszkać na takim odludziu — stwierdza Jisung, który z uwagą obserwuje każdy pojedynczy mijany domek. Wszystkie jednak znajdują się w dużej odległości od siebie i przywodzą na myśl zaniedbane ruiny. Światła widoczne w oknach i psy leżące przy bramach utwierdzają ich jednak w przekonaniu, że są one zamieszkane.

— No, najlepsze przed nami, chłopaki — śmieje się upiornie Donghyuck, gdy ścieżka, po której idą, zaczyna skręcać w prawo, przez co oni sami wchodzą do lasu, który o tej godzinie wydaje się prawdziwie upiorny przez bezlistne, suche drzewa i wysokie świerki.

— Musisz tak mówić? Dobrze wiesz, że Jisung nie lubi takich rzeczy — gani go Renjun i ku zdziwieniu Chenle i Jisunga, bierze cztery szybkie kroki, aby ich dogonić. Dzięki temu jego latarka daje Jisungowi lepsze światło, dzięki czemu Park czuje się nieco pewniej.

— Dzięki... — mówi cicho najmłodszy, nie zauważając nikłego uśmieszku Chenle, który cieszy się na taki gest Renjuna dla Jisunga. Może jednak wcale nie jest między nimi tak źle, jak myślał? Może zeswatanie ich będzie proste, skoro Renjun wyraźnie troszczy się o młodszego?

— E, Jaemin, zwolnij trochę! — Chenle również przyspiesza, aby zostawić w tyle tamtą parkę. Gdy mu się to udaje, zerka na telefon starszego i unosi nieco brwi. — Czy my na pewno idziemy dobrze?

— Jest tu jedna droga, Chenle. Bez przesady, nawet bez GPSu trudno by było się tu zgubić. Trzeba być absolutnym idiotą, aby nie umieć po niej iść.

— W sumie racja. Ale to po co tak się gapisz na tę mapkę?
 
— Sprawdzam odległość i czas?

— Aha.

Idą przez dłuższy czas w absolutnej ciszy, bo Mark z szacunku do zamieszkiwanych zwierząt wyłączył muzykę już jakiś czas temu.

— Ciekawe czy obcy mają na tyle dobry wzrok, że mogliby zobaczyć nas spomiędzy drzew?

— Tak od góry, czy gdyby po prostu stali daleko od nas? — dopytuje Donghyuck, patrząc na niego pobłażliwie.

— I tak, i tak. — Mark patrzy na niego zaskoczony, że ten wyjątkowo chce podjąć z nim jakieś rozważania dotyczące obcej cywilizacji. — Jak myślisz?

— Myślę, że i tak, i tak widzieliby latarki, więc zobaczenie nas nie jest trudne, deklu.

Mark przewraca oczami i barkiem trąca Donghyucka, który przez kolejne kilka minut głosi swoją wyższość nad gatunkiem ludzkim, albo przynajmniej Markiem.

Jisung i Renjun słuchają tego rozbawieni. Ich kłótnie zawsze ich bawią jak mało co. Dzięki tej chwili rozluźnienia Jisung choć na chwilę zapomina o tym, w jakich strasznych okolicznościach przyrody się znajdują.

— Wszystko w porządku? — Renjun wykorzystuje chwilę, w której trójka z przodu zawzięcie o czymś dyskutuje, a dwójka z tyłu się kłóci, aby móc na spokojnie porozmawiać z młodszym.

— Tak, jest całkiem w porządku. Dobrze, że macie latarki w telefonach — odpowiada z uśmiechem, który jednak znika, gdy Renjun kręci głową i wzdycha cicho.

— Nie o to pytam.

— Jest... normalnie. Nic się nie zmieniło.

— Wiesz... nie chciałem wtedy taki być. Nie chciałem cię zranić w żaden sposób.
— Wiem. To ja cię przepraszam. Wszystko jest ok, naprawdę.

— Co jest ok? — Jisung niemalże dostaje zawału, gdy nagle czuje na swoim ramieniu czyjąś chłodną dłoń.

— Zabiję cię kiedyś, Hyuck! — piszczy najmłodszy, odskakując od okularnika. — Musisz mnie straszyć?!

Ten śmieje się donośnie i patrzy z nonszalancją na Chenle, który również wygląda, jakby chciał go udusić. Donghyuck nie wie tylko, czy dlatego, że przeszkodził Jisungowi i Renjunowi, których Chenle specjalnie zostawił sam na sam, czy dlatego, że aż tak martwił się najmłodszym, który zdecydowanie boi się takich scenerii.

— Ej, słyszeliście to? — pyta nagle grobowym głosem Mark.

Wszyscy jak na zawołanie milkną i z mocno bijącymi sercami rozglądają się dookoła siebie.

— Co dokładnie słyszałeś? — pyta nieco nerwowo Donghyuck, odruchowo przysuwając się nieco do Renjuna stojącego obok.

— Jakby głośniejszy szelest — odpowiada równie cicho, rozglądając się dookoła z ekscytacją. Puszcza też oczko zaskoczonemu Jeno, a ten dopiero po chwili rozumie, o co chodzi i uśmiecha się pod nosem, co nie jest widoczne w ciemnościach. Kopie Jaemina w kostkę i szepcze mu na ucho kilka słów.

Wszyscy starają się stanąć bliżej siebie i dokładnie obserwować otoczenie, ale światło latarek nie pozwala, aby wszystko było doskonale widoczne.

— Dobra. Zostało nam dosłownie pięć minut drogi, więc nie wpadajmy w panikę i chodźmy blisko siebie — proponuje Jaemin, starając się zachować zimną krew. — Tutaj podobno mieszkają wilki, ale no wiecie. Póki co ich nie widać.

— Wiatr się nieco wzmógł. Mógł mocniej poruszyć jakimś krzakiem — sugeruje mu jak zawsze spokojny Renjun, który uśmiecha się uspokajająco do przerażonego Jisunga.

— Wilki...?

Chenle widzi to, jak bardzo przerażony jest aktualnie najmłodszy z nich, oraz to, jak pocieszenie Renjuna mało mu daje. Dlatego więc wzdycha cicho i podchodzi do niego, chwytając go za rękę.

— Chodź, jeszcze tylko chwilka i będziemy w ciepłym domu. Jak nas coś zaatakuje, to wiesz, jeden mój super cios i po sprawie.

Jisung zaśmiałby się na te słowa, gdyby nie fakt, że naprawdę czuje przeraźliwy strach. Nie lubi strasznych rzeczy, a przede wszystkim lasu, który przywodzi mu na myśl złe wspomnienia.

Po chwili jednak zwraca uwagę na ciepłą dłoń Chenle, która mocno trzyma tę jego, o wiele większą. Wpatruje się w nie chwilę, po czym spuszcza wzrok i wbija go w swoje buty. Nie chce patrzeć na kolejne drzewa, które mijają. Chce już znaleźć się w jasnym, bezpiecznym domu.

— Widzę go! Jisung, możesz przestać ryczeć. — Jaemin wskazuje palcem na dobrze widoczny, kanciasty kształt pośród drzew.

— Nie ryczę!

Chłopcy przyspieszają kroku, bo tak naprawdę żaden z nich nie ma ochoty przebywać dłużej w środku ciemnego lasu. Marzy im się też ciepły posiłek w postaci zupek instant oraz rozpalony kominek.

Dom z bliska wygląda równie przerażająco, co jego otoczenie, ale chłopcy wiedzą, że jest to kwestia oświetlenia. Budynek w ich wspomnieniach jest uroczy, wykonany z jasnego drewna. Ganek, na którym stoi ławka, jest przytulny dzięki wiszącym, drewnianym osłonkom, które blokują zimne powietrze i owady.

Jaemin szybko przeszukuje plecak w poszukiwaniu klucza i z ulgą wkłada go do zamka, aby już po chwili wejść do środka, zapalić światło i rzucić ciężki plecak pod ścianę. Cała reszta robi to samo za jego przykładem i z ulgą rozprostowują kości. Jisung szybko zamyka drzwi i oddycha z ulgą. W końcu czuje się bezpieczny.

— Myślicie o tym samym, co ja? — pyta Jeno, zaczynając grzebać w swoim plecaku.

— Jeśli myślisz o jedzeniu, to owszem. — Chenle złapał się za brzuch. — Konam z głodu!
 
— Możecie coś zrobić. Ja napalę w kominku. Chłodno tu — mówi Jaemin, wchodząc do salonu, gdzie stare, ale urokliwe meble pięknie komponują się z drewnianymi ścianami i obrazami krajobrazów na nich. Domek ma typowo działkowy klimat, co bardzo się wszystkim podoba. Widać, że jest zadbany, a właścicielka ceni sobie ładne wnętrze. — Mark, Renjun, pomożecie mi przenieść drewno?

Chłopcy kiwają głową twierdząco i wychodzą na zewnątrz z bratankiem właścicielki.

— Jaki słodki! — Jisung wchodzi do niewielkiej, beżowej kuchni i kuca przy burym kocie, wyglądającym na typowego dachowca. — Chyba trzeba go nakarmić. Jaemin mówił, gdzie ciocia trzyma jedzenie?

— Nie, ale spoko, znajdziemy — odpowiada Chenle, zaczynając otwierać po kolei wszystkie szafki. W końcu odnalazł tę odpowiednią i wsypał zwierzęciu trochę chrupków do miski.

— Psy są fajniejsze. — Jeno stoi z założonymi rękami, opierając się o ścianę. — Chociaż się cieszą na jedzenie i dotyk, a on?

Jisung karci go wzrokiem i ponownie przenosi wzrok na kota, który po chwili wahania zaczyna jeść.

— I koty, i psy są fajne. Obydwa kochają właściciela, ale na inny sposób. A psy też nie wszystkich przecież lubią. Twój nie cierpi Jaemina.

— E tam, trochę zazdrosny jest i tyle.

Chenle słyszy dziwne szeleszczenie za swoimi plecami, więc ignoruje wymianę zdań przyjaciół i stara się znaleźć źródło hałasu. Odkrywa je na korytarzu w postaci Donghyucka, kradnącego paczkę chipsów z torby Marka.

— Podziel się albo cię wydam, Lee Donghyuck – grozi szeptem Chenle, patrząc na niego z wyższością.

Ten prycha cicho i uśmiecha się kąśliwie.

— Jeśli mnie wydasz, to koniec z pracą domową z matmy, Zhong Chenle – odgryza się mu Donghyck, szybko chowając słone chipsy pod bluzą. Ucieka do jednej z sypialni na górze, tej największej, i rzuca na jedno łóżko swój plecak, automatycznie zaklepując sobie najlepsze - jego zdaniem - miejsce.

Chenle wywraca oczami i wraca do kuchni, gdzie Jisung i Jeno rozpakowują z trzech siatek różne produkty spożywcze, które wspólnie kupili przed wyjazdem, aby jakoś tu przetrwać. Nastawiają też piekarnik i otwierają mrożone pizze, bo byli pewni, że wieczorem zdecydowanie nie będą napaleni na gotowanie. A pizza dziś wygrywa z zupkami z proszku.

Chenle siada na jednym z blatów, leniwie przypatrując się chłopakom, którzy starają się upchnąć w lodówce wszystko co konieczne.

— Robimy dziś coś konkretnego czy najlepsze rzeczy zostawiamy na jutro? Bo nie ukrywam, że jestem wyjątkowo zmęczony — mówi blondyn, a na potwierdzenie swoich słów ziewa donośnie. — Chyba świeże powietrze mi szkodzi.

— Czasem naprawdę tak jest, że chce się spać, gdy powietrze zmienia się na lepsze. Tak szczerze to ja też jestem już śpiący. A która jest? Ledwie po 21 — wtóruje mu Jeno, który przeciąga się, przez co czuje, jak strzyka mu jakaś kość.

— I ja jestem jakiś ospały – zgadza się Jisung. — Po jedzeniu czuję, że wszyscy padniemy.

— Tak, to wysoce prawdopodobne.

🐬🐤🐬

— Musimy się rozlokować w pokojach.

— Może po prostu tak jak pół roku temu? — mówi Mark z ustami pełnymi jedzenia. Donghyuck wzrusza na to ramionami, bo jest mu wszystko jedno, z kim będzie dzielić pokój.

— A może jednak coś zmienimy? — proponuje Chenle. — Żeby nie było nudno.
Jisung patrzy na niego zdziwiony, ale nie odzywa się i w końcu spuszcza wzrok na swój kawałek pizzy. Na tamtym wyjeździe dzielili dwuosobowe łóżko w pokoju właścicielki. Czuje się źle z tym, że chłopak nie chce tego powtórzyć.

— To ja będę z Renjunem i Markiem — odzywa się najmłodszy, uśmiechając się słodko do dwójki wspomnianych przyjaciół. Wszyscy zgromadzeni w salonie milkną i patrzą na niego w zaskoczeniu, bo oczywiste dla nich było, że zechce on być w pokoju na pewno z Chenle. Zdziwiony najbardziej w tym momencie jest Jaemin, którego wzrok spotyka ten należący do blondyna, który nie ukrywa swojego zadowolenia. Miał rację, że Jisung chciałby dzielić pokój z Renjunem! Marka dodał do nich pewnie dla niepoznaki!

— Mi to absolutnie obojętne — mówi Donghyuck, wgryzając się w kolejny kawałek pizzy. — Zaklepałem sobie najlepsze wyrko i elo. W tym gościnnym jest jeszcze jedno wolne.

— To my możemy zaklepać kanapę. — Jaemin patrzy pytająco na Jeno, który uśmiecha się szeroko, co ma służyć za twierdzącą odpowiedź.

— Zaraz... czy ja dobrze rozumiem, że trafiłem do pokoju z... — Chenle patrzy przerażony na Donghyucka, który uśmiecha się do niego, nie ukrywając złośliwości. — Nie ma takiej opcji! Przecież wy — wskazuje na Jisunga — bierzecie pokój jego ciotki. Tam są tylko dwa miejsca.

— Przecież od razu wiedzieliśmy, że brakuje dla kogoś łóżka. Wziąłem ze sobą śpiwór – oznajmia Mark, śmiejąc się z Chenle. To nie tak, że nikt nie lubi Donghyucka i nie chce z nim być w pokoju, ale jest on po prostu osobą, z którą trudno długo wytrzymać. Zwłaszcza w przypadku Chenle, który ma z nim na pieńku, odkąd tylko się poznali, mimo wielu miłych wspomnień, kiedy Hyuck potrafi być miły.

— Ciocia przygotowała też koce dla tego, kto będzie spać na ziemi — mówi Jaemin, wskazując na dwie grube płachty ciepłego materiału leżące na stoliczku pod ciemną meblościanką, która ładnie komponowała się z jasnym drewnem na ścianach. — Bez paniki, Donghyuck będzie miły, prawda?

— Jasne — odpowiada przesłodzonym głosem, poprawiając okulary.

Chenle bierze głęboki oddech. Dobra, najważniejsze, że powoli coraz bardziej zyskuje pewność co do swoich podejrzeń. Ważne, że Jisung jest w pokoju z Renjunem. Poświęcenie się dla jego szczęścia nie jest więc niczym wielkim.
Pogrążony w swoich myślach nie zauważa wpatrzonego w niego Jisunga, który po chwili jednak znów spuszcza wzrok. To nie tak, że jest mu przykro, że jego najlepszy przyjaciel tak po prostu postanowił nie być z nim w pokoju. Może i dobrze się stało. Może teraz nie będzie musiał patrzeć, z jakim błyskiem w oku Chenle opowiada mu wieczorem o Renjunie, wpatrując się w jego zdjęcia.

8. Nie róbmy niczego pochopnie



Po ogromnym apartamencie roznosi się głośny kaszel, a tuż po nim stęknięcie i pisk sprężyn z łóżka nastolatka. Chłopak chwiejnie wstaje i drga, gdy czuje pod stopami chłód. Ledwie przytomnie opiera się o ścianę ręką i z wysiłkiem stawia kolejne kroki, aby dojść do drzwi wejściowych do mieszkania, bo przed chwilą obudziło go głośne pukanie.

Z wysiłkiem dochodzi do końca korytarza i resztkami sił uchyla zamek, aby osoba po drugiej stronie mogła wejść do środka. 

Chenle otwiera drzwi z rozmachem z wyraźnie niezadowoloną miną, która jednak zmienia się diametralnie, gdy widzi stan, w jakim znajduje się Jisung.
— Matko, zasuwaj do łóżka w tej chwili — mówi blondyn, zamykając za sobą drzwi. Bierze od razu przyjaciela pod ramię i wlecze go z powrotem do jego sypialni, gdzie kładzie go i okrywa szczelnie kołdrą. — Byłeś u lekarza?

— Był rano. Dał mi leki — odpowiada chłopak, zanosząc się kaszlem. — Przepraszam, kompletnie zapomniałem o tym, że dziś mieliśmy razem tę prezentację.

— Nie przejmuj się tym. — Chenle macha ręką, pomimo tego, że musiał prezentować ich pracę samotnie, w dodatku denerwując się, że młodszy nie odpisuje na żadne wiadomości. Teraz jednak widzi, że ten pod wpływem wysokiej temperatury i snu mógł zwyczajnie o tym zapomnieć. Nie jest o to zły. Jego przyjaciel niestety jest dość chorowity.

Pomaga mu się położyć, szczelnie przykrywa go kołdrą i poprawia poduszkę, aby było mu wygodniej.

— Źle się czuję... — Jisung sam nie wie, po co to mówi na głos, skoro jest to oczywiste. Jest mu teraz wszystko obojętne, a jego ruchy są dziwnie niekontrolowane. Ma naprawdę wysoką gorączkę, która od kilku godzin nie przechodzi pomimo leków.

— Spróbuj zasnąć. Zrobię ci herbaty. — Chenle kładzie swoją dłoń na jego czole, utwierdzając się w tym, że z chłopakiem naprawdę nie jest dobrze. Zawsze jak gorączkuje, to naprawdę porządnie. — Zrobię ci zaraz zimny okład.

Jak mówi, tak też robi i kieruje się w stronę kuchni, gdzie od razu stawia pełny czajnik na elektryczną kuchenkę. Bierze też miskę i wlewa do niej zimnej wody. Przynosi z łazienki mały ręczniczek i idzie z nim oraz miską do pokoju nastolatka, który leży z zamkniętymi oczami i ciężko oddycha.

Chenle czuje ból na ten widok. Gdyby tylko mógł, przeniósłby chociaż część choroby na siebie, aby Jisungowi było choć trochę lepiej.

Nie może jednak tego zrobić, więc tylko siada na obrotowym fotelu, który przysuwa od biurka i nachyla się nad chłopakiem, mocząc ręczniczek w zimnej wodzie. Następnie wyżyma nadmiar wody i kładzie materiał na jego mokrym od potu czole. Po chwili, gdy ręcznik staje się ciepły, ponownie go macza w wodzie, aby następnie znów położyć go na czole młodszego.

Zostawia go tak, wstaje i idzie do kuchni, gdzie parzy ulubioną, czerwoną herbatę Jisunga, dodając do niej trochę soku z cytryny, który znajduje w lodówce.
Dla siebie natomiast nalewa zimną colę i opróżnia szafkę z ostatnich dwóch paczek ciastek, jakie tam stoją. Zadowolony kładzie wszystko na tacy, aby móc się zabrać z tym na raz i idzie do sypialni młodszego. Stawia wszystko na biurku zawalonym książkami i brudnymi naczyniami. Wzdycha cicho i odkłada przyniesione rzeczy na blat, aby następnie na tacę zapakować resztki śniadania chłopaka. Odnosi je do kuchni i wstawia do zmywarki, którą włącza, gdy widzi w niej komplet naczyń do mycia.

Znów wraca do pokoju, zmienia chłopakowi okład i siada przy biurku, odpalając jego laptopa, skoro póki co Jisung śpi i w takim razie choć przez chwilę nie musi czuć swoich bolących zatok, głowy i mięśni.

Chłopak loguje się do komputera hasłem hyucksmierdzi i od razu wita go tapeta w hibiskusy, czyli ulubione kwiaty młodszego. Włącza przeglądarkę, a ta na starcie przekierowuje go na stronę poświęconą pielęgnacji kwiatów. Najwyraźniej Jisung musiał ostatnio to przeglądać i zminimalizować. Chenle otwiera nową kartę i wchodzi na youtube, aby puścić cicho jakąś z playlist młodszego. Jisung nie tylko zawsze zasypia przy muzyce, ale i przy niej śpi - gdy tego nie robi, zawsze jest bardzo niewyspany i pełny niechęci do życia przez cały dzień.

Chenle zerka na nastolatka, który przez sen śmiesznie marszczy nos, na co Chińczyk uśmiecha się lekko. Znów zmienia mu okład i na chwilę przy nim siada, wpatrując się w jego spoconą twarz, którą wyciera drugim ręczniczkiem. Jest zły, że w takich chwilach Jisung nie ma nikogo w domu, kto mógłby się nim zająć. Nie ma żalu o to, że to akurat on musi spędzać swoje popołudnie, siedząc tu z chorym. Nie przeszkadza mu to, a wręcz czuje dziwną ulgę w sercu, gdy on może to robić, jednak to nie zmienia faktu, że z tyłu głowy pojawia mu się myśl, że gdyby Chenle przy nim nie było, byłby całkowicie sam w tym ogromnym, pustym apartamencie.

A nie powinien. Jest naprawdę chorowity w sezonie jesienno-zimowym i to nie pierwszy raz, kiedy skazany jest na opiekę przyjaciela. Jego ojciec nigdy nie pomyślał o tym, aby zatrudnić kogoś, kto mógłby zająć się jego jedynym synem w takich chwilach.

To nie jest w porządku.

Dlaczego dziecko pana Parka nie jest kochane?

Chenle zaciska lekko usta, a jego dłoń powoli chwyta tą Jisunga, o wiele większą od jego. Kciukiem głaszcze jej powierzchnię, nie wiedząc właściwie, po co to robi. Chyba po prostu ma gdzieś w sobie taką potrzebę. Potrzebę okazania wsparcia, z którego on najpewniej nawet nie zdaje sobie sprawy. Nie wie, jak wiele Chenle tak naprawdę jest w stanie zrobić dla jego szczęścia. Nie wie, że blondyn wciąż działa w sprawie jego uczuć do Renjuna, aby ten mógł być chociaż szczęśliwy w sferze miłości.

Głaszcze go jeszcze lekko po kasztanowych włosach, a następnie odpycha się nogami od łóżka, aby przejechać na fotelu na kółkach do biurka, gdzie przysuwa do siebie laptopa, aby zalogować się na twittera. Nie zdąża jednak tego zrobić, bo jego wzrok przykuwa telefon młodszego, który nagle zaświecił się jasnym światłem koło jego łokcia. Chwyta go z ciekawością, jak zawsze nie szanując niczyjej prywatności. Unosi zdziwiony brwi, gdy widzi sms od Renjuna, którego treść dość mocno go zadziwia. Zerka przezornie na Jisunga, ale ten wciąż śpi mocnym snem.
Drapie się po głowie, nie wiedząc, co zrobić. Oczywiście powinien teraz po prostu odłożyć telefon i zająć się swoimi sprawami, ale pierwiastek dziecka i ciekawości, który w nim tkwi, nie pozwala mu tak po prostu tego zrobić. Bije się z myślami dłuższą chwilę, aby w końcu odblokować komórkę swoim odciskiem palca, który jest jedynym dodanym tu przez młodszego.

Wchodzi na konwersację z Renjunem i zastanawia się, o co mu może chodzić.

Od: Renjun

Możemy się spotkać? Chcę o czymś pogadać, to nie na telefon. Chodzi o rozmowę z wakacji.

Rozmowę z wakacji? I to nie na telefon?

Chenle czuje, jak szybko bije mu serce. Czyżby Renjun jednak zmienił zdanie i poczuł coś do Jisunga?

Dlaczego Chenle nie czuje w takim razie szczęścia?

Zanim się orientuje, jego palec porusza się i usuwa wiadomość Renjuna, przez co sam zaskoczony upuszcza telefon na blat, czego wynikiem jest głośny huk, który roznosi się po pokoju. Przestraszony patrzy na Jisunga, jednak ten wciąż śpi, nawet nie reagując na hałas.

Chenle szybko odsuwa od siebie telefon i blokuje go.

Sam wychodzi do kuchni, gdzie siada na blacie i chowa twarz w dłoniach.
Co on najlepszego zrobił? Dlaczego to zrobił? Przecież w końcu się coś stało! W końcu Renjun wykonał jakiś krok w stronę Jisunga, a on to zaprzepaścił! Przecież nie może teraz odpisać w imieniu Parka, zobaczy to. Będzie to dodatkowo dziwne, że odpowiedź będzie na pytanie, którego nie ma na telefonie. Dlatego jedyne, co może teraz zrobić, to siedzieć tu, przeklinając siebie w myślach.

Patrzy na swoją dłoń, aby następnie zacisnąć ją w pięść i uderzyć nią o blat niczym niezadowolone dziecko. Jest na siebie wściekły. Nienawidzi się za tą zazdrość i poczucie ulgi, jakie właśnie czuje.

Dlatego właśnie obiecuje sobie, że nie dopuści już więcej do takiej dziwnej słabości, a na wyjeździe, który jest lada dzień, zrobi wszystko, aby naprawić tę głupią wtopę, którą zrobił.

🐬🐤🐬

— Chenle...? — Blondyn powoli otwiera oczy, gdy słyszy cichy, zachrypnięty głos. Momentalnie czuje ból w karku przez niewygodną pozycję, w której sobie przysnął, opierając twarz na blacie biurka. Nawet nie zauważył, kiedy właściwie zapadł w sen, a pokój zatonął w ciemności przez dość późną godzinę.

— Jak się czujesz? — pyta Chińczyk, przeciągając się z głośnym jękiem. Zerka na telefon Jisunga, aby sprawdzić godzinę. Obydwaj spali ponad trzy godziny.
— Trochę lepiej. Dziękuję — odpowiada chłopak, uśmiechając się lekko, gdy dostrzega koło łóżka miskę z wodą, ręczniki i zimną już herbatę na biurku. Sięga po nią i upija łyka. — Ta drzemka dobrze mi zrobiła.

Chenle uśmiecha się szczęśliwy, że z Jisungiem rzeczywiście jest już trochę lepiej, choć i tak jego stan pozostawia sobie wiele do życzenia.

— Chyba muszę na święta dać ci bonusowy szalik. Będziesz chodzić w dwóch, głąbie — mówi z przekąsem, choć wie, że z odpornością Jisunga mało co to da.

— Dzięki za troskę — śmieje się młodszy. — Podasz mi telefon?

Chenle spina się na te słowa, ale tylko na chwilkę, bo wie, że w sumie Jisung i tak nic w nim nie znajdzie. Podaje mu go i obserwuje, jak ten przegląda ostatnie aktualności. Nie zachowuje się nadzwyczajnie. Chińczyk jednak mimo to czuje wyrzuty sumienia, ale wie, że nie może nic z tym zrobić. Może jedynie chwycić swoją komórkę i udawać, że interesuje go to, co się dzieje na twitterze.

— Co twoi rodzice mogliby chcieć dostać w tym roku na święta? — pyta nagle młodszy, orientując się, że rzeczywiście do świąt został niecały miesiąc, a on nigdy nie lubił zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. — Nie mam pomysłu.

— Ucieszą się ze wszystkiego — odpowiada niezbyt przejęty Chenle, wiedząc, że to, co mówi, jest prawdą. — Ważne, abyś przyszedł. To jest dla nich najlepszym prezentem co roku.

Jisung wzdycha cicho i czuje, jak jego gorące policzki robią się jeszcze cieplejsze przez te słowa. Spędza święta z rodziną Chenle już od kilku lat i nieważne co kupuje co roku, i tak za każdym razem czuje, że to nie jest w stanie okazać jego wdzięczności, że nie musi w ten dzień siedzieć sam w pokoju. Może za to spędzać wesoły czas z licznymi krewnymi blondyna, z którymi zawsze dobrze się bawi.

— A ty co byś chciał? — pyta Jisung, zerkając na przyjaciela pochłoniętego scrollowaniem strony głównej na instagramie.

Abyś był szczęśliwy, kochany i robił, co chciał.

— Jakaś gra będzie spoko. Może być nowa fifa.

— W porządku.

— Wyjeżdżamy już pojutrze, a ty jutro pewnie jeszcze będziesz chorować. Pomóc ci się teraz spakować? — Chenle widząc wciąż słaby stan przyjaciela, decyduje się na wstanie z siedzenia i rozprostowanie kości. Podchodzi do jego szafy, którą otwiera pchnięciem w prawo i przypatruje się wieszakom z ubraniami.

— Jeśli chcesz... — Jisung wzrusza ramionami i zanosi się głośnym kaszlem, co tylko utwierdza Chenle w trafności jego pomysłu.

Nie zajmuje mu to długo, bo Jisung podpowiada mu, co dokładnie ma spakować, a w jego uporządkowanej szafie znalezienie poszczególnych elementów garderoby nie zajmuje dużo czasu. Wszystko po kolei rzuca na łóżko młodszego, gdzie już po chwili leży spora sterta ubrań.

— Nie za dużo tego bierzesz, modnisio? Jedziemy tylko na weekend. — Chenle zerka na stosik ciuchów, unosząc lekko brwi. — I to do lasu.

— Lubię dobrze wyglądać nawet w lesie. — Jisung wzrusza ramionami, choć doskonale zdaje sobie sprawę, że jest to - według niego - jedna z jego gorszych cech, które nabył przez ojca, który zawsze dbał o porządek i o to, aby chłopak wyglądał schludnie, gdy pokazywał się z nim gdziekolwiek. Dlatego też udzieliło się to jego synowi, który nie potrafi tak jak Chenle wyjść na miasto w pogniecionej koszulce, którą miał na sobie poprzedniego dnia.

Chenle wzdycha i staje na palcach, aby ściągnąć z najwyższej półki ciemną torbę sportową, do której zaczyna wrzucać wybrane wcześniej ubrania. Pod ciężkim wzrokiem Jisunga jednak wyciąga je z powrotem i stara się je złożyć jak najrówniej się da, jednak jego umiejętności są absolutnie beznadziejne.

— Muszę pogadać z twoją mamą, aby nauczyła cię podstawowych czynności, takich jak pakowanie.

— Nie potrzebuję składania ubrań do życia — mówi Chenle z obrażoną miną. — Co za różnica? I tak się wygniecie na ciele.

Jisung nie komentuje tego, tylko przewraca oczami i ponownie rzuca się na miękką poduszkę, nie chcąc widzieć, jak jego ubrania są nieudolnie pakowane przez chłopaka. Mimo to i tak bardzo docenia jego chęć pomocy.

— Pamiętasz, jaki w tym domku był rozkład sypialni? — pyta nagle blondyn, a Jisung dopiero po chwili, w trakcie której jego rozpalona gorączką głowa trawiła to zdanie, zrozumiał, że chłopakowi chodzi o dom ciotki Jaemina.

— Była chyba jedna na dole i jedna na górze. Tak mi się przynajmniej wydaje. A co? — Jisung przekręca się na bok, aby było lepiej widać krzątającego się po pokoju chłopaka.

— Tak pytam. Ciekawe jak rozlokujemy się w pokojach tym razem. Byleby nie z Hyuckiem.

Jisung śmieje się cicho, ale nie odzywa się. Myśl o pokojach sprawia mu przyjemność, bo nie ma pojęcia, że tym razem Chenle wcale nie planuje być jego lokatorem, co z przyzwyczajenia założył sobie młodszy.

Chenle nie odpuści przecież okazji wrzucenia Renjuna i Jisunga do jednego pokoju we dwójkę, nie wiedząc przy okazji, jak odrzucony przez niego poczuje się jego najlepszy przyjaciel.

— Czujesz się trochę lepiej?

— Tak, cieszę się, że przyszedłeś.