czwartek, 27 czerwca 2019

9. Nie bójmy się, może być ciemniej



— Daleko jeszczeeee? W moich wspomnieniach ta trasa nie była tak długa. — Chenle marudzi już którąś minutę z rzędu, z trudem dźwigając ciężki, wypchany po brzegi plecak. Cały czas zerka na idącego nieco z przodu Jaemina, który dla pewności trzyma telefon z GPSem. Powoli zaczyna się już ściemniać, więc przyspieszają kroku, bo wiedzą, że czeka ich jeszcze krótka przeprawa przez las.

— Widziesz ten pagórek? — Jaemin wskazuje na niedużą górkę, znajdującą się niecałe sto metrów od nich. Patrzy na Chenle pytająco, a ten kiwa głową. — Już za nim zaczyna się ten lasek.

— Aaa, faktycznie. Już kojarzę — odzywa się Jisung, który również jest zmęczony godzinną trasą z jedynego przystanku we wsi. Droga nie jest zbyt wygodna – piaszczysta i pełna dziur, które w zapadających ciemnościach są coraz gorzej widoczne. Dlatego też Renjun, Mark oraz Donghyuck idący w trójkę z tyłu, zapalają latarki w telefonach. Mark dodatkowo aby rozluźnić atmosferę przed wejściem w ciemny las, puszcza typowo wakacyjne piosenki na swoim niedużym jblu, który zabrał ze sobą.

— Więc zostało nam ile? Ze dwadzieścia minut drogi? — pyta Jeno, który idzie na przodzie ze swoim chłopakiem, trzymając go za dłoń, którą wesoło buja.

— Coś koło tego. Mam nadzieję, że zasięg będzie dobrze działać wśród drzew i się nie zgubimy.

— Czy twoja ciocia w ogóle jest normalna, że mieszka w lesie? To w ogóle legalne? — pyta Donghyuck, który musi nieco podnieść głos, aby został usłyszany.

— Jest dość specyficzna, jeździ do miasta tylko gdy koniecznie musi. Teraz ma kilka badań, więc musiała sobie zrobić małą wycieczkę. I tak, to legalne, bo ten teren należy do jej rodziny od naprawdę dawna. Kiedyś wcale nie znajdował się w lesie, nie było go jeszcze. Teraz sprzedaż terenu jest niemożliwa, ale ziemi nie mogli jej odebrać.

— Wow, to w sumie niesamowite mieszkać na takim odludziu — stwierdza Jisung, który z uwagą obserwuje każdy pojedynczy mijany domek. Wszystkie jednak znajdują się w dużej odległości od siebie i przywodzą na myśl zaniedbane ruiny. Światła widoczne w oknach i psy leżące przy bramach utwierdzają ich jednak w przekonaniu, że są one zamieszkane.

— No, najlepsze przed nami, chłopaki — śmieje się upiornie Donghyuck, gdy ścieżka, po której idą, zaczyna skręcać w prawo, przez co oni sami wchodzą do lasu, który o tej godzinie wydaje się prawdziwie upiorny przez bezlistne, suche drzewa i wysokie świerki.

— Musisz tak mówić? Dobrze wiesz, że Jisung nie lubi takich rzeczy — gani go Renjun i ku zdziwieniu Chenle i Jisunga, bierze cztery szybkie kroki, aby ich dogonić. Dzięki temu jego latarka daje Jisungowi lepsze światło, dzięki czemu Park czuje się nieco pewniej.

— Dzięki... — mówi cicho najmłodszy, nie zauważając nikłego uśmieszku Chenle, który cieszy się na taki gest Renjuna dla Jisunga. Może jednak wcale nie jest między nimi tak źle, jak myślał? Może zeswatanie ich będzie proste, skoro Renjun wyraźnie troszczy się o młodszego?

— E, Jaemin, zwolnij trochę! — Chenle również przyspiesza, aby zostawić w tyle tamtą parkę. Gdy mu się to udaje, zerka na telefon starszego i unosi nieco brwi. — Czy my na pewno idziemy dobrze?

— Jest tu jedna droga, Chenle. Bez przesady, nawet bez GPSu trudno by było się tu zgubić. Trzeba być absolutnym idiotą, aby nie umieć po niej iść.

— W sumie racja. Ale to po co tak się gapisz na tę mapkę?
 
— Sprawdzam odległość i czas?

— Aha.

Idą przez dłuższy czas w absolutnej ciszy, bo Mark z szacunku do zamieszkiwanych zwierząt wyłączył muzykę już jakiś czas temu.

— Ciekawe czy obcy mają na tyle dobry wzrok, że mogliby zobaczyć nas spomiędzy drzew?

— Tak od góry, czy gdyby po prostu stali daleko od nas? — dopytuje Donghyuck, patrząc na niego pobłażliwie.

— I tak, i tak. — Mark patrzy na niego zaskoczony, że ten wyjątkowo chce podjąć z nim jakieś rozważania dotyczące obcej cywilizacji. — Jak myślisz?

— Myślę, że i tak, i tak widzieliby latarki, więc zobaczenie nas nie jest trudne, deklu.

Mark przewraca oczami i barkiem trąca Donghyucka, który przez kolejne kilka minut głosi swoją wyższość nad gatunkiem ludzkim, albo przynajmniej Markiem.

Jisung i Renjun słuchają tego rozbawieni. Ich kłótnie zawsze ich bawią jak mało co. Dzięki tej chwili rozluźnienia Jisung choć na chwilę zapomina o tym, w jakich strasznych okolicznościach przyrody się znajdują.

— Wszystko w porządku? — Renjun wykorzystuje chwilę, w której trójka z przodu zawzięcie o czymś dyskutuje, a dwójka z tyłu się kłóci, aby móc na spokojnie porozmawiać z młodszym.

— Tak, jest całkiem w porządku. Dobrze, że macie latarki w telefonach — odpowiada z uśmiechem, który jednak znika, gdy Renjun kręci głową i wzdycha cicho.

— Nie o to pytam.

— Jest... normalnie. Nic się nie zmieniło.

— Wiesz... nie chciałem wtedy taki być. Nie chciałem cię zranić w żaden sposób.
— Wiem. To ja cię przepraszam. Wszystko jest ok, naprawdę.

— Co jest ok? — Jisung niemalże dostaje zawału, gdy nagle czuje na swoim ramieniu czyjąś chłodną dłoń.

— Zabiję cię kiedyś, Hyuck! — piszczy najmłodszy, odskakując od okularnika. — Musisz mnie straszyć?!

Ten śmieje się donośnie i patrzy z nonszalancją na Chenle, który również wygląda, jakby chciał go udusić. Donghyuck nie wie tylko, czy dlatego, że przeszkodził Jisungowi i Renjunowi, których Chenle specjalnie zostawił sam na sam, czy dlatego, że aż tak martwił się najmłodszym, który zdecydowanie boi się takich scenerii.

— Ej, słyszeliście to? — pyta nagle grobowym głosem Mark.

Wszyscy jak na zawołanie milkną i z mocno bijącymi sercami rozglądają się dookoła siebie.

— Co dokładnie słyszałeś? — pyta nieco nerwowo Donghyuck, odruchowo przysuwając się nieco do Renjuna stojącego obok.

— Jakby głośniejszy szelest — odpowiada równie cicho, rozglądając się dookoła z ekscytacją. Puszcza też oczko zaskoczonemu Jeno, a ten dopiero po chwili rozumie, o co chodzi i uśmiecha się pod nosem, co nie jest widoczne w ciemnościach. Kopie Jaemina w kostkę i szepcze mu na ucho kilka słów.

Wszyscy starają się stanąć bliżej siebie i dokładnie obserwować otoczenie, ale światło latarek nie pozwala, aby wszystko było doskonale widoczne.

— Dobra. Zostało nam dosłownie pięć minut drogi, więc nie wpadajmy w panikę i chodźmy blisko siebie — proponuje Jaemin, starając się zachować zimną krew. — Tutaj podobno mieszkają wilki, ale no wiecie. Póki co ich nie widać.

— Wiatr się nieco wzmógł. Mógł mocniej poruszyć jakimś krzakiem — sugeruje mu jak zawsze spokojny Renjun, który uśmiecha się uspokajająco do przerażonego Jisunga.

— Wilki...?

Chenle widzi to, jak bardzo przerażony jest aktualnie najmłodszy z nich, oraz to, jak pocieszenie Renjuna mało mu daje. Dlatego więc wzdycha cicho i podchodzi do niego, chwytając go za rękę.

— Chodź, jeszcze tylko chwilka i będziemy w ciepłym domu. Jak nas coś zaatakuje, to wiesz, jeden mój super cios i po sprawie.

Jisung zaśmiałby się na te słowa, gdyby nie fakt, że naprawdę czuje przeraźliwy strach. Nie lubi strasznych rzeczy, a przede wszystkim lasu, który przywodzi mu na myśl złe wspomnienia.

Po chwili jednak zwraca uwagę na ciepłą dłoń Chenle, która mocno trzyma tę jego, o wiele większą. Wpatruje się w nie chwilę, po czym spuszcza wzrok i wbija go w swoje buty. Nie chce patrzeć na kolejne drzewa, które mijają. Chce już znaleźć się w jasnym, bezpiecznym domu.

— Widzę go! Jisung, możesz przestać ryczeć. — Jaemin wskazuje palcem na dobrze widoczny, kanciasty kształt pośród drzew.

— Nie ryczę!

Chłopcy przyspieszają kroku, bo tak naprawdę żaden z nich nie ma ochoty przebywać dłużej w środku ciemnego lasu. Marzy im się też ciepły posiłek w postaci zupek instant oraz rozpalony kominek.

Dom z bliska wygląda równie przerażająco, co jego otoczenie, ale chłopcy wiedzą, że jest to kwestia oświetlenia. Budynek w ich wspomnieniach jest uroczy, wykonany z jasnego drewna. Ganek, na którym stoi ławka, jest przytulny dzięki wiszącym, drewnianym osłonkom, które blokują zimne powietrze i owady.

Jaemin szybko przeszukuje plecak w poszukiwaniu klucza i z ulgą wkłada go do zamka, aby już po chwili wejść do środka, zapalić światło i rzucić ciężki plecak pod ścianę. Cała reszta robi to samo za jego przykładem i z ulgą rozprostowują kości. Jisung szybko zamyka drzwi i oddycha z ulgą. W końcu czuje się bezpieczny.

— Myślicie o tym samym, co ja? — pyta Jeno, zaczynając grzebać w swoim plecaku.

— Jeśli myślisz o jedzeniu, to owszem. — Chenle złapał się za brzuch. — Konam z głodu!
 
— Możecie coś zrobić. Ja napalę w kominku. Chłodno tu — mówi Jaemin, wchodząc do salonu, gdzie stare, ale urokliwe meble pięknie komponują się z drewnianymi ścianami i obrazami krajobrazów na nich. Domek ma typowo działkowy klimat, co bardzo się wszystkim podoba. Widać, że jest zadbany, a właścicielka ceni sobie ładne wnętrze. — Mark, Renjun, pomożecie mi przenieść drewno?

Chłopcy kiwają głową twierdząco i wychodzą na zewnątrz z bratankiem właścicielki.

— Jaki słodki! — Jisung wchodzi do niewielkiej, beżowej kuchni i kuca przy burym kocie, wyglądającym na typowego dachowca. — Chyba trzeba go nakarmić. Jaemin mówił, gdzie ciocia trzyma jedzenie?

— Nie, ale spoko, znajdziemy — odpowiada Chenle, zaczynając otwierać po kolei wszystkie szafki. W końcu odnalazł tę odpowiednią i wsypał zwierzęciu trochę chrupków do miski.

— Psy są fajniejsze. — Jeno stoi z założonymi rękami, opierając się o ścianę. — Chociaż się cieszą na jedzenie i dotyk, a on?

Jisung karci go wzrokiem i ponownie przenosi wzrok na kota, który po chwili wahania zaczyna jeść.

— I koty, i psy są fajne. Obydwa kochają właściciela, ale na inny sposób. A psy też nie wszystkich przecież lubią. Twój nie cierpi Jaemina.

— E tam, trochę zazdrosny jest i tyle.

Chenle słyszy dziwne szeleszczenie za swoimi plecami, więc ignoruje wymianę zdań przyjaciół i stara się znaleźć źródło hałasu. Odkrywa je na korytarzu w postaci Donghyucka, kradnącego paczkę chipsów z torby Marka.

— Podziel się albo cię wydam, Lee Donghyuck – grozi szeptem Chenle, patrząc na niego z wyższością.

Ten prycha cicho i uśmiecha się kąśliwie.

— Jeśli mnie wydasz, to koniec z pracą domową z matmy, Zhong Chenle – odgryza się mu Donghyck, szybko chowając słone chipsy pod bluzą. Ucieka do jednej z sypialni na górze, tej największej, i rzuca na jedno łóżko swój plecak, automatycznie zaklepując sobie najlepsze - jego zdaniem - miejsce.

Chenle wywraca oczami i wraca do kuchni, gdzie Jisung i Jeno rozpakowują z trzech siatek różne produkty spożywcze, które wspólnie kupili przed wyjazdem, aby jakoś tu przetrwać. Nastawiają też piekarnik i otwierają mrożone pizze, bo byli pewni, że wieczorem zdecydowanie nie będą napaleni na gotowanie. A pizza dziś wygrywa z zupkami z proszku.

Chenle siada na jednym z blatów, leniwie przypatrując się chłopakom, którzy starają się upchnąć w lodówce wszystko co konieczne.

— Robimy dziś coś konkretnego czy najlepsze rzeczy zostawiamy na jutro? Bo nie ukrywam, że jestem wyjątkowo zmęczony — mówi blondyn, a na potwierdzenie swoich słów ziewa donośnie. — Chyba świeże powietrze mi szkodzi.

— Czasem naprawdę tak jest, że chce się spać, gdy powietrze zmienia się na lepsze. Tak szczerze to ja też jestem już śpiący. A która jest? Ledwie po 21 — wtóruje mu Jeno, który przeciąga się, przez co czuje, jak strzyka mu jakaś kość.

— I ja jestem jakiś ospały – zgadza się Jisung. — Po jedzeniu czuję, że wszyscy padniemy.

— Tak, to wysoce prawdopodobne.

🐬🐤🐬

— Musimy się rozlokować w pokojach.

— Może po prostu tak jak pół roku temu? — mówi Mark z ustami pełnymi jedzenia. Donghyuck wzrusza na to ramionami, bo jest mu wszystko jedno, z kim będzie dzielić pokój.

— A może jednak coś zmienimy? — proponuje Chenle. — Żeby nie było nudno.
Jisung patrzy na niego zdziwiony, ale nie odzywa się i w końcu spuszcza wzrok na swój kawałek pizzy. Na tamtym wyjeździe dzielili dwuosobowe łóżko w pokoju właścicielki. Czuje się źle z tym, że chłopak nie chce tego powtórzyć.

— To ja będę z Renjunem i Markiem — odzywa się najmłodszy, uśmiechając się słodko do dwójki wspomnianych przyjaciół. Wszyscy zgromadzeni w salonie milkną i patrzą na niego w zaskoczeniu, bo oczywiste dla nich było, że zechce on być w pokoju na pewno z Chenle. Zdziwiony najbardziej w tym momencie jest Jaemin, którego wzrok spotyka ten należący do blondyna, który nie ukrywa swojego zadowolenia. Miał rację, że Jisung chciałby dzielić pokój z Renjunem! Marka dodał do nich pewnie dla niepoznaki!

— Mi to absolutnie obojętne — mówi Donghyuck, wgryzając się w kolejny kawałek pizzy. — Zaklepałem sobie najlepsze wyrko i elo. W tym gościnnym jest jeszcze jedno wolne.

— To my możemy zaklepać kanapę. — Jaemin patrzy pytająco na Jeno, który uśmiecha się szeroko, co ma służyć za twierdzącą odpowiedź.

— Zaraz... czy ja dobrze rozumiem, że trafiłem do pokoju z... — Chenle patrzy przerażony na Donghyucka, który uśmiecha się do niego, nie ukrywając złośliwości. — Nie ma takiej opcji! Przecież wy — wskazuje na Jisunga — bierzecie pokój jego ciotki. Tam są tylko dwa miejsca.

— Przecież od razu wiedzieliśmy, że brakuje dla kogoś łóżka. Wziąłem ze sobą śpiwór – oznajmia Mark, śmiejąc się z Chenle. To nie tak, że nikt nie lubi Donghyucka i nie chce z nim być w pokoju, ale jest on po prostu osobą, z którą trudno długo wytrzymać. Zwłaszcza w przypadku Chenle, który ma z nim na pieńku, odkąd tylko się poznali, mimo wielu miłych wspomnień, kiedy Hyuck potrafi być miły.

— Ciocia przygotowała też koce dla tego, kto będzie spać na ziemi — mówi Jaemin, wskazując na dwie grube płachty ciepłego materiału leżące na stoliczku pod ciemną meblościanką, która ładnie komponowała się z jasnym drewnem na ścianach. — Bez paniki, Donghyuck będzie miły, prawda?

— Jasne — odpowiada przesłodzonym głosem, poprawiając okulary.

Chenle bierze głęboki oddech. Dobra, najważniejsze, że powoli coraz bardziej zyskuje pewność co do swoich podejrzeń. Ważne, że Jisung jest w pokoju z Renjunem. Poświęcenie się dla jego szczęścia nie jest więc niczym wielkim.
Pogrążony w swoich myślach nie zauważa wpatrzonego w niego Jisunga, który po chwili jednak znów spuszcza wzrok. To nie tak, że jest mu przykro, że jego najlepszy przyjaciel tak po prostu postanowił nie być z nim w pokoju. Może i dobrze się stało. Może teraz nie będzie musiał patrzeć, z jakim błyskiem w oku Chenle opowiada mu wieczorem o Renjunie, wpatrując się w jego zdjęcia.

8. Nie róbmy niczego pochopnie



Po ogromnym apartamencie roznosi się głośny kaszel, a tuż po nim stęknięcie i pisk sprężyn z łóżka nastolatka. Chłopak chwiejnie wstaje i drga, gdy czuje pod stopami chłód. Ledwie przytomnie opiera się o ścianę ręką i z wysiłkiem stawia kolejne kroki, aby dojść do drzwi wejściowych do mieszkania, bo przed chwilą obudziło go głośne pukanie.

Z wysiłkiem dochodzi do końca korytarza i resztkami sił uchyla zamek, aby osoba po drugiej stronie mogła wejść do środka. 

Chenle otwiera drzwi z rozmachem z wyraźnie niezadowoloną miną, która jednak zmienia się diametralnie, gdy widzi stan, w jakim znajduje się Jisung.
— Matko, zasuwaj do łóżka w tej chwili — mówi blondyn, zamykając za sobą drzwi. Bierze od razu przyjaciela pod ramię i wlecze go z powrotem do jego sypialni, gdzie kładzie go i okrywa szczelnie kołdrą. — Byłeś u lekarza?

— Był rano. Dał mi leki — odpowiada chłopak, zanosząc się kaszlem. — Przepraszam, kompletnie zapomniałem o tym, że dziś mieliśmy razem tę prezentację.

— Nie przejmuj się tym. — Chenle macha ręką, pomimo tego, że musiał prezentować ich pracę samotnie, w dodatku denerwując się, że młodszy nie odpisuje na żadne wiadomości. Teraz jednak widzi, że ten pod wpływem wysokiej temperatury i snu mógł zwyczajnie o tym zapomnieć. Nie jest o to zły. Jego przyjaciel niestety jest dość chorowity.

Pomaga mu się położyć, szczelnie przykrywa go kołdrą i poprawia poduszkę, aby było mu wygodniej.

— Źle się czuję... — Jisung sam nie wie, po co to mówi na głos, skoro jest to oczywiste. Jest mu teraz wszystko obojętne, a jego ruchy są dziwnie niekontrolowane. Ma naprawdę wysoką gorączkę, która od kilku godzin nie przechodzi pomimo leków.

— Spróbuj zasnąć. Zrobię ci herbaty. — Chenle kładzie swoją dłoń na jego czole, utwierdzając się w tym, że z chłopakiem naprawdę nie jest dobrze. Zawsze jak gorączkuje, to naprawdę porządnie. — Zrobię ci zaraz zimny okład.

Jak mówi, tak też robi i kieruje się w stronę kuchni, gdzie od razu stawia pełny czajnik na elektryczną kuchenkę. Bierze też miskę i wlewa do niej zimnej wody. Przynosi z łazienki mały ręczniczek i idzie z nim oraz miską do pokoju nastolatka, który leży z zamkniętymi oczami i ciężko oddycha.

Chenle czuje ból na ten widok. Gdyby tylko mógł, przeniósłby chociaż część choroby na siebie, aby Jisungowi było choć trochę lepiej.

Nie może jednak tego zrobić, więc tylko siada na obrotowym fotelu, który przysuwa od biurka i nachyla się nad chłopakiem, mocząc ręczniczek w zimnej wodzie. Następnie wyżyma nadmiar wody i kładzie materiał na jego mokrym od potu czole. Po chwili, gdy ręcznik staje się ciepły, ponownie go macza w wodzie, aby następnie znów położyć go na czole młodszego.

Zostawia go tak, wstaje i idzie do kuchni, gdzie parzy ulubioną, czerwoną herbatę Jisunga, dodając do niej trochę soku z cytryny, który znajduje w lodówce.
Dla siebie natomiast nalewa zimną colę i opróżnia szafkę z ostatnich dwóch paczek ciastek, jakie tam stoją. Zadowolony kładzie wszystko na tacy, aby móc się zabrać z tym na raz i idzie do sypialni młodszego. Stawia wszystko na biurku zawalonym książkami i brudnymi naczyniami. Wzdycha cicho i odkłada przyniesione rzeczy na blat, aby następnie na tacę zapakować resztki śniadania chłopaka. Odnosi je do kuchni i wstawia do zmywarki, którą włącza, gdy widzi w niej komplet naczyń do mycia.

Znów wraca do pokoju, zmienia chłopakowi okład i siada przy biurku, odpalając jego laptopa, skoro póki co Jisung śpi i w takim razie choć przez chwilę nie musi czuć swoich bolących zatok, głowy i mięśni.

Chłopak loguje się do komputera hasłem hyucksmierdzi i od razu wita go tapeta w hibiskusy, czyli ulubione kwiaty młodszego. Włącza przeglądarkę, a ta na starcie przekierowuje go na stronę poświęconą pielęgnacji kwiatów. Najwyraźniej Jisung musiał ostatnio to przeglądać i zminimalizować. Chenle otwiera nową kartę i wchodzi na youtube, aby puścić cicho jakąś z playlist młodszego. Jisung nie tylko zawsze zasypia przy muzyce, ale i przy niej śpi - gdy tego nie robi, zawsze jest bardzo niewyspany i pełny niechęci do życia przez cały dzień.

Chenle zerka na nastolatka, który przez sen śmiesznie marszczy nos, na co Chińczyk uśmiecha się lekko. Znów zmienia mu okład i na chwilę przy nim siada, wpatrując się w jego spoconą twarz, którą wyciera drugim ręczniczkiem. Jest zły, że w takich chwilach Jisung nie ma nikogo w domu, kto mógłby się nim zająć. Nie ma żalu o to, że to akurat on musi spędzać swoje popołudnie, siedząc tu z chorym. Nie przeszkadza mu to, a wręcz czuje dziwną ulgę w sercu, gdy on może to robić, jednak to nie zmienia faktu, że z tyłu głowy pojawia mu się myśl, że gdyby Chenle przy nim nie było, byłby całkowicie sam w tym ogromnym, pustym apartamencie.

A nie powinien. Jest naprawdę chorowity w sezonie jesienno-zimowym i to nie pierwszy raz, kiedy skazany jest na opiekę przyjaciela. Jego ojciec nigdy nie pomyślał o tym, aby zatrudnić kogoś, kto mógłby zająć się jego jedynym synem w takich chwilach.

To nie jest w porządku.

Dlaczego dziecko pana Parka nie jest kochane?

Chenle zaciska lekko usta, a jego dłoń powoli chwyta tą Jisunga, o wiele większą od jego. Kciukiem głaszcze jej powierzchnię, nie wiedząc właściwie, po co to robi. Chyba po prostu ma gdzieś w sobie taką potrzebę. Potrzebę okazania wsparcia, z którego on najpewniej nawet nie zdaje sobie sprawy. Nie wie, jak wiele Chenle tak naprawdę jest w stanie zrobić dla jego szczęścia. Nie wie, że blondyn wciąż działa w sprawie jego uczuć do Renjuna, aby ten mógł być chociaż szczęśliwy w sferze miłości.

Głaszcze go jeszcze lekko po kasztanowych włosach, a następnie odpycha się nogami od łóżka, aby przejechać na fotelu na kółkach do biurka, gdzie przysuwa do siebie laptopa, aby zalogować się na twittera. Nie zdąża jednak tego zrobić, bo jego wzrok przykuwa telefon młodszego, który nagle zaświecił się jasnym światłem koło jego łokcia. Chwyta go z ciekawością, jak zawsze nie szanując niczyjej prywatności. Unosi zdziwiony brwi, gdy widzi sms od Renjuna, którego treść dość mocno go zadziwia. Zerka przezornie na Jisunga, ale ten wciąż śpi mocnym snem.
Drapie się po głowie, nie wiedząc, co zrobić. Oczywiście powinien teraz po prostu odłożyć telefon i zająć się swoimi sprawami, ale pierwiastek dziecka i ciekawości, który w nim tkwi, nie pozwala mu tak po prostu tego zrobić. Bije się z myślami dłuższą chwilę, aby w końcu odblokować komórkę swoim odciskiem palca, który jest jedynym dodanym tu przez młodszego.

Wchodzi na konwersację z Renjunem i zastanawia się, o co mu może chodzić.

Od: Renjun

Możemy się spotkać? Chcę o czymś pogadać, to nie na telefon. Chodzi o rozmowę z wakacji.

Rozmowę z wakacji? I to nie na telefon?

Chenle czuje, jak szybko bije mu serce. Czyżby Renjun jednak zmienił zdanie i poczuł coś do Jisunga?

Dlaczego Chenle nie czuje w takim razie szczęścia?

Zanim się orientuje, jego palec porusza się i usuwa wiadomość Renjuna, przez co sam zaskoczony upuszcza telefon na blat, czego wynikiem jest głośny huk, który roznosi się po pokoju. Przestraszony patrzy na Jisunga, jednak ten wciąż śpi, nawet nie reagując na hałas.

Chenle szybko odsuwa od siebie telefon i blokuje go.

Sam wychodzi do kuchni, gdzie siada na blacie i chowa twarz w dłoniach.
Co on najlepszego zrobił? Dlaczego to zrobił? Przecież w końcu się coś stało! W końcu Renjun wykonał jakiś krok w stronę Jisunga, a on to zaprzepaścił! Przecież nie może teraz odpisać w imieniu Parka, zobaczy to. Będzie to dodatkowo dziwne, że odpowiedź będzie na pytanie, którego nie ma na telefonie. Dlatego jedyne, co może teraz zrobić, to siedzieć tu, przeklinając siebie w myślach.

Patrzy na swoją dłoń, aby następnie zacisnąć ją w pięść i uderzyć nią o blat niczym niezadowolone dziecko. Jest na siebie wściekły. Nienawidzi się za tą zazdrość i poczucie ulgi, jakie właśnie czuje.

Dlatego właśnie obiecuje sobie, że nie dopuści już więcej do takiej dziwnej słabości, a na wyjeździe, który jest lada dzień, zrobi wszystko, aby naprawić tę głupią wtopę, którą zrobił.

🐬🐤🐬

— Chenle...? — Blondyn powoli otwiera oczy, gdy słyszy cichy, zachrypnięty głos. Momentalnie czuje ból w karku przez niewygodną pozycję, w której sobie przysnął, opierając twarz na blacie biurka. Nawet nie zauważył, kiedy właściwie zapadł w sen, a pokój zatonął w ciemności przez dość późną godzinę.

— Jak się czujesz? — pyta Chińczyk, przeciągając się z głośnym jękiem. Zerka na telefon Jisunga, aby sprawdzić godzinę. Obydwaj spali ponad trzy godziny.
— Trochę lepiej. Dziękuję — odpowiada chłopak, uśmiechając się lekko, gdy dostrzega koło łóżka miskę z wodą, ręczniki i zimną już herbatę na biurku. Sięga po nią i upija łyka. — Ta drzemka dobrze mi zrobiła.

Chenle uśmiecha się szczęśliwy, że z Jisungiem rzeczywiście jest już trochę lepiej, choć i tak jego stan pozostawia sobie wiele do życzenia.

— Chyba muszę na święta dać ci bonusowy szalik. Będziesz chodzić w dwóch, głąbie — mówi z przekąsem, choć wie, że z odpornością Jisunga mało co to da.

— Dzięki za troskę — śmieje się młodszy. — Podasz mi telefon?

Chenle spina się na te słowa, ale tylko na chwilkę, bo wie, że w sumie Jisung i tak nic w nim nie znajdzie. Podaje mu go i obserwuje, jak ten przegląda ostatnie aktualności. Nie zachowuje się nadzwyczajnie. Chińczyk jednak mimo to czuje wyrzuty sumienia, ale wie, że nie może nic z tym zrobić. Może jedynie chwycić swoją komórkę i udawać, że interesuje go to, co się dzieje na twitterze.

— Co twoi rodzice mogliby chcieć dostać w tym roku na święta? — pyta nagle młodszy, orientując się, że rzeczywiście do świąt został niecały miesiąc, a on nigdy nie lubił zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. — Nie mam pomysłu.

— Ucieszą się ze wszystkiego — odpowiada niezbyt przejęty Chenle, wiedząc, że to, co mówi, jest prawdą. — Ważne, abyś przyszedł. To jest dla nich najlepszym prezentem co roku.

Jisung wzdycha cicho i czuje, jak jego gorące policzki robią się jeszcze cieplejsze przez te słowa. Spędza święta z rodziną Chenle już od kilku lat i nieważne co kupuje co roku, i tak za każdym razem czuje, że to nie jest w stanie okazać jego wdzięczności, że nie musi w ten dzień siedzieć sam w pokoju. Może za to spędzać wesoły czas z licznymi krewnymi blondyna, z którymi zawsze dobrze się bawi.

— A ty co byś chciał? — pyta Jisung, zerkając na przyjaciela pochłoniętego scrollowaniem strony głównej na instagramie.

Abyś był szczęśliwy, kochany i robił, co chciał.

— Jakaś gra będzie spoko. Może być nowa fifa.

— W porządku.

— Wyjeżdżamy już pojutrze, a ty jutro pewnie jeszcze będziesz chorować. Pomóc ci się teraz spakować? — Chenle widząc wciąż słaby stan przyjaciela, decyduje się na wstanie z siedzenia i rozprostowanie kości. Podchodzi do jego szafy, którą otwiera pchnięciem w prawo i przypatruje się wieszakom z ubraniami.

— Jeśli chcesz... — Jisung wzrusza ramionami i zanosi się głośnym kaszlem, co tylko utwierdza Chenle w trafności jego pomysłu.

Nie zajmuje mu to długo, bo Jisung podpowiada mu, co dokładnie ma spakować, a w jego uporządkowanej szafie znalezienie poszczególnych elementów garderoby nie zajmuje dużo czasu. Wszystko po kolei rzuca na łóżko młodszego, gdzie już po chwili leży spora sterta ubrań.

— Nie za dużo tego bierzesz, modnisio? Jedziemy tylko na weekend. — Chenle zerka na stosik ciuchów, unosząc lekko brwi. — I to do lasu.

— Lubię dobrze wyglądać nawet w lesie. — Jisung wzrusza ramionami, choć doskonale zdaje sobie sprawę, że jest to - według niego - jedna z jego gorszych cech, które nabył przez ojca, który zawsze dbał o porządek i o to, aby chłopak wyglądał schludnie, gdy pokazywał się z nim gdziekolwiek. Dlatego też udzieliło się to jego synowi, który nie potrafi tak jak Chenle wyjść na miasto w pogniecionej koszulce, którą miał na sobie poprzedniego dnia.

Chenle wzdycha i staje na palcach, aby ściągnąć z najwyższej półki ciemną torbę sportową, do której zaczyna wrzucać wybrane wcześniej ubrania. Pod ciężkim wzrokiem Jisunga jednak wyciąga je z powrotem i stara się je złożyć jak najrówniej się da, jednak jego umiejętności są absolutnie beznadziejne.

— Muszę pogadać z twoją mamą, aby nauczyła cię podstawowych czynności, takich jak pakowanie.

— Nie potrzebuję składania ubrań do życia — mówi Chenle z obrażoną miną. — Co za różnica? I tak się wygniecie na ciele.

Jisung nie komentuje tego, tylko przewraca oczami i ponownie rzuca się na miękką poduszkę, nie chcąc widzieć, jak jego ubrania są nieudolnie pakowane przez chłopaka. Mimo to i tak bardzo docenia jego chęć pomocy.

— Pamiętasz, jaki w tym domku był rozkład sypialni? — pyta nagle blondyn, a Jisung dopiero po chwili, w trakcie której jego rozpalona gorączką głowa trawiła to zdanie, zrozumiał, że chłopakowi chodzi o dom ciotki Jaemina.

— Była chyba jedna na dole i jedna na górze. Tak mi się przynajmniej wydaje. A co? — Jisung przekręca się na bok, aby było lepiej widać krzątającego się po pokoju chłopaka.

— Tak pytam. Ciekawe jak rozlokujemy się w pokojach tym razem. Byleby nie z Hyuckiem.

Jisung śmieje się cicho, ale nie odzywa się. Myśl o pokojach sprawia mu przyjemność, bo nie ma pojęcia, że tym razem Chenle wcale nie planuje być jego lokatorem, co z przyzwyczajenia założył sobie młodszy.

Chenle nie odpuści przecież okazji wrzucenia Renjuna i Jisunga do jednego pokoju we dwójkę, nie wiedząc przy okazji, jak odrzucony przez niego poczuje się jego najlepszy przyjaciel.

— Czujesz się trochę lepiej?

— Tak, cieszę się, że przyszedłeś.

poniedziałek, 28 stycznia 2019

7. Wierzmy w siebie

— Żartujesz sobie?

— Nie. Przysięgam, zrobił to.

— Jesteś pewien? Też wtedy piłeś i to sporo, więc...

— Czegoś takiego nie umiałbym sobie wyobrazić. To się stało. A ja od tamtej pory mam jeden wielki mętlik w głowie. On na co dzień jest... zupełnie inny. Nawet nie wiem, od czego miałbym zacząć.

— Od początku. Od samego początku.


🐬🐤🐬

— Jaja sobie robicie. — Jaemin niemalże wypluwa sok mandarynkowy, gdy słyszy, jaki projekt oddali jego przyjaciele.

— Przysięgam, to najpiękniejsze, co usłyszałem w tym miesiącu. — Donghyuck jest szczerze rozbawiony i przez chwilę nawet nie skupia się na swoim makaronie sojowym.

Cała reszta natomiast patrzy na Jisunga i Chenle, jakby ci zaraz mieli zacząć się śmiać z Jaemina, którego udało się nabrać. Ci jednak patrzą na nich pytająco, nie rozumiejąc, skąd ich szok.

— Co jest nie tak z naszym pomysłem? — pyta szczerze zaskoczony Chenle, jednak uśmiech nie opuszczał jego twarzy. — Mi się podoba.

— Chcecie nam powiedzieć, że gdy inni zrobili jakieś projekty o aplikacjach, globalnym ociepleniu i żywności modyfikowanej, wy postanowiliście napisać konspekt o zakładzie krawieckim, który będzie produkować stroje jak z The Sims 3? Nawet wy nie możecie być... tacy. — Jaemin nie potrafi znaleźć epitetu, który mógłby idealnie odzwierciedlić jego myśli.

— I co jest w tym złego? — Chenle wciąż nie rozumie, dlaczego to niby taki zły pomysł. Jisung również patrzy na nich niezadowolonym wzrokiem.

— To niepoważne — odpowiada Donghyuck, wzruszając ramionami. — Ale chociaż się wyróżnicie.

— Wyjątkowo zgadzam się z Hyuckiem — odzywa się Mark, jak zawsze prawie zasypiając na niewygodnym, stołówkowym krzesełku. Przynajmniej ich ulubiony stolik, stojący w rogu pomieszczenia, daje uczucie pewnego odizolowania od głośnych uczniów, spożywających obiad. — Może dostaniecie coś za oryginalność.

— Mi tam się ten pomysł podoba — mówi Renjun, pijąc swoje mleko truskawkowe. — Miał być dobry biznesplan i jest. Wiele dziewczyn pewnie chciałoby mieć ciuchy takie jak w tej grze.

— Ha, i co? — Chenle uśmiecha się wrednym uśmieszkiem do Jaemina, który tylko kręci głową, nie chcąc się kłócić z i tak wrogo nastawionym do niego Chińczykiem. Wciąż w końcu rywalizują o to, kto ma rację, jeśli chodzi o uczucia Jisunga, a kolejne nieudane próby Chenle tylko podsycają ogień i mini sprzeczki między nimi. To z każdym dniem coraz bardziej irytuje Jeno, który jak zwykle postanawia ich zignorować, grając w Clash Royale na telefonie.

— To dziś macie ten test z matmy? — pyta Renjun, zauważając, że blondyn jest jakoś dziwnie poddenerwowany. — Trzęsiesz się.

— Tak, na następnych zajęciach — odpowiada za niego Jisung, klepiąc swojego najlepszego przyjaciela po plecach, gdy ten rzuca się na stół, chowając twarz przed całym światem. — Ale Chenle naprawdę jest dobrze przygotowany, tylko w siebie wyjątkowo nie wierzy. Umie to wszystko.

— Bo to matma. — Słychać jego przytłumiony, przerażony głos. — I to funkcje kwadratowe.

— Umiesz to — powtórzył Jisung uspokajająco. Jednak matematyka to naprawdę jedna z niewielu rzeczy, która jest w stanie przygnieść psychicznie tego wiecznie roześmianego nastolatka. — I pamiętaj, że jak zaliczysz na przynajmniej 70%, to stawiam ci ramen.

— Na pewno? — Chenle unosi załamany wzrok, a Jisung kiwa głową z promiennym uśmiechem. Twarz blondyna na chwilę się nieco rozjaśnia, ale po chwili znów ląduje na blacie stołu przez kolejny napad paniki i stresu.

— Będzie dobrze. — Uśmiecha się najmłodszy z towarzystwa, gdy widzi niemrawe twarze reszty.

— Jak tego nie zaliczysz, to przysięgam, że wrzucę twój łeb do kibla za zmarnowanie mi czasu.  — Chenle słyszy przy swoim uchu cichutki szept, a na karku dłoń. Przechodzą go dreszcze przez groźbę Donghyucka. Sam nie wie, czy czuje się bardziej zmotywowany, by to zdać, czy może chce mu się jeszcze bardziej płakać.

🐬🐤🐬

Zegar tyka wyjątkowo głośno, odliczając czas do nieuchronnego końca egzaminu, który zawzięcie pisany jest przez wszystkich uczniów. Zadań jest sporo, czasu mało, a jednostki niezbyt wybitne matematycznie, starają się wykorzystać czas jak tylko się da, pisząc w pustych miejscach chociażby jakieś wzory, które wydają im się prawidłowe do tego zadania. Lepiej napisać chociażby największą głupotę na świecie, aniżeli zostawić kartkę pustą.

Podobne podejście ma Chenle, który rozwiązał już ponad połowę zadań, ale kolejne zaczęły być dla niego problemem. Od pięciu minut siedzi więc nad dwiema pustymi stronami, gdzie znajdują się zadania otwarte. Zerka na zegarek, a następnie rozgląda się po klasie. Wszyscy wyglądają na zapracowanych, co jeszcze bardziej go dobija.

Spogląda na Jisunga, który jakby od razu wyczuwa na sobie czyjś wzrok i patrzy na blondyna. Uśmiecha się do niego delikatnie, mrużąc oczy i kiwnięciem głowy każe mu wrócić wzrokiem do swojej kartki.

Chenle wystarcza ten jeden jego gest, aby uspokoić oddech i zamknąć oczy na kilka sekund, aby następnie z nową energią powrócić do rysowania wykresu. Po chwili skupienia nawet udaje mu się narysować poprawną - według niego - parabolę, co od razu poprawia mu humor i sprawia, że do następnego zadania podchodzi nieco spokojnej i też udaje mu się coś zapisać. Niestety czasu nie starcza mu na ostatnie, ale nie załamuje się. Zrobił naprawdę wiele i jest pewien, że to wystarczy mu do zaliczenia.

Gdy profesor zabiera jego kartkę, w końcu bierze głęboki oddech i uśmiecha się z ulgą. Znów zerka na Jisunga, który wpatruje się w niego i już wie, że dobrze mu poszło, więc posyła mu szeroki uśmiech i pełne dumy spojrzenie. Wtedy właśnie Chenle myśli, jak cholernie się cieszy, że to spojrzenie jest skierowane właśnie do niego, a nie kogokolwiek innego.

🐬🐤🐬

— Czemu jak mamy mieć jakieś poważne rozmowy, to spotykamy się akurat tu? — pyta Jeno, przekręcając wiadro na drugą stronę, dzięki czemu może na nim usiąść pomiędzy dwiema szafkami ze środkami czystości. — Nie dotykaj tej żarówki — dodaje od razu, widząc, że dłonie Jaemina już kierują się w stronę oświetlenia, chcąc dodać małemu, zagraconemu pomieszczeniu nieco więcej klimatu.

Patrzy na Jeno ciężko, ale pod wpływem jego zmęczonego spojrzenia odpuszcza i po prostu opiera się o ścianę, patrząc na drobnego chłopaka stojącego przed nim.

— Więc? O co chodzi? — Obydwaj wydają się być zainteresowani nagłą prośbą Renjuna o dyskretną rozmowę.

Ciemnowłosy wzdycha i drapie się nieco zakłopotany po głowie, co jest do niego dość niepodobne.

— Możecie mi wyjaśnić tę szopkę, jaką odwala Chenle od ponad miesiąca? Czy on myśli, że tego nie widzę? Następnej próby utopienia mogę już nie przeżyć. Takie dziwne sytuacje trwają już długo i to już trochę męczące. Nie chcę jednak od razu go zabijać.

— Nie siedzimy w głowie Chenle. A co on niby takiego robi? — Jeno udaje zdziwienie i aby je podkreślić, rozkłada bezradnie ręce. — Ja nic nie zauważyłem. Oczywiście poza topieniem cię, ale to mogło się zdarzyć każdemu.

— Czy wy mnie bierzecie za idiotę? — Renjun wybucha śmiechem i kręci głową, jakby patrzył na dwójkę dzieci przyłapanych na podkradaniu cukierków. — Dobrze wiem, że macie z tym coś wspólnego.

— My? Nie mam pojęcia, o czym ty-

— Na Jaemin, Lee Jeno. Nie chcecie, abym się wkurzył.

Para patrzy na siebie dłuższą chwilę, jakby ze swoich oczu mogła odczytać wspólną decyzję, którą w końcu ogłasza Jaemin.

— Powiemy, jeśli nie powiesz Chenle, że o tym wiesz.

— Nigdy nie zdradziłem żadnego sekretu - odpowiada zgodnie z prawdą, zakładając rękę na rękę. — Więc? Mogę wiedzieć, dlaczego ten głupek pcha mi ciągle Jisunga w ramiona?

— Bo myśli, że jest w tobie zakochany, a ty go odrzucasz, więc stara się w tobie rozbudzić jakieś uczucia. — Jeno nie lubi obijać w bawełnę, więc opowiada o próbach chłopaka najbardziej skrótowo i konkretnie jak się da. — Nie wiemy tylko, skąd mu się to wzięło, a on sam nie chce tego zdradzić.

Renjun stoi chwilę w bezruchu, przetwarzając w głowie informacje, jakie usłyszał. Ku zdziwieniu przyjaciół, wcale nie wygląda na wyjątkowo zaskoczonego.

— To by się zgadzało. Tak myślałem od dłuższego czasu.

— I tak na luzie to przyjmujesz? — Jaemin zastanawia się, czy chłopak na pewno jest normalny.

— Wydawało mi się tak od dawna, ale nie chciałem stawiać go kłopotliwej sytuacji, mówiąc mu to prosto w twarz. Jest wrażliwszy niż się wydaje. Czułby się zażenowany przez kolejny rok, gdyby się dowiedział, że ja o tym wiem.

— To dla nas jest oczywiste, ale pozwól, że zapytamy. — Jeno opiera twarz na dłoni i patrzy na ciemnowłosego z dołu. — To, w co wierzy Chenle, to totalna głupota? Wiesz, skąd mu się to mogło wziąć?

— To głupota, bo nie jestem gejem i... wiem, skąd się najprawdopodobniej wzięło.

— Hę? — Jeno aż podnosi się ze swojego prowizorycznego siedzenia, a Jaemin robi krok naprzód. — Jak to?

— Przepraszam, ale niestety nie mogę wam o tym opowiedzieć.

— Żartujesz sobie chyba.

— Nie. Obiecałem to pewnej osobie. Mówiłem, że nie łamię obietnic. — Renjun jest wyraźnie niezadowolony z zaistniałej sytuacji, ale jest w kropce. Nie zdradzi przebiegu rozmowy sprzed końca lata.

— Ale...

— Przepraszam. — Spuszcza wzrok i wzdycha cicho, masując się po karku. — Mogę wam powiedzieć jedno. Domyślam się, co wy robicie i... nie mam nic przeciwko — mówi niepewnie, ale aby to wszystko nie było zbyt oczywiste, dodaje szybko jeszcze jedno zdanie. — Po prostu nie chcę, aby swatać mnie z Jisungiem. Więc jeśli robicie coś odwrotnego to... macie moje wsparcie.

— Skąd wiesz, że my coś robimy? — Jaemin traci całą swoją pewność siebie przez wzrok niższego chłopaka, który uśmiecha się pod nosem. Mija go, klepiąc go po ramieniu i otwiera drzwi, aby wydostać się z klaustrofobicznego schowka.

— Oj chłopcy, ja naprawdę nie wiem, dlaczego wy wszyscy na starcie założyliście, że jestem ślepy.

Drzwi za nim zamykają się, a para pozostaje sama, wpatrując się w siebie nawzajem.

— W sumie ma rację.

— Wiem. Jesteśmy głupi.

— Nie bardziej niż Chenle.

Jaemin parska śmiechem i szybko całuje chłopaka w policzek, zanim w biegu wychodzą na korytarz przez dźwięk dzwonka ogłaszającego w ich wypadku kolejną lekcję biologii.

🐬🐤🐬

— Nie wierzę... — mówi Jaemin, stojąc wśród tłumu osób, który wpatruje się w pojedynczą, wiszącą na tablicy ogłoszeń kartkę, którą kilka minut temu wywiesił nauczyciel przedsiębiorczości. Przez chwilę zastanawia się nawet, czy to nie jest jakaś ukryta kamera albo czy życie po prostu go nie testuje.

— Co tam, Jaemin? — Czuje, jak Chenle przewiesza swoją rękę przez jego szyję, a gdy przenosi na niego swój niedowierzający wzrok, widzi jego cwaniacki uśmiech i dumę wypisaną niemalże na czole. Obok niego stoi szeroko uśmiechający się Jisung, który nie wygląda wcale na złośliwego jak jego partner biznesowy. — Spodziewałbyś się, że simsowe ciuszki zajmą 3 miejsce, panie od eko żywności?

— Chenle, przestań być wredny. — Jisung patrzy na niego karcąco. Następnie uśmiecha się do Jaemina. — Ja uważam, że wasze 13 miejsce też jest świetnym wynikiem!

— Jestem na 57. — Jaemin patrzy w bok na rozbawionego Marka, który absolutnie nie wygląda na załamanego swoim tragicznie słabym wynikiem. W końcu miejsc jest 64.

— No, Jaemin. Powiedz coś w końcu. — Chenle przybliża twarz jeszcze bliżej do tej należącej do wyższego chłopaka, chcąc w końcu usłyszeć od niego jakieś słowa uznania, jako że ten wyśmiał ich pomysł w dniu oddania prac.

Nastolatek odwraca się w stronę Chińczyka i uśmiecha się delikatnie. Wie, że Chenle jest dziecinny i naprawdę potrzebuje uznania.

— Gratulacje, świetny wynik. Nie wierzyłem w was, a mieliście naprawdę dobry pomysł - przyznaje, podając młodszemu dłoń. — Myliłem się.

— Ha! — To jest dokładnie to, czego oczekiwał, a jego zadarty nos staje się jakby jeszcze bardziej widoczny. Zmienia się to jednak w chwili, w której Jaemin kładzie mu dłoń na ramieniu i uśmiecha się w sposób, jakiego blondyn naprawdę nie lubi.

— Szkoda tylko, że zwolnieni od odpowiedzi są tylko zwycięzcy, czyli nie wy. Ale naprawdę 3 miejsce jest fajne! — Puszcza mu oczko i odwraca się na pięcie, przybijając sobie mentalnie piątkę. Musi koniecznie szybko znaleźć Jeno, aby opowiedzieć mu o cudownej, otępiałej minie Chenle, która jest warta każdych pieniędzy.

— Ej... cieszmy się z tego miejsca... — Jisung widzi, że słowa Jaemina sprawiły, że cała radość blondyna prysła jak za dotknięciem różdżki. Nie wie, co zrobić, więc tylko obejmuje go lekko ramieniem, bo doskonale rozumie jego ból. Nie ma nic gorszego niż odpowiedź u tego starego belfra, czego chcieli uniknąć.

Uderza z całej siły głową o dłoń, gdy całości ich porażki dopełnia głos Donghyucka, który w końcu przedostał się do kartki z wynikami i ujrzał swoje nazwisko na samym szczycie.

— O, chłopaki. Mam 1 miejsce. Dziwne, nawet się nie starałem.

— Nienawidzę świata.

— Ja chyba trochę też.